Moja ,,maszyneria" prezentowała się niezwykle okazale, chyba powoli przerastam samego siebie. Parę metalowych wieżyczek z wiatraczkami zbierającymi energię kręciło się jak szalone w ten rześki, wilgotny poranek. Wszystkie były powiązane grubymi sznurami (ekhem, znaczy się moim ,,niezawodnym systemem antykolizyjnym") razem z główną machiną postawioną pośrodku nich. Ogromna stalowa kula na stojaku z okrągłym, przeszklonym włazem (widoczki ważna rzecz) lśniła od wilgoci i mojej cudnej polerki, którą pucowałem metalowe blachy całą noc. No co, musi się pięknie prezentować, jeśli ma zadziwić tłumy! O ile mi tu nie wybuchnie przed premierą, ale już mniejsza o to.
- Ha, no i co myślisz?- Zrobiłem parę kroków w tył, by wilczyca mogła ocenić moją robotę. O ile dobrze pamiętam, miała na imię Shante. Widać, że była małomówna, ale lepszy taki widz niż żaden.
Biało-fioletowa wadera przekręciła głowę niczym zakłopotana papuga i zmrużyła jedno oko.
- Ta, świetne. A...co to jest?
Westchnąłem głęboko i ubabraną w smarze ścierką przetarłem sobie czoło. Kiedy w końcu ktokolwiek doceni mój geniusz?
- Przecież to...Nie widzisz, że to cud wilczej techniki? Maszyna przyszłości, pojazd do przenoszenia się w czasie i przestrzeni, umiejący nacinać inne wymiary i nurkować w nich niczym w oceanie. Dopracowany w najdrobniejszym szczególe, nietestowany wprawdzie jeszcze na wilkach, ale absolutnie bezpieczny!- Poklepałem ogromną kulę, a jedna ze śrubek obluzowała się w nienajlepszym momencie.- Em, to tylko drobna uszczelka.
- Jasne.- Wydukała niezbyt przekonana. Zrobiła parę kroków w tył, jakby gdzieś się jej spieszyło.- A nie zamierzasz tego czegoś teraz testować, prawda?
Spojrzałem na nią i parsknąłem.
- A kiedy będzie lepszy czas? Wiatraki są przeładowane energią, a moje cudo nie potrzebuje niczego więcej.- ugryzłem się w język.- chociaż...
- Chociaż?- Zmrużyła oczy.
- Tak, przecież potrzebuję pomagiera!- Miałem wyszczerz na pół pyska.- Dlaczego ja o tym nie pomyślałem? Przecież byle idiota wie, że nie wyrusza się w niebezpieczną i daleką podróż bez towarzysza.
Zaśmiałem się i złapałem ją tuż przed tym, jak zaczęła zwiewać.
- To jak, piszesz się na ten zaszczyt bycia pierwszym wilkiem w maszynie czasoprzestrzennej?- Specjalnie tak gadałem, teraz na pewno nie odmówi.
- Co, że ja!? O nie nie nie nie nie, ja się nie nadaję. Nie jestem przygotowana, kompetentna, wytrzymała ani, ani, j-ja bym pewnie wykitowała po pierwszej takiej misji.- zaczęła się plątać w słowach.- Słyszałam, że to solidne przeciążenie dla organizmu tak skakać po wymiarach. J-ja jestem za młoda, żeby umierać.
- No wiesz ty co?.- A jednak odmówiła.- Ale niech będzie, daruj sobie przygody. Później będziesz żałować.
Zrobiłem parę powłóczystych kroków w stronę maszyny, minę miałem wyraźnie sfrustrowaną i może ciut rozgoryczoną. Zerknąłem jeszcze na Shante,
- Nie znasz może kogoś, kto by się nadawał? No wiesz, żeby tylko nie robił pod siebie, kiedy myśli o podróżach w czasie.
- Wilki z żywiołem czasu mogą się nadać.-Zaproponowała. Widać było, że ma głos o wiele spokojniejszy, od kiedy nie musi już martwić się o bycie moim pomagierem. - Znam nawet taką jedną.
- Tak? Czekaj, przecież ty jesteś posłańcem. - przerwałem jej. Wadera pokiwała głową bez przekonania, ale mi wystarczyło.- No to leć, znajdź mi ją, potrzebuję tej, jak jej tam...
- Lirii.
- Właśnie. Lirii.- Dziwnie imię, pomyślałem.- A jak się nie zgodzi, to zaproponuj trochę lupus. Nie oprze się, wadery już takie są.
Oczywiście nie zamierzałem jej płacić ani grosza, ale dzięki temu efekt psychologiczny będzie silniejszy. I kto wie, może gdy będzie już po wszystkim to zapomni, że jej cokolwiek obiecałem? Podróże w czasie już takie są.
Liria? Coś czuję, że nasze wilki mogą się tam pozabijać xd Ale tak tylko gdybam