31 grudnia 2018

Od Røda cd. Wichny

— Rød — powiedział miękko basior. — Też jestem tutaj nowy. Zobaczyłem twoją lekką niepewność, więc postanowiłem podejść i się przedstawić. Przy okazji zapewnić, że nie tylko ty czujesz się tutaj, jak piąte koło u wozu.
Wadera przez chwilę zawiesiła wzrok na rudym przybyszu, przyjrzała mu się, dokładnie zeskanowała łańcuszek wiszący na jego szyi i spojrzała w oczy. Rød ze spokojem siedział, przy okazji sam oglądając nowo poznaną waderę. Robił to jednak na tyle dyskretnie, że samica nie była w stanie tego zauważyć, sama była zbyt zajęta podziwianiem złotego kolibra, który zdobił klatkę piersiową Pana R.
Jej niemal szklane oczy odbijały w sobie radość, jaką prawdopodobnie Vi w sobie kryła. Była atletycznie zbudowana, a biały kolor sierści uroczo podkreślał jej błękitne, anielskie spojrzenie.
— Kim jesteś? — zapytał, chociaż był w stu procentach pewien, że ma do czynienia z aniołem.
— A jak myślisz?
— Stawiałbym anioła, ale odpowiedziałaś mi pytaniem na pytanie, więc wole nie ryzykować z odpowiedzą. Na zachętę powiem, że jestem wilkiem czasu — posłał jej nieco rozmarzony uśmiech, wypowiadając dwa ostatnie słowa.
— Demon.
To go zabolało. Znacie to uczucie, kiedy wszystko było dobrze, trwaliście w swoim zimnym i nudnym świecie, dopóki jakaś informacja nie spadła na was, jak grom z jasnego nieba? Wadera zauważyła zdziwienie basiora.
— Coś nie tak Rød?
— Właśnie nawiedziła mnie wizja, która nieszczególnie przypadła mi do gustu. Wiesz może, która jest godzina?
— Równo południe, spieszy ci się gdzieś? — zapytała.
— Muszę iść do pracy — kolejny raz się uśmiechnął. — Do zobaczenia niebawem.
Rudy bez ostrzeżenia uniósł łapę Wichny i ucałował ją na pożegnanie, następnie w podskokach ruszył w stronę sklepu. O dziwo rozpierała go energia, gdy wszedł za ladę. Na chwilę zapomniał o codziennych kłopotach, o córce, której życie jest zagrożone oraz wiszącej nad jego rodziną klątwie, przynajmniej nad częścią rodziny. Tego dnia z uwagą przysłuchiwał się klientom, doradzał, na samym końcu żegnał i zapraszał ponownie. Dowiedział się sporo nowych rzeczy na temat watahy, między innymi to, kto ostatnio zmarł, ile wilków wybiera się na pogrzeb, następnie dotarła do niego informacja, że pogrzebu ma nie być. Ktoś z tego powodu zgłosił się, aby oddać wieniec róż, bo nie miał  co z nim zrobić. Sumując był to dzień pełen atrakcji. O zmroku basior wyszedł ze swojego sklepu i pozwolił sobie na zatracenie się w ciemności.
— Kogo moje oczy widzą — zwrócił się do białej wadery, którą dane mu było poznać o poranku.
— Witaj. Zmierzasz do swojej jaskini? — zapytała łagodnie.
— Nie, mój dzień dopiero się zaczyna. Mam zamiar odwiedzić Grotę Diabła, podobno jest tam sporo interesujących dzieł. Może masz ochotę się tam przejść razem ze mną?

Wichno? Niebawem się rozkręcę.

Od Shenemi cd. Harbingera Ghost

Przymrużyłam oczy i kaszlnęłam, biorąc zarazem głośny wdech. Rozejrzałam się nerwowo, oddech miałam nierówny, łeb oblany potem, a szczęki kurczowo zaciśnięte. Małe ślepka zdawały się być jeszcze mniejsze niż dotychczas.
– Co się tu dzieje?! – warknęłam zachrypniętym głosem. Przede mną pojawił się wysoki, szczupły basior. Już raz go widziałam, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– Chciałeś mnie zabić?! – syknęłam, próbując wstać na nogi.
– Ja? Użyłbym bardziej określenia "uratować". – Uśmiechnął się blado.
– Nie pamiętam, abyś oferował mi jakąkolwiek pomoc – odrzekłam, robiąc krok w tył. – Dlaczego to zrobiłeś? Skąd wiedziałeś, że właśnie nie chcę zginąć?
– Nie sądzę, abyś chciała swojej śmierci. Właściwie, to wszystko wskazywało na wypadek – odpowiedział kojąco.
– Skoro tak, dziękuję – wycedziłam przez zęby z trudnością.
– Proszę.
– Czy mógłbyś mi teraz zdradzić imię wybawcy?
– Harbinger – odpowiedział ze spokojem
– Miło mi, ja Sh...
– ...Shenemi – przerwał mi w połowie. Spojrzałam na niego szklistymi oczyma z wielce zdziwioną miną.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza.
– C-Czy powiesz mi, gdzie teraz jestem? Trochę się pogubiłam... – Poczułam kłucie w mojej głowie. Z każdą chwilą narastało coraz bardziej.
– Jesteśmy niedaleko od jeziora, w którym się topiłaś. Właściwie kilkadziesiąt metrów.
– Jakie jezioro? – Przez chwilę nie wiedziałam, o czym mówi.
– Nie wiesz, o czym mówię?
– Emm... Wiem... Chyba... Coś sobie przypominam... – Zamyśliłam się na chwilę. – Mam już sobie iść?
– Co?
– Czy mam iść?

Harbinger? Wybacz za długość.
Wybacz, że w ogóle dodaję to teraz. ~HG z zaświatów.

Aktywność

Sielanka się skończyła, nadszedł ten moment, w którym muszę opublikować post o aktywność. Niestety, ale na liście znalazła się znaczna większość watahy. Wilki zapisane poniżej, mają czas na wysłanie opowiadania do 9.01 i ani dnia więcej. Chciałabym również przypomnieć, że „aktywność ograniczona” nie zwalnia z obowiązku pisania opowiadań, a jedynie informuje innych, że dana osoba będzie odpisywała na nie dłużej, niż zazwyczaj.
(wilki oznaczone znakiem + napisały opowiadanie i nie zostaną wyrzucone, przekreślenie oznacza, że wilk odszedł)


  • Akita
  • Antilia +
  • Ariene +
  • Artemis
  • Axalie
  • Azeroth
  • Bellona
  • Caeldori
  • Chaster +
  • Coral +
  • Darkness
  • Diathesis +
  • Ellador +
  • Harytia +
  • Hermes
  • Jake +
  • Kalista Laguna Merlin
  • Liria de la Irian
  • Little Hope
  • Lupin
  • Morrigan
  • Nathing +
  • Nemo +
  • Pain +
  • Red Arrow
  • Redesha
  • Rodwen
  • Rozmova
  • Saori de la Pesadilla +
  • Shenemi +
  • Taiyō Dihibatan +
  • Tanacetum
  • Toxikita +


Od Lumen CD Tery

Wadera spojrzała niepewnie na jasną, lekko różową chmurkę. Nie była pewna, czy faktycznie jest to bezpieczne, jak zapewniała ją Tera, jednak zdawała się nie mieć większego wyboru. Spojrzała nerwowo na ciemne niebo. Już zaczęła unosił łapę w stronę obłoku, już miała na niego wchodzić, gdy gdzieś niedaleko nich uderzył piorun, swym dźwiękiem płosząc wszystko w pobliżu. Nagły dźwięk, przypominający wybuch sprawił, że Lumen kurczowo złapała się gałęzi i za nic nie była w stanie jej puścić. Kameleon spojrzał na nią wymownie, po czym poczłapał w stronę wilczycy w masce. Ta pomogła mu się na nią wdrapać. Najwyraźniej zauważyła strach, jaki towarzyszył waderze, więc wyciągnęła w jej stronę łapę.
– Pomogę ci, ale musisz puścić się gałęzi – powiedziała spokojnie, chcąc dodać jej trochę otuchy.
Potrzebowała chwili, by się w sobie zebrać, jednak w końcu złapała Terę i znalazła się na chmurce. Ta zaczęła mknąć ku dołowi, na końcu trasy wywracając się, zrzucając na ziemię oba wilki.
Nawet nie spostrzegły, kiedy ich pyszczki znalazły się wyjątkowo blisko siebie. Maska spadła z głowy wadery. Lumen patrzyła w nie, jakby był to najpiękniejszy widok na ziemi. Trudno jej się dziwić, bowiem nie często widzi się kogoś o czarnych białkach. W dodatku wraz z pomarańczowo zielonymi tęczówkami, wyglądały naprawdę zniewalająco. Przynajmniej było tam według niej.
– Masz oczy jak salamandry – powiedziała.
Fakt, w jej głowie był to jeden z największych komplementów, jakie można komuś powiedzieć, jednak w mniemaniu większości wilków było to jednak stwierdzenie dość obraźliwe. Być może właśnie dlatego Lu od dawna nie mogła znaleźć kogoś, z kim byłaby w stanie nawiązać wspólny język.

Tera? 
Myślę, że urwę w tym momencie, bo jestem ciekawa, co Tera sądzi o salamandrach

Najaktywniejszy wilk grudnia!

W grudniu najaktywniejszymi wilkami zostają Roki i Saba, z jakże szaloną liczbą trzech opowiadań. Na konta obu wilków wpływa więc po 300 L.
Mam nadzieję, że kolejny miesiąc przyniesie większą aktywność.

Odchodzą

Powód: brak czasu i weny.
Czekamy na obiecany powrót :3

Cathien | 8lat | Szpieg | Azja66 | KP

Snow-Body
Laetitia Cyrielle | 4 lata | Psycholog | Azja66 | KP

30 grudnia 2018

Administracja

Nastąpił nowy podział obowiązków, który teraz pragnę wam przedstawić. Proszę, by każdy zapoznał się z całym postem. Znajdziecie tu informacje o obowiązkach, aktywności i wilkach administratorów.

Obowiązki


Dodawanie nowych wilków:
Tym zadaniem zajmują się HG. Jest tu mowa o całkowitym wstawieniu postaci na blog, w tym także dodaniu ich do zakładek. Jeśli Twój wilk nie został dodany lub widzisz braki z zakładkach, zwróć się do nich.

Usuwanie wilków:
Ta rola przypadła HG. Tak samo, jak wyżej, dotyczy to usunięcia wilka z całego bloga, w tym zakładek i etykiet.

Wstawianie opowiadań:
Jeśli chcesz, by Twoje opowiadanie trafiło na bloga, kieruj się tylko i wyłącznie do HG.

Dodawanie lupus:
Za dodawanie Lupus do kont wilków odpowiada Lumen, jednak jeśli chcesz kupić coś ze sklepu, możesz kierować się do dowolnego, aktywnego administratora.

Postarzanie wilków:
Czas nigdy na nas nie poczeka. Za jego bieg w watasze odpowiadają HG.

Aktywność:
Za sprawdzanie Waszej aktywności — czyli tego, czy ktoś napisał dozwolony minimum opowiadań — odpowiada Lumen. Jeśli więc z jakiegoś powodu nie możecie napisać opowiadania, podczas gdy na blogu widnieje groźny post o zagrożonych wilkach, pisz do niej.

Najaktywniejszy wilk:
Najaktywniejszy Wilk to tytuł, o jaki każdy aktywny członek powinien zabiegać. To Lumen sprawdza, kto na niego zasługuje i przyznaje odpowiednią nagrodę.

Zawieranie sojuszy:
Masz swój blog i chciałbyś zawszeć sojusz (wymiana bannerami) z naszym blogiem? Za to odpowiada HG. Kieruj się do niej!

