Kolejny płatek śniegu wpadł mi do oka. Przymrużonym drugim okiem rozejrzałam się wokół. Nie dalej niż siedemdziesiąt metrów ode mnie - tak, jest! to zając. Podkradłam się bliżej. Wysokie zaspy zasłaniały skutecznie polowanie z zasadzki tak bardzo, iż przyczajałam się prawie na ślepo. Raz... dwa... trzy!
Nie udało się.
Kiedyż w końcu ta zima się skończy?
To nie ma sensu. Dziś kolacji nie jem.
Słońce zaszło już całkowicie. Kroki kierowałam w stronę jaskini. Obróciłam się raz jeszcze. Księżyc jaśniał swym blaskiem i odbijał w moich brylantach.
Jak pięknie...
Jak grom z nieba błysło mi coś przed oczami. Czysto biała karteczka otoczona łuną lewitowała przede mną. Zaintrygowana spojrzałam na krótką, bolesną treść.
Wybaczam Ci.
Wróć do mnie
Mama
Mama... zatęskniłam za nią ostatnio. Łzy kolejno napływały mi do oczu i zataczały kręgi, po czym łagodnymi meandrami strumieni sięgały w końcu białego puchu.
Nadszedł czas na zmiany.