30 września 2017

Od Dari CD. Agres

O dziwo, obudziłam się w nocy, planowałam obudzić się rankiem! Ehh, nie ważne. Ruszyłam porozglądać się jak wszystko tutaj wygląda nocą. Wyszłam z mojej jaskini i rozglądałam się. Ujrzałam ten wielki księżyc. Nocą jest tu przepięknie! Wpatrywałam się w księżyc, a tu nagle usłyszałam szelest i kroki. Odwróciłam się niepewnie. W mgnieniu oka coś przeleciało mi przed oczami. Tak się wystraszyłam, że aż upadłam. Porozglądałam się, ale nic nie widziałam. Usiadłam spowrotem i znowu wpatrywałam się w księżyc. Znowu usłyszałam szelest. Tym razem uciekłam, sama nie wiem gdzie. Nagle wpadłam na coś bardzo twardego.
- A co ty tu robisz o tej porze?
Pomyślałam że to drzewo. Ale drzewa nie umią przecież mówić! Spojrzałam jeszcze raz na "Mówiące drzewo". To przecież mój brat!
- Daruch nie strasz - tylko on tak na mnie mówi, a wie że to mnie wkurza niemiłosiernie.
- Ale to ty mnie bardziej przestraszyłeś! - odpowiedziałam.
- Tak? Zobacz jak mi bije serce. - dotknęłam jego klatki piersiowej a potem mojej. Rzeczywiście serce mocniej bije jemu niż mi.
- Mhm, idź sobie
- Czemu?
Odepchnęłam go od siebie i odpowiedziałam:
- Nie zadaję się z takimi prostakami! Phi!
Ruszyliśmy w różne strony. Znów ten sam szlest w krzakach. Myślałam że to znowu mój brat, więc wkroczyłam, do krzaków i ujrzałam sylwetkę chudego wilka, więc to nie był mój puszysty brat.
- Em, witaj? - odezwałam się po minucie wpatrywania się w wilka.
Wilk mi nie odpowiedział.
- Dari jestem, a ty?
- Agres. - tym razem odpowiedział.