Kontakt i Aktywność


Ktosicek [w fazie snu]
→ Ktosicek | Ktosicek | damaszek2001@gmail.com | [DISCORD: Ktosicek#1992]
Wilki: Airov, Inverness, Inveth

Lumen [aktywna]
 Pan Frodo | Ariene | amiga-13@wp.pl | [DISCORD: Lumen#1347]
Wilki: ---

HG [aktywna]
 Fever | [DISCORD: HG 🐺🔫#9894]
Wilki: Harbinger Ghost, Fasola

Od Rena

Pogoda go nienawidziła. Od trzech głupich i długich dni deszcz moczył jego futro, nie dając nawet szansy na wysuszenie go. Mimo panującego lata, czół chłód. Zawędrował na tereny jakiejś watahy - to już wiedział. Pogoda jednak sprawiła, że wszyscy jej członkowie poukrywali się w jaskiniach, przez co żadnego z nich nie mógł znaleźć. W końcu jednak natrafił na wilka, któremu najwyraźniej nie przeszkadzało doszczętne przemoczenie całego futra. Z początku spojrzał na niego krzywo.
– Gdzie znajdę alfę? – zapytał. Nie miał w zwyczaju się witać.
Nieznajomy wskazał mu kierunek, po czym się oddalił. Najwyraźniej nie przepadał za zawieraniem nowych znajomości lub nagle zorientował się, że deszcz rujnuje mu dopiero co ułożone futro. Ren stawiał raczej na tą pierwszą opcję.
Nie miał wielu opcji, więc zaufał wilkowi i udał się w jego stronę. Nie przepadał za mieszanką błota i trawy, jednak jedyna droga prowadziła właśnie przez nie. Nie było sposobu, by je ominąć, a przynajmniej on nie mógł takowego znaleźć. W końcu udało mu się dotrzeć na miejsce i mimo, że do końca nie był pewien, czy dobrze trafił, coś w sercu mu podpowiadało, iż jego wędrówka dziś miała dobiec końca.
By nie skreślić swojej szansy już na początku, otarł błoto z łap i otrzepał się z wody, z nadzieją, że jego futro nie napuszy się przez tą czynność. Powtórzył jeszcze w myślach to, co miał zamiar powiedzieć, po czym wkroczył do środka. Było tam raczej pusto. Najwyraźniej wilk alfa nie lubił trzymania w jaskini zbędnych mu przedmiotów.
– Czy zastałem alfę? – zapytał, a jego głos odbił się echem od ścian.
Po chwilę z głębi wyłonił się ciemny basior, a tuż za nim wadera, o futrze w kilku odcieniach i miłych, fioletowych oczach. Skinęła zachęcająco głową w stronę nowo przybyłego, jakby chciała zachęcić alfę.
– Co cię tu sprowadza? – Rozległ się głos czarnego wilka. Nie był surowy, jednak dało się w nim wyczuć delikatną niepewność w stosunku do psa.
– Nazywam się Ren – odrzekł spokojnie. – Błąkałem się przez całe życie. Marzę, by w końcu znaleźć miejsce, gdzie mógłbym się osiedlić.
Ten przez chwilę zrobił zamyśloną minę, jakby sam nie był pewien, co powinien zrobić.
– Jesteś psem – powiedział w końcu. – To wataha wilków.
– Brakuje wam myśliwego. Jestem gotów nim zostać.
Nikt nie wiedział, skąd Ren posiadał takie informacje. Waderze trudno było ukryć swoje zdziwienie. Można by nawet określić je, jako pozytywne zaskoczenie. Fioletowooka przytaknęła, wpatrując się w rubinowe oczy alfy. Chciała go w watasze, Ren już to wiedział.
Następnego dnia, ku zadowoleniu owczarka, słońce w końcu powróciło na niebo. Wyszedł ze swojej jaskini, by ogrzać się w jego blasku. Delikatny podmuch wiatru musnął jego uszy. Zamknął oczy, by jeszcze bardziej wsłuchać się w otaczającą go ciszę. Cieszył się, że w końcu mógł to zrobić, nie obawiając się, że pod jego nieuwagę przyjdzie człowiek i zabierze mu jedzenie. Stał tak, dopóki nie usłyszał kroków. Wtedy też przypomniał sobie, że dziś miał się zjawić u niego wilk, który oprowadzi go po terenach i objaśni funkcjonowanie watahy. Spojrzał w stronę, z której dochodził dźwięk. Jego oczom ukazała się drobna wadera. Jej granatowa sierść i płetwy sprawiały, że wyglądała tak majestatycznie, jednak w oczach Rena zdawała się być bardzo oderwana od świata. Błądziła wzrokiem po ziemi, jakby chcą odwlec spotkanie. Być może to właśnie dlatego akurat ona miała oprowadzić owczarka po terenach. By nawiązać kontakt z innym członkiem, czego w żadnej innej sytuacji by nie zrobiła. A może wcale taka nie była. Może to tylko Ren myślał, że jest nieśmiała.

Coral?

Od Wichny

- Było ciemno, grzmot zahuczał; z ognia został żar.
On już zasnął, ona czeka; ino jeden czar.
Tylko jeden…
Cicha, parna noc otaczała siwą waderę z każdej strony. Ta, ukojona słodką samotnością, wtuliła się w jej piękne ramiona, rozpoczynając swoją kołysankę, przeznaczoną wyłącznie dla jej uszu. Księżyc patrzył na nią, a wilczyca po chwili odwzajemniła to spojrzenie, wpatrzywszy się w jego zwężające się z każdym dniem oblicze. Rozpływała się w nim coraz bardziej. W końcu ucichła, zeszła na ziemię z dużego głazu i osunęła się na nagrzaną jeszcze trawę. Rzuciła krótkie spojrzenie swojemu towarzyszowi, po czym odwróciła wzrok.
- Nie kpij ze mnie. Ta wataha jest darem, którego nie zamierzam lekceważyć, pomyleńcu. Nikt nie karze ci się ze mną trzymać, a tym bardziej nikt cię o to nie prosi. Zachowaj więc takie komentarze dla siebie, jeśli łaska.
Potężny wąż odwzajemnił jej spojrzenie, wbijając w Wichnę swoje żółte, nienaturalnie świecące oczy.
- To ciało ci nie służy. Niedługo je przeciążysz i będziesz miał problem. Tylko nie waż się błagać mnie o pomoc, nie mieszam się już w wasze sprawy… Otchłań już od dawna nie jest moim domem i nic mnie z nią nie łączy.
W końcu zamilkła, widząc, że demon nie zwraca już na nią uwagi. Liście zaszeleściły głośniej, co pomogło jej odwrócić uwagę od strzępków syknięć, warknięć i słów w różnych językach, które od kilku tygodni próbowały się do niej przedrzeć. „Nie dzisiaj – pomyślała – nie… nigdy. Nigdy”.
Odetchnęła z ulgą. Przecież już nic nie trzymało jej przy Otchłani, nie czerpała już z niej mocy ani życia. Nie mogła jednak od tak jej zostawić. Mimo wszystko, życie doprowadziło ją do momentu, w którym wreszcie stała się całkowicie niezależna, mając w dodatku pewną kontrolę nad Wrotami. Co prawda nie korzystała z niej, ale… Może kiedyś jej się to przyda. Może kiedyś… „Oby nigdy…”
Następnego dnia została obudzona przez drażniący uszy jazgot. Vi poderwała się z ziemi i ujrzała wijące się w spazmach ciało żmii. Wąż złapał z nią kontakt wzrokowy, jednak ona odwróciła się od niego i odeszła. Usłyszała jedynie ciche „Pomocy”. Zignorowała to. Mówiła przecież. Powtarzała w dodatku kilka razy, a ona nie ma w zwyczaju powtarzać. Demon, którego imienia nawet nie znała i nie chciała poznać, okazał się kolejnym idiotą, który nie chciał jej posłuchać. Jego strata. Wichna szła przed siebie, napawając się drobinkami pyłu i promieniami porannego światła, które ją otaczały. Myślała nad tym, jak pogodzić nową profesję, którą miała zajmować się w watasze, z jej naturą, ale po chwili wzruszyła ramionami, sama dla siebie, stwierdziwszy w duchu, że to nie ma znaczenia. Od kiedy demon nie może być egzorcystą? Czy ktoś to kiedyś stwierdził? Jej myśli na kolejne kilka chwil zaprzątnęły takie i podobne zagadnienia.
Czego właściwie szuka w tym stadzie?
- Żebym to ja wiedziała… - mruknęła pod nosem wadera, wchodząc na ścieżkę, prowadzącą bliżej centrum terytorium – żebym to ja,cholera, wiedziała.
A jednak w głębi swojej duszy – tak, demony takową posiadają – wiedziała, czego szuka. Niemniej, nie dzieliła tych myśli ani ze sobą, ani ze światem zewnętrznym.
W końcu wyłoniła się z gęstwiny i wzrokiem napotkała kilka wilków, kłębiących się w pobliżu wodopoju. Czy powinna podejść… zagaić rozmowę?
- Pierwsze wrażenie, pierwsze wrażenie… - mruczała cicho. Nie denerwowała się, ale nie chciała dawać sobie możliwości, by odwieść się od swojego planu, którym jest, upraszczając, przeżyć. Podeszła więc czym prędzej do niewielkiego bajorka, które okazało się być dość głęboką studnią, którą musiała wydrążyć spływająca przez wieki w to jedno miejsce deszczówka.
Wilki nie zwróciły na nią szczególnej uwagi. Niektóre posyłały jej lekkie uśmiechy, inne, zdziwione zbytnio jej obecnością, przyglądały jej się i odchodziły. Wichna nie wiedziała nawet co ma zrobić. Stanęła tylko przy brzegu studni i nachyliła się, by zaczerpnąć wody. Trzymając głowę nisko, spoglądała z dołu na poszczególne osobniki. Żaden nie przykuł szczególnie jej uwagi, ale widocznie ona okazała się nieco większą atrakcją. A może po prostu biedakowi AŻ TAK się nudziło. Wadera odeszła od wodopoju i usiadła w cieniu drzew. Wilk, który uprzednio wydawał się nią zainteresowany, zapewne się rozmyślił, ponieważ straciła go z oczu. Skupiwszy się na tym, stwierdziła, że nie jest nawet pewna jak wyglądał. Łatwo więc wyobrazić sobie jej zdziwienie, gdy usłyszała obok siebie nieznajomy głos, należący do nieznajomego wilka. Nie potrafiła stwierdził czy to ten sam, który spoglądał na nią wcześniej. „Pierwsze wrażenie, pierwsze wrażenie”.
- Witaj – powiedział wilk, po czym usiadł koło niej – zgaduję, że niedawno do nas dołączyłaś.
- Bingo – odpowiedziała cicho i odrobinę zbyt szybko – Okazuje się, że łatwo jest tu zapuścić korzenie. Wichna – Vi skinęła tylko łbem, dając do zrozumienia, że oczekuje imienia swojego rozmówcy.

Drogi wilku? Zapraszam, Vi jest gotowa na przygodę godną udomowionej demonicy 

Odchodzi

Naxet wraca do adopcji.
Powód: brak pomysłu, brak czasu.
SirKoday
Naxet | 10 lat | Pomocnik | Sea | KP

29 grudnia 2018

Od Laurentis CD Victorii Nox Aeris

- Myślę, że... - powiedziałam chcąc odmówić, ale gdy tylko zobaczyłam nadzieję w oczach wadery nie potrafiłam jej odmówić. - W sumie możemy - westchnęłam. - Chodźmy - powiedziałam wstając z ziemi.
Powoli ruszyłyśmy w stronę wybrzeża, a podczas spaceru pojedyncze krople deszczu skapywały na moje futro z mokrych jeszcze drzew. Nie miałam ochoty na rozmowy, ale wadera obok widocznie miała inne zdanie na ten temat.
- Więc... jaką funkcję pełnisz w watasze? - zapytała
- Jestem strategiem - powiedziałam krótko
- Ciekawie - odpowiedziała. - Na pewno... planowanie wojen jest ciekawe.
Westchnęłam na to, nie chciałam tego komentować. Nie miałam ochoty na rozmowy z jakimkolwiek wilkiem. Przebywanie wśród innych zdecydowanie obniża moje samopoczucie.
- Mało mówisz - zauważyła wadera
- Wolę się nie odzywać, jeśli nie mam do powiedzenia nic ważnego - odpowiedziałam, po czym zorientowałam się, że to mogło urazić waderę.
Wilczyca przytaknęła i szła dalej ścieżką jakby była cała w skowronkach. Gdy patrzyłam na tę waderę widziałam swoje totalne przeciwieństwo, przez co jeszcze bardziej nieswojo się czułam. Jeśli już mam przebywać wśród innych wilków, to wolę, gdy są one z zachowania podobne do mnie.
Przeszłyśmy dość długi odcinek, a w tym czasie wilczyca cały czas o czymś opowiadała, o coś pytała. Ja chciałam tylko, żeby ta droga się skończyła i móc się w spokoju napić wody.
Gdy moje łapy stanęły na piasku, poczułam ogromne gorąco. Prawie odskoczyłam parząc sobie spody łap.
- Cholera - rzuciłam pod nosem
- Gorący ten piasek - stwierdziła Victoria
- To prawda - powiedziałam tym samym pierwszy raz się czymś z nią zgadzając.
Mimo, że podłoże było gorące ja nie chciałam biec do wody jak głupia, bo było to po prostu nie w moim stylu. Powoli szłam, mimo, że gorąco niemal paliło moje opuszki. Nie chciałam pokazać po sobie, jak bardzo jest to dla mnie męczące. Zero emocji. Spojrzałam na waderę, która szła jakby stepowała. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak szybko zszedł mi on z pyska. Nie przyznam się do tego, że owa sytuacja mnie rozbawiła. Po kilku krótkich, ale jakże dłużących się minutach moje łapy obmyła czysta woda. Pochyliłam się, aby nabrać trochę do pyska i napić się.
- Nie! - krzyknęła Victoria. - Nie pij słonej wody. Jest niedobra.
- Ale dobra na trawienie - powiedziałam i wzięłam łyk.
gdy skończyłam pić podniosłam łeb i spojrzałam na waderę, która wpatrywała się we mnie jak w wariatkę.
- Serio jest dobra na trawienie? - zapytała
- Nie - odparłam i wbiłam wzrok w budowle znajdujące się na horyzoncie
Budynki były ogromne i zniszczone, ale skąd one się tutaj wzięły i czym kiedyś były? Teraz pewnie służą za schronienie dla niektórych wilków, czy innych zwierząt mieszkających na tych terenach.
Wzrok ponowie przeniosłam na waderę i coś mi się przypomniało.
- A więc jesteś przewodnikiem? - zagaiłam pierwszy raz podczas tego spotkania
- No tak - odparła z szerokim i szczerym uśmiechem
- Czyli, wiesz o tych terenach więcej niż przeciętny członek watahy, mam rację?
- Dokładnie tak - potwierdziła po raz kolejny.
Pokiwałam potakująco pyskiem i ponowie spojrzałam na owe budowle.
- Więc opowiedz mi trochę o tym - powiedziałam nie spuszczając wzroku z mojego punktu zainteresowania.

