Ruch białej postaci przykuł moją uwagę. Oderwałam spojrzenie od płonących gałęzi i przeniosłam je szybko na przechodzącą obok Sinner. Nie zaszczyciła mnie nawet odrobiną uwagi. Z cichym jęknięciem wstałam i podeszłam do niej, zawadiacko zagradzając jej drogę. Kiedy spojrzałam w rozszerzone źrenice wadery, ścisnęło mnie w żołądku. To z głodu, na pewno.
Warknęła, lecz jej oczy nadal nie nabrały gniewnego wyrazu.
– Gdzie zmierzasz? – uniosłam łeb, świdrując ją spojrzeniem. Moje ciało wciąż odczuwało konsekwencje ostatniego wyprowadzenia jej z równowagi, dlatego przy napięciu skóry lekko się skrzywiłam.
Nie wiem, dlaczego się wtedy nie obroniłam. Byłam od niej silniejsza i zwinniejsza, lecz mimo tego nie byłam w stanie jej skrzywdzić.
Teraz jednak, kiedy strużka krwi, wypływającej znad rany powyżej oka, znów poplamiła śnieg pod moimi łapami, poczułam tlącą się gdzieś w głębi chęć zemsty.
– Co za różnica? – odparła opryskliwie dopiero po chwili, dlatego już praktycznie zapomniałam o zadanym wcześniej pytaniu.
– Może do ciebie dołączę?
Znów warknęła coś pod nosem, a sierść na jej karku zjeżyła się, nabierając nieco wyglądu zaostrzonych kolców.
Szłam za nią jeszcze kawałek, pozostawiając za sobą ślady łap i czerwone krople, które zaraz wsiąkały w śnieg. Ignorowałam ból, choć go odczuwałam; całkiem konkretnie, rzekłabym. Wadera idąca przodem nie odezwała się ani słowem, dlatego przez dłuższy czas ja również nie zaczynałam rozmowy. Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, że nadal po prostu za nią idę, bo to, że nie rzuciła mi się jeszcze do gardła to całkiem dobry znak. Wiatr przelewał się pomiędzy nami, zapełniając szumem bezdźwięczną pustkę.
Po chwili postanowiłam się odezwać, zadziwiając tym samym moją towarzyszkę.
– Jak bardzo mnie nienawidzisz, Sinner?
Sinner?