Agres? Wiem że trochę późno, ale sorry XD

Od Pixy

- Jesteś PEWNY, że to dobry pomysł?- Zapytałam drżącym głosem szalonego naukowca, który tańczył wokół mnie podekscytowany.
- Pff, jak najbardziej. Co miałoby pójść źle?- Zaśmiał się pod nosem, poprawiając sprzączki uprzęży, jaką na mnie nałożył. Stałam prosto jak do pozowania, nie odważyłam się nawet ruszyć o kroczek, bo cała ta metalowa konstrukcja, jaką Issue instalował na moich plecach, mogła od tego runąć lada moment. Zaciągnął mnie do swojego laboratorium, mówiąc, że potrzebuje statysty-asystenta (Rozmiar najwyraźniej miał znaczenie, gdyż mały kotek Pip został zdyskwalifikowany z tej roli). Miałam u niego przysługę, nie mogłam odmówić. Jaką? No ten tego...i tak nikt by nie uwierzył.
Owym ,,wynalazkiem" były ptasie, mechaniczne skrzydła. Ogromne, trzeszczące, z milionem stalowych piór na pustych w środku rurkach. Każde ze skrzydeł było tak długie niczym dorosły wilk (liczymy razem z ogonem). W skrócie- onieśmielające bestyjki.
Po dłuższej chwili nudy poczułam nagle bolesne ukłucie na karku oraz chłód metalu pod skórą. Sierść stanęła mi dęba.
- Co jest?!- Chciałam wiedzieć, czym on mnie szprycuje.
- To nic...- Issue igłę sterczącą z mojego karku wsunął w początek czarnego kabla, a jego drugi koniec doczepił do ,,serca'' maszyny (mała, szara skrzynka tuż za łopatkami).- Ten mały, czarny kabelek tworzy więź z maszyną, będziecie pracować jak jeden organizm. Nie potrzebujesz pada, sterownika, kierownicy, nic! Genialny jestem, co? Jest tylko jeden kruczek: Igła wysyła z ciebie energię życiową, żeby jakoś zasilać te mechaniczne skrzydła, ale bez paniki. To nie powinno cię zabić...chyba. Uważaj w razie czego: zbyt długi lot i będziesz skacowana jutro rano.
- Dzięki.- Przyjęłam to niezbyt ochoczo.- Czekaj...po co mi to? Nie miałam być tylko manekinem?
- ...naprawdę? Na ś m i e r ć zapomniałem! - Beznadziejnie udawał, że nie zrobił tego specjalnie.- Ale cóż, skoro już masz to coś pod skórą, może jednak...dasz się namówić? No wiesz, głupio tak marnować jednorazowe igły.
Na koniec pokazał swoje lśniące od pasji oczy. Gapił się tak dobrą chwilę, dopóki nie zgodziłam się wreszcie. Ja chyba nie umiem odmawiać.
*** 
Ciemność. Nagle kolejna błyskawica przeszyła nocne niebo, uderzając w wodę. Cień rozłożystych, stalowych skrzydeł błysnął na tafli oceanu na ułamek sekundy, jak po włączeniu lampy błyskowej. Tuż potem usłyszałam głośny huk, który ogłuszył mnie już całkowicie.
Jakim cudem się tu znalazłam? Wysoki, nadbrzeżny klif był dla Issue idealnym pasem startowym. Jednak nie przewidział, że oceaniczny front może dziś dmuchać silniej niż zazwyczaj. Bryza przewiała mnie daleko poza suchy ląd, a próby latania pod prąd nie przynosiły żadnych rezultatów. Wieczorem rozpętał się sztorm.
Moje oczy zwęziły się w szparki, byle by tylko dostrzec coś pośród ściany deszczu. Wiatr świszczał mi w uszach, wytrącał z równowagi podczas lotu i spychał do oceanu. Kiedy tylko starałam się zejść niżej, wichura zaraz podrzucała mnie wysoko górę. Dziwię się pogodzie, że przy takiej wysokości jeszcze we mnie nic nie trzasnęło. Jak dobrymi przewodnikami mogą być te nagie, metalowe pióra?
Napięłam mięśnie, machnęłam silnymi skrzydłami, wiatr dudnił jak bęben. Lotki były poharatane, mokre i podrdzewiałe. Z czymś takim nie dało się płynnie latać.
Nagle lodowaty deszcz uderzył gradem szpil w wycieńczoną skórę, zacisnęłam zęby, by nie zawyć o pomoc. Pewnie i tak nie by tego nie usłyszał. Sztorm spychał mnie niebezpiecznie blisko morskich fal, które osiągały tej nocy kolosalne wymiary. Były jak tytani, rozbijający się o siebie nawzajem z głośnych hukiem. Gdybym tylko znalazła się pomiędzy nimi, pozostałaby ze mnie mokra plama. Wolałam sobie nie wyobrażać tych cienkich, stalowych rurek, które pod naporem wody przebijają moją skórę, oraz tej setki metalowych piór, ostrych jak sztylety. Jeszcze raz machnęłam desperacko skrzydłami, by przelecieć nad grzbietem jednej z fal. Nie miałam już siły dalej latać, byłam wyczerpana, mięsie bolały jak diabli, a oczy wręcz płonęły od nadmiaru słonej wody. Ta maszyna wysysała ze mnie resztki sił z każdym kolejnym machnięciem. Mimo to podbiłam się w górę, by nie utonąć w lodowatym oceanie. Kolejny błysk. Jednak w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich, ten przyniósł ze sobą również ból. Coś przeszyło mnie na wskroś, metal zatrzeszczał z nadmiaru energii, która bez skrupułów penetrowała moje tkanki, zwęglając futro i porażając nerwy. Stałam się częścią pioruna, którego drugi koniec ulatywał spod lewego skrzydła i znikał w czarnej toni oceanu. Coś w maszynie się przepaliło.
Ostatnie co pamiętam to smak oceanu na języku- oraz bąbelki- ulatujące w górę jak ostatnie chwile mojego nędznego żywota.
***
Z czarnego snu wzbudziła mnie mewa. Jej namolne piski wkomponowały się idealnie w subtelny szum fal i szelest liści nadmorskich drzew. Już nic nie targało moim ciałem, nie musiałam już walczyć o oddech. Jedyne co czułam, to ciepło poranka na skórze oraz wodę obmywającą mi bok.
Leżałam rozciągnięta na białym, drobnoziarnistym piasku, wyrzucona przez kapryśne morze. Był piękny poranek, słońce grzało w najlepsze, a chłodna, lazurowa woda obmywała raz po raz zwęglone futro ospale, bez pośpiechu. Jakby ów rytm miał narzucać tempo życia całemu nabrzeżu.
Sprawdziłam, czy byłam w stanie podnieść powieki. Potem łeb. Mozolnie i z jękiem, ale jedyne co byłam w stanie to przesuwać głowę po piasku. Rozejrzałam się wokół- całkiem urocza plaża. Tylko...gdzie ja trafiłam? Nie poznaję tej części terenów. Pachną zupełnie obco.
Jednak nie wszystko jest inne. Czułam czyjąś obecność, znajomy zapach, którego nie zapomniałabym nawet podczas końca świata. Zapach wilka, najsłodszy na świecie.