Victoria?
Przygodę czas zacząć

|| następna część ||

Odchodzi

Powód: decyzja właściciela.
Wadera trafia do adopcji.

Alya | 4 lata | zwiadowca | Shenemi | KP

Powitajmy Rød'a!

Canis-ferox
Lubi cytaty i zna ich całkiem sporo, ale raczej nie dzieli się tym z innymi. Poza tym nie ma jednego ulubionego i nie uznaje czegoś takiego jak motto.

Imię: Rød
Pseudonim: Został kiedyś nazwany Panem R i nawet mu się spodobało. Poza tym nie ma nic szczególnego. Jego imię jest krótkie, więc po co skracać je jeszcze bardziej?
Wiek: 14 lat
Płeć: Basior
Charakter: Lubi swoje życie. Tak, od tego trzeba zacząć. Nie uważa, że jest wybitnie udane i pełne wrażeń, ale je lubi. Rod ogólnie nie jest przyzwyczajony do narzekania i smęcenia, zwykle cieszy się chwilą i kiedy tylko chce, potrafi odnaleźć kawałeczki szczęścia w zwykłych czynnościach. Nie jest też zbyt wylewny, ale za to potrafi słuchać. Zwykle jest uprzejmy i nie podnosi głosu - przez ostatnie lata zrobił to może ze dwa razy. Lubi spacery i książki, które wypożycza z biblioteki i o które dba. Nie przepada za to za walką, chociaż robi to, kiedy musi. Lubi nie spać po nocach i odrabiać braki snu w ciągu dnia. Rod jest też zagadką dla samego siebie, bo nie zawsze zachowuje się tak, jakby chciał. Bywa nieprzewidywalny, ale nie w sposób agresywny, bo ta wyblakła w nim za młodu. Ma swoje przyzwyczajenia, choć przywykł do ciągłych zmian.
Wygląd: Nie jest wybitnie wysoki, lecz na pewno nie można powiedzieć, że jest niski. Puszyste futro w kilku kolorach skrywa pod sobą mięśnie i kilka blizn. Smukły, pomarańczowy pysk zakończony brązowym nosem, a na nim spiczaste uszy. Oczy koloru zimnego błękitu; to chyba jego najładniejszy element. Łapy są długie, umięśnione i białe, a na ich końcach ciemne pazury. Kark wraz z uszami są jasnobrązowe, zaś grzbiet w barwach rdzawej czerwieni. Z szyi zwisa ciemnozłoty łańcuszek - nic specjalnego, zwykła ozdóbka, do której się przyzwyczaił.
Głos: Jego głos jest ciepły i miły dla ucha; taki, jaki przyjemnie usłyszeć w ponury poranek. Nie mówi zbyt głośno, nie krzyczy, bo nie lubi. Jako wytłumaczenie wszystkim mówi, że od krzyku boli go krtań.
Stanowisko: Sklepikarz
Umiejętności: Intelekt: 12 | Siła: 5 | Zwinność: 6 | Szybkość: 6 | Magia: 7 | Wzrok: 5 | Węch: 4 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Czasu
Żywioły: Oczywiście Czas, jego najpotężniejszy żywioł. Oprócz tego Światło. Trzeciego jak do tej pory nie poznał i raczej się to już nie zmieni.
Moce: Potrafi zatrzymać czas, lecz nie na długo. Tak naprawdę górna granica zależy od wielu czynników, takich jak chociażby zmęczenie czy skupienie. W jego zakresie jest też wgląd w przeszłość i przyszłość istot i przedmiotów, jednak nie jest ona stuprocentowo dokładna i może się lekko zmienić, dlatego też nie rozmawia o tym, co widzi. Bywa, że wizje go niszczą. Właśnie przez nie rozstał się z córką.
Drugim żywiołem jest Światło: potrafi je wchłaniać i wytwarzać. Lewitujące nad nim kulki światła, kiedy czyta, to raczej norma.
Rodzina: Rozszedł się z nimi w miarę przyjaznych stosunkach.
Partner: Kilka ich było, tyle, że z żadną nie wyszło tak, jak chciał - należy jednak pamiętać, że nie jest flirciarzem i nie były to jedynie związki na jedną noc. Możliwe, że ma kogoś teraz na oku.
Potomstwo: Miał córkę, lecz ich drogi rozeszły się, kiedy ta skończyła dwa lata. Nie był jakoś bardzo przywiązany, ale troszczył się o nią tak, jak mógł.
Historia: Usamodzielnił się w wieku dwóch i pół roku. Wtedy też zaczął poszukiwania swojego miejsca na ziemi, więc ruszył przed siebie, z głową pełną marzeń i celów. Jego życie toczyło się własnym rytmem, był nawet w kilku watahach i pełnił różne funkcje. Nie bał się nowości, był do nich przyzwyczajony. Jego świat zmienił się lekko, kiedy urodziła się jego córka, a bardzo zmienił się wtedy, kiedy ta dorosła i przez wizję przyszłości, w której ginie - niebezpośrednio - przez niego. Wtedy rozstał się z nią, uprzednio starając się jakoś zabezpieczyć jej przyszłość. Później znów zaczął się włóczyć, marzeń i celów miał coraz mniej. Dotarł tutaj w wieku 13 lat i stwierdził, że może zostanie na dłużej.
Przedmioty: Oprócz łańcuszka nie ma nic. Nigdy nie miał.
Jaskinia: Praktycznie pusta, czasami jedynie wypełniona książkami przywleczonymi z biblioteki. Jego jaskinia jest jedną z wielu, a znajduje się w lekkim odosobnieniu; nietrudno jednak ją znaleźć.
Ciekawostki: Uwielbia burze, chociaż sam nie wie, dlaczego tak jest. Staje wtedy gdzieś na wzgórzu, przycupnięty w trawie, i obserwuje rozbłyski; najładniejsze są te na nocnym niebie.
Właściciel: bay.jr@interia.pl

Od Pelagusa CD Nicodema

W ten dzień słońce niemal lizało ognistym językiem moje kruczoczarne futerko, choć wcale mi to nie przeszkadzało. Uczucie, jakie wywoływał skwar było dziwne, ale i intrygujące. Tam gdzie mieszkamy, tj. w dość głębokiej jaskini na samym szczycie gór należących do terenów watahy, panują zazwyczaj ujemne temperatury. Tak mówi Mama, a Mama zna się na rzeczy. Nie często schodzę na dół do reszty wilków, dlatego też rzadko mogę poczuć ciepło i krople wody na pyszczku.
Zostałem pod opieką Pana Chastera, ale znudziła mnie jego inność. Chciałem szukać lasu i tak też zrobiłem.
Biegłem wydeptaną ścieżką aż do momentu, gdy wysokie zboże ustąpiło miejsca grubym pniom drzew porośniętych zielono-niebieskim puchem. Powoli przymknąłem powieki, rozkoszując się przyjemnie zimnym wiatrem łaskoczącym nosek, szumem drzew, śpiewem ptaków oraz pluskiem wody.
Wody...
Łapy zaprowadziły mnie do niewielkiej rzeczki. Zanurzyłem język i spróbowałem jej. „Wodo, dokąd tak biegniesz? Dokąd tak uciekasz?” — spytałem w myślach. Ach, dokąd, po co i na co? Za co? Za czym? Nigdy jej nie rozumiałem. To zupełnie nielogiczne. Gdyby wiedziała, że gdzieś tam jest wodospad, też by tak wartko płynęła? Chciałbym ją o coś zapytać, ale mówiła w innym języku, a może w ogóle nie mówiła? Gdy dorosnę, na pewno znajdę na te pytania odpowiedzi. Gdy dorosnę, chciałbym zostać sklepikarzem. To bardzo niezwykły zawód ze względu na jego niepozorność.
Takie właśnie rozważania całkiem oddzieliły mnie od rzeczywistości, a nie byłem sam. Oblizałem się i... zauważyłem, że jestem obserwowany.
Podniosłem głowę. Czarne ślepia wbiły się prosto w moje oczy. Otworzyłem pysk zdumiony i chciałem uciekać, ale tak niezręcznie się obróciłem, że z powrotem znalazłem się w wodzie. Obcy uśmiechnął się.
– Cześć! – powiedział wesoło.
Obróciłem nerwowo głowę, aby nie patrzeć na obcego. Stałem tak przez dobre parę minut z oczyma wbitymi w wodę. Stres i nienawiść do szczeniaka, bo bez wątpienia był on szczeniakiem, namnażały się we mnie jak burzowe chmury.
Nagle woda zaczęła czernieć, a ciemność poczęła kłębić się wokół moich łap. Słońce zgasło, ustępując miejsca blado-szaremu dymowi i błyszczącemu pyłowi, który zaczął spadać na ziemię. Poruszyłem się nerwowo i cofnąłem. Pachniało zgnilizną, martwymi ptakami, takimi jakie można czasem znaleźć na plaży oraz czymś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Z zaskoczeniem zauważyłem, że na drzewach nie ma liści. Obca siła wysuszyła je, substancja, która na nich się znajdowała wyżerała je od środka. Przerażenie, jakie malowało się na moim pysku wcale nie odzwierciedlało miny wilka z naprzeciwka, który stał niewzruszony, jakby nic się nie działo.
– Mrok... – pisnąłem.
W odpowiedzi; serdeczny śmiech.
„On tego nie widzi” — jęknąłem w myślach. Widząc monstrum zbliżające się w stronę samca, uciekłem. Tak po prostu.
Biegłem przez las, nie zważając na czerniejącą roślinność, która dosłownie rozsypywała się pod moimi łapkami. Las za mną walił się, pozostawiając po sobie pustkę i szare niebo. Obróciłem się nerwowo do tyłu, by sprawdzić swoje położenie. Był to mój największy błąd. Łapy zaczęły mi się plątać, potknąłem się. Moje ciało pociągnęła grawitacja i spadłem w dół. W głowie szum, ciemność, niepamięć.
*
Otworzyłem pyszczek, aby zaczerpnąć powietrza, ale zamiast tego do mojego gardła dostała się woda. Poruszyłem łapami. Topiłem się. Resztami sił doczołgałem się na brzeg, krztusząc się i plując na wszystkie strony. Klatka piersiowa poruszała się nierównomiernie. Otworzyłem wreszcie pełne piasku oczy. Las stał tak jak wcześniej. Nietknięty. Ani śladu po zniszczeniu, ciemności, mroku.
Nieznajomy przyglądał mi się ze zdziwieniem. Obok niego stało parę wilków. Poczułem się znów senny i z natłoku wrażeń, emocji, znów „odpłynąłem”.

