30 czerwca 2018

Od Ariocha CD Lirii De La Irian

Arioch zamierzał ku zielonej mgle okalającej wilka idącego brzegiem rzeki. Zapragną sprawdzić czym, jest stworzenie, ku któremu zamierzał, mimo że przez mgłę widział zarysy sylwetki wilka. Nie zatrzymał się nawet, wtedy gdy wilk przyjął postawę obronną i począł warczeć. Zmierzał ku niemu nawet, wtedy gdy wilk rzucił się na niego. Wtedy użył tylko swej mocy hipnozy. Z jego pyska wytoczyły się czerwone opary o zapachu siarki a wilk otoczony zieloną mgłą pod wpływem mocy Ariocha, uspokoił się natychmiastowo. Czarny basior odwrócił się i począł podążać ku swej jaskini a za nim, ruszyła zahipnotyzowana wadera, której już nie otaczała ta zielona, gęsta mgła.

---

Rano Arioch pozostawił waderę w swojej jaskini. Sam natomiast wyszedł na powierzchnię, by zapolować na jakieś duże zwierzę. Arioch nie posiadał tej logiki, którą posiadał każdy inny wilk. Między innym nie odczuwał potrzeby zapolowania na coś małego tak jak sarna, tak, aby się tylko najeść. Nie, on nie jest taki. Ten demon to typ zdobywcy. Zawsze poluje na największe i najsilniejsze zwierzęta. Teraz można by powiedzieć, że jest on tylko maszyną do zabijania, bezmyślnym zwierzęciem. Nie to tylko pozory. Nigdy jeszcze nikt nie odkrył jego drugiej strony. Nikt a u przynajmniej żaden wilk. W rzeczywistości jest on myślącym demonem. Nawet jednym z tych mądrzejszych. Lecz jaka jest szansa na to, że poznasz tę drugą stronę? Prawie żadna. Basior gnał dalej przez las. Biegł prosto na pumę przechadzającą się po polanie.

---

Wlokąc ciało pumy wprost do swej jaskini, rozmyślał nad sensem życia. Według jego teorii żyjemy po to, by umrzeć jednak on, jest nieśmiertelnym duchem, więc nawet jeżeli jego ziemskie ciało zostanie zniszczone przez czas to demoniczny duch, który ów ciało zamieszkuje, przetrwa, by znaleźć nowego żywiciela. Z rozmyśleń wyrwał go widok jego jaskini. Złapał wygodniej ciało pumy w zębach i przyśpieszył chód. Miał dziwne wrażenie, że zło, które wczoraj przyciągnęło go do wadery znów, szuka wyjścia. Tak wyjścia. W nocy Arioch rzucił zaklęcia na swoją jaskinię. Gdy wszedł do niej od razu, rzucił ciało pumy w kąt, by sprawdzić co u wilka, którego za pomocą starożytnych zaklęć zamkną w jednym z pomieszczeń tak by nie, przekroczył linii narysowanej wkoło niej. Wadera rzucała się dziko. Natomiast Arioch ruszył ku niej, siadając obok koła, z którego wadera próbowała się wydostać.

Liria?

Powitajmy Ariocha!

https://pre00.deviantart.net/2916/th/pre/i/2016/309/7/e/___forsaken___by_favetoni-dand79d.png
Favetoni
Posługuje się zemstą tylko wobec tych, którzy sami się do niej uciekają..

Imię: Arioch
Pseudonim: „Ten zły” - tak nazywają go wilki, które boją się wymawiać jego imię, a muszę przyznać, że jest ich sporo.
Wiek: 7 lat
Płeć: Basior
Charakter: Zły. To wystarczyłoby do opisania Ariocha. Ale po co? Przecież można napisać opis długości „Dziadów cz. II”. Wracając, Arioch nie należy do najmilszych. Jest bezwzględnym wilkiem. Przystawiając komuś nóż do gardła, łapa by mu nie drgnęła. Sadysta bez uczuć. Kocha cierpienie. Jest bardzo słowny. Jeżeli ma swoje życiowe motto, traktuje je jak zasadę, więc stosuje zemstę na tych, którzy sami ją stosują. Podły, arogancki, groźny i nieobliczalny. Nigdy nie będziesz wiedział czego się po nim spodziewać. Nigdy. Nie zna litości. Gardzi tymi, którzy ją okazują. Nie ma drugiej strony. To nigdy nie będzie tak, że gdy go lepiej poznasz stanie się nagle miły i przyjacielski. Dostajesz wtedy mini taryfę ulgową. Na czym polega? Otóż będąc jego przyjacielem, możesz być pewny, że jesteś bezpieczny... Do momentu, aż nie zawładnie tobą, dla zemsty. Wtedy wiedz, że Arioch nie nagnie swojej złotej zasady nawet dla przyjaciela. Jeżeli nawet jakimś cudem udało ci się z nim zaprzyjaźnić, nie wierz mu. Jest kłamliwy. Tak. Ten wilk to prawdziwy demon prosto z piekła więc jest taki jak każdy inny demon. Propo wiary. Wiedz, że on także nie będzie ci wierzyć. Czemu? Tak po prostu. Jeszcze to czytasz? Ach spokojnie „Dziady” są dłuższe...
Wygląd: Wygląd... No dobra! Arioch to dosyć muskularny basior. Nie jest to dobrze widoczne przez gęste czarne futro, jednak na pewno można stwierdzić, że jest postawny. Nie wyobrażaj go sobie jako koksa! Ma atletyczną postawę i szczupłą sylwetkę. Przejdźmy dalej... Jest też wysokim wilkiem. Gdy stoi w tłumie przewyższa go uszami. Co do uszu. Są dłuższe niż u zwykłego wilka, a zdobią je kolczyki. Zostańmy przy głowie. Na środku czoła widnieje widziany już z daleka pentagram. Jego oczy są całe czerwone, a przez jedno z nich przebiega dość duża rana. Ma bardzo dużo dużych i ostrych kłów. Za kłami kryje się język, ale nie taki zwykły. Jego język wygląda jak język węża. Jego szyje zdobi obroża, która na doczepionym łańcuszku dumnie nosi kilka odwróconych krzyży. Na żebrach ma ślady po pazurach. Końcem tego opisu są jego długie i ostre pazury, w które wyposażono jego silne i zwinne łapy.
Głos: Ma demoniczny głos. Opiszę go tak. Gdy Arioch coś mówi słychać jeszcze echo, tak jakby ktoś powtarzał wolniej jego zniekształcone słowa. Innym razem słychać kilka głosów.
Stanowisko: Zabójca
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 14 | Zwinność: 8 | Szybkość: 10 | Magia: 3 | Wzrok: 3  | Węch: 3 | Słuch: 3
Rasa: Demon
Żywioły: Zemsta, Ogień, Demon
Moce:
- zmiana w cień (wtedy nie ma jego materialnego ciała. Na ścianach lub podłodze możesz ujrzeć poruszający się cień bez właściciela),
- zmiana formy w dowolne zwierze lub postać,
- władza nad ogniem (może za jego pomocą zrobić, co tylko chce,
- wygaszanie (może sprawić by światła w koło zgasły),
- hipnoza (dane stworzenie zrobi to, co on chce),
- niezgoda ( potrafi bez rozmawiania z ofiarami wprowadzić między nich niezgodę, która zaprowadzi ich do zemsty),
- wytwarzanie rzeczy z piachu i ognia.
Rodzina: Nie ma. Jeśli chcesz wiedzieć, DLACZEGO przeczytaj „Historia”.
Partner: Skoro przyjaciela w nim jest mieć bardzo trudno to tym bardziej zostać jego ukochaną. Poza tym... On nie odczuwa czegoś takiego jak miłość. Jakaś wadera musiałaby „nauczyć” go kochać.
Potomstwo: Bez partnera może adoptować, ale po co mu to?
Historia: Arioch nie od zawsze był tym, kim jest. Kiedyś w bardzo dawnych czasach był jednym ze służących Fenrirowi. Jednak czemu stał się tym, kim jest obecnie? Po tym jak pierwszy pomocnik Fenrira się zbuntował i został panem piekła, pociągną za sobą Ariocha. Stało się to podczas wojny między niebem a piekłem. Gdy zaczął spadać na ziemię zraniony w skrzydło, żaden z jego dawnych przyjaciół nie zwracał na niego uwagi. Pomogła mu Serir. Arioch zapragną zemsty na swoich przyjaciołach, którzy wtedy mu nie pomogli. Po narodzinach Verena i Vermy został powiernikiem Ifryta. Po pewnym czasie zaczął ukazywać się wilkom. Teraz jednak zawędrował na tereny WSO. Ifryt dał mu swego rodzaju wolną wolę, więc teraz bezkarnie może siać zło w świecie wilków. Nie zaciekawiło cię to? Wiem mnie też, ale nie koloryzujmy historii życia Ariocha. Jest, jakie jest.
Właściciel: WilkZLasu
Ocena: 0/0

Od Saori cd. Arrowa

De la Pesadilla postanowiła śledzić ów wilka tuż po tym, jak poprzysięgła sobie, że odda mu za to, co jej zrobił. Wciąż obolała po kilku minutowym wiszeniu na przybitych do jej ciała strzałach, mało przyjemnie zerwała się i podążyła za zapachem basiora. Rozmyślając nad przebiegiem zemsty, w głowie Saori już kreowała się wizja tego, co zamierzała mu zrobić.
Poznawszy po zapachu, iż dogania wilka, ponownie skryła się za wysokimi krzewami i wyczekiwała postoju basiora. Po upływie paru minut, faktycznie, basior zatrzymał się przy niewielkim wodopoju na skraju lasu. Przez chwilę ogarnęła go relaksacja, lekki wiatr owiewał jego futro, a oczy pod wpływem nieprzyjemnego odczucia na gałce ocznej się przymknęły. Wadera, wpatrując się w basiora, uznała, że wygląda całkiem, całkiem — nie jest taki szpetny, jak się jej wydawało przy pierwszym spotkaniu.
Jednak coś musiało się spieprzyć. Kiedy Saori przysunęła się bliżej krzaków, na tyle blisko, by jej świecące w cieniu oczy można było dostrzec z odległości dwóch metrów, małe listki zaszeleściły, a wadera pod wpływem łaskoczącej ją roślinności poruszyła się gwałtownie. „Dampnas!” - przeklęła w myśli, kiedy spostrzegła, że wilk zorientował się o jej obecności. Odwróciwszy pysk w jej stronę, wpatrywał się w świecące, seledynowe ślepia. W końcu wstał i zaczął się zbliżać, a Saori drgnęła niespokojnie. Stresowała się? Też mi coś, od kiedy ona się czymkolwiek stresuje?
Czyżby ów basior miał na nią taki... Specyficzny wpływ?
Kiedy wilk stanął w odległości pół metra od krzaków, wydało się z niego charakterystyczne dla wilków płci męskiej gardłowe, niskie warknięcie.
– Czego chcesz? – zadał pytanie, a Saori wbrew pozorom uśmiechnęła się, szczerząc swoje pożółkłe od zeschniętej krwi zębiska, które tylko czekały na to, aby wgryźć się w czyjąś tętnicę.
Waderę omiotło wrogie spojrzenie basiora, które wywołało u niej dreszczyk na grzbiecie, gdzie i futro się trochę zjeżyło.
– Pokaż się.
Jak chciano, tak się stało. Saori niechętnie wypełzła zza cienia ciemnego krzewu i uśmiechając się półgębkiem, okrążyła wilka, który tuż po jej ujrzeniu westchnął, wyraźnie poirytowany.
– Tęskniłeś? – zarechotała, zatrzymując się tuż za nim. – Przykro mi się zrobiło, kiedy mnie tak brzydko uderzyłeś i przyczepiłeś do drzewa... – Sztucznie posmutniała, by po chwili wydąć dolną wargę.
– Naprawdę? Mnie jakoś nie było przykro... – Zmarszczył brwi, prostując się, chcąc tym zaznaczyć, że nie obawia się wadery w żaden sposób.
– Bez ciebie jest mi tak nudno... Chodź, zabawimy się...
Po wypowiedzeniu powyższych słów zaczęła zbliżać się do wilka. Ten, nie wiedząc, cóż może siedzieć w głowie wadery, zrobił krok do tyłu. Saori, będąc już prawie że przy nim, znacznie zbliżyła swój pysk do pyska basiora, przez co wstrzymał na chwilę oddech.
– To jak? Zgadzasz się? – Omiotła go zalotnym spojrzeniem, z którego mało który basior potrafił się oprzeć; pytanie, czy i ten basior mógł się postawić jej urokowi.
– Ja... – zaczął, lecz nie skończył.
– To świetnie! – Odsunęła się od niego w sekundę, a basior po kryjomu odetchnął z ulgą, co na jego szczęście uszło uwadze Saori.
– A więc... W co chcesz się „bawić”? – zapytał waderę od niechcenia, kiedy w porę do jego głowy wpadł pomysł. – Ale najpierw... Jak masz w końcu na imię? Nudzi mi się ciągłe nazywanie ciebie Żmiją.
Saori po krótkim namyśle, postanowiła się przedstawić, oczywiście licząc na to samo z drugiej strony.
– Pod warunkiem, że i ty zdradzisz mi swoje imię. – Zmrużyła oczy, jakby niepewna tego, na co się zgodziła.
– W porządku.
– Nazywam się de la Pesadilla. Saori, de la Pesadilla – Dygnęła, jak na damę przystało i odchrząknęła, wyczekując odpowiedzi.
– Red Arrow – Skinął głową, oszczędzając sobie ukłonu; wciąż był na nią zły za poprzednie spotkanie, i nie wiedzieć czemu, Saori podobała się jego złość na nią. Uwielbiała oddziaływać na emocje wilków.
– No dobra, Czerwony – Wymyśliwszy przezwisko na poczekaniu, kontynuowała. – Teraz dostaniesz klapsa za tamto – Uśmiechnęła się z dziwnym błyskiem w oku, który wzbudził niepewność w Arrowie.
– Klapsa? – Spojrzał na nią dziwnie, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Klapsa... – powtórzyła, poszerzając swój i tak już specyficznie wyglądający uśmiech.