Gratuluję tym, co dotrwali do końca, bez pomijania części tekstu. To jak, ktoś chętny?

Od Valkoinena cd. Autumn

Nonsens – pomyślał, kiedy wadera stwierdziła, że nie są tu bezpieczni. Tu? Znaczy gdzie? Dokładnie w tym miejscu? Czyje jest to miejsce? Dlaczego jest tutaj niebezpiecznie? Tyle pytań, ale nie potrzeba na nie odpowiedzi, ponieważ były one jasne. Basior pokiwał głową, nie zwracając uwagi na poprzednie wydarzenie. Nie miał zamiaru wdawać się w niepotrzebne wydarzenia, właściwie przyszedł odpocząć. Autumn stała nieruchomo i przyglądała się krzakom, co chwilę prosząc, by Valkoinen zachował ostrożność. Uśmiechnął się do niej, odsłaniając jedną z większych gałęzi ułożonej tuż przy ziemi. Trzymał ją tak i trzymał, żeby móc zrobić przejście. Pozostał tak przez chwilę, ponieważ czekał, aż nowa znajoma tędy przejdzie. W tym momencie nie wyglądała, jakby miała to zrobić. Basior odchrząknął, próbując przykuć przy sobie jej uwagę. Powoli odwróciła głowę w jego stronę i podreptała pod niego. Łapami oparła się na gałęzi i próbowała ją przycisnąć do ziemi, mówiąc do niego, żeby dał jej to załatwić. Delikatnie ją odepchnął, a raczej swoim dotykiem zasugerował, żeby się odsunęła. Niebawem drzewo odzyskało swój pierwotny stan i już żaden wilk, nie próbował zrobić sobie przejścia.
– Nie chciałem jej łamać, a w ten sposób tak by się stało – powiedział do niej łagodnym tonem.
– Sądzę, że naprawdę jesteśmy tu niebezpieczni. Jak możesz myśleć o odpoczynku w takiej sytuacji? – zapytała.
– Nie zrozum mnie źle. – Postawił łapę do przodu, czekając, aż wadera dołączy do niego i jego spaceru. Niebawem ruszyli w kierunku krzaków, z których wyleciała kula. Odgarnął odrobinę zieleniny, a na ziemi zauważył ślady łap oraz odrobinę spalonych liści. – Za nasze bezpieczeństwo odpowiadają zwiadowcy, strażnicy oraz patrol. Jeśli faktycznie coś by nam zagrażało, nie sądzisz, że zostalibyśmy o tym powiadomieni? Jestem w sforze krócej niż ty, a zdążyłem już im zaufać.
– Nie zawsze jest bezpiecznie. Każdemu zdarzają się niedopatrzenia lub błędy, powinieneś naprawdę uważać. Nie martwisz się, że ktoś może zrobić ci krzywdę?
– Nikt nie ma powodu, żeby mnie krzywdzić. Na terenach watahy nic mi nie zagraża, znam je jak własną kieszeń, choć teraz odwiedzam je po raz pierwszy od paru lat.
– Chciałam tylko... – Speszyła się, a on mógł to z łatwością stwierdzić, ponieważ uciekła od niego wzrokiem i przerwała w dość charakterystyczny sposób.
– Przepraszam. – Zaśmiał się, pochylając się do niej. – Nie czuję się zagrożony, ponieważ wiem, że w razie czego jesteś skłonna do tego, by mnie obronić. To miłe z twojej strony, ale czuję się odrobinę obrażony, ponieważ mam wrażenie, że nie czujesz się dobrze w moim towarzystwie.
– To nie tak, po prostu trochę się martwię. Nie chcę, żeby komuś z watahy działa się krzywda. Między innymi dlatego też zostałam wojowniczką, by walczyć o słabszych – odpowiedziała, dumnie unosząc głowę. Basior uśmiechnął się do niej. – Nie ukrywam, że liczyłam na jakieś wspólne śledztwo. Mogą nas uznać za bohaterów, jeśli znajdziemy tego łajdaka, który zagraża nam i innym członkom! Wiedziałeś o tym?
– Uznany za bohatera? – spytał, nie spodziewając się odpowiedzi. Spojrzał wysoko w niebo, przyglądając się jednej, małej chmurce. – Nie, to nie dla mnie. Wolę pozostać obserwatorem, kimś bezstronnym w takich sytuacjach... Przyzwyczajenie, będziecie musieli to znosić jeszcze przez jakiś czas, zanim całkowicie odnajdę się w stadzie.
Wadera pokiwała głową i zwolniła nieco kroku, nie będąc pewna, co teraz Valkoinen zamierza razem z nią zrobić. Zapytała się o to, na co nie potrafił odpowiedzieć. Sam nie wiedział, co teraz chce zrobić. Liczył, że odpocznie sobie odrobinę nad wodą, ale wadera całkowicie wytrąciła mu z głowy ten pomysł, nawiązując rozmowę dotyczącą zagrożenia.
– Jeśli ci zależy, możemy zbadać tę sprawę... Właściwie na razie nie mam nic do roboty, a jeśli ma to ci poprawić w jakiś sposób humor czy coś... Nie mam nic przeciwko i mogę ci potowarzyszyć.