Nicodem?
W razie niejasności koniecznie pisz, a może ich tutaj trochę być.

Odejście

POWÓD: decyzja właściciela; postać trafia do NPC.
trik-s
Lucian | 12 lat | Szpieg | Toxx | KP

Nowość!

WITAJ, WSO!

Z tej strony Wasza [uwielbiana przez wszystkich] moderatorka, Toxx. Pragnę Wam ogłosić, iż na blogu pojawił się nowy dodatek, który ma za zadanie wspomóc Wam w precyzyjniejszym opisywaniu zdarzeń w opowiadaniach, a także wprowadzić systematyczność i synchronizację między opowiadaniami.

Od Roki CD Airova

- Pomogę ci, a potem pospacerujemy i poleżymy tak długo, aż nas nie znajdą i nie każą mi zrobić tego, co dzisiaj powinienem - powiedział basior.
Roki spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, jednak z jej pyszczka nie zniknęło zadowolenie.
- To się nazywa odpowiedzialny alfa. - zaśmiała się, przekazując listę składników Airovowi.
Ruszyła z wolna przed siebie, rozglądając się za pajęczyną.
- Po co jabłka do eliksiru na niewidzialność? - zapytał, wykrzywiając się ze zdziwienia.
- A po to... - uśmiechnęła się w jego stronę - żeby ten eliksir dało się wypić. Myślisz, że jak będzie smakowało połączenie pajęczyny, pyłu wróżki, magicznych grzybów i esencji ze żmijoptaka? Wiesz, esencja ze żmijoptaka nie smakuje najlepiej... - skrzywiła się - A jabłka dodadzą słodkiego smaku, nie zmieniając przy tym właściwości eliksiru.
- Żmijoptaka?
Basior zdawał się z każdą chwilą rozumieć coraz mniej. Trudno jednak się mu dziwić, bowiem nadążyć za Roki było nie lada wyzwaniem. Alchemia również nie należała do najłatwiejszych dziedzin, więc należy okazać mu zrozumienie. Wadera jednak zdawała się tym nie przejmować. Wciąż mówiła coś o eliksirze, co zrozumiałe było tylko dla niej i innych, równie pokręconych jak ona alchemików.
- Co to ten żmijoptak? - tym pytaniem przerwał jej wywody na temat ilości kropel rosy na pajęczynie.
- No taki... - zastanawiała się przez chwilę - krzyżówka ptaka i żmii. Nie są za duże. Powiedziałabym raczej, że dość małe. Je będzie najtrudniej znaleźć. Są niewidzialne.
- Jak chcesz znaleźć coś, czego nie widzisz?
Spojrzała w rubinowe oko Airova. Przez chwilę zatraciła się w jego spojrzeniu, jakby na świecie nie było nic innego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo lubi to robić.
- No po prostu - powiedziała cicho.

Airov? Takie o niczym wyszło, ale wiem, że ty takie lubisz najbardziej

28 grudnia 2018

Tera cd. Lumen

– Każdy z nas kogoś kiedyś stracił. Czasem przyczynia się do tego śmierć, czasem drogi się po prostu rozchodzą, ale nie liczy się to, czy ktoś siedzi obok nas. Bliskie osoby zawsze mamy w sercu – podsumowała wadera siedząca obok Tery, snując smutnym spojrzeniem po nieokreślonym punkcie na wietrze, w której oczach zakręciła się pojedyncza, prawie niewidoczna łza, która po chwili powolnie spłynęła po pysku wilczycy. Tera westchnęła w przestrzeń i oparła łebek skryty pod maską o łapkę, podpierając się zgięciem łapy o twardą, wzorzystą korę gałęzi.
Od tamtego momentu wadery zamilkły, oddając się tęsknej nostalgii swoich najbliższych. Cisza nie była uciążliwa, czy nieprzyjemna, wręcz przeciwnie — była kojąca, dawała w swoisty sposób ujście negatywnym emocjom w ciszy, wprowadzała spokojną atmosferę i wyganiała złe myśli z umysłów obu wilków.
Przez ten czas Tera zdążyła się uspokoić, podobnie, jak wilczyca obok. Rozpromieniła się nieco po rozmowie z nią, i mimo że wymieniły między sobą zaledwie parę zdań, poczuła się lepiej. Potrzebowała z kimś porozmawiać, wypłakać się komuś i wyżalić; odejście Carfida bardzo mocno odbiło się na jej psychice.
– Jak ma na imię? – wyrwało się Terze, obserwując od dłuższego czasu kameleona siedzącego na ramieniu wilczycy. Wadera spojrzała to na kameleona, to na Terę i uśmiechnęła się lekko, przymrużając oczy o pistacjowej barwie tęczówek.
– Riku – odparła, trącając zaróżowionym nosem kameleona o białych łuskach w różnokolorowe akcenty, a napotykając wyczuwalny wzrok Tery, prędko zmienił swoją barwę w ogniście czerwoną, co można było rozumować jako zawstydzenie, nieśmiałość. – Riku, no nie wstydź się – zaśmiała się wadera, a kameleon wycofał się dwa kroki w tył i mimo swojej wielkości, wtulił i zagnieździł się w puchatym futrze swojej właścicielki, nieufnie mrużąc oczy.
– To bardzo ładne imię! – skwitowała Tera, szerząc pyszczek pod maską i zamerdała długim ogonem, podświadomie czując, że z pewnością zaprzyjaźni się z właścicielką kameleona, a raczej miała taką nadzieję. – Twoje też takie jest? – spytała, nie zastanawiając się nad tokiem rozumowania padającego pytania wilczycy i przysunęła się w jej stronę, czując, jak ciekawość wzrasta z każdym odgłosem bicia serca.
– Ja... – Przekrzywiła łeb, aż w końcu skapnęła się, o co chodziło. – Och, t-tak, dziękuję, nazywam się Lumen – poprawiła się i zachichotała nerwowo, w pośpiechu zmieniając co chwilę obiekt patrzenia. – A-a ty? Jak ci na imię? – Zaróżowiła się nieco na policzkach, zakłopotana, lecz życzliwość bijąca od Tery w kilka sekund naprawiła niezręczne uczucie i w parę chwil nie było po nim ani śladu.
– Na imię mi Tera, bardzo mi miło! – Uśmiechnęła się od ucha do ucha i przysunęła się jeszcze bardziej do nowo poznanej wadery, co nie umknęło jej spostrzeżeniu, przez co zmarszczyła lekko brwi, ale tylko na chwilę, gdyż radość, jaką promieniowała Tera była na tyle silna, że sama w sobie wpływała na otoczenie.
– Tak, mnie również... – rzekła, lustrując mniejszą od siebie, pulchną kulkę, której imię poznała niedawno.
Po krótkiej wymianie zdań, która głównie opierała się na rozmyśleniach, przemyśleniach i marzeniach Tery, rozmowa ta przerodziła się w prawdziwą plotkarską pogawędkę, która, poczynając od pogody, skończyła się na temacie właściwości leczniczych Kwiatów Chetris, przy czym Lumen wykazała się sporą inicjatywą i zawzięcie opowiadała o ich strukturze, właściwościach, przygotowaniu i pielęgnacji, z czego Tera wywnioskowała, iż ów temat ogrodnictwa musiał być jej pasją. Tera sama uwielbiała tarzać się po łąkach w miękkich pęczkach kwiatów oraz samodzielnie tworzyć ciekawe fuzje przeróżnych gatunków kwiatów, których barw i piękna nie sposób opisać, jednakże nie dysponowała tak szeroko pojętną wiedzą na temat botaniki.
Wkrótce na pyszczek Tery spadła kropla wody, za którą spadła kolejna, i kolejna, aż w końcu spadła ich masa. Słoneczny dzień przerodził się w istną ulewę, na którą obie wadery zareagowały przeciągłym jękiem, a zaraz piskiem, kiedy pierwszy grzmot rozbrzmiał donośnym brzaskiem na niebie. Obie podskoczyły i czym prędzej wspólnie postanowiły zejść z konaru, na którym dotąd siedziały.
– Może bezpieczniej będzie nie skakać... – mruknęła pod nosem Tera, wychylając pyszczek zza gałęzi, za którą ukazał się wysoki — jak na nią, a była z niej pulchniutka kruszynka — spadek między nią a trawą, która na oko sięgała paru dobrym metrom. – Co powiesz na przejażdżkę? – Spojrzała na Lumen, a ta wymieniła się spojrzeniami z Riku i popatrzyła na Terę niezrozumiale.
Nic więcej nie mówiąc, Tera wykreowała przed nimi niezbyt dużych rozmiarów chmurkę, gdyż obie wadery nie były zbyt duże i ciężkie, chociaż na wagę Tery można by zwrócić uwagę. Tera wskoczyła na zaróżowioną, bajeczną chmurkę, po której reakcji na dotyk łap wilczycy, posypał się lśniący pyłek.
– A to na pewno jest bezpieczne? – zapytała niepewnie Lumen, a Tera zaśmiała się lekko.
– Oczywiście, że jest! Jedyne, co nam się może przytrafić, to... – zacięła się. – Tak właściwie, to nie wiem... Jak dotąd nic się nie działo... – zamyśliła się, z czego wybudził ją kolejny grzmot, a za nim błyskawica, która prawie że uderzyła w pobliskie drzewo, co zaczynało robić się niepokojące i powodowało jeżenie się sierści na grzbietach obu wilków. Wypowiedziane przez Terę słowa wcale nie uspokoiły Lumen, wręcz przeciwnie, wzbudziły w niej małe wątpliwości, lecz co mogła wybrać? Swobodny, choć nieprzewidywalny lot chmurką, czy draśnięcie piorunem, spalenie się na drzewie czy spłonięcie w pożarze, który mógł nastąpić w każdej chwili? – Wskakuj!

Lumen? Wskakujesz, czy zostajesz...?

Nowy członek watahy – Ren!