Arrow? :3

Nowy basior - Rico De La Costa

https://orig00.deviantart.net/3018/f/2018/180/b/a/_commission__rico_de_la_costa_by_mehikoarts-dcfsl7j.png
lineart by kaierra
Must you do it!

IMIĘ: Rico De La Costa
PSEUDONIM: Po prostu Rico.
WIEK: 6 lat
PŁEĆ: Basior
CHARAKTER: Jest basiorem walecznym i odważnym, umiejącym o siebie zadbać. Stara się być szczery, pomocny, wierny i sprawiedliwy. Troszkę taki rycerz w skórze wilka. Czasami może być zbyt porywczy, przez co często pakuje się w kłopoty, ale stara się nad sobą panować. Właśnie - stara się. Rico jest życzliwy dla wszystkich, którzy nie zaleźli mu pod skórę. Poza tym nie lubi się nudzić. Prawdopodobnie rozmawiając z nim, nigdy nie nastanie niezręczna cisza. Jest jedno, ale. Jest strasznie zazdrosny i zaborczy.
WYGLĄD: Wysoki, szczupły basior o brązowo-czarnym futrze z piaskowymi akcentami. Jego brązowe oczy złowrogo lśnią w ciemnościach, a ostre pazury i białe, lśniące kły odebrały już wiele żyć. Na jego ciele widnieje pełno zadrapań i śladów po walkach. Ma krótkie lśniące futro, które nadaje się na każdą porę roku i pogodę.
STANOWISKO: Goniący
UMIEJĘTNOŚCI: Intelekt: 7 | Siła: 7 | Zwinność: 7 | Szybkość: 10 | Magia: 7 | Wzrok: 4 | Węch: 4 | Słuch: 4
RASA: Wilk Skał
ŻYWIOŁY: Skały, Wiatr, Lawa
MOCE:
- atak skałami,
- tworzenie kolców wystających z ziemi,
- wytwarzanie ostrzy z magmy,
- wydobywanie lawy z ziemi,
- tworzenie bariery z wiatru,
- panowanie nad wiatrem z otoczenia,
- przywoływanie burzy z piorunami.
RODZINA: Jego rodzice i rodzeństwo zostali w rodzinnych stronach.
PARTNER: Szuka...
POTOMSTWO: Zawsze marzył o szczeniaku...
HISTORIA: Mieszkał z rodziną w jednej z wiekowych watah, która troszkę przypominała plemię z własnymi obrządkami i tradycjami. Chcąc poznawać świat, wyruszył w długą podróż, która skończyła się w kolejnej watasze...
WŁAŚCICIEL: WilkZLasu
OCENA: 0/0

Od Red Arrowa cd. Saori

Jak ona mnie nazwała? Wandalem?!
Wściekły, skoczyłem na waderę i zacząłem warczeć. Moje oczy zabłysły. Wystawiłem smocze pazury i uderzyłem ją w pysk. Wilczyca zaczęła się wyrywać. Zeskoczyłem z niej i wziąłem szybko łuk. Gdy wstała, wystrzeliłem pięć strzał w różne strony. Cztery z nich trafiły w łapy, a piąta w ogon. Każda z nich wbiła się w drzewo. Wadera próbowała się uwolnić, ale nie mogła. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej. Wilczyca patrzyła na mnie zła. Nie przejmując się tym, usiadłem i zapytałem:
– Jak masz na imię?
– Hildegarda Wielocyca.
– Myślisz, że jest to śmieszne? Jeżeli tak, muszę cię zasmucić, bo się mylisz.
– Co ci się nie podoba w moim imieniu? – Uśmiechnęła się.
– Wiem, że kłamiesz!
– Ja? Kłamać?
– Po takiej żmii można się wszystkiego spodziewać. – Spojrzałem na nią wściekły. Kolejna osoba, która mnie obrażała. Obiecałem sobie, że takich wilków będę się pozbywać. Demon znów mną zawładnął. Podniosłem łapę, by zadać śmiertelny cios waderze. Gdy miałem się zamachnąć, usłyszałem głosy. Znałem je, ale nie wiedziałem, do kogo należą.
Nagle usłyszałem kolejny głos, mówił mi, żebym to zrobił. Moje oczy raz się świeciły, a raz nie. Co się ze mną dzieje? We mnie tylko jest demon, tak myślę.
Opuściłem łapę, mruknąłem coś w stronę wilczycy i pobiegłem, zostawiając ją przybitą do drzewa. Byłem wściekły, biją się o mnie dwie dusze. Tylko kto jest tą drugą? Błagam, nie smok. Wystarczy mi jeden.
Gdy byłem wystarczająco daleko od wadery, by mnie nie znalazła, zatrzymałem się i zacząłem myśleć o tym wszystkim. Ja to jestem wielkim farciarzem. Dwie dusze wstąpiły we mnie i jeszcze ta żmija śmie mnie obrażać. Powinienem ją wykończyć w tedy, ale ktoś musiał mnie zatrzymać. Piękne życie, po prostu piękne. Z zamyśleń wyrwał mnie hałas, zapewne jakiś wilk szedł niedaleko.
Poszedłem w stronę rzeki, może tam będzie chociaż spokój.
~*~
Minęła około godzina zanim dotarłem na miejsce. Położyłem się na brzegu i zacząłem rozmyślać o waderze, na którą wpadłem. Minęło dużo czasu od tamtego zdarzenia, pewnie zdążyła się już uwolnić. Ciekawe, jak ma na imię... Nudziło mi się nazywanie jej ciągle żmiją.
Zacząłem zamykać oczy, gdy nagle zauważyłem ruch po drugiej stronie rzeki. Szybko wstałem i starałem się dojrzeć, co to było. Był to na pewno wilk, niestety nie mogłem nic o nim więcej powiedzieć. Wilk patrzył na mnie, a jego ślepia świeciły się. Zbliżyłem się i warknąłem:
– Czego chcesz? – Wydawało mi się, że zaczął się uśmiechać. Spojrzałem na niego wrogo i powiedziałem. – Pokaż się.
Z cienia wyszła wadera. Na moje nieszczęście, ta sama, którą spotkałem w lesie. Westchnąłem zły. O co jej chodzi? Po co za mną łazi?

Saori?

29 czerwca 2018

Powraca!

Od Eilis cd. Areota

Gdy piaskowo-czarny wilk przypadkowo wpadł na wilczycę, ta speszyła się i jak najszybciej chciała odejść. Zatrzymał ją na chwilę przepraszając za sytuację i przedstawiając się, ale wykorzystała zmieszanie basiora, aby niezauważenie schować się wśród reszty wilków. Minął ją i usiadł z przodu, przysłuchując się spotkaniu. Obserwowała Go z ukrycia przez większość czasu. Chciała przeprosić, że tak szybko Go opuściła, ale nie potrafiła zebrać się na odwagę. Po zgromadzeniu jako jedna z pierwszych opuściła swoje miejsce i potruchtała do swojej jaskini. W pewnym momencie zbudziła się Lola.
- Tak szybko? Myślałam, że dłużej potrwa.- powiedziała przeciągając się.
- Pragnę tylko dodać, że przespałaś całe spotkanie.
Naburmuszony torbacz skrzyżował łapki i obrażony usiadł. Gdy tylko dotarły do celu, zakopała się w kupce jesiennych liści, wystawiając jedynie wąsiki i kawałek różowego noska.
-Pójdę nad wodopój, który mijałyśmy.- mówiła wadera do zasypiającej lotopałanki.- Nie będzie mnie chwilę, więc nic nie narób.
Eilis ochoczo pobiegła w stronę jeziora, lecz po chwili na swojej drodze zauważyła już wcześniej spotkanego Areota.
- Witaj. Jak masz na imie? - powiedział z uśmiechem.- Oczywiście, jeżeli nie chcesz, nie musisz odpowiadać, po prostu chciałem znać imię wadery, na którą wpadłem.
- Jestem Eilis. I przepraszam za tamto. Nie chciałam uciekać bez słowa. -wytłumaczyła mijając Go.
- Poczekaj! Znowu mi uciekasz? - był trochę zdezorientowany, ale szybko dołączył kroku.- Gdzie zmierzasz?
- Do wodopoju. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. -odwzajemniła lekki uśmiech. Basior pokiwał twierdząco głową. Dłuższą chwilę szli w milczeniu... Albo tylko Eilis się tak wydawało, bo podziwiając jesień dookoła, chwilami przestawała słuchać o czym opowiadał Areot. Wyrwał ją z tego coraz bardziej słyszalny szum wody.
- I tak to właśnie było. -skończył opowieść zadowolony z siebie basior. Zmieszana wadera nie wiedząc co odpowiedzieć. Na szczęście doszli już nad brzeg jeziora. Wilczyca bez namysłu podeszła do tafli, aby się napić. Zamknęła oczy i delektowała się chłodną wodą. Gdy skończyła, zauważyła siedzącego obok niej Ariota, który chwilowo zamilkł. Widząc, że wadera skończyła pić chciał coś powiedzieć.

Areot?

OD Frost

Spałam sobie w jaskini, starając się nie wykonywać zbytnio jakichkolwiek ruchów. Machnęłam lekko łbem, słysząc, kroki wilków. Wstałam i wyjrzałam z jaskini, czując, jak śnieg, obijał się o mój pysk. Przymknęłam oko, zasłaniając łapą, swój wzrok. Wiatr był nieskazitelny. Wszyscy się szykowali na zmianę zamieszkania. Powoli i spokojnie, wyszłam za watahą.
- Gdzie idziemy? - zapytałam jednego basiora.
- Jak najdalej stąd. - mruknął. Szłam za watahą, trzymając się grupy. Po godzinie, czułam, jak mróz pokrywa moje ciało, Szron, miałam praktycznie wszędzie...
- P-Pomocy... - powiedziałam osłabionym tonem. Wszyscy szli przed siebie, nikt się nie odwrócił. Szłam chwiejnym krokiem, póki wataha, nie zniknęła mi z widoku. Zamknęłam oczy i z piskiem upadłam na ziemię. Spojrzałam w górę, na czarne chmury, z których padał śnieg.
- Jest zimno... Tak zimno... - łza mi poleciała po policzku, a mój wzrok zrobił się słaby, miałam właśnie stracić dech, kiedy... Nie czułam nic. Podniosłam się, nie czując bólu. Widziałam jak przez mgłę, jednak... Miałam tyle siły, żeby móc biec. Dobiegłam do stada. Wszyscy na mnie patrzyli, jak na martwą. Czy byłam? Nie wiem..

******
Przestałam na siebie patrzeć w wodzie i wzięłam głęboki wdech, wtulając się w szalik. Był taki milusi i ciepły. Zamknęłam oczy, nadal go tuląc do siebie. Przeciągnęłam się i poszłam w stronę głównego miejsca watahy.
- Halo?
Zamarłam. Moje serce przestało bić na chwilę, taki mnie przeszył strach. Zaczęłam się rozglądać, unosząc łapę.
- Hej! - zza krzaków, wyskoczył basior. Gwałtownie się cofnęłam, ale zablokowało mnie drzewo. Przełknęłam ślinę.
- Nie bój się! Jesteś z Watahy Smoczego Ostrza, nie? - zapytał. Nie wyglądał na groźnego... Przytaknęłam, siadając. Ten się uśmiechnął i usiadł niedaleko mnie.


Ktoś?

