- Wataha teraz wciąż wędruje, w poszukiwaniu terenów. Wszystko przez smoki, które odebrały nam terytorium. Jak na razie, zmierzamy tam - wyciągnęłam łapę w kierunku wschodzącego słońca.
- Czyli na wschód - dodał Lucyfer.
- Tak, dlatego więc jaskinię trzeba by było ci wytrzasnąć, gdzieś tam dalej, by później nie okazało się, że będziesz musiał ją opuścić z powodu przemieszczenia się watahy. Tak?
- Mhm.
- Także ten, chodźmy już - podreptałam w kierunku wschodu, basior podążał za mną.
- To ma być jaskinia, a nie nora, prawda?
- Tak.
- Tak więc poszłabym bardziej na wyżyny. Może tam znajdziemy coś...odpowiedniego.
Drogę oświetlało nam jasne słońce. Początkowo szliśmy lasem w nadziei, że odłamki skał, lub inne kamienie mogą stworzyć coś ciekawego, ale nic z tego. Krętą piaszczystą dróżką doszliśmy do dość wysokiej góry. Na dole wyglądała jak zwykła, ale na górze było dużo ciekawiej. Ze środka wypływało tysiące strumieni, a na każdym kroku były widoczne małe dołki lub szczeliny. Wdrapywaliśmy się coraz wyżej, aż ukazał się nam mały otwór w ścianie. Wleźliśmy tam, po czym poczuliśmy nagłą zmianę temperatury.
- Brrr...Ale zimno - spojrzałam na Lucyfera. Ten, tylko wzruszył ramionami.
- Idziemy dalej? - zapytałam.
- Jak na razie nie wygląda to obiecująco, ale kto tam wie?
- Możemy pójść gdzie indziej, jeżeli ci nie odpowiada.
- Nie no dobra. Jak już tu jesteśmy, to sprawdźmy, co to właściwie jest - ruszyliśmy w głąb jaskini. Z sufitu zaczęły skapywać krople wody. Basior gwałtownie schylił łeb i zaczął węszyć.
-Nie jesteśmy tu sami. Nagle w dość szerokim korytarzu za rogiem ukazał się ogromny cień. Zaraz zza głazu wylazł wielki niedźwiedź jaskiniowy.
- Jak to? Myślałam, że wyginęły dawno temu. - Olbrzymi czarny stwór ryknął głośno, odsłaniając swoje białe kły. Miał ok. 1,5 m wysokości. Wtedy niedźwiedź stanął na dwóch łapach. Teraz miał już ze 3 metry.
Walczyć, czy uciekać?
Lucyfer?