Safiru
Imię: W swoim życiu miewał już wiele imion. Wszystkie jednak odeszły w zapomnienie. Gdy dołączył do watahy, zaczął przedstawiać się jako Ren.
Pseudonim: Nie posiada.
Wiek: 7 lat
Płeć: Basior
Charakter: Ren to przede wszystkim spokojny basior. Nagłe wybuchy złości zdarzają mu się niezwykle rzadko. Czasem może wydawać się posępny, jednak tylko dlatego, iż ma w nawyku zagłębiać się w swoje myśli. Mało co jest wtedy w stanie przywrócić go do rzeczywistości. Wadery traktuje z szacunkiem i uprzejmością. Stara się pomagać im, gdy tego potrzebują, jednocześnie nie będąc przy tym irytującym i natarczywym. Do samców odnosi się z pewnym dystansem, jednak jego pewność siebie na tym nie cierpi. Przy poznawaniu kogoś nowego, jest tym, który zadaje pytania. Lubi wiedzieć, na czym stoi. Dopiero w późniejszym etapie znajomości zaczyna wspominać o swojej osobie. Na wiele tematów ma niezwykle uparte zdanie, a przekonanie go do swoich racji nie należy do najłatwiejszych zadań. Często ma do powiedzenia coś ciekawego, bowiem dysponuje wiedzą na wiele tematów. Ren ma dość charakterystyczny sposób wypowiadania się. Gładko przechodzi z jednego tematu na drugi, a jego słowa płyną, łącząc się w niemalże idealne zdania. Jest dobrym mówcą, bowiem waży każde słowo, zanim się wypowie. Nie jest jednak taki idealny, jaki mogłoby się wydawać. Ciężko rozgryźć, czego chce, ponieważ on sam często tego nie wie. Ciężko mu podjąć ważne decyzje. Boi się, że z powodu złego wyboru, znów będzie zmuszony brać udział w walkach psów. To jego największy lęk. Czasem gryzie kości, gdy dręczą go wspomnienia o tym miejscu. Nie ma też w zwyczaju witania się, ani żegnania. Nigdy nie usłyszysz od niego żadnego "cześć", ani "do jutra".
Wygląd: Wyglądem nie różni się znacząco od przeciętnego samca owczarka niemieckiego. Jest jedynie odrobinę większy, niż zapisane jest we wzorcu tej rasy. Lata ćwiczeń sprawiły, że sylwetka basiora stała się umięśniona i smukła. Ren posiada miękkie, gęste, karmelowe futro, o czarnej derce na grzbiecie, głowie i ogonie. Stara utrzymywać je w ładzie i porządku, jednak zdarza się, że gdzieś w jego sierść wplącze się kilka liści, a samiec nie zwróci na nie większej uwagi. Oczy Rena mają złotą barwę. Sam twierdzi, że są jego przekleństwem, ponieważ to właśnie przez nie spotkało go tyle nieszczęść, jednak wiele wader oczarowanych ich blaskiem z pewnością temu zaprzeczą.
Głos: Głęboki i męski. Niektórym może wydawać się tajemniczy.
Stanowisko: Myśliwy (atakujący)
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 9 | Zwinność: 5 | Szybkość: 7 | Magia: 0 | Wzrok: 6 | Węch: 6 | Słuch: 7
Rasa: „Owczarek niemiecki” — tak mówi jego rodowód. Ren jednak w głębi serca czuje, że jego geny skrywają magiczny potencjał wilków ziemi.
Żywioły: Czuje silne przywiązanie do żywiołu ziemi.
Moce: Jak na razie żadnych nie posiada, jednak teraz, gdy ma do tego warunki, powoli odkrywa swój magiczny potencjał.
Rodzina: Gdzieś tam na świecie żyje jego matka, ojciec i liczne rodzeństwo, jednak Ren nie wie, jak wiele ich jest i jakie noszą imiona.
Partnerka: Chciałby mieć partnerkę, o którą mógłby się troszczyć, jednak nie szuka na siłę. Wierzy w to, że uczucie przyjdzie samo i nie ma na nie żadnego wpływu.
Potomstwo: Nie posiada.
Historia: Urodził się w hodowli owczarków niemieckich, jednak jego hodowcy odrzucili go z powodu złotych oczu, przez które nie pasował do wzorca rasy. Jeszcze jako młode szczenię został porzucony na ulicy. Znalazł go pewien pan w średnim wieku, który, jak później się okazało, nielegalnie przemycał psy przez granicę. Został więc wywieziony daleko od domu i nielegalnie sprzedany do pseudo-hodowli. Poznał tam swojego pierwszego przyjaciela, Huntera. Nie było mu jednak dane długo cieszyć się nową znajomością, bowiem po kilku miesiącach kupił go brodaty mężczyzna. Mały szczeniak był wtedy jeszcze pełen ufności, więc gdzieś w jego głowie pojawiła się nadzieja na nowy dom. Los jednak chciał, by trafił na walki psów. Rozwijano w nim agresję, głodzono i zmuszano do zabijania innych psów. W końcu, jako czteroletni, dorosły już samiec, przegrał jedną z walk. Jego właściciel był przekonany, że zginie w przeciągu jednej nocy, więc wywiózł go do lasu i tak porzucił. Ren jednak był silniejszy, niż komukolwiek do tej pory się zdawało. Po walce zostały mu ledwie blizny i po kilku miesiącach wrócił do swojej formy. Od tej pory jednak, unikał ludzi, jak tylko był w stanie. Rozpoczął swoją wędrówkę w głąb lasu. Nauczył się sam zdobywać swoje jedzenie, umiał przetrwać. Jednak wciąż czegoś mu brakowało. Myślami wracał do zabaw z Hunterem. Do tego, jak świetnie im było razem, mimo wszelkich przeciwności losu. Ostatecznie dotarł do Watahy Smoczego Ostrza. Początkowo nie był pewien, jak odnajdzie się wśród wilków, ale z biegiem kilku tygodni nauczył się funkcjonować w stadzie.
Przedmioty: Kilka kości jeleni, które ma w nawyku gryźć, gdy miewa stresujące dni lub gdy po prostu dręczy go nuda. Przedmioty ze sklepu: biała paproć [użyta]
Jaskinia: Lubi nocować pod gołym niebem, jednak deszczowe noce i zimy spędza w niewielkiej chatce opuszczonej przez ludzi. Znajduje się ona w Centrum. Poza kilkoma kośćmi i niszczejącymi meblami raczej nic w niej nie ma.
Właściciel: Pan Frodo

Od Pearl CD Nico

~miesiąc później~

Ostatnio czułam się dziwnie. Chodziłam z kąta w kąt, tak zupełnie bez sensu. Mamę strasznie drażniło, kiedy w nocy wierciłam się przez bezsenność. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli...
- Skąd to wszystko? Przecież nic się nie stało... chyba... Zaraz... Nico, to przez niego. Oh! Przecież nie zrobiłam nic złego, to była tylko niewinna zabawa, dlaczego więc nadal mam... wyrzuty sumienia?! E...
I - nie wiadomo jak ani kiedy - padłam ścięta zmęczeniem jak mieczem. Dziwne, że w ogóle udało mi się zasnąć. Pamiętam jedynie, że obudziłam się daleko od domu, właśnie tam, gdzie przyszło mi do głowy zażartować z basiorka. Las nie wydawał mi się już tak przyjazny. Może i po części zrozumiałam swój błąd.
Tuż obok przefrunął motyl. Wyglądał znajomo.
- My już się znamy, prawda? - uśmiechnęłam się. - Mógłbyś... mnie stąd wyprowadzić?
Tak naprawdę nie liczyłam na pomoc ze strony stworzonka. Mimo to postanowiłam podążyć za nim.
Mijałam las, kiedy motyl zniknął mi z oczu, za to na horyzoncie ujrzałam Nicodema. Łapy się po de mną ugięły, ale coś pchało mnie, by do niego podejść. Miałam nadzieję, że zdążył już zapomnieć o ostatniej sprzeczce, w końcu nie zrobiłam nic nadzwyczaj złego.
- Ekhm, Nico? - zaczęłam tonem jak z przemówienia.
- Słucham? - podniósł głowę. - Ach, to ty.
- Oczywiście, że ja, a któż by inny? Może pójdziemy na spacer?
- Nie, raczej nie. Nie chcę narażać twojej łapy - w jego głosie dało się wyczuć ironię.
- Z moją łapą wszystko w porządku.
Westchnęłam. Nastała niezręczna cisza.
- Posłuchaj... przepraszam. Uznaję swój błąd i ...
Mój głos się załamał. Takie słowa z trudem przechodzą mi przez gardło.
- Powiedz to, księżniczko.
- I... proszę o wybaczenie. Uff...
Rozchmurzył się. To miłe.

Nico? Przepraszam, że tak długo.

Od Victorii Nox Aeris CD Laurentis

Dzieci mnie opuściły, ale to nie powód by się załamywać, w końcu mam czas na długie podróże. Zabrałam swój plecak, spakowałam trochę ziół i owoców. Zabrałam jeszcze bandaże, kocyk, latarkę i moja księgę. Tak gotowa ruszyłam przez bagna w kierunku wybrzeża. Leciałam nad bagnami, dopóki nie usłyszałam przyjemnego i ciepłego głosu. Dźwięki układały się w kojącą i relaksującą muzykę. Obniżyłam nieco lot i wylądowałam na ogromnym drzewie. Ostrożnie, aby nie wystraszyć śpiewaka obserwowałam i nasłuchiwałam. To ta nowa wadera… Laurentis, pomyślałam, Ładnie śpiewa. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poleciałam dalej, ponieważ zobaczyłam czarne chmury. Gdy zaczęło padać tak, że nie szło już latać; wylądowałam na ścieżce i szukałam jakiegoś schronienia.  Udałam się w kierunku drzewa, pod którym siedziała owa wilczyca, którą dziś słyszałam. Przypadek, nie sądzę! Sokoro już los nas przybliża to może warto pogadać? pomyślałam, wpatrując się w waderę zza krzaków. W końcu wyszłam i powoli podeszłam. Usiadłam kawałek dalej (ale nadal pod drzewem) i zaczęłam rozmowę, wpatrując się przed siebie…
– Hej! Ty jesteś Laurentis? – bardziej stwierdziłam niż spytałam i spojrzałam na waderę, która się nieco zdziwiła.
– Tak, a ty to kto? – spytała fioletowo-oka.
– Jestem Victoria Nox Aeris, ale możesz mówić mi Vicky – uśmiechnęłam się przyjaźnie. – Tutejszy odkrywca i przewodnik. Mogę spytać o kilka rzeczy? – Wadera pokiwała twierdząco głową. – Podoba Ci się u nas? Nie musisz odpowiadać. Kilka dni, to pewnie za mało, by stwierdzić…
– Tutaj jest inaczej. Piękne lasy, ciepłe dni… nie to co na północy.
– Jesteś z krainy Wiecznego Lodu? Podobno tam jest pięknie. Lodowe skały, gdzieniegdzie mniejszy lasek, lodowe pustynie i niesamowite jaskinie. To z tamtych stron pochodzą nefryty.
– Co? Jakie nefryty? – spytała wadera, w tym momencie jej mina była watra miliony. Zachowując odrobinę powagi odpowiedziałam.
– To takie kamienie o leczniczych właściwościach. Są podobne do bursztynów, tylko mają minimalnie więcej sposobów użycia i są droższe. Wystarczają za to na dłużej.
Widziałam, ze wadera próbowała zrozumieć to, co do niej powiedziałam, ale nie wyglądało to za dobrze, więc spytałam ją o to, gdzie idzie. Okazuje się, ze nie tylko ja zmierzam nad wybrzeże.
– Może pójdziemy razem? – spytałam z nadzieją. Czekałam chwilę na odpowiedź. W międzyczasie się rozchmurzyło i przestało padać.
– Myślę, że…

Laurentis?    
To jak? Zaczynamy przygodę? Mam nadzieję, że się zgodzisz i napiszemy kilka opowiadań. Pozdro!  :3

Od Inveth

I w pewnym momencie została na tym świecie sama, tak po prostu. Nikt się nie spodziewał, że ostatni członek rodziny zostaje jej odebrany w upalny dzień lata dokładnie w południe, ale od początku...
Czarny basior kroczył dumnie przez las Phoenix'a kierując się do Ujścia Rzeki. Jego wędrówka nie miała konkretnego celu, po prostu szedł i myślał. Obranie drogi wojownika, a później zabójcy i starszyzny, nie było dobrym wyjściem. Jedyne, co tak naprawdę przychodziło mu z łatwością, to właśnie myślenie. Nad wszystkim i nad niczym. Nad sensem życia, umierania i nad cholerną mocą uczuć, która potrafiła wstrząsnąć wilkiem, zmienić go w jeden dzień. Bardzo dobrze wiedział, jakie konsekwencje niosą za sobą wybory dokonane pod wpływem chwili. Był dostatecznie rozbity emocjonalnie, aby poddać się bez tłumaczenia, wszyscy wiedzieli, że jego dusza umarła już dawno, lecz żył, ciągnął to dalej. Brodził w wodzie do połowy kończyn. Lubił pływać, zimno, jakie ogarniało jego ciało, przynosiło mu ukojenie. Wskoczył na głaz, aby pokonać niewielką przepaść pomiędzy brzegami i właśnie wtedy to się stało. Słońce górowało w zenicie. Dziwnym trafem basior został postrzelony. Strzała, z pewnością magiczna, leciała z niebywałą prędkością i bez problemu przebiła skórę wilka na wylot, tym samym przybijając go do najbliższego drzewa. Dostał w krtań, jego głowa dumnie przylegała do pnia wysokiej sosny, a reszta sylwetki zwisała bezwładnie. Pod jego łapami zaczęła się tworzyć kałuża czarnej, lepkiej mazi, która niegdyś była krwią. Ciecz wypływała z pyska, rannej szyi oraz oczu, które niezmiennie porażały swoim zielonym kolorem. Śmierć była jedyną rzeczą, której się naprawdę bał, teraz już nie musi.

Urocza, kruczoczarna wadera niespiesznie przemierzała równiny należące do terenów watahy. Wychowana bez matczynej miłości, ojcowskiej z resztą też wyrosła na dobrą, nieco nieprzewidywalną samicę, która nie grzeszyła wdziękiem i intelektem. Przez ojca nazywana In, a w późniejszym okresie Czarnoduszką, w innych przypadkach była po prostu Inveth. Przeżyła jako jedyna z trójki rodzeństwa. W ciągu sześciu lat życia popełniła dwa zabójstwa — brata oraz kuzyna. Pogodziła się ze swoim mrocznym ja, nauczyła się z nim funkcjonować, aż nagle, pewnego gorącego dnia, podczas przechadzki natrafiła na martwe ciało ojca i coś w niej pękło. Harbinger Ghost umarł i została sama, naprawdę sama. Przez lata miała w nim zero oparcia, ale był, nawet świadomość o tym, że był ktoś, kto ją kochał, albo chociaż szanował, dawało pewną podporę, a teraz ona zniknęła.