Harbinger cd. Kesame

- Jesteś pewna tego, co przed chwilą powiedziałaś?
- Jak nigdy wcześniej.
Jej głos się załamał, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Wadera osunęła się na legowisko i opuściła głowę. Na ziemię spadła jedna, gorąca łza, którą z całych sił próbowała zatrzymać tylko dla siebie. Podszedłem do niej powoli i łapą uniosłem jej pysk. Odwróciła spojrzenie, chowając przede mną przekrwione oczy.
- Popatrz na mnie — powiedziałem. - Nie uciekaj, nie zostawiaj mnie kolejny raz. Już więcej tego nie zniosę.
I wtedy chwyciła mój kark i ostatnimi siłami przycisnęła swoje czoło do mojego. Milczenie przerodziło się w cichy szloch, ale ja słyszałem tylko bicie serca, jej serca. Czas się zatrzymał, a my trwaliśmy w dziwnej euforii. Co teraz?
- Tym razem nie poradzę sobie bez ciebie — przerwała panującą między nami ciszę.
- Musisz dać sobie pomóc — mruknąłem.
- Nie umiem.
Przesunęła głowę na moją szyję i wtuliła się w posklejane od krwi futro. Czułem jej ciepły oddech na skórze. Zmarszczyła nos.
- To nie twoje, prawda?
- Muszę ci coś powiedzieć, ale nie jestem pewien, czy to dobry moment.
- Aktualnie jest mi to bez różnicy, więc?
- Seele nie żyje i Rache Feuer również.
Na jej pysku malowało się zdziwienie, lecz chwilę później znów przybrała beznamiętny wyraz twarzy, a iskry pozostały jedynie w oczach.
- Zostaniesz ze mną? - zapytała.
- Nie powinienem.
- Jeden skandal w tę, czy w drugą stronę już nie zrobi nam dużej różnicy HG.
Miała rację. Dziś, jak nigdy postanowiłem się z nią zgodzić. Położyłem się niedbale obok wadery i zamknąłem oczy, czekając na sen. Wiedziałem, kiedy jej oddech się uspokoił, a ciało się rozluźniło.
- Kocham cię.
Wiedziałem również, że nie spała.

Kesame? Nigdy więcej.

Od Diletty

Przegrana wojna nieco mną wstrząsnęła. Pochłonęła wiele istnień, lecz bardziej od tego dotknęła mnie utrata mocy. Brak telepatii przeraża mnie chyba najbardziej. Zawsze znałam uczucia wilka, z którym miałam do czynienia co pozwalało mi odpowiednio przeprowadzić rozmowę. Bez tego jestem zagubiona.
Jako, że nie znałam prawie nikogo, trzymałam się z dala od grupy. Wracamy do czasów młodości... A miałam skryte nadzieje, że w tej watasze poznam kogoś z kim się dogadam. Śmieszna sprawa chcieć posiadać znajomych równocześnie unikając podejścia do grupy.

Błąkałam się po lesie w poszukiwaniu wody. Udało mi się odnaleźć niewielkie jezioro. Był ranek, więc nad gładką taflą unosiła się mgła. Ugasiłam pragnienie. Siedziałam wpatrując się w swoje odbicie. Nagle naszła mnie ochota na kąpiel. Bez większego namysłu zanurzyłam się w chłodnej wodzie.
Po pewnym czasie dostrzegłam, że na przeciwległym brzegu leży basior i patrzy na mnie. Chociaż nie, on po prostu rozmyślał, a ja znalazłam się akurat w zasięgu jego pustego wzroku. Mimo to szybko wyszłam z wody. Strząsnęłam jej nadmiar z futra i odwróciłam się w stronę basiora. Chwilę to trwało, ale w końcu wrócił do rzeczywistości i dotarło do niego, że jest obserwowany. Chyba nie do końca był zachwycony, ponieważ posłał mi pełne nienawiści spojrzenie i żwawym krokiem ruszył w moją stronę. Poczułam paraliżujący lęk. Odruchowo skuliłam się. W tamtej chwili jeszcze mocniej zapragnęłam posiadać swoje moce. Umysł krzyczał "Uciekaj!", ale układ nerwowy odmówił posłuszeństwa, a serce łomotało.
Byłam w stanie tylko obserwować jak - najprawdopodobniej - mój wróg zmierza w moją stronę.

Basiorze?

Od Amaimona cd. Sonto

Basior wysłuchał do końca tego, co Sonto miał mu do powiedzenia. Z kieszeni wyją lizaka, gdyż krówki się mu skończyły. Wkładając go do pyska, zaczął rozmyślać nad przypadłością czerwonego wilka. Po chwili był już pewny, że problemem Sonto jest nadmierna szczerość. Westchną głęboko po czym, nadgryzł mocnej lizaka, by po chwili stwierdzić, że ów przedmiot został rozgryziony więc patyczek do niczego mu się nie, przyda.
- Myślę, że twoim problemem jest nadmierna szczerość no bo wiesz... Czasem bywa to problematyczne a w opisanym przez ciebie przypadku, wydaje się to być niewłaściwe. - Amaimon miał mimo wszystko wrażenie, że nie musi mu z tym pomagać, bo cecha charakteru to nie choroba psychiczna więc czemu akurat jego o to poproszono?
- Szczerze to nie wiem, po co ci, jestem potrzebny, bo twój przypadek to nie choroba a charakter. Mogę ewentualnie pomóc ci go ukształtować, ale nic więcej na to nie poradzę. - Zielony basior, gryząc pazur, czekał na odpowiedź czerwonego, który ewidentnie nad czymś rozmyślał. Po dłużej niż Amaimon się spodziewał ciszy Sonto, otworzył pysk, by coś powiedzieć. Jednak rozmyślił się a okropna cisza przerywana chrupnięciami lizaka znów zapadła. Amaimon wstał i zaczął przechadzać się po jego domu, gdy ponownie usłyszał głos Sonto.

Sonto?

Od Saori cd. Arrowa

Skryta w trawie wpatrywała się w swój czyszczący tyci łebek deser, oblizując pysk, wygłodniała. Miała ochotę na tę mysz, i to bardzo — już wyobrażała sobie przeżuwany przez nią smakowity, mięsisty kąsek w swoich ustach, kiedy to mysz tą trafił niewiele większy od niej kamień. Zdenerwowana Saori warknęła do siebie, niechętnie godząc się z zaistniałym faktem, iż jej deser właśnie został zgnieciony, a taki — jej zdaniem — nie nadawał się już do spożycia.
Odkąd wataha została przejęta przez wroga, wszystkie wilki do niej należące utraciły swoje cenne moce, bez których były praktycznie nikim. Zwykłymi, kolorowymi zwierzętami. Dla Saori było to szczególną stratą, gdyż wadera była bardzo przywiązana do swoich mocy i korzystała z nich w każdej sekundzie swojego życia.
Zaczaiła się więc w krzewach, wypatrując zza chaszczy tego, który miał czelność zlikwidować jej cel. Poszło po jej myśli, gdyż już niedługo potem ukazał jej się basior o krwistoczerwonym futrze, który zbliżył się do zgniecionego żyjątka i złapał go za ogon między łapę. Podniósł mysz do góry, zawiesił nad swoim pyskiem i puścił, przeto podrzucając ją parę razy w łapie, wskutek czego była ofiara Saori została zjedzona przez tajemniczego jegomościa. Dodatkowo wzburzona zachowaniem wilka, postanowiła zaostrzyć sobie na niego zęby. Trzymając pysk blisko ziemi, powoli przesuwała łapy po miękkiej trawie, przekonana, iż basior nie skapnie się o jej obecności. Jednak jej przekonania były mylne, gdyż kiedy postawiła łapę na suchym liściu, ucho basiora drgnęło i odwróciło się w jej stronę. W ułamku sekundy została przygnieciona jego cielskiem. Szarpała się biedna, ciężarem przygnieciona, starając się wydostać spod morderczego nacisku, jednak wszystkie jej starania poszły na marne. Zmuszona była przestać na skutek nieprzyjemnie wbijających się w jej skórę pazurów.
– Czego chcesz? Po co się ukrywasz? – zadał pytanie mało przyjemnym tonem głosu.
– Uchh... – sapnęła, nie przejmując się pytaniem basiora. – Słuchaj... Ja wiem, że jestem pociągająca, ale bez przesady, skarbie. Zaraz.. mnie... zgnieciesz.... – mówiła z ledwością, z trudem łapiąc oddech.
Wilk po dokładniejszym przyjrzeniu się Saori zszedł z niej, nadal zachowując pozycję gotową do ataku. Jego wyraz wilczej twarzy był nieodgadniony, co tylko dawało pretekst de la Pesadilli, żeby wzbudzić w nim emocje i zobaczyć je na jego pysku.
– Rzucając się na kobietę, nie zdobędziesz jej serca... – Obeszła basiora, wymijając go, przeto przejeżdżając mu pod nosem swoim puchatym ogonem i zaczęła odchodzić w przeciwną stronę, jednakże czyjś głos mimowolnie ją zatrzymał.
– S-słucham? Nie, ja... – zająknął się, lecz po chwili opamiętał się i domyślił zamiarów wadery. – Ty... – warknął po cichu, ale w porę zdążył się opamiętać. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – rzekł, tym razem zachowując należyty spokój.
– Zeżarłeś mój deser, oto powód, wandalu... – Zmierzyła go wrogim spojrzeniem, cicho powarkując.

Arrow, Ty wandalu... Co masz na swoją obronę?

Powracają!

Wadery Draken, powracają z impetem do świata żywych! 

http://orig00.deviantart.net/6a35/f/2015/001/1/d/silas_by_tatchit-d8c692s.png
NukeRooster

base by: Sinasni

28 czerwca 2018

HG cd. In

Podszedłem do czarnej wadery i nachyliłem się do jej ucha. Była naprawdę niska.
- Kochanie weź wszystkie kości, bez wyjątku i z obu ciał.
Odsunąłem się od Innie, czekając na reakcję. Na początku na jej pysku malowało się zdziwienie, ale chwilę później przemieniło się ono w szeroki uśmiech.
- I pamiętaj, nikt nie może wiedzieć, że ich zabiłaś — ostrzegłem. - Najlepiej będzie, jeśli pójdę tam z tobą i pomogę ci sprzątać.
Inveth automatycznie pokręciła głową, wyrażając tym swój sprzeciw. Ma gorszy charakter od matki i całej rodziny razem wziętej.
- Nie wymigasz się — rzekłem spokojnie. - Szybciej zrobimy to wspólnie, przy okazji porozmawiamy.
- Nie chcę — uniosła głos. - Nie mogę iść sama? Przecież jestem dorosła, umiem się obronić.
Nic nie odpowiedziałem. Zacząłem ją obserwować. Siedziała na trawie z lekko zwieszoną głową. Jedyną oznaką zdenerwowania były oczy, zawsze burgundowe, zmieniły teraz barwę na pąs.
- Idziemy.
Mała In wstała z ziemi i zgrabnie mnie wyprzedziła, nie protestowałem.
- Dlaczego nagle stałeś się taki miły?
Wyglądała jak szatan w wilczej skórze. Każdy jej ruch był przepełniony dziwną energią, spojrzenia, które rzucała, miały w sobie ogień i nieokiełznaną dzicz. Dla innych była po prostu waderą, która wychowała się bez matki, dla mnie była zagadką, puszką pandory. Nikt nie powinien się do niej zbliżać ani jej dotykać. Była, jest i będzie, tylko i wyłącznie moim skarbem i moją zgubą. Została mi tylko ona, mała In.
- Coś nie tak, źle się czujesz? - Udawała zmartwienie, czy mówiła na poważnie. Znam ją od dziecka i nadal nie potrafię odróżniać jej nastrojów.
- Idź dalej.
- Od pięciu minut jesteśmy na miejscu. Jesteś pewien, że wszystko w porządku?
Wadera przekrzywiła głowę. Głośno westchnąłem i posłałem jej zbolałe spojrzenie, a następnie odwróciłem głowę i zabrałem się za sprzątanie kości. Białe gnaty mimowolnie przywołały wspomnienie drętwego ciała Miriyu i Gwen. Wzdrygnąłem się.
- Wiesz, na swoim koncie też mam kilka zabójstw. Prędzej, czy później nauczysz się z tym żyć.
- Kto powiedział, że mi to przeszkadza?
- W końcu zacznie.
- To, kogo niby zabiłeś?
- Miriyu, Gwen i Leloo.
Inveth przerwała pracę.
- Nie... Nie wierzę.
- Niespodzianka — zmrużyłem oczy i tym razem ja przekrzywiłem lekko pysk, wystawiając przy tym język.
- Jesteś okropny.
- I tak cię kocham.

Inveth?

Od Cynamon'a

Cynamon siedział w jaskini z innymi wilkami z sierocińca. Obecnie nie chciał się bawić. Leżał smutnie na rozciągniętej po podłodze jeleniej skórze. By zająć sobie czas wbijał pazurki w materiał, na którym przyszło mu leżeć. Jego głowę od dawna zaprzątały smutne myśli. A co jeżeli nikt go nie adoptuje i gdy w końcu wyjdzie z sierocińca, będzie samotny. Opiekunki patrzyły na niego z żalem. Szczeniak, którego zazwyczaj było wszędzie pełno, który wręcz emitował entuzjastyczną aurą, zachowuje się jakby, popadał w depresję. Martwiły się o niego, ponieważ nie chciał jeść. Nikną w oczach. Jednak któż by się spodziewał, że dzisiaj do jaskini, w której siedzibę ma ośrodek adopcyjny. Odwiedzi biały basior pokryty bliznami? Nikt. Nawet Cynamon. Gdy tylko basior z blizną na pysku wszedł do pomieszczenia, w którym szczeniak się znajdował w tym małym sercu na chwile, zagościł płomyczek nadziei. Jednak... zgasiły go wątpliwości. Bo przecież nie jest tu sam więc jaka jest szansa, że wybierze jego? Z rozmyśleń wyrwał go biały basior. Stał nad nim i mu się przyglądał. Młody basiorek widząc to, podniósł. się do pozycji siedzącej.
- Jak ci na imię? - Starzy basior również usiadł i ze spokojem spojrzał na Cynamona.
- Cynamon. - odpowiedział szczeniak. W jego głosie można było usłyszeć entuzjazm, którego dawno nie było.
- W takim razie chodź ze mną. - Basior wstał. Oboje udali się w stronę recepcji. Basior z bliznami wypełnił jakieś papiery. Na końcu odcisną łapę na kartce. Potem poda ją Cynamonowi. Młodszy wilk spojrzał na papier. Na górze widniało imię. Alvadore. Przeleciał wzrokiem po reszcie literek na kartce, po czym odcisną swoją łapę obok wielkiego odcisku łapy jego nowego opiekuna, który ma zastąpić mu jego rodziców.