Autumn? Dialogi tutaj królują, ale to głównie przez dialog nawiązuje się kontakt, jak będzie jakaś akcja to z chęcią pobawię się w opisy cx

OD Nerona CD Shante

 Czas natychmiastowo się zatrzymał. Usłyszałem z jej ust w końcu, długo wyczekiwane słowa - Kocham Cię. W jej oczach pojawiły się łzy, a jej sylwetka szybko zniknęła za pniami drzew. Domyśliłem się, gdzie Shante mogła pobiec. W moim umyśle nadal rozbrzmiewały te dwa, najpiękniejsze słowa, ukazujące uczucie tak ogromne, zdolne zdziałać wszystko. Nie spodziewałem się, że to ona pierwsza to powie. Ja miałem to zrobić, właśnie w tym samym czasie. Chciałem ją jak najszybciej zobaczyć, popatrzeć w jej oczy i wytłumaczyć wszystko. Serce mi pękało z myślą, że Shante teraz siedzi w jaskini i płacze, załamana myślami i uczuciami. Znałem ją na tyle dobrze, że wiedziałem, że nie warto wchodzić i pocieszać jej w takiej chwili, gdyż to nic nie da. Powoli, leniwie udałem się do jaskini, a w mojej głowie nadal siedziały myśli, niedające spać.

- - - NAD RANEM - - -

Już z samego rana prędko wstałem i udałem się na polowanie. Szybko znalazłem posiłek, równie prędko go pałaszując. Najedzony wybrałem się do jaskini Shante. Przełknąłem ślinę, a w moich łapach znajdował się mały, czerwone bukiecik trochę nieudolnie stworzony przez moje łapy. Składał się z dzikich, czerwonych różyczek dodatkowo ozdobionych zielonymi trawami i liśćmi. Delikatnie zajrzałem do środka. Na zimnej ziemi dostrzegłem Shante. Leżała w bezruchu a spod jej łap było słychać cichy szloch. Cicho wszedłem do jaskini, stając za waderą.
- Shante... - zacząłem. Jej ciało nawet nie drgnęło, a szloch był coraz cichszy. Obszedłem zmęczone płaczem ciało i usiadłem przed nią. Ostrożnie odsunąłem wiotkie łapy wadery i delikatnie podniosłem jej pysk. Popatrzyłem w jej zapłakane, czerwone oczy, wpatrujące się w ziemię. Bukiecik wsadziłem w jej łapę, jednocześnie mocno obejmując ją. Przyciągnąłem ją do siebie. Nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. Poczułem jej delikatne wargi, słone od wylanych łez. W moim sercu zrobiło się ciepło, a ja jeszcze bardziej zaangażowałem się w pocałunek. Chciałem jej pokazać, że moje uczucie jest jeszcze silniejsze, a w moich ramionach nie ma miejsca na strach i ból.

