- Zostańmy. - wyrzuciła szybko, wypuszczając całe, wcześniej nabrane powietrze - Proszę... - dorzuciła cicho, tak tylko z grzeczności. Nie była nawet do końca pewna, czy jej towarzyszka usłyszała ten zwrot.
- Dobra, możemy i zostać. - oznajmiła nawet trochę sympatycznie Eilis. Mogłoby się wydawać, że na jej pysku malował się delikatny uśmiech. Był on jednak niczym w porównaniu do euforii granatowej wadery. Niby wiedziała, że Li się zgodzi, jednak po udzielonej wypowiedzi wyrzuciła z siebie jeszcze więcej szczęścia. Z wyczekiwaniem spoglądała na drzwi do komórki, wypatrując postaci właściciela. Po chwili wyszed. W prawej dłoni dzierżył widły, brudne, z drewnianym stylem. Z kolei w lewej zaciskał dwa metalowe łańcuchy. Eilis zrobiła krok do tyłu. Zirey też nabrała niepewności.
- Uciekamy. - szepnęła Li. Wadery powoli zaczęły się cofać.
- Co jest? - zapytał niewzruszenie gospodarz - Tylko nie próbujcie mi uciekać. - rzekł już bardziej nerwowym głosem.
Zirey się odwróciła, zaczęła uciekać. Li rozprostowała skrzydła. Pewnie wzbiła się w powietrze. Mężczyzna rzucił widły na ziemię. Rozpoczął gonitwę. Obydwu serce biło jak szalone. Kierowali się w stronę płotu. Eilis obserwowała wszystko z góry. Ogrodzenie okazało się być za wysokie. Zirey spróbowała je przeskoczyć, jednak nie mogła. Zdenerwowany facet zaczął się zbliżać. Wadera zaczęła warczeć, ale nie wiadomo czemu, do głowy jej nie przyszło, aby zaatakować. Jednak dobrze się stało, bo mężczyzna z kieszeni wyjął scyzoryk.
Eilis? pomóż :c
tak trochę bez weny to napisałam, ale lepiej nie mogłam