Zakochani!

Kolejna para w watasze, są to...

Neron oraz Shante!


Kayxer

Od Lukki

Pustynia. Wszędzie pustynia…
Wędrowałam przez morze piasku już od dobrych paru dni. Kto by pomyślał, żę pomiędzy śnieżnymi górami a jakimkolwiek pasem zieleni nie rozpościera się nic prócz bezkresu pustyni? Na zachód piasek, na wschód piasek, na południe piasek, a na północ- spieczony słońcem gruz. Może jeszcze od czasu do czasu jakaś krowia czaszka jako symbol mojego marnego żywota, ale poza tym; jedno wielkie NIC. Miałam tej pustyni już serdecznie dosyć.
Mozolnie stawiałam łapę za łapą, które po kostki zapadały się w gorącym piasku. Żar lał się z nieba bez przeszkód, gdyż na niebie nie było nawet jednej chmurki. Ani jednej, kurka wodna. Za to stada sępów nieźle uzupełniały tę pustą przestrzeń.
Latały mi nad głową zataczając ogromne kręgi, skrzecząc i nawołując swoich towarzyszy do przyszłej uczty. Gdyby tylko leżało tu coś, czym możnaby było rzucić to z miłą chęcią odstrzeliłabym tym ptaszyskom te ich puste, łyse łby... Niestety był tu tylko piasek. W końcu to pustynia idiotko.
Usłyszałam cichy świst. Coś nade mną. Wiedziałam, to te cholerne ptaszyska! Zadarłam łeb ku niebu i od razu skrzywiłam się od blasku słońca, który wypalał mi gałki oczne. Zamrugałam, przetarłam oczy, ale żadnego sępa pikującego w moją stronę nie zauważyłam. Wszystkie zlatywały się wokół laguny. Laguna i rządek palm…czekaj, co?! L-laguna? Albo ja już widzę fatamorgany, ale ktoś sobie robi ze mnie jaja.
Pokuśtykałam niezdarnie w stronę błękitu wody, lewa łapa zatonęła w piasku, tylne wypruły na przód i resztę drogi przeszłam turlając się po wydmie. Podniosłam obolałą głowę i z radością przejrzałam się w błękitnej tafli wody- a później zanurzyłam w niej spieczony słońcem łeb. W międzyczasie jakiś sęp usiadł mi na karku.
- Hej!- Podskoczyłam jak poparzona.- Trzymaj dziób przy sobie!
Jednak ta wredota wcale nie wyglądała, jakby miała zamiar wydłubać mi oczy. Jej kumple zlatywały się nad innym ciałem, które leżało na przeciwległym brzegu laguny. Bezpostaciowa kupa brązowego futerka była do połowy zanurzona w zbiorniku, jednak nie barwiła wody na czerwono. Musiały jej jeszcze nie ruszyć.
Wczołgałam się do niebiańsko chłodnej wody i poddpłynęłam do zwłok. Byłam ledwo żywa i prawdopodobnie już z jednym udarem na koncie, ale nawet MI udało się zauważyć, że to wilk. Wilczyca. Czekaj, czy my się znamy?

Lumen? Co cię tu przywiało? :y

Powitajmy Lileith!

Find a way. by hyilp
hyilp

Imię: Lileith
Pseudonim: Nie lubi pseudonimów, ale jak bardzo komuś zależy, może mówić jej Mrok.
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Jest ona często poważną waderą, nie przepada za jakimiś zabawami czy imprezkami. Lileith jest waderą szczerą do bólu. Lubi biały ogień i fioletowe światła. Woli pracować sama, w ogóle lubi przebywać w samotności. O wiele bardziej lubi rozmawiać ze zmarłymi. Jej ulubioną porą, jest noc, wtedy najlepiej się czuje. Nie boi się niczego, nie wie co to strach, przecież nie da się zabić rodziny śmierci. Zwykle jest pochmurna, nie nadaję się na przyjaciółkę.
Wygląd: Jest ona wysoką i bardzo chudą waderą. Jej futro jest czarne, krótkie i szorstkie. Czuć od niej śmiercią. Oczy jej są całe białe, jednak gdy używa jednej z mocy, stają się one szkarłatne. Ma ona nienaturalne duże uszy. Na przednich łapach, ma bandaże, które w niektórych miejscach są brudne od krwi. Nad nosem ma bliznę. Jej ogon jest łysy, cienki i przyozdabiają go, słowa napisane w języku zmarłych. Są na nim także czaszki różnych zwierząt, przywiązanych żyłami, w których płynie krew.
Stanowisko: Rzemieślnik
Umiejętności: Intelekt: 6,25 | Siła: 6,25 | Zwinność: 6,25 | Szybkość: 6,25 | Magia: 6,25 | Wzrok: 6,25 | Węch: 6,25 | Słuch: 6,25
Rasa: Wilk Śmierci
Żywioły: Śmierć
Moce:
- ma ona często nie spodziewane wizje z przyszłości,
- może rozmawiać z martwymi duszami i duchami, a także je przyzywać,
- ma też inne, dziwne wizje przynoszone przez dusze,
- może naznaczyć kilka wilków na rok, które mają umrzeć,
- może się dowiedzieć czy któryś wilk nie długo umrze,
- potrafi rozmawiać z samą śmiercią,
- może wywołać u kogoś paraliż, na jakiś czas,
- telepatia,
- jest uodporniona na moce Wilków Śmierci i strach,
- może przechodzić do świata zmarłych, nie umierając nawet.
Rodzina: Jej ojcem jest sama Śmierć, za rodzinę uważa też dusze, które trafiają do świata zmarłych.  Podobno ma też wujka, ale nie wie, kim on jest.
Partner: Kto by chciał być z córką śmierci?
Potomstwo: Brak.
Historia: Gdy była jeszcze mała, pracowała wraz z ojcem. Przynosiła dusze wilków do tego miejsca, zabijała... Takie tam rzeczy. Aż w końcu ojciec powiedział, by znalazła jego brata. Zrobiła to i do dziś go szuka.
Przedmioty: Kosa, którą naznacza wilki (nikt nie potrafi przed nią uciec), jedynie wadera i sama Śmierć mogą ją trzymać czy dotykać, bandaż na prawej łapie.
Jaskinia: Brak.
Właściciel: Almasi.banshee@interia.pl
Ocena: 0/0

Od Red Arrowa

Była noc, bardzo lubiłem o tej porze chodzić. Ciągle schodziłem ze ścieżki, gdy wyczuwałem lub zauważałem jakiegoś wilka. Nie miałem ochoty wpadać na innych, zaraz zaczęliby trajkotać jak nie wiem co. Słyszałem, jak pode mną pękają patyki. Miałem ochotę pobiec jak najszybciej się da, ale nie mogłem. Tak jak każdy w tej watasze, straciłem je – moce. Był to pierwszy minus, nie wiedziałem, czy będą kolejne, ale miałem nadzieję, że nie. Wiedziałem też, że były tu smoki. Mogłem wiele wyczuć, a właściwie nie ja, tylko demon. Ten cholerny smok musiał wstąpić akurat do mojego ciała. Gdy uda mi się go pozbyć, zapłaci za to.
Zacząłem przeklinać pod nosem na to. Życie to pasożyt, które trzeba zgnieść. Będzie chociaż spokój.
Kopnąłem dosyć duży kamień w krzaki, a gdy miałem pójść dalej, usłyszałem z nich piski. Podszedłem tam, zauważyłem mysz przygniecioną prze kamyk który właśnie kopnąłem. Zdjąłem go z gryzonia i powiedziałam sam do siebie:
– No proszę, proszę. Widzę, że nie tylko w strzelanie z łuku mi dobrze idzie. – Wziąłem ofiarę do pyska i wyszedłem z krzaków. Podrzuciłem mysz i złapałem. Gdy zrobiłem to jeszcze kilka razy, zjadłem ją.
Nagle usłyszałem odgłosy. Ktoś się zbliżał, a raczej chował w gęstej trawie. Szybko odwróciłem się i skoczyłem na istotę, która tam się ukrywała, przygniotłem ją swoim ciężarem. Przyjrzałem się jej uważniej, była to ciemna wadera. Wilczyca zaczęła się wyrywać, jednak byłem z byt silny. Wbiłem lekko pazury w jej skórę, dając jej znak, żeby przestała. Gdy to zrobiła, zapytałem:
– Czego chcesz? Po co się ukrywasz?

Saori?

Odchodzi

Powód: decyzja właściciela; brak pomysłu na prowadzenie postaci.
Zgodnie z życzeniem zostaje oddana do adopcji.

hioshiru-alter

Od Cathien cd. Natrill

Patrzyłam się jeszcze krótko w górę. Nie mogłam go tak zostawić, klucz Shambali był przecież... Cholera. Pobiegłam od razu do siebie, wzięłam wszystkie łuki, miecze itd. Założyłam kaptur, żeby Lazarevic mnie nie rozpoznał. I wyruszyłam jak za starych czasów. Mniej więcej wiedziałam gdzie to miasto, się znajduje. Ale nie chciałam do tego nigdy wracać. Ale Natrill mnie do tego zmusił, nie mogę go samego na polu walki zostawić. Więc szłam dalej. W zaułku usłyszałam piski i jęki. Byłam zbyt ciekawska, żeby to ominąć. Szłam niepewnymi krokami za dźwiękiem. Gdy doszłam, zobaczyłam coś okrutnego. Dwóch wilków znęcało się nad młodym, co dopiero poznał świat szczeniakiem. Nie mogłam wpatrywać się na to, jak ten wilczek jest maltretowany. Podeszłam do nich spokojnie. Zauważyli mnie, skończyli i patrzyli się na mnie. Nie widzieli jedynie moich oczu.
- Zakończcie tę mękę, już.
- A kim ty niby jesteś ze nam rozkazujesz?
- Kimś, kogo zapamiętacie na długo.
W tym momencie zaatakowałam ich, naskoczyłam na jednego nożem. Tym samym zabijając go. Drugi się poddał -Co, teraz nagle jesteś tchórzem?
- Oszczędź mnie...
- O teraz zachciało się oszczędzenia, a co myślisz. Co tamten szczeniak przezywał. Kurwa, co za egoista z ciebie! – po tych słowach, strzeliłam w jego klatkę piersiową strzałę z łuku. Poszłam z powrotem do szczeniaka, stał o własnych siłach. Wzięłam kaptur z głowy. – Jak się nazywasz? – Szczeniak milczał.
- Chodź, zaprowadzę cię tam, gdzie się tobą zaopiekują.
Wzięłam go do WSO i oddałam w dobre łapy. A ja kontynuowałam wędrówkę. Założyłam z powrotem kaptur na głowę. Nagle zobaczyłam ludzi lazarevica, momentalnie się schowałam. Po chwili zaświeciła mi się lampka. Mogę ich przecież ominąć bez robienie huku. Powolutku, aczkolwiek cicho wspięłam się na drzewo. Dalszą drogę kontynuowałam łażeniem po drzewach. Gdy ich w końcu ominęłam, zeszłam.
~*~
Po paru godzinach, zdecydowałam odpocząć. Znalazłam jakieś uboczne miejsce, gdzie się położyłam. Nagle usłyszałam warczenie, drapieżnego kota. - Nigdy nie dają spokoju.
Wstałam i poszłam do nich. Wzięłam toporek i obydwa koty zaatakowałam. Zjadłam coś z nich, żeby znów odzyskać siły. Poszłam dalej. Po jakimś czasie zobaczyłam ogromne wrota a przed nimi coś białego. Odwróciło się to do mnie. Nie mógł mnie rozpoznać jak miałam czarny kaptur, który przykrywa oczy...

Natrill?