Od Airova CD Roki

Przymknął oko, westchnął. No tak, jest alfą. Czasami o tym zapominał.
Wadera odwróciła się i ruszyła do przodu, całkowicie zamyślona, pochłonięta swoimi sprawami. Przez chwilę wpatrywał się w jej oddalającą się sylwetkę; podbiec, nie podbiec? Wahał się jeszcze przez ułamek sekundy, a potem podbiegł do niej i zatrzymał się gwałtownie. Łapy utkwiły w błocie, futro zafalowało, kiedy wyhamował. Widział, jak się odwraca i ze zdziwieniem wymalowanym na pysku szuka jego wzroku. Wyciągnął szyję gwałtownie, ale nie tak, by ją zranić. Chwycił za ucho, delikatnie, przednimi zębami, a potem pociągnął. Wiedział, że nie wywołał bólu, a mimo o zasyczała. Odskoczył w tym momencie, w którym zrobiła zamach, aby go trafić. Uśmiechnął się i całym sobą zanurzył w tym poranku, w leniwie wschodzącym słońcu i błocie na łapach, w kroplach rosy na uginającej się pod nimi trawie i w powietrzu pachnącym latem i świerkami. Ten poranek miał kolor bladego słonecznika, który, jak stwierdził, bardzo mu się podobał.
– Bycie alfą zostawię na później – stwierdził i postarał się, aby w jego głosie słychać było niewymuszoną nonszalancję.
Zwykle był obowiązkowy, lecz ten jeden raz pragnął odpocząć od świata, poleżeć gdzieś w odosobnieniu i całym sobą poczuć melodię kolorów i zapachów. Ten jeden raz mieć kontrolę nad zmysłami i czasem, który ostatnio pędził obok niego i którego nie potrafił złapać.
Roki wyglądała na zaskoczoną, ale w taki sposób, w jaki jest się zaskoczonym po otrzymaniu miłego, niespodziewanego prezentu.
– W takim razie co chcesz robić? Mam jeszcze parę obowiązków.
Wziął głęboki wdech, cały czas przyglądając jej się. Nawet nie zauważył, kiedy ze szczeniaka zamieniła się w waderę. Musiał przyznać, że całkiem ładną.
– Pomogę ci, a potem pospacerujemy i poleżymy tak długo, aż nas nie znajdą i nie każą mi zrobić tego, co dzisiaj powinienem.

Roki? 

27 grudnia 2018

Od Roki CD Airova

Przyspieszyłam nieco kroku, choć było już niedaleko. Zdawało mi się, jakby lada moment blask słońca miał oświetlić horyzont, tym samym zaprzepaszczając moją szansę na zebranie pyłku.
W końcu jednak naszym oczom ukazała się polana. Na pierwszy rzut oka była zwyczajna, jak wszystkie inne. Miała w sobie jednak coś magicznego, czego inne miejsca nie miały. W końcu promienie białego światła zaczęły przebijać się między drzewami. Z krzewów powoli wyłaniały się małe, magiczne istotki, kręcąc w powietrzu okręgi i pętelki. Wyglądały, jakby tańczyły. Wtedy też wyjęłam niewielką fiolkę i zebrałam odrobinę złotego pyłku, który unosił się w powietrzu.
Przepełniona energią płynącą z dnia, byłam już gotowa do drogi powrotnej. Airov jednak wyglądał, jakby wpadł w trans. Śledził uważnie ruchy wróżek. Emanowały delikatne, żółte światło, które odbijało się w jego rubinowym oku.
– To tylko wróżki – zaśmiałam się, próbując przywrócić go do rzeczywistości.
Basior przytaknął, po czym spojrzał w moją stronę.
– Potrzebujesz czegoś jeszcze do tego eliksiru? – zapytał, ukradkiem patrząc jeszcze na wróżki.
Z pomocą telekinezy uniosłam przed sobą listę potrzebnych mi składników, a fiolkę z pyłkiem włożyłam do skórzanej torby.
– Dam sobie ze wszystkim radę. Idź poalfować.
Posłałam mu słodki uśmiech. Być może nie powinnam, ale lubiłam żartować z jego stanowiska.
Ciemny wilk otworzył pysk, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ja pogrążyłam się już w myślach, gdzie znajdę najcieńszą pajęczynę pokrytą rosą.

Airov?

Nowy basior – Regen!

Canis-ferox
Nie posługuje się żadnym życiowym cytatem, czy też mottem. Stawia raczej na wiedzę przydatną do danej sytuacji i własną intuicję.

Imię: Regen
Pseudonim: Raczej nikt nie zwraca się do niego zdrobniale, jedynie gdy chce się go tym zirytować (trudno wyprowadzić go z równowagi) lub też po prostu jest się mu na tyle bliskim, a to dość trudno osiągnąć. „Reg” to chyba jednak to zdrobnienie, które jest w stanie najbardziej zaakceptować od obcego wilka.
Wiek: 20 lat
Płeć: Basior 
Charakter: Ten już wiekowy basior zdecydowanie należy do tych spokojniejszych, trzymających się na uboczu. Jest pełen abstrakcyjnych sprzeczności, których jednak dostrzeżenie nie jest takie łatwe. Sam on czasem siebie zaskakuje.
Otóż pierwszą taką cechą Regena jest to, iż myśli (chyba) więcej niż ktokolwiek, a mówi mniej, niż którykolwiek inny wilk (prawdopodobnie). Nie boi się wyrazić swojego zdania, zwłaszcza gdy jest to konieczne, jednak gdy chodzi o jego opinię czy stwierdzenia, często zachowuje je dla siebie. Wypowiadanie się na dany temat często jest dla niego zbyt małostkowy, by tracić na to czas, którego powoli zaczyna mu brakować. Zawsze jednak ma coś do powiedzenia na dany temat — po prostu rzadko daje zobaczyć to, co kryje się w jego głowie.
Po drugie, każdy uważa go za typowego samotnika. Kogoś, kogo raczej się unika i kogoś, kto właśnie unika innych. Prawda jest taka, że czyjeś towarzystwo zupełnie by mu nie przeszkadzało, jeśli byłoby odpowiednie — i tutaj zaczynają się schody. Według niego idealnym kompanem jest ktoś, kto stale uczy się nowych rzeczy, jest otwarty na nowe rozwiązania, stwierdzenia. Kto potrafi uszanować jego decyzje. Wilki zbyt głośne, wyśmiewające wszystko na swojej drodze, zbyt pewne siebie, zbyt gadatliwe, czy też dosłownie zbyt radosne, odpychają go. Być może przydałoby mu się towarzystwo kogoś rozrywkowego, lubiącego ryzyko — zwłaszcza że on sam jest w nie nieźle wplątany, ale o tym za chwilę. Mimo wszystko Reg jest zdecydowanie otwarty na każdego. Nigdy nie ocenia na pierwszy rzut oka, zawsze stara się bardziej poznać danego wilka, zanim wyrzeźbi o nim jakiekolwiek zdanie.
Trzecią ważną kwestią konieczną do poruszenia jest właśnie fakt, iż Regen zdecydowanie skory jest do sporego podejmowania się sporego ryzyka. Zdolny jest trafnie określić możliwe skutki jego podjęcia, ponieważ jest doskonałym taktykiem, w dodatku ma na koncie wiele przeżytych wydarzeń, doskonale radzi sobie w sytuacji pełnej napięcia i trudnych decyzji. Wie, kiedy się wycofać, a kiedy brnąć dalej. Oczywiście, zdaje sobie sprawę, że czasem dane postępowanie może nie przynieść prawie żadnych pozytywnych skutków, jednak przeważnie wie jak się wybronić. Jest niezwykle ostrożny, wie, kiedy stawka jest za wysoka i należy się wycofać bądź podjąć jakieś inne działania. Mimo iż dobro innych jest dla niego najważniejsze, wie, że czasem lepiej poświęcić jednego, czy parę wilków, w zamian za życie innych. Wciąż jednak stara się szukać rozwiązań, w których nikt nie poniesie takich konsekwencji.
Wygląd: Regen to wilk o niemalże czarnej sierści — czasem zdaje się wpadać w bardzo ciemny szary, czasem wręcz zlewa się z czernią nocnego nieba. Nie jest ona jakoś specjalnie długa, jednak mimo wszystko gęsta. Wilk ten posiada czerwone oczy, niezwykle długie uszy. Jest również często wyższy od innych wilków, co zawdzięcza głównie długim kończynom.
Głos: Jego głos najczęściej jest twardy, stanowczy. Płynny, bez żadnych skoków tonacyjnych. Dość charakterystyczne gładkie brzmienie jest łatwe do rozpoznania, na jego korzyść, czy tam niekorzyść. Przeważnie słychać jego siłę, czasem stojąc dosyć blisko, da się nawet wyczuć ledwo dostrzegalne drgania.
Stanowisko: Strateg
Umiejętności: Intelekt: 20 | Siła: 1 | Zwinność: 6 | Szybkość: 7 | Magia: 0 | Wzrok: 7 | Węch: 4 | Słuch: 5
Rasa: Pół Anioł, pół Demon
Żywioły: Nie ma raczej określonego żywiołu, jeszcze kiedyś być może dałoby się coś wywnioskować, teraz jednak jest to zbyt skomplikowane, by cokolwiek stwierdzić.
Moce: To również jest dość skomplikowana kwestia. Regen odznacza się ogromnym intelektem, jednak granica pomiędzy nim, a pewnymi „zdolnościami” znacznie się zatarła. Ponieważ można by rzec, że choruje na pewne schorzenia, właściwie trudno również stwierdzić, czy dane „umiejętności” wynikają z czegoś naturalnego, danych chorób, czy są może faktycznie czymś magicznym.
Otóż jest on w stanie czasem przewidzieć to, co stanie się z nim samym, czy też kimś innym. Trudno obrać to w słowa, ale być może byłby w stanie przewidzieć czyhające na kogoś niebezpieczeństwo, zagrożenie, atak padaczki. 
Regen widzi emocje innych. Widzi je pod postacią wielkich kul. Nie zawsze jest w stanie trafnie określić ich znaczenie, czy chociażby je zobaczyć. Są stworzone z przeróżnych wiązań, łączeń, fal, stale będących w ruchu. Poszczególne zachowania, kolory, to wszystko opisuje dane emocje, przeżycia, być może nawet i myśli, czy zamiary. To dość skomplikowane, gdyż nie musi mieć kontaktu z danym wilkiem, wystarczy, że kiedyś miał z nim jakiś kontakt i nie został on urwany - np. nadal widuje tę osobę, tyle wystarczy. To być może dana specjalna umiejętność, a być może jego wymysł. Jednak najczęściej to, co widzi i czuje, zgadza się z prawdą.
Rodzina: Nie żyje, jednak głównie dlatego, że pomarła ze starości, nie jest to więc według niego jakaś tragedia.
Partner: Brak, raczej nie szuka w życiu miłości.
Potomstwo: Brak
Historia: Przeszłość Regena to często wielka tajemnica. Prawda jest taka, że nic widowiskowego nie zdarzyło się w jego życiu. Parę potyczek, czy tam wręcz „wojen”, obowiązki w starej watasze, opuszczenie jej i dotarcie do tej po wielu latach samotności, podczas których nauczył się najwięcej. Wiedza to zdecydowanie to, na czym zależało mu najbardziej od zawsze. Być może dlatego, że to czasem jedyne realne, co go otacza. Trudno to wyjaśnić, jednak Regen czasem traci poczucie tego, co jest prawdziwe, a co nie jest. Kolejna, chyba największa sprzeczność dotycząca tego wilka jest taka, iż kieruje się on tym, co prawdziwe i słuszne, a jednocześnie sięga po najbardziej absurdalne rozwiązania, jakie świat widział. Tutaj trzeba wspomnieć, że od zawsze miał pewne nietypowe zachowania, co można właśnie zaklasyfikować do pewnego rodzaju schorzeń. Choroba afektywna dwubiegunowa, borderline, stany depresyjne, rozdwojenie jaźni, schizofrenia, EDNOS, wiele innych. Regen jest zdecydowanie kłębkiem problemów psychicznych jak dotąd nienazwanych przez nikogo innego, jak siebie samego. Jednak dedukcja na takie tematy przez osobę, która sama posiada dolegliwości, które chce w jakiś sposób zdiagnozować, jest kompletnie surrealistyczna, z czego doskonale zdaje sobie sprawę i nadal twierdzi, że nie wie nic o stanie, w jakim obecnie się znajduje i kiedyś znajdował.
Przedmioty: Brak
Jaskinia: Jest to raczej typowa jaskinia, czy jak by tam nazwać, nora. Można do niej wejść poprzez otwór w skale, niezbyt wielkich rozmiarów, po czym skierować się stromym zejściem w dół jaskini, gdzie znajduje się jej główna część, długa na jakieś pięć metrów i szeroka na cztery. Z każdej strony otoczona ziemią, z jej „sufitu” zwisają cieniutkie korzonki roślin.
Ciekawostki: Regen cierpi na pewne zaburzenia psychiczne (więcej w historii), między innymi zaburzenia odżywiania. Zdarza się, że je normalnie, nagle przestaje całkowicie, potem je bardzo mało, znowu przestaje i tak w kółko. Celem jest zwykłe poczucie czegoś realnego. Wilk ten ma również problemy z samo okaleczaniem się - gryzie się, rozcina skórę kłami. Jest to dla niego forma rozrywki, czegoś, co trzyma przy życiu i co pozwala mu nie zwariować, dosłownie. Nikt raczej nie zdaje sobie sprawy o jego zamiłowaniu do skrajności.
Właściciel: demonologia