Od Natrilla cd. Cathien

Przytuliłem waderę, by się nie martwiła, a chwilę później zapytałem:
-Może spróbujemy znaleźć to miasto?
-Natrill, dopiero co znaleźliśmy watahę.
-Wiem, ale bardzo chciałbym znaleźć to miasto. Słowo te, męczy mnie odkąd o nim powiedziałaś, nie wiem czemu ale kojarzę je skądś. Naprawdę mi zależy.
-A jak nie chce go szukać?- nie wyglądała na zadowoloną.
-To sam je znajdę.- po tych słowach odszedłem od wadery. Westchnąłem i mruknąłem coś pod nosem. Czemu Cathien tak to przeszkadzało? Kiedyś chciała znaleźć Shambale, a teraz nie. Co ją zatrzymuję. Odwróciłem się i spojrzałem na waderę. Może się boi tego basiora? Pewnie nie chce uwierzyć, że ktoś taki słaby jak ja, ją obroni. Na tą myśl posmutniałem. Niestety muszę się z tym zgodzić, na ziemi jestem bezużyteczny. Spojrzałem w dal, zobaczyłem góry. Może polecę na nie? Może tam coś jest, co mi pomoże. Od razu wzbiłem się w powietrze. Nie które wilki mi się przyglądały, a inne w ogóle na mnie nie zwracały uwagi. Usłyszałem jak ktoś wymawia moje imię. Odwróciłem łeb, była to Cat, biegła za mną i krzyczała coś. Ja spojrzałem jej w oczy i po chwili znów na góry. Powiedziałem cicho:
-Obiecuję że wrócę.
Poleciałem wyżej, aż zniknąłem za chmurami. Będę silniejszy, wtedy obronie ją. Już nikt jej nie zrobi krzywdy. Na pewno nie Cat.

Cathien?

OD Nerona CD Shante

- Wiesz co... Muszę cię o coś zapytać.
- O co? - spojrzała mi prosto w oczy, badając dokładnie każdy ich punkt.
- Zastanawiałem się, kiedy nie miałem Cię przy sobie. Czemu tak bardzo chcesz znać przeszłość? - spytałem, ściskając mocniej jej łapki. Wiem, że dla Shante to wcale nie jest łatwy temat, jednak to pytanie ciągle zawracało moją głowę. Czemu moja ukochana tak bardzo chce znać swoje dawne życie? Nie wystarczy jej to co ma? Wiem, sam zapewne chciałbym poznać przeszłość, coś zmienić.
- Wiesz... - westchnęła, wtulając się mocniej w moje futro.
- Jestem tak jakby znikąd, takie mam wrażenie. Nie wiem o sobie praktycznie nic. Nie wiem, czy miałam rodzinę, po prostu nie wiem - jej oczka zeszkliły się.
- Chciałabym siebie poznać - na jej pyszczku pojawił się grymas uśmiechu, bardzo wymuszonego.
- Shante, nie płacz - pocałowałem ją, ścierając łzy z policzków.
- Nie będę poruszał już więcej tego tematu. Chce Ci tylko powiedzieć, że najważniejsi jesteśmy teraz my i nasza miłość, dobrze? - spytałem, obdarzając waderę pogodnym uśmiechem.
- Dobrze! - od razu się rozpogodziła, a jej łapki oplotły mój kark.
---PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ---

Tak długo tu byliśmy, że zastał nas wieczór. Księżyc wymienił się miejscem ze słońcem, które z gracją zniknęło za horyzontem. Niebo przykryło się aksamitną, ciemną peleryną przyozdobioną milionem świetlistych gwiazd.
Noc była ciepła i przyjemna, a lekki wiatr muskał nasze futra.
Shante usnęła obok mnie, a ja wpatrywałem się w niebo. Tak niezwykłe, magiczne. Coś, czego nie sposób wytłumaczyć.
Powoli wstałem, tak, by nie obudzić śpiącej Shante. Ostrożnie stawiałem każdy krok, by nie była w stanie mnie usłyszeć. Chciałem spędzić z nią jak najwięcej czasu, by z czystych nudów nie musiała sama gdzieś wychodzić.
Ze skórzanej, ukrytej w krzakach torby, wyciągnąłem plik starych kartek.
,,Zacznijmy grę" - taki był napis na pierwszej karteczce. Trochę jak z Piły, chociaż gra nie wymagała od Shante odcinania swoich kończyn.
Małym gwoździem przybiłem ją do najbliższego drzewa, przy okazji przywieszając tam czerwoną różę, tak na zachętę.
Moim planem było rozwieszenie kolejnych kartek, by była w stanie dotrzeć do wskazanego miejsca. przy każdej miała być róża w innym kolorze, by się nie zniechęcała.
- Zaczynamy! - szepnąłem podekscytowany, cichaczem uciekając wgłąb lasu. Shante na pewno sobie poradzi, choć ta gra wcale krótka nie jest.


Shante? Let's play the game B)

Nasza bibliotekarka - Frost

Lost-Wolf-Soul
 Nie ma nic chłodniejszego, niż samotna śmierć. Wtedy twoje serce jest puste, zimne, a twoje łzy zamarzają na twoim pysku, twój oddech zanika, ale mimo to, nikt nie przychodzi, żeby Cię pożegnać...
Imię: Nazywają ją Frost lub Lost.
Pseudonim: Ice i Last.
Wiek: 11 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Frost jest bardzo zamknięta w sobie. Jej pysk, rzadko kiedy, wydusza z siebie jakiekolwiek słowa. Ciężko jej się uśmiecha, zawsze chodzi smutna lub poważna. Nie umie rozróżnić żartu od słów poważnych, więc radzę uważać. Jest bardzo wrażliwa na cudzą krzywdę, można nazwać, że jest nadopiekuńcza. Do takiego stopnia, że nawet zadrapanie dla niej, jest kompletnym zagrożeniem życia. Nie umie krzywdzić, nawet wrogów. Zawsze pomaga każdemu, nawet, jak ten ktoś, chce ją zabić. Jest bardzo naiwna, uwierzy we wszystko, co jej się powie. Szybko się zakochuje, a jak ma złamane serce, to bardzo długo je składa do kupy. Mimo wszystko można uznać ją za chłodną. Nie potrafi komuś przyznać racji, jeżeli się z tą teorią nie zgadza. Szybko się poddaje, szybko odpuszcza. Wie, że jej życie jest skończone, więc nie szuka dla siebie szczęścia, a dla innych. Nie toleruje słowa „porażka”, dla niej zwycięstwo jest też, jak wróg z nią wygra.
Wygląd: Wadera wygląda jak krzyżówka wilka i psa. Beżowe futro z białymi plamkami na pysku i podbrzuszu, a uszy i koniec ogona, razem z łapkami, są brązowe. Jej oczy są wyblakłe, jakby tonęła, lub zamarzła. Jest też lodowata.
Stanowisko: Bibliotekarz
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła:  5 | Zwinność: 12 | Szybkość: 5  | Magia: 13  | Wzrok:  2 | Węch: 3 | Słuch: 3
Rasa: Wilk Lodu
Żywioły: Woda, Lód
Moce:
-
potrafi manipulować lodem i wodą,
- może chodzi po tafli wody, ale tworzy na niej lód, żeby było jej prościej,
- może zamrozić swoje ciało,
- potrafi sprowadzić śnieżyce nawet w środku lata.
Rodzina: Kim ona jest dla niej, skoro nikt nawet jej nie szukał...?
Partner: Nie sądzę...
Potomstwo: Tym bardziej nie...
Historia: Frost urodziła się w najgorszym miesiącu, jakim było można. Na końcu jesieni, kiedy nadchodziła zima. Tegoroczna zima była najsroższą zimą, od wielu lat. Jej rodzice, musieli ruszyć ze swoimi sześcioma szczeniakami do innego miejsca. Udało im się, ale przeżyła tylko trójka, włącznie z nią. Jej rodzice, zajmowali się nią i jej rodzeństwem, ale najbardziej nimi. Ją jakby... Olewali. Czemu? Była najsłabsza z miotu, więc spisali ją na straty. Rok później, kiedy szli przez kolejną zimę, rodzice, porzucili ją, myśląc, że umarła. Wtedy znalazł ją inny basior i ogrzał swoim ciałem. Adoptował ją i nazwał Frost po tym, jak ją wygrzebał ze śniegu. Basior ten, jednak po jakimś czasie, zaczął ją ignorować. Kiedy była nastoletnim wieku, czyli tak 5-6 lat, musiała sama przejść przez zimę. Była osłabiona... Wataha zostawiła ją w tyle, nikt nie zaglądał za nią. W końcu... Padła na ziemię, patrząc w górę, na śnieg. Było jej zimno, bardzo... Zimno... Jedynie co zrobiła, to wypowiedziała te słowa, a jej wzrok zrobił się blady. Łza poleciała jej po policzku, a potem jej serce stanęło. Przestała czuć chłód... Podniosła się i spojrzała na siebie. Widziała jak przez mgłę, ale jednak coś widziała. Mogła przejść na drugą stronę. Wataha myślała, że jest duchem, ponieważ, wyglądała jak martwy wilk, który nie przeżył zlodowacenia. Po kilku latach odeszła stamtąd, trafiając tutaj. Do Watahy Smoczego Ostrza.
Przedmioty: Fioletowy szalik, który chociaż trochę, daje jej ciepła...
Właściciel: ravenislime@gmail.com
Ocena: 0/0

Od Kesame cd. Neona

Przytakiwałam głową w rytmie jego słów, które zalewały mnie teraz natłokiem informacji. Mimo tego wszytkiego tak naprawdę nic nie było istotne na tyle, abym pragnęła kolejnysz szczegółów – teraz jedynie wpatrywałam się w otchłań jesiennych barw rozciągających się przede mną. Pomimo czerwieni, złota, brązu i wielu innych odcieni, wszystko to wydawało mi się szare, takie jak ja; jedynie niebo odcinało się swoim błękitem, tworząc morze chmur i przestrzeń dla wiatru.
– Rozumiem – skwitowałam – że wciąż nie ma postępów.
Mój ton nie był oskarżycielski. Stwierdzałam zwyczajnie bolesny fakt i w tym jednym zdaniu zawarłam frustrację całej watahy, choć nie obwiniałam nikogo. Pretensje mogłam mieć jedynie do siebie.
– Symonides już wyruszył z dyplomatyczną misją do tutejszych stad – zaczął, nie zwracając uwagi na moje słowa – Erat wraz ze szpiegami starają się wybadać tereny, odkrywcy po kawałku tworzą mapy... Wszystko idzie jakoś do przodu.
Uniosłam łeb w stronę nieba i westchnęłam przeciągle, lecz cicho. Podziękowałam, posyłając bratu wdzięczne spojrzenie i wróciłam do Neona, który teraz, z pyskiem przy ziemi, wpatrywał się w biedronkę chodzącą po liściach przekwitłych kwiatów.
– Już jestem – oznajmiłam powoli, lecz ten i tak się wzdrygnął. Posłał mi ciepłe spojrzenie i powrócił do swych obserwacji.
Przykucnęłam tuż obok, a właściwie ugięłam przednie łapy, aby zniżyć się lekko. Wdychałam słodki zapach przekwitających kwiatów, a ostre zakończenia źdźbeł trawy kuły mnie w nos.
– Natura jest piękna – oznajmił, z czym bezgłośnie się zgodziłam.
– Lubisz obserwować, prawda? - zapytałam, przenosząc wzrok z biedronki (która notabene nieporadnie starała się przejść na drugi koniuszek trawy) na basiora.

Neon?

OD Shante CD Neron

Zaśmiałam się, patrząc na Nerona.
- Heh, zwiedzałam! Tyle się zmieniło, zanim odeszłam...! Ale akurat nie - uśmiechnęłam się i położyłam obok partnera. Zaczęłam razem z nim, czytać jego pasjonującą książkę. Wtuliłam się w jego futerko. Pocałował mnie w nosek i podniósł mój pyszczek.
- Shante...
- Hm?
Basior wpatrywał się przez dłuższą chwilę we mnie, ale potem po prostu wziął głęboki wdech.
- Cieszę się, że...
- Obiecuje, już nigdy ci tak nie ucieknę! Od teraz, należę tylko do ciebie! - uśmiechnęłam się ciepło. Wstałam i machnęłam ogonami.
- Chodź Neron! Mam pomysł!
- Jaki?
- No chooodź! - złapałam go i zaczęłam ciągnąć w jedno miejsce.

******

Dobiegliśmy nad wodospad. Uśmiechnęłam się i usiedliśmy przed nim, patrząc w nasze odbicia w tafli. Uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- Przepraszam.
- Za c-- - basior nie dokończył, bo go wepchnęłam do wody. Ten się wnurzył i spojrzał na mnie cały mokry. Wybuchłam śmiechem i zaczęłam się tarzać po ziemi, machając łapami ze śmiechu. Zaczęłam płakać ze szczęścia.
- OSZ TY! - złapał mnie.
- NIE, NIE, NIE, NIE NERON! 
Wepchnął mnie do wody. Wynurzyłam się i spojrzałam na niego. Zaśmiałam się i zaczęłam chlapać w jego stronę wodą, a on w moją. Niezła zabawa! Haha! Dawno się tak nie bawiłam! Kiedy wyszliśmy z wody, musieliśmy się pójść wysuszyć. Poszliśmy na polanę, gdzie grzało słońce i zaczęliśmy się wylegiwać na słońcu. Opowiedziałam mu o moich przygodach, które miałam, podczas podróży, o walkach i tym, że miałam wizje...
- Czekaj, jakie wizje? - przerwał mi. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem i się wtuliłam w niego.
- To niech będzie moim sekretem.
- Oj no weź powiedz!
- Nie!
- Nalegam! - naciskał. Machnęłam głową na znak "nie".
- Musisz poczekać! - basior, słysząc ode mnie te słowa, niechętnie westchnął i mnie po prostu przytulił do siebie.
- Wiesz co... Muszę cię o coś zapytać.
- O co? - spojrzałam mu prosto w oczy.

Neronek?

27 czerwca 2018

Od Amaimona

W stronę Amaimona szedł wilk.
- Cześć, chcesz może wpaść do mnie i pogadać. - Amaimona zdziwiła śmiałość nowo poznanego basiora. Amaimon odsunął łapę od pyska, w którym przed chwilą miał pazur. Amaimon najchętniej wskoczyłby teraz do jeziora, bo mimo obecnych roztopów było mu strasznie gorąco. Wilk nagle się zatrzymał.
- Mieszkam tutaj. Akurat nie mam co robić, więc wejdź to, porozmawiamy - rzekł wilk. Basior spojrzał za siebie. Słońce grzało słabo, wszystko było mokre i zasypane liśćmi. Czyli po prostu jesień... Jak on jej nie lubił. Prychnął pogardliwie po czym, wszedł do jaskini wilka.
- Może krówkę? - Zapytał wilk, kładąc miskę na stole i zabrał sobie jedną. Natomiast Amaimon rzucił się na miskę krówek, zapychając sobie nimi cały pysk. Wilk spojrzał na niego dziwnie.
- Co ci się stało? - zapytał monotonnie Amaimon, widząc zachmurzoną minę basiora.
- Frustracja seksualna - burknął wilk, na co Amaimon parsknął śmiechem. Żując waniliową krówkę, wpatrywał się w czerwonego basiora, by po chwili usłyszeć pytanie.
- Jak masz na imię? - zielony basior chwile zastanawiał się nad odpowiedzią, tak jakby zadano mu trudne pytanie matematyczne. Skierował łapę ku pyskowi, po czym gryząc pazury, odpowiedział szybko.
- Amaimon - mimo wszystko nie pytał basiora jak, ma na imię. Zastanawiało go tylko czemu basior, zaprosił go do domu. Nie znają się a on, zgarną go z lasku prosto do swojej jaskini.
- Sonto - powiedział czerwony, do basiora wpatrującego się w niego od kilku minut.

Sonto?

Od Yostradus'a CD Crystal

Bardzo się zdziwiłem, gdy wpadliśmy na małą waderkę, która zwróciła się do nas z zapytaniem, czy ją przygarniemy. Jeszcze większym zdziwieniem dla mnie było to, że Crystal zgodziła się na to. Poczułem się trochę, jakbym w minutę został mianowany „Tatą”, a piękna wadera stojąca obok mnie „Mamą”. Nie pomyślałbym, że to wszystko przyjdzie tak szybko.
- Chodźcie, zaprowadzę was do wioski. - Mała powiedziała już bardziej radosnym głosem i zaczęła iść wzdłuż małej ścieżki, którą obrastała wysoka trawa. Spojrzałem na Cry, jej futro zaczęło lśnić w świetle księżyca. Crystal spojrzała na mnie, a ja szybko odwróciłem wzrok. Serce biło mi bardzo szybkim tempem.
- Coś się stało? - Zapytała z ciekawością w swoim słodkim, a zarazem bardzo przyjemnym głosie.
- N-nie, nic takiego. - Lekko się zdenerwowałem. Nigdy się tak nie czułem. Zastanawiałem się, co to mogło być. Choroba? A może po prostu ja się jeszcze bardziej … zakochałem? Nie minęło dużo czasu, aż ścieżką oświetlaną przez świetliki doszliśmy do małej wioski. Nie wyglądała ona dobrze. Widać było, że wataha, która tu mieszka nie ma łatwego życia. Domków, jeżeli można nazwać tak kupkę desek sklejonych błotem, nie było wiele. Można było naliczyć może z cztery albo pięć.
Kiedy weszliśmy na ścieżkę prowadzącą wzdłuż wioski, wszyscy mieszkańcy wyszli ze swoich ubogich domów. Zaczęli wpatrywać się w nas i pochylali przed nami głowy. Lekko zawstydzony zacząłem zastanawiać się, o co chodzi. Postanowiłem zapytać naszą małą przewodniczkę.
- Hej, mała. Dlaczego wszyscy się na nas tak patrzą? - Wtedy mała waderka stanęła i odwróciła się w naszą stronę.
- Przepowiednia mówi, że gdy dziecko natury przyjdzie na te ziemie, razem ze swoją drugą połówką przepędzą panujące tutaj zło. - Spojrzała na nas radosnym wzrokiem. Zapewne myślała, że chodziło to o nas.
- Chwila, dziecko natury? - Odwróciłem się w stronę Cry. Ona także przechyliła głowę w moją stronę.
- Nie było okazji, żeby Ci to powiedzieć, ale... - Wzięła głęboki oddech i westchnęła. - nie urodziłam się jak inne wilki. Wyszłam z kokonu. - Odwróciła ode mnie wzrok, jakby próbując uniknąć zobaczenia mojej reakcji.
- Wow. - Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nagle moje serce zaczęło przyspieszać, a ja poczułem się na wpół śpiący. - Gdybym wiedział, że takie piękności rodzą się na drzewach, nie dotknąłbym ziemi, dopóki bym cię nie odnalazł. - Powiedziawszy to, przytuliłem waderę. Nie miałem kontroli nad tym, co robiłem. Po krótkiej chwili ocknąłem się. Gdy poczułem na moim pysku jakiś miękki puch, jak poduszka, powoli zaczęło do mnie docierać, co zrobiłem. Od razu odsunąłem się i spojrzałem na całą w czerwieni Crystal, nie wiedzącą, co na to odpowiedzieć. Nagle usłyszeliśmy cichy chichot. Oboje spojrzeliśmy się na małą waderkę.
- Pasujecie do siebie, hihi. - Nie mogła powstrzymać swojego śmiechu. Zrobiło mi się głupio. Naprawdę nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło.
- Przepraszam, Cry, ja nie chciałem. - Postanowiłem przeprosić ją za to, co się przed chwilą wydarzyło.
- Nic się nie … stało. - Powiedziała z lekką przerwą. Widziałem, jak omija mnie wzrokiem. Musiało to ją naprawdę zawstydzić.
Po krótkiej chwili doszliśmy do małej chatki na końcu wioski.
- Oto wasz domek, przynajmniej tymczasowy. - Wskazała na małych rozmiarów domek. Weszliśmy do niego i zauważyliśmy bardzo podobny wystrój do poprzedniego domku, lecz ten był trochę uboższy. Za domkiem rozprzestrzeniał się las.
- To ja was tutaj zostawiam. Przyjdę rano. - Zachichotała i zaczęła iść w stronę wyjścia. - I miłej nocy. - Zaśmiała się, wychodząc z chatki. Po ostatnich jej słowach lekko się zaczerwieniliśmy.
- Znowu jedno łóżko, co? - Popatrzyłem się na stojące na końcu pokoiku łóżko dla dwóch. Popatrzyłem na Cry i lekko westchnąłem.
- Chciałabyś może się przejść po lesie? - Miałem nadzieję, że krótka wyprawa po lesie pozwoli nam trochę ochłonąć. Niestety, myliłem się.
Z tego powodu, że byliśmy maleńcy, las wydawał się o wiele większy, niż był naprawdę. Niebo było bezchmurne, a wiatr powiewał bardzo przyjemnym, letnim powietrzem. Nagle usłyszeliśmy potworne wycie dobiegające z głębszej części lasu.
- Może już wracajmy, dobrze? - Zwróciła się do mnie lekko przestraszonym głosem.
- Zgoda. Mnie też się to nie podoba. - Wzrok miałem zwrócony w głąb ciemności, które zaczęły otaczać las wokół nas coraz bardziej.
Nagle usłyszałem lekki świst, a moje ciało spowił chłód. Popatrzyłem na swoją klatkę. Wystawała z niej strzała. Ledwo stojąc na nogach, popatrzyłem na przerażoną Cry i padłem na ziemię tracąc resztki przytomności.

Ciekawe, jak z tego wybrniesz, Cryś ;3

Od Ariene

Spoglądałam w taflę jeziora. Odbijała blask księżyca, niczym magiczne zwierciadło. Odszedł. To było dla mnie jasne. A mimo to, dalej nie chciałam zaakceptować tego faktu. Mój mózg wypierał go, mając nadzieję, że po prostu zapodział się gdzieś między drzewami magicznego lasy i szuka drogi do nas.
Wzięłam w łapę gładki kamień. Był zimny. Przez chwilę zacisnęłam powieki, by powstrzymać łzy. Cisnęłam kamieniem w wodę. Zwierciadło nie było już idealnie gładkie. Kręgi na wodzie powiększały się i powiększały, by w końcu zniknąć. Moje odbicie w wodzie, niewyraźne przez malutkie fale, powstałe przez kamień, nabierało teraz dokładniejszego wyrazu. Rana, którą otrzymałam w walce nie chciała się zagoić. W dalszym ciągu ciemnoczerwona kreska przecinała w pionie moją skórę przy oku. Zakryłem je grzywką i cicho westchnęłam.
Trwałam tak w bezruchu. Zauważyłam delikatne, fioletowe światełko w krzakach. Wyłoniła się z nich maleńka wróżka, mniejsza, niż kobieca dłoń. Jej skóra lśniła lawendą, podobnie jak półprzezroczyste skrzydła. Śliwkowe pukle włosów związane były w wysoki kucyk. Układały się w loki, bardzo chaotyczne, ale ładne. Miała na sobie sukienkę z białych płatków róż, które w blasku światła, jakie emitowała, stwarzały wrażenie jasnofioletowych. Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem, swoimi dużymi, czarnymi oczami. Czytała moje myśli. Czułam to.
- Potrafisz go znaleźć? - zapytałam cicho.
Pokiwała wesoło głową. Swoją małą rączką dotknęła mego czoła. Zrobiłam się zmęczona. Opadłam delikatnie na trawę wyściełaną liśćmi. Zasnęłam.

~*~*~*~*~

Obudziły mnie jasne promienie słońca. Było koło południa. Nie czułam zapachu wilków z mojej watahy. Odeszli beze mnie. Przeciągnęłam się leniwie. Wcale nie chciało mi się wstawać.
Moją uwagę przykuł list. Nie był od przedstawicieli mojego gatunku. Napisany był w mieszance dwóch języków. Elfów i - o ile dobrze rozpoznałam - wróżek. Kiedyś się ich uczyłam, niektórych słów jednak nie byłam w stanie zrozumieć.




Napiłam się odrobiny wody z jeziora i ruszyłam za listem. Cofnęłam się w stronę terenów watahy, jednak odbiłam lekko na północ. W końcu natrafiłam na jego zapach. Szłam za nim, z nosem przy ziemi. Po godzinie czy dwóch, zobaczyłam białego, uskrzydlonego basiora. To był on. Miałam ochotę go zabić, a potem wskrzesić i przytulić. Chaster również mnie zauważył. Uśmiechnął się i zaczęliśmy iść w swoją stronę. I wtedy to się zaczęło. Dwa Smoki ognia nas otoczyły. Nie miałam mocy, nie potrafiłam walczyć. Basior zawarczał, ja podkuliłam ogon. Usłyszałam głośny ryk. Później było tylko światło. Jasne, oślepiające światło. I ciepło. Czułam każdy, pojedynczy włos mojej sierści. Czułam, jak trawi je ogień. Zrobiło się czarno. Przestałam oddychać.


Poderwałam się w górę, wybudzona ze snu. Zakrztusiłam się śliną. Zaczęłam kaszleć. Było południe. Wróżka wciąż była obok mnie.
- Co to było? - zapytałam ją.
- Wizja przyszłości. - powiedziała wysokim głosem. - Tak będzie wyglądała twoja przyszłość. Chyba, że dokonasz innego wyboru.
Wpatrywałam się w nią, wciąż będąc w szoku. Ten sen wydawał się taki realny.
- Teraz już wiesz, co musisz zrobić.
- Nie dać się zabić.

Chaster?

P.S. Jeśli opowiadanie byłoby trochę nie jasne: Chodzi o to, że Ariene przyśnił się przebieg dnia, który właśnie ma nastąpić i by zapobiec swojej śmierci, musi zmienić jeden z wyborów, który podjęła podczas jego trwania. Który z nich to będzie i jak to wszystko się potoczy, zostawiam już tobie.

Chaster powraca!

Grypwolf

Nowy basior – Red Arrow!

Red place by dNiseb
dNiseb
Zastanawiam się czasem, czy gdybym stał nad przepaścią, znalazłby się ktoś, kto nie pozwoliłby mi skoczyć...