Od Anacre cd. Ariny

Zastygłam w miejscu. W mojej głowie zaczęły roić się różne przemyślenia. Oczywiście, honor, ale dla szczeniaków?
- Słuchaj, młoda - odpaliłam stanowczo - Mój honor to moja sprawa, i proszę, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo marnie skończysz, jasne?! - ostatnie słowa wykrzyczałam jej prosto w oczy, agresywnie marszcząc przy tym pysk. Wadera milczała, obdarowując mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Byleby na ten wzrok, nie patrzyć odwróciłam się i czym prędzej ruszyłam przed siebie. Wadera jeszcze tam siedziała, prawdopodobnie zaskoczona moją agresywną reakcją. Nie tykać honoru.
Jednak sumienie targało mnie za umęczoną duszę. Może rzeczywiście to było trochę „nie fair"? Ale co ja poradzę - szczyl spytał się nie odpowiedniej osoby, choć i tak miał szczęście, bo nie jeden zabiłby go w mojej sytuacji. No ale niech im będzie, chcą, to dostaną te przeklęte przeprosiny.
Szukałam tych szczeniaków po lesie, w którym to zaistniała sytuacja miała miejsce. Jak się spodziewałam, żółta wadera szukała właśnie wystraszonego basiorka. I była tym szukaniem tak zajęta, że nie zauważyła mnie, gdy stałam ledwo kilka metrów za nią.
- Ekhem... - chrząknęłam. Odwróciła łeb.
- Czego jeszcze chcesz? - rzuciła jakby od niechcenia.
- Ta wasza cholerna, szczenięca solidarność... - mruknęłam pod nosem.
- Co?
- Nie ważne - uśmiechnęłam się - Jak znajdziesz tego szczy... szczeniaka - poprawiłam się - ...przed wschodem słońca, to umówmy się, że go przeproszę.
Początkowo wadera ciekawsko na mnie spojrzała, znów zdziwiona moją reakcją. Później jednak najwyraźniej uniosła się dumą.
- Łaski bez.
No tak, właśnie dlatego nienawidzę nieletnich.
- Zamierzasz odgrywać tu scenki, czy schowasz dumę do kieszeni i spróbujesz współpracować chociaż przez te kilka godzin?! - i znów zrobiłam się agresywna.
- Spokojnie... - z odrazą spojrzała na moje obnażone kły. Wzięłam głęboki wdech.
- Daleko nie poszedł. Ja idę, a ty rób, co chcesz - nie odwracając się za siebie, ruszyłam z miejsca.
- Ale gdzie ty idziesz? - zatrzymała mnie wadera - On poszedł w przeciwną stronę...
Tak skutkuje brak węchu.
- Nie wymądrzaj się - rzuciłam na odchodne i poszłam, tym razem już chyba dobrą drogą. Nie dałam po sobie tego poznać, ale co trochę odwracałam wzrok na waderę, by upewnić się, że dobrze idę. Nigdy nie było mi łatwo bez zmysłu węchu, a teraz przeciwności powracały. Trwałam tylko w nadziei, że młoda nic nie zauważy. Po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk szeleszczących liści.
- Słyszysz? - szepnęłam i bez zbędnego czekania podreptałam do źródła dźwięku. Na chwilkę stanęło mi serce.
- Oto nasza zguba - oznajmiłam. Mały szczeniak leżał rozszarpany, a dalej było widać krwiste ślady łap naprawdę dużego stwora, który po śladach przypominał kota.

Arina? Wybacz, że czekałaś tak długo, (bo ponad dwa tygodnie ._.) ale po prostu nie miałam czasu :<

Od Laurentis

Tereny tutejszej watahy były dla mnie nowością. Wcześniej jedyne co znałam to skały, lód, który pokrywał skały, zbrylona, twarda ziemia. Tutaj tego nie było. Tereny bagienne były kompletnie inne, niż to, co było mi znane do tej pory.
Spacerowałam po mokradłach, mocząc łapy w grząskiej ziemi. Początkowo przerażało mnie to, ale z czasem stało się to przyzwyczajeniem. Błoto brudziło moje jasne futro, ale nie przeszkadzało mi to, i tak planowałam udać się później na wybrzeże, gdzie będę mogła obmyć się z wszelkiego brudu. Dookoła rosły potężne drzewa, które także były dla mnie nowością. Przechadzałam się między ich ogromnymi pniami.
Nie minęło dużo czasu, odkąd tutaj jestem, ale czułam się tutaj dobrze, a na pewno dużo lepiej, niż tam, gdzie się wychowałam. Promienie słońca padały na wodę, przez korony drzew, a ja wciąż spokojnie szłam przed siebie, zanurzając swoje ciało coraz to głębiej w mule.
Zatrzymałam się dopiero gdy było widać jedynie moją głowę. Stałam tak, i patrzyłam przed siebie, czując ciepło wokoło mojej tuszy. Rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, że jestem tutaj całkowicie sama. Będą tego pewna, przymknęłam powieki i pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Z mojego pyska zaczęły wydobywać się pojedyncze, melodyjne dźwięki. Gdy śpiewałam, czułam, że rzeczywistość, w której się znajduję, znika, i jestem tylko ja i muzyka. Nie wiedziałam, ile tak stałam, ale otworzyłam oczy dopiero, gdy poczułam kroplę czegoś na moim nosie. Spojrzałam na niebo i zauważyłam, że słońce, które wcześniej świeciło, zostało teraz zasłonięte przez szare chmury. Westchnęłam i zaczęłam wynurzać się z bagna.
Szłam powoli z powrotem na suchy ląd, a kropelki deszczu raz po raz spadały na moje brudne od błota futro. Gdy moje łapy stanęły na trawie, otrzepałam się i powoli ruszyłam w stronę wybrzeża. Deszcz padał coraz bardziej, ale nie przeszkadzało mi to w niczym, do momentu, gdy nie rozpadało się tak bardzo, że nie dało się otworzyć nawet oczu. Schowałam się pod jedno z drzew, z zamiarem przeczekania tej ulewy. Usiadłam, okryłam ciało ogonem i czekałam.
Wpatrzona w dal, nie usłyszałam nawet kroków zbliżającego się osobnika, który wyszedł zza krzaków. Stanął, nadstawił uszy i wpatrywał się we mnie, ale ja nie wiedziałam, kto to jest.

Ktoś chętny do dokończenia?

Powitajmy Laurentis!

Beauty by Taravia
Taravia
Memento mori.

Imię: Laurentis
Pseudonim: Lolo, Lauren, Hauregee, jednak tylko bliskie wilki mogą tak się do niej zwracać.
Wiek: 5 lata
Płeć: Wadera 
Charakter: Na pierwszy rzut oka Lauren sprawia wrażenie pewnej siebie, nieznoszącej sprzeciwu wadery. Jej postawa — głowa i ogon, zawsze uniesione — utwierdza innych w tym przekonaniu. Jej fioletowy, często przeszywający wzrok sprawia, że wilki czują się zakłopotane. Zawsze stara się mówić spokojnie i pewnie, nie chce, by inni nie brali jej na poważnie. Podczas nawiązywania nowych znajomości — co zdarza się nieczęsto — stara się trzymać dystans. Nawiązanie rozmowy z nią na jakikolwiek temat jest okropnie trudne, a wszystkie rozmowy mają charakter wyłącznie dyplomatyczny. Wszystkie wilki traktuje z góry, nikomu stara się nie ufać, wyjątkiem była jej siostra — Taylor. Świetnie radzi sobie podczas spotkań i wszelkiego rodzaju przemówień.
Laurentis od zawsze stawiała sobie cele, do których z uporem maniaka zawsze dążyła. Jest pracowita, całymi dniami potrafi siedzieć i pracować, oczywiście robi to z ogromną przyjemnością. Jest realistką, nie wierzy w marzenia, raczej stara się, jak już było wcześniej wspomniane, dotrzeć do wyznaczonego przez siebie celu, mimo wszystko woli tego nie nazywać marzeniami. Jednak jaka ona jest naprawdę?
Pod grubym płaszczem tajemnicy kryje się zwykła, cicha wadera, która boi się nawiązywać kontakt z innymi wilkami. Od zawsze się izolowała. Izolowała się, bo bała się odrzucenia i pozostania samotną. Mimo tej maski, Lauren jest wrażliwa i potrafi kochać, jednak nie lubi tego okazywać. Nie lubi okazywać swoich uczuć. Tak została wychowana – by emocje zawsze odstawiać na bok, a na twarz założyć maskę pewności siebie. Nie da się ukryć, że dzięki temu wilczyca potrafi sama o siebie zadbać i nie potrzebuje nikogo przy sobie, ale czy to dobrze? Z jednej strony owszem, jednak głębiej się temu przyglądając — każdy potrzebuje kogoś przy sobie. Kogoś, komu będzie mógł wszystko powiedzieć, inaczej zeświruje. Z uporem maniaka dąży do całkowitego odizolowania się i skupienia się na pracy, tylko po to, by nie musieć rozpoczynać życia miłosnego.
Stres jest nieodłącznym elementem jej życia, zawodowego, jak i prywatnego. Gdy się pozna ją bliżej, to wadera potrafi okazać czułość, bo w głębi serca jest naprawdę dobra, mimo iż tego nie widać. Wilczyca od zawsze dogłębnie wszystko analizowała, wszystkie swoje problemy. Potrafiła siedzieć godzinami, zastanawiając się nad odpowiednim wyjściem z danej sytuacji. Nigdy nie robiła niczego pochopnie, jest zdecydowanie tym typem wilka, który najpierw myśli, a dopiero później działa. Nigdy nie działa pod wpływem impulsu, uważa, że racjonalne myślenie to podstawa w przetrwaniu. Wilczyca lubi się także rozwodzić nad sensem egzystencji. Posiada niezwykle strategiczny umysł, co pozwala jej na idealne rozplanowanie wszystkiego — poczynając od zwykłego polowania, a kończąc na wojnach.
Wygląd: Laurentis należy do wilków średniego wzrostu i o szczupłej sylwetce. Jej ciało prawie w całości pokrywa bladofioletowa sierść, nie licząc kilku miejsc, gdzie futro przybiera kolor czarny — końcówka ogona, łapy, uszy oraz kilka wzorków na jej grzbiecie i pysku. Futro na ogonie, szyi i końcach łap jest wyjątkowo długie i puszyste. Uszy ma długie i spiczaste. Barwa jej oczu przybrała nietypowy, fioletowy odcień.
Głos: Głos Laurentis jest bardzo przyjemny dla ucha, o niskiej tonacji i odrobinę zachrypnięty.
Stanowisko: Strateg
Umiejętności: Intelekt: 9 | Siła: 5 | Zwinność: 6 | Szybkość: 5 | Magia: 5 | Wzrok: 7 | Węch: 6 | Słuch: 7
Rasa: Wilk Umysłu
Żywioły: Woda, Iluzja, Umysł
Moce:
  • Żywioł umysłu:
– czytanie w myślach;
– umiejętność kontrolowania innych za pomocą ich umysłu;
– telekineza, czyli umiejętność zmieniana położenia przedmiotów za pomocą siły umysłu;
– możliwość stawiana oporu, gdy przeciwnik chce zawładnąć jej umysłem.
  • Żywioł iluzji:
– możliwość stworzenia obrazu będącego iluzją do dezorientacji przeciwnika;
– umiejętność stawiania oporu, gdy przeciwnik tworzy iluzję.
  • Żywioł wody:
– umiejętność władania materią wody;
– umiejętność zmiany stanu skupienia i temperatury wody.
  • Moce bezżywiołowe: 
– w niektórych przypadkach Laurentis potrafi stać się niewidzialna, ale sama jeszcze nie do końca nad tym panuje.
Rodzina:
  • Matka: Meredith 
  • Ojciec: Nie pamięta 
  • Siostra: Taylor
Partner: Nie szuka nikogo do życia w związku, za bardzo ją to przeraża.
Potomstwo: Nie ma, nie planuje, bo nie ma z kim, ale kto wie, może pewnego dnia doczeka się potomstwa.
Historia: Laurentis urodziła się na północy, na terenach wiecznego lodu. Jej matka była partnerką Alfy owej watahy, jednak jak się szybko okazało, Laurentis nie była jego dzieckiem. Wszystkie wilki z tamtej watahy posiadały żywioł lodu, jedynie mała Lolo go nie posiadała. Zdenerwowany alfa skazał na wygnanie Laurentis, Taylor oraz ich matkę, Meredith, za zdradę alfy. W ten sposób trzy wilczyce włóczyły się po świecie, poszukując schronienia. Samotna matka nie dawała sobie rady z wychowaniem swoich dzieci, biorąc w swoje łapy jeszcze rolę ojca — ktoś w końcu musiał wyżywić i obronić rodzinę. Wilczyce dorastały wraz z surowością ich matki. Wadera karciła młode, za każde przesadne panikowanie, czy nawet okazywanie szczęścia. W jaki sposób? Nie dając „nieposłusznej” kolacji lub nie pozwalając pić od rana do zmierzchu. Lauren była tą silniejszą w miocie i jakoś to przeżyła, niestety jej siostra Taylor zmarła z wycieńczenia, gdy miały po dwa lata, co niesamowicie wpłynęło na Lolo. Nie mogąc dłużej tego znosić, Lauren opuściła swoją matkę, mając jej wiele za złe. Jako iż nie posiadała żywiołu Lodu, ciężko było przetrwać jej samotnie w tych terenach. Nie odpuszczając jednak, wilczyca przez długi rok tułała się po świecie w poszukiwaniu schronienia. Każdego napotkanego po drodze wilka traktowała jak wroga. W końcu miała naprawdę dość tej wiecznej tułaczki i gdy tylko jej łapa weszła na tereny pokryte trawą, poddała się i stwierdziła, że potrzebuje gdzieś przynależeć. Tak właśnie znalazła się w Watasze Smoczego Ostrza.
Jaskinia: Wadera żyje w niewielkiej, opuszczonej norze, składającej się z dwóch pomieszczeń oddzielonych niedużym, wąskim korytarzem. Jeden z pomieszczeń pełni funkcję spiżarni, drugie natomiast, to bliżej wyjścia na powierzchnię – sypialni, gdzie śpi na stosie liści i siana.
Ciekawostki:
  • Laurentis podczas swojej podróży dużo śpiewała, ale nigdy nie robiła tego w towarzystwie innych wilków.
  • Nigdy nie poznała swojego ojca, matka od zawsze go przed nią ukrywała.
Właściciel: Werka1