Imię: Ma on dwa imiona, każde z nich jest dziwne. Pierwsze – Red Arrow, drugie – Azazel.
Pseudonim: Nie lubi, jak mówi mu się po imieniu, woli, żeby każdy się do niego zwracał Arrow.
Wiek: 11 lat
Płeć: Basior
Charakter: Jest on basiorem lubiącym, kiedy coś się dzieje, uwielbia brać udział w każdej walce. Jego ulubionym zajęciem jest bieganie i strzelanie z łuku. Nie ma sobie w tym równych. Zabija z zimną krwią. Dla bliskich potrafi oddać życie, a nawet więcej. Zwykle jest cichy i ponury, nie lubi rozmawiać. Gdy się go bliżej pozna, okazuję się być miłym basiorem. Gdy był młody, często chciał się zabić, chorował na depresję, jednak teraz wszystko jest w porządku. Na każdego patrzy z nieufnością i wrogością. Często zmienia zdanie. Uwielbia ogień, ale nie na tyle, by wszystko podpalać. Czasami zdarza mu się robić dziwne rzeczy. Nie potrafi się cieszyć tym, co ma, zawsze będzie uważał, że życie jest okrutne i paskudne, no chyba, że jakimś cudem znajdzie osobę, która wszystko zmieni. Nie należy do optymistów, na pewno nie Arrow. Żyje jedynie dlatego, bo matka go potrzebuje. Nie lubi mówić o sobie, zwykle tego oczekuje od innych. Chciałby znaleźć tą jedyną, ale wie, że żadna z nim by minuty nie wytrzymała. Jest on bardzo inteligentny. Lubi odkrywać różne rzeczy związane z historią tego świata.
Wygląd: Jego wygląd jest dość nietypowy. Cała głowa i szyja jest pokryta białym i ciemnoszarym futrem, jednak reszta ciała jest pokryta smoczymi łuskami. Ogon jest długi, a łapy smocze. Pazury są ostre jak brzytwa. Przez jego plecy, aż do końca ogona przebiegają czarne kolce. Oczy jego są czerwone i się świecą. Jest on bardzo wysoki i bardzo dobrze umięśniony.
Stanowisko: Archeolog
Umiejętności: Intelekt: 15 | Siła: 10 | Zwinność: 5 | Szybkość: 5 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 3 | Słuch: 2
Rasa: Wilk Metalu
Żywioły: Metal, Ogień, Prędkość
Moce: 
– może oddychać pod wodą;
– ma nadludzką siłę;
– potrafi ziać ogniem;
– dzięki temu, że jest on w połowie smokiem, może latać, nie mając skrzydeł;
– może biec szybciej od światła;
– panuje nad prędkością, jeżeli zechce, ktoś może biec bardzo szybko lub na odwrót;
– może zwolnić lub przyśpieszyć czas;
– może zamienić coś lub kogoś w metal;
– potrafi przenikać przez przedmioty, a także sprawić, by ktoś też mógł.
Rodzina: Jego rodziną jest jedynie wadera, która uratowała go podczas wojny. Jest to Vinyume.
Partner: Szuka tej jedynej...
Potomstwo: Brak.
Historia: Gdy był mały, rodzice oddali go do sierocińca, gdzie ciągle mu dokuczano. Często związywali go i wrzucali do rzeki. Jak to mówili: „Nie zasługujesz na życie. Jesteś zerem”. Basior strasznie się tym przejmował, nie wierzył, że stawi im czoła. Coraz więcej chorował i często chciał tchnąć się na swoje życie. Pewnego dnia, wstąpił w niego duch smoczego demona. Uczynił go potężnym i silnym basiorem. W nocy opętał go i zemścił się na każdym szczeniaku, który go poniżał. Gdy każdego zabił, uciekł i ruszył w świat, szukając lekarstwa, które mu pomoże pozbyć się demona. Jednak nic nie pomagało. W końcu Arrow stracił nadzieję i zaszył się gdzieś na wyspie. Tam, przez pięć lat mieszkał i uczył się jak przeżyć. Zabijał, kiedy była taka potrzeba, nauczył też się strzelać z łuku. W końcu jednak postanowił opuścić wyspę, i tak zrobił.
Wtedy jakiś czarodziej rzucił na niego jakieś tam czary, przez które stał się szczeniakiem i złapały go jakieś kretyńskie wilki. Zmuszano tam dzieci do ciężkiej pracy, a jednak nie musiał pracować, wszystko wzięła na siebie pewna wadera. Arrow zaczął ją podziwiać, a nawet się w niej zakochał.
Niestety po jakimś czasie każdy szczeniak musiał pracować. Basior, chcąc się zemścić, wraz z pewną grupką wilków zrzucił coś bardzo ciężkiego na zastępcę alfy. Oczywiście każdy myślał, że to przez przypadek. Jednak Arrow nie cieszył się z tego zbytnio, ta sama wadera, która wcześniej pracowała za każdego, wzięła na siebie całą winę. Każdy jej uwierzył i zaczęli ją torturować. Wściekły basior planował wraz z innymi plan, jak ją uratować, a kiedy byli przygotowani, zrobili to. Okazało się, że wadera ta miała na imię Vinyume i była starsza od niego. Gdy uciekła, zaczął uważać ją za rodzinę. Później, udało mu się uciec, znów stał się dorosły i dołączył tutaj...
Przedmioty: Naszyjnik z czaszką myszy.
Właściciel: Asili.banshee@interia.pl

Nowa wadera - Krea!

Cold. by Safiru
Safiru
Sztuka polega na tym, aby zabić innych, nim oni Ciebie.

Imię: Krea
Pseudonim: Skryta
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Zimna, małomówna, nieugięta. Pełna determinacji i woli walki. Nigdy się nie poddaje, szczególnie gdy planuje zemstę - jest niebywale mściwa i wyśmienicie wredna. Postanowienia realizuje wytrwale, nie cofnie się przed niczym. Spryt i wrodzona ciekawość nieustannie wpędzają ją w kłopoty. Prawie zawsze wychodzi z nich bez szwanku. Stalowa wola i mocne postanowienia czynią z niej godnego przeciwnika. Chorobliwie ambitna, pełna pomysłów. Nie lubi być w centrum wydarzeń. Do świata nastawiona pesymistycznie. Jedynym spojrzeniem potrafi osadzić innych na miejscu. Mimo wszystko jej ulubionym zajęciem jest kłótnia - uwielbia ośmieszać innych w potyczkach słownych, udowadniać swoją rację, którą - w jej mniemaniu - ma zawsze.
Zawsze kalkuluje. Praktycznie pozbawiona emocji.
Wygląd: Wysoki, wychudły, o wątłej budowie zwał poszarganej sierści to właśnie ona. Trzeba jednak przyznać, że jest piękna - śnieżnobiała sierść i błękitne, pełne głębi oczy. W niektórych miejscach biel - najjaśniejsza z bieli, jakie można dostrzec w dzień - sierści przechodzi w czerń - najczarniejszą z wszystkich czerni, jakie zachodzą nocą.
Posiada długie, mocne nogi. Klatka piersiowa jest raczej wąska, co jest wprost przeciwne do jej niebywałej siły, zręczności, zwinności i niezwykłej umiejętności bezszelestnego poruszania się.
Głos: Chłodny, pewny, zimny, nieznoszący sprzeciwu. Nigdy ciepły i sympatyczny.
Stanowisko: Zwiadowca
Umiejętności: Intelekt: 4 | Siła: 4 | Zwinności: 15 | Szybkość: 14 | Magia: 5 | Wzrok: 3 | Węch: 2 | Słuch: 3
Rasa: Wilk Cienia
Żywioły: Powietrze, Woda.
Moce:
- umiejętność przywoływania: wiatru (od najdelikatniejszego podmuchu po najstraszniejszą wichurę), wichury, ulewy i wykorzystanie tego w walce.
Rodzina: Nieznana, przypuszczalnie nawet ona sama o niej zapomniała.
Partner: Brak.
Potomstwo: Brak.
Historia: Przeszła bardzo wiele, mimo swojego młodego wieku. Kiedyś, dawniej, niż ona sama pamięta, jej całą watahę pochłonęła niszczycielska moc ognia. Ocalały jedynie dwoje szczeniąt - ona i jej siostra, Blada. Obie szybko otrząsnęły się z tragedii i ruszyły w ucieczkę przed szalejącymi płomieniami. Gdy Krea zeskakiwała z powalonego pnia, w szaleńczym pędzie wpadła na starego wilka o sierści w kolorze wyblakłej szarości. Zaprowadził on je z dala od płomieni, a ona w podzięce ostały przy nim. Wydoroślały bardzo szybko, a stary wilk był im rodziną i mentorem. Ich mistrz okazał się dowódcą elitarnej grupy skrytobójczych wilków, do której dołączały jedynie wilki odrzucone przez własną watahę i umiejące wyprzeć się same siebie. Wyjątkowo przyjęto tam również i siostry, Po długich dniach wyczerpujących treningów stały się one jednymi z najlepszych w tym fachu. Krea tam właśnie otrzymała przydomek skrytej, albowiem to właśnie jej najłatwiej przychodziło podejście ofiar. Płatni zabójcy podziwiali jej zwinność. Jej siostra radziła sobie równie dobrze, ale nie posiadała wrodzonej zręczności. Wykonując, któreś ze zleceń Krea popełniła fatalny błąd, przez który cała wataha stanęła w obliczu niewymówionego niebezpieczeństwa. Co prawda wyprowadziła ona ich szybko z tego, ale już nigdy nie pojawiła się na terytorium Skrytych. Nie pozwalała jej na to duma i wstyd, albowiem właśnie wtedy poważnie zraniona została jej siostra. Gdyby podążyła tamtego feralnego dnia ze Skrytymi, wiedziałaby, że wszyscy wyszli z tej opresji cało dzięki niej, ale ona nie zdobyła się na to. Wróciła na miejsce, dokończyła w nocy dzieła i ruszyła powtórnie przed siebie, obiecując sobie, że nigdy już nie wykona żadnego zlecenia tego typu. Wędrowała długo, aż natrafiła na ślady potężnego jelenia, za którym ruszyła szybko, czując narastający głód. Natrafiła na ucztujące przy nim wilki z Watahy Smoczego Ostrza i tam też ostała, a z czasem dorobiła się nawet szanowanego stanowiska w stadzie.
Jaskinia: Wykrot powstały przez wywrócenie się solidnego dębu i nora tam wykopana to miejsce, gdzie - mimo surowej ziemi - czuje się najlepiej. Nikt jej tam nie niepokoi, przynajmniej tak jest zazwyczaj.
Właściciel: LadyIgaNinja
Ocena: 0/3

Nowy wilk - Sans!

Znalezione obrazy dla zapytania wolf sans deviantart
pelusart
Lepsze kości, niż zły żart.

Imię: Sans
Pseudonim: Sansy
Wiek: 5 lata
Płeć: Basior
Charakter: Zabawny wilk, jeśli na okazję opowiada suchary. Zazwyczaj do innych mówi „dzieciaku”. Lubi się droczyć z innymi wilkami. Jest bardzo, ale to bardzo leniwy... Chyba nie ma leniwszego wilka. Kocha ketchup, uważa to za najlepszy smakołyk.
Wygląd: Sans jest nikim wilkiem  oraz jest grubym samcem. Nosi na sobie niebieską bluzę, to jedyne jego ubranie. Basior na długie, śnieżne, miękkie futro i głębokie, niebieskie oczy.
Głos: Głos basiorka jest niski, ale donośny.
Stanowisko: Cynik
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 6 | Zwinność: 7 | Szybkość: 6 | Magia: 7 | Wzrok: 6 | Węch: 5 | Słuch: 7
Rasa: Wilk Magii
Żywioły: Magia
Moce: Jego magia jest niebieska.
- teleportacja,
- otwieranie portali,
-  telekineza.
Rodzina:
  • Matka - nieznana
  • Ojciec - Gaster
  • Brat - Papyrus
Partner: Szuka...
Potomstwo: Brak.
Historia: Zostawił dom i dołączył do watahy.
Jaskinia: Opuszczony dom na skraju lasu... Nie ma co opisywać rodziny dom...
Właściciel: viphitmsp
Ocena: 0/1

Zmiany w Regulaminie!

Nastąpiła mała zmiana w Regulaminie w zasadach ogólnych, ale dla leniwych napiszę również tutaj. Od dnia 27.06.2018 r. można posiadać maksymalnie dziesięć postaci. Ustawa nie dotyczy osób, które przed wprowadzeniem miały ich więcej, nie mogą one jednak tworzyć nowych wilków.


Administracja

Powitajmy psychologa - Amaimon!

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRCOIZV6EBYkTDJEBXoZ2J4vu9KbJUzAO5DBCNOFuzVnDC_yOmkzYTiniqd_31XNVO3v7DuArw5DCtlm0uwMvGRBXf5nYPXxq5qZhoUE5Jc-NeYIWu0-9iJfEgEV1dzIpGdNwyylTM8CjN/s1600/wolf_amaimon_by_x__rae-d4mppae.png
Nieznany
I kiedy zaśnie każde z nas na zawsze
A moje grzechy rozdzielą nas
Ty szybko lecieć do góry zaczniesz
Ja spadać zacznę w dół, na twarz

Imię: Amaimon
Pseudonim: Brak.
Wiek: 7 lat
Płeć: Basior
Charakter: Wydaje się spokojny i zebrany, ale bardzo pewny siebie w jego mocach. Bardzo arogancki i nie rzadko jest w złym humorze. Jednakże okazuje on dużo gniewu i irytacji, gdy ktoś staje na drodze jego zabawy. Nie lubi również przegrywać. Gdy przegrał walkę z Rinem, powraca do formy demona, by stanąć z nim twarzą w twarz po raz kolejny. Jest bardzo rozbrykany i nie bierze na poważnie przeciwnika, który daje do zrozumienia, że on jest też nieświadomy, albo wykwalifikowany w walce. Jest jednak bardzo troskliwy, ponieważ wpadł we wściekłość, kiedy Shura zabijała Behemota - szczeniaka którym się opiekował. Ma nawyk gryzienia/żucia pazurów, gdy jest czymś zainteresowany. Na ogół to jego serce przeszywa gorycz, która wręcz od niego bije. KOCHA SŁODYCZE.
Wygląd: Ma zgniło-zielone futro i czarne łapy, których palce są zielone. Ogon także ma czarny i podobny do lwiego Nosi ciemny płaszcz, który jest podarty na końcówkach. Do tego zakłada biały krawat. W kieszeniach ma upchany zapas słodyczy.
Stanowisko: Psycholog
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 15 | Zwinność: 9 | Szybkość: 7| Magia: 0 | Wzrok: 5  | Węch: 2 | Słuch: 3
Rasa: Demon
Żywioły: Ziemia, Piasek
Moce:
- zatrzymywanie tętna,
- teleportacja,
- wkurzanie level hard,
- wyrywanie z ziemi skał,
- trzęsienie ziemi,
- burza piaskowa.
Rodzina: 
  • Matka - Nieznana
  • Ojciec - Szatan
  • Brat - Mephistopheles, Lucyfer, Astaroth i wieleeee, wieeeele więcej braci
  • Kuzyn - Imię nieznane, ale wiadomo, że zbiera wilcze oczy
Partner: Szuka jakieś ostrej waderki, ale się nie narzuca, i raczej po nim tego nie poznasz, więc sama zacznij działać.
Potomstwo: Nie miał, ale kiedyś opiekował się szczeniakiem.
Historia: Amaimon pochodzi z Gehenny. Jego ojcem to szatan, a braci ma wielu. Jest on najstarszym z nich. Dostał tytuł Króla Ziemi. Stąd też jego kolor futra. Jest jednym z 8 książąt... ale do rzeczy. Podczas jego obecnego życia na ziemi spotkał porzucone szczenię. Nazwał go Behemot. Po pewnym czasie odnalazły go dwa anioły. Podczas pierwszej walki pokonał je jednakże Shura zabiła Behemota. Wściekły Amaimon  stanął do walki drugi raz, gdzie przegrał z Rinem. Za trzecim razem przemienił się w połowie i zabił anioły. Od tego czasu kryje się we WZN.
Przedmioty: Duuuuuuuuużo słodyczy.
Jaskinia: Mieszka tam, gdzie go łapy poniosą.
Właściciel: WilkZLasu
Ocena: 0/0

Nowa wadera - Lukka!

https://img00.deviantart.net/6f31/i/2017/308/e/7/at__i_z_u_m_by_hyilp-dbsooh5.png
hyilp
Nic na siłę, wszystko młotkiem.

Imię: Lukka
Pseudonim: Ka, ewentualnie mikrus.
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Lukka to taka mała, pyskata menda jedna. Do każdego podskoczy, nie daruje żadnej obelgi, gębę ma niewyparzoną niczym najwaleczniejszy chihuahua. Jednak przez jej niski wzrost nikt nie bierze jej zaczepek na poważnie, za co potrafi się dąsać na cały świat. Nie lubi być wyzywana od mikrusów, to ją niebywale rani, chociaż ona chowa to pod płaszczykiem gniewu i poddenerwowania. Trudno jej radzić sobie z emocjami. Utworzyła sobie wokół siebie tak grubą skorupkę, że ani myśli wyściubiać z niej nosa. Ciężko jej mówić o ckliwych rzeczach, gdyż nie ma zaufania do obcych. Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumie, jak naprawdę powinna radzić sobie z emocjami; Jest jeszcze na to zbyt butna, zbyt ślepa, by zauważyć w jak wielkim bagnie siedzi.
Wygląd: Lukka wygląda, jakby ktoś ją głodził przez pierwszy rok życia, a przez drugi posłał na wycieńczający trening na wojownika Shaolin. Przez brak pokarmu jej ciało nie rozwinęło się dostatecznie, sięga przeciętnemu wilkowi do brody co najwyżej, lecz pozory mylą: Lukka wcale nie jest słabiutka i niedołężna, na jaką wygląda. Ma naprawdę silne nogi i parę w skrzydłach, które w odróżnieniu od reszty ciała są białe jak śnieg. Kędzierzawe futro jest kontrastowo szaro-granatowe, a oczy koloru nieba przed burzą.
Głos: Wysoki, lecz chrapliwy. Niektórym może się nie podobać.
Stanowisko: Strażnik dzienny
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 6 | Zwinność: 9  | Szybkość: 6 | Magia: 5 | Wzrok: 7 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Lodu
Żywioły: Śnieg, Wiatr
Moce: Nie jest zbyt zdolną waderką, chociaż wiele ćwiczyła, by nadgonić swoich rówieśników. Potrafi zamrażać dotykiem (w granicach rozsądku, tak? Żadna z niej królowa śniegu), a powiewem skrzydeł zwiastuje rodzącą się burzę śnieżną. Kiedy się rozpędzi, ma się czasami wrażenie, jakby spod jej piór wiał siekący, lodowaty wiatr. Braki w umiejętnościach stara się nadrabiać ciętym językiem.
Rodzina: Miała bardzo liczną rodzinę, wywodzi się ze szlachetnego rodu lodokosów, żyjących pośród najmroźniejszych gór północnych. Jej ojciec - Żak Lodokos był głową tej dumnej rodziny. Żył w asyście księżnej Gasztry, matki 20-osobowego rodzeństwa (więc wybacz, ale nie wypiszę ci ich wszystkich od myślnika).
Partner: Basiory to nie jej bajka.
Potomstwo: Nie miała, nie ma i nie planuje mieć. Jest zbyt porywcza i wybuchowa, by być matką.
Historia: Wywodzi się ze szlachetnego rodu lodokosów, żyjących pośród najmroźniejszych gór północnych. Są odludkami, ale tak mnogie towarzystwo nie pozwala na samotność. Ich wieloletnia tradycja, utarte od dawna zasady i wychowanie twardą ręką wydały na świat wielu takich jak Lukka. Ich wizytówką jest chłód, powaga, opanowanie oraz duma ze swoich przodków. Mają być zwinni, silni, nieprzewidywalni, a swoim białym futrem pozostać niezauważonymi pośród tych lodowych pustkowi - co pozostałoby prawdą, gdyby na świat nie przyszła Lukka - ustrojona w ciemno-granatowe futerko. Tragedia, wstyd, zły omen? Nikt z rodziny nie miał pojęcia, dlaczego w wielopokoleniowej rodzinie, gdzie wszyscy dziedziczyli jeden kolor umaszczenia, nagle w ich rodowodzie pojawia się... to. Jednak nie uśmiercili jej. Postanowili jej żywot oddać w ręce matki natury i selekcji naturalnej. Lukka już od najmłodszych lat była traktowana surowo. Skąpiono jej mleka i ciepłego posłania, sądząc, że jak jest słabe to i tak prędzej czy później padnie. Ta pokraka była dla całej rodziny niezłym zaskoczeniem, gdyż przeżyła w takich warunkach pierwszy rok życia. Oczywiście była najgorszym szczeniakiem z miotu, nawet nie dorastała swoim silnym, wysokim braciom do pięt. Nie była tak dobra we władaniu mieczem, w magii, ani w gonitwie, ale robiła, co mogła, by nie zostać w tyle. Jeden z nich - Joal - był wyjątkiem w naśmiewaniu się z nieporadności wadery. Stał się dla niej dobrym, starszym bratem. Gdyby nie on, już dawno padłaby martwa gdzieś pod lodem.  To on wyszedł z pomysłem, by jego siostrzyczka uciekła od rodziny. Wiedział, że i tak nie przeżyłaby rytuału przejścia.
Przedmioty: Ma ogromny miecz, który swoim ostrzem przywodzi na myśl tasak. Bierze go w pyszczek i rusza do boju, gdy tylko okazja pozwala.
Jaskinia: Gniazdko umościła sobie w ciasnej norze nieopodal jeziora. Wejście skrywa się pomiędzy korzeniami ogromnej wierzby płaczącej. Ze względu na podmokły teren czasami kapie jej na głowę, ale jest to do przeżycia
Właściciel: Finka

Od Saori cd. Darknessa

W głębi siebie dobrze wiedziałam, z kim zadarłam i doskonale zdawałam sobie sprawę, jak temu zapobiec. Niebawem wojna miała dobiec końca, co miało zapoczątkować brak zdolności magicznych, jednak nastąpić to miało dopiero za dwadzieścia cztery godziny. Losy naszej watahy były policzone, dlatego jeszcze przed czasem zdołałam rzucić na siebie zaklęcie w umyśle, które zapobiegało działaniu jakiejkolwiek magii na okres około półgodziny lub pełnej godziny. W tym przypadku musiałam liczyć się z tym, że podczas stosowania tego zaklęcia sama żadnego nie mogłam rzucić; jedyne, co mi pozostało to moja zmiennokształtność.
– Ha, ha – Usłyszałam obok ucha ciche mamrotanie, zmieszane z ironicznym chichotem. – Może teraz ja się pobawię?
Tak jak myślałam, basiorowi moje zachowanie nie mogło ujść płazem, dlatego postanowił się zrewanżować. Kątem oka zobaczyłam granatowe iskierki, krążące wokół poduszek jego łap, co znaczyło, że wilk używa magii. Fugite nauczyła mnie, jak rozgryźć wilka i przewidzieć jego poczynania, a to wszystko dzięki prostym zaklęciom czarownicy. Z automatu zaczęłam się trząść, powodując, że włoski na moim ciele stanęły sztywno w pionie, co nie było zbyt przyjemnym doznaniem. Gęsia skórka przeleciała przez moją skórę, powodując wzdrygnięcie z mojej strony.
Basior zaczął podążać w moją stronę, a towarzyszący mu rechot przeobraził się w najprawdziwszy w świecie śmiech. Spojrzałam w jego stronę, marszcząc brwi, a w moje oczy rzuciły się płonące ślady, pozostawiane po odciskach jego łap, które niedługo potem wznieciły żarzący się ognień, który z każdą sekundą się rozprzestrzeniał coraz bardziej.
– „Wielka Saori” się czegoś przestraszyła? Jestem szczerze rozczarowany. – zabrał głos, przybliżając się jeszcze bardziej, czym zaczął działać mi porządnie na nerwy, już nie swoim zachowaniem, a samą obecnością. Powoli zaczynałam żałować, że w ogóle go zaczepiałam.
– Tak pięknie po łacinie mówi, która jest mym drugim językiem, a tak się dała łatwo podejść? – Ponownie usłyszałam jego irytujący chichot, który w szczególności doprowadzał mnie do białej gorączki. Och, gdyby wiedział, jak to ON dał się łatwo podejść...
– Pożegnałbym się jakoś ładniej, ale nie będę się przed tobą płaszczyć. – Skinął lekko głową, po czym się zamachnął. W tym samym czasie zdążyłam zacisnąć oczy, wiedząc, co basior szykuje, a już niedługo potem poczułam przeszywający na wskroś ból, rozchodzący się po całej czaszce. Zaciskając zęby, padłam na ziemię. Nim zdążyłam zemdleć, otworzyłam niemrawo oczy, które zobaczyły zamazanego, zbliżającego się w moją stronę basiora. Nie dałam rady dłużej wytrzymać, więc puściłam wodze i zamknęłam oczy, które oblała czerń.
*
Pogrążona we śnie, tkwiłam w czarnej pustce, unosząc się w nicości. Miałam wrażenie, jakbym była pod wodą — tyle że w tym przypadku mogłam normalnie oddychać. Jak zwykle, mój sen nie wyrażał nic, jedynie krótkie wizje tego, co działo się ze mną podczas mojego snu. W tym przypadku lekko zamglony ekran również się objawił, ukazując mojego oprawcę. Biegł z impetem na dalsze tereny prawie nieistniejącej już watahy — do Mrocznego Lasu, który niegdyś zamieszkiwany był przez stwory z innego wymiaru. Śledząc przez sen Darknessa, chcąc się odegrać, skupiłam swoje siły; przeto upewniając się, że poprzedni czar jeszcze nie dobiegł końca; i wykreowałam tuż przed jego pędzącą osobą swoją kopię, iluzję. Basior stanął jak wryty, nie wiedząc, co powiedzieć; nie potrafił wydusić z siebie ani słówka. Nakazałam kopii zaśmiać się, by po chwili się rozpłynąć; tak też iluzja wykonała moje polecenie i rozpłynęła się w powietrzu. Ukazanie iluzji trwało około kilku sekund, tak też wcześniejszy czar zostanie skrócony o te kilka sekund. Wzrokowo dało poznać się po basiorze, że mój psikus nieco go „zdenerwował”...

Darkness?
 Pamiętaj, że Saori zawsze ma asa w rękawie. c;

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template