26 grudnia 2018

Powitajmy Wichnę!

Intoi
Łatwo jest nakładać maski, trudniej odsłonić to, co prawdziwe.

Imię: Wichna
Pseudonim: Vi. Po prostu Vi.
Wiek: 8 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Wichna jest zmienna niczym wiatr. Zazwyczaj bywa typem filozofa, zdarza jej się za dużo rozmyślać (choć sama uważa, że w kwestii myślenia, nie ma górnej granicy poświęconego na nie czasu), w zasadzie o wszystkim. Mimo iż potrafi być empatyczna i pomocna, na co dzień myśli raczej o sobie, ponieważ, co tu kryć, kocha siebie. Na szczęście nie tylko. Nie ogranicza się tylko do własnego uwielbienia, otacza często sympatią wszystko co ją otacza – miejsca, widoki, rośliny, inne zwierzęta, a najrzadziej, inne wilki. Jej pobratymcom dość trudno jest zdobyć jej względy. Mimo tego jest przyjazna i tylko czasami zdarza jej się ironizować, albo być bezczelną.
Vi jest raczej cicha, w żadnym stopniu przebojowa, raczej nudna. Może nudna to złe słowo. Statyczna. Wichna jest statyczna, chociaż nie zawsze tak było. Niegdyś była przebiegłą i niezdolną do opanowania wilczycą. W tej chwili „ciemna strona” wychodzi z niej jedynie gdy ktoś za bardzo wejdzie jej na głowę. 
Wadera uwielbia spędzać czas wolny aktywnie, szukając nowych miejsc albo zbierając zioła i inne przedmioty, których używa w swoich rytuałach. Woli być wtedy sama, ale nigdy nie gardzi towarzystwem, nawet, jeśli zwiastuje ono zmarnowany dzień i przykre przeżycia – Vi różnie radzi sobie z samotnością. Gdy jest sama zbyt długo, popada w swój drobny obłęd.
Jako że wadera podobała się w życiu wielu wilkom i na to wypracowała już postawy. Nie stara się nigdy zatrzymywać przy sobie nikogo na siłę, bo jak wiadomo, szczęście przychodzi, a później odchodzi. A że dzieje się to bardzo często i szybko to już inna sprawa. Wichna lubi bawić się zakochanymi w niej wilkami, o ile nie odwzajemnia ich uczuć. Jeśli jednak tak jest, podchodzi do sprawy nieco poważniej i często ostatecznie nie wie jak się zachować, bo i skąd, skoro nigdy nie była jeszcze w stałym związku na dłużej niż kilka tygodni?
Mimo wszystko, stara się. Stara się odmienić jakoś swoje życie, które tak długo nie dawało żadnych perspektyw na przyszłość.
Wygląd: Wichna jest bardzo piękna. Nie ma co owijać w bawełnę, wygląda jakby płynęła w niej arystokratyczna krew. Jej smukła postura idealnie zgrywa się z lekko umięśnionymi, długimi kończynami oraz ładną, drobną głową. Całe jej ciało spowija delikatna, miękka, średniej długości sierść o srebrnej barwie. Ma czarny ogon, końcówki uszu, a także przebarwienie na wierzchniej części pyska. Uroku dodają jej jasnobłękitne oczy i nos jaśniejszy od sierści. Gdy otwiera pysk, zdobią go szeregi perłowo białych zębów oraz jasny język w czarne plamki. Mimo wszystko, z daleka Wichna wygląda jak przeciętna wadera.
Głos: Głos Vi jest zwyczajny, kobiecy. Nie jest to głos śpiewaczki operowej, ale nadaje się do odtwarzania prostych piosenek. Mało wilków jednak słyszało kiedykolwiek jej krzyk, skąd wzięło się przekonanie, że wadera nie potrafi unosić głosu.
Stanowisko: Egzorcysta
Umiejętności: Intelekt: 9 | Siła: 2 | Zwinność: 9 | Szybkość: 7 | Magia: 9 | Wzrok: 4 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Demon
Żywioły: Hmm... Jaki żywioł mają demony? To raczej nic określonego, a jednak daje spore możliwości, dzięki którym Vi może korzystać ze swoich mocy. Można więc powiedzieć, że należy do niej żywioł cienia albo otchłani, która jest jej posłuszna.
Moce: Jako demon, Wichna potrafi komunikować się z nieucieleśnionymi swego gatunku, którzy pozostają w Otchłani, bądź opętują stworzenia na ziemi. Dlatego właśnie wybrała taką, a nie inną profesję.
Vi może również przechodzić na „drugą stronę”. To coś jak projekcja astralna w świecie duchów. Robi to zwykle z nudów, bo raczej nie czerpie z tego większych korzyści ani nikomu nie pomaga.
Jako że wadera utraciła większość swoich mocy, nie może już przemieniać się w swoją demoniczną postać, ale stara się tego na nowo nauczyć. Studiuje również inne umiejętności, których powoli zaczyna jej brakować w życiu.
Rodzina: Jej rodzina prawdopodobnie nie istnieje, albo „żyje” gdzieś w Otchłani. Nigdy nikt nie kwapił się jej przedstawić. Wadera, która ją urodziła nie była jej prawdziwą matką, a jedynie przekaźnikiem pomiędzy tak zwanym „piekłem”, a ziemią. Przez całe życia miała tylko kilka bliższych sobie osób, które mogłaby kiedyś nazwać braćmi i siostrami.
Partner: Szuka... kogoś, kiedyś...
Potomstwo: Nie mówi nie, ale osobiście uważa, że byłaby fatalną matką. Nie ufa sobie w tej sferze.
Historia: Dawno, dawno temu, za górami i lasami nieskalana wadera urodziła maleńką córeczkę. Tyle, że to nie była w rzeczywistości jej córka, a jedynie nieszczęśliwe zrządzenie losu, które spadło od tak na biedną młódkę. Swoje pierwsze lata, Wichna spędziła zatem w watasze pełnej wilczyc. Powoli, sama poznawała swoje niecodzienne umiejętności, aż pewnego dnia została złapana na wieszczeniu. Wadery, przerażone wizją życia obok wiedźmy, wypędziły ją, skazując na pastwę samotności i głodu. Kiedy była w drodze, zdobywała kolejne zdolności i przestała przejmować się odbieranymi przez nią życiami. Spotykała różne wilki, ale one często nie wychodziły z tego cało; Wichna uczyła się nekromancji oraz porozumiewania się ze zmarłymi, a jak wiadomo, z duszami, które nie zdążyły odejść daleko, łatwiej rozmawiać. Jednak raz to ona ucierpiała podczas jednego z takich spotkań. Vi trafiła na rosłego basiora, z którym, za sprawą układu, podróżowała przez kilka tygodni. Ostatecznie znudziło mu się jej towarzystwo. Zgwałciwszy, zabił ją i zostawił jej poszarpane ciało na śniegu. Minęło kilka krótkich, zimowych dni i jakże długich nocy. Wichna była niemożliwie głodna i spragniona, a jednak nie mogła się ruszyć. Mimo to, czuła każdy nerw, każdą kroplę krwi, wypływającą z jej martwego ciała. Nie rozumiała, ale w końcu udało jej się wstać. Nie rozumiała, lecz odnalazła wilka, który jej to zrobił. Nie rozumiała.
Po długiej wędrówce natrafiła na watahę, która toczyła zajadłą wojnę z innym górskim, dzikim plemieniem. Tamtejsze wilki były brudne i nieokrzesane, nic dziwnego więc, że rodziło się tam mnóstwo młodych. Wichna została medykiem i położną, dobrze znała się na ziołach i lekarstwach. Okazała się nieoceniona, a to dało jej możliwość dalszego rozwoju. Wataha posiadała obszerny skład, w którym Vi znalazła wielką księgę, w której zaś znalazła odpowiedzi, których szukała od dawna. Poznała, czym jest i co może robić. Co MUSI robić, żeby osiągnąć pełnię sił. I zaczęła to robić. Z każdego miotu zabierała kilka szczeniąt, mówiąc ich matkom, że nie przeżyły. Nie było to całkowitym kłamstwem, ponieważ nie żyły już kilka chwil później. Żywiąc się ich krwią i ciałem, Wichna osiągnęła szczyt swoich mocy, a razem z nim także prawdziwą, odrażającą postać. Skutkiem tego okazało się zatłuczenie we śnie przez połowę watahy i zrzucenie na dno jeziora. Tym razem jej obrażenia były zbyt duże i rozkład jej ciała w wodzie wyprzedzał jego regenerację. Udało jej się dzięki przypadkowi. Przeszła do Otchłani i spotkała innego demona, po raz pierwszy w życiu. Nie chciała umierać, nie na zawsze. Podpisała więc z nim pakt, przez który musiała wyrzec się większości swoich mocy, aby owy demon mógł bez żadnych problemów zapanować nad pobliskimi terenami. Musiał mieć pewność, a widział już co potrafi Wichna. Ciało wadery zostało wyrzucone przez wodę na brzeg i w końcu, po kilku tygodniach, było jak nowe. Wilczyca odeszła, słaba, bez mocy. Postanowiła, że rozpocznie nowe życie, tak więc swój wiek liczy właśnie od tamtego dnia, od powtórnych narodzin. Mimo wszystko lubi wspominać i wyobrażać sobie, że jeszcze kiedyś uda jej się osiągnąć taką potęgę.
Jaskinia: Wichna raczej nie ma własnej jaskini. Często jako miejsce odpoczynku wybiera przedsionki już zamieszkanych miejsc.
Właściciel: Dae; daeadrienne@gmail.com

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template