Shante? :3

29 września 2017

Od Autumn CD. Valkoinena

Spojrzałam na białego basiora kroczącego obok mnie.  Rozbawiło mnie jego zachowanie.
- Jesteś z Watahy Smoczego Ostrza. - zapytałam, śledząc uważnie każdy ruch Valkoinena.
- Mhm. - pokiwał łbem. - Od niedawna, ale jestem.
- To dobrze. Matka na pewno nie pozwoliłaby mi spacerować z kimś obcym. - mruknęłam ni to do siebie, ni to do mojego towarzysza. Szliśmy powoli przez las budzący się do życia.
- Jakie jest twoje stanowisko? - zapytałam.
- Jestem Kronikarzem, a ty? - odparł Valkoinen.
- Jestem wojowniczką. - uśmiechnęłam się. - Od dzieciństwa chciałam walczyć za watahę.
- Naprawdę? - zapytał nieco zdziwiony basior. Skinęłam głową. Po dłuższej chwili doszliśmy do wodospadów. Usłyszałam niepokojący dźwięk w krzakach. Poruszyłam nieznacznie uszami i wyciągnęłam szyję.
- Coś nie...
- Cii.... - uciszyłam basiora. Nie czułam żadnego obcego zapachu. Co to może być? W pewnym momencie dostrzegłam czarną kulę energii lecącą w naszą stronę. Tak, jak było na treningu. Wspięłam się na tylne łapy, a "pocisk" wpadł w moje łapy. Prawa łapa jak zwykle zaczęła świecić własnym blaskiem, niwelując energię. Po paru sekundach kuli już nie było.
- To coś miało zamiar nas ogłuszyć. - zakomunikowałam basiorowi, który niezbyt wiedział, co się dzieje. - Nie dałoby rady nas zabić. Miało za słabą energię.
- ...
- Nie jesteśmy tu bezpieczni. - westchnęłam.

Valko?

Od Hide CD. Kirameki

Spojrzałem w niebieskie oczy wadery. Mimo uśmiechu widziałem dostrzegłem w jej oczach smutek. Powiedziałem coś nie tak? Odwróciłem wzrok i wyjrzałem na dwór. Krople deszcze spadały na mokrą już ziemię, a w oddali waliły pioruny. Postanowiłem zmienić temat.
- Czym się zajmujesz? - zapytałem, spoglądając w jej błękitne oczy.
- Jestem myśliwym. - powiedziała. - A ty?
- Jestem opiekunem do szczeniąt. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Lubisz szczenięta? - spojrzałą na mnie, lekko się uśmiechając.
- Tak. - odparłem.
- Od dawna jesteś w watasze?
- Urodziłem się tutaj. Moją matką jest Will, a ojcem... - zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy. Przełknąłem ślinę. - A ojcem był Raiden.
- Był?
- Tak. - westchnąłem. - Popełnił samobójstwo, ale ja w to nie wierzę. Nie zostawił by nas.
- Nie wiedziałam....
- Bo skąd mogłaś wiedzieć? - wzruszyłem ramionami i otarłem łzę z kącika oka.
- Wiesz, chyba się rozpogadza. - zmieniłem szybko temat. Miałem rację. Deszcz przestał padać, a niebo nie było tak ciemne jak przedtem, Wyszedłem na dwór. Trawa była mokra, ale nie padało. Uśmiechnąłem się i wciągnąłem nosem powietrze. Było świeże i czyste, a pachniało deszcze.
- Idziesz na dwór, Kirameki? - zapytałem, posyłając przyjazny uśmiech waderze.

Od Hide CD. Corners

Ja.... nie wiedziałem, co mam zrobić w takiej sytuacji. Spojrzałem zaskoczony na Corners w ludzkiej postać. Prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nie widziałem człowieka... czytałem coś nie coś w książkach, ale widzieć, nie widziałem.
- Core, ja nie umiem się zmieniać w człowieka. - powiedziałem, przełykając ślinę.
- Nie ma sprawy. - wadera... to znaczy, kobieta spojrzała na mnie, lekko się uśmiechając. Zaczęła coś mamrotać pod nosem. Podkuliłem ogon i zacząłem mówić:
- Ja nie wiem, czy to taki dobry po... - przerwałem, ponieważ dziwne białe światło oślepiło mnie. Potem widziałem już tylko ciemność. Gdy się ocknąłem, zaciekawione zielone oczy patrzyły prosto na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie, ale nie wstałem z ziemi... właściwie do dlaczego leżałem? Przewróciłem się?
- Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak zareagował na to zaklęcie. - mruknęła do siebie. O jakie zaklęcie chodzi? Chciałem wstać i otrzepać się z pyłu, a w między czasie dostrzegłem swoje łapy, które w cale nie były łapami! Spojrzałem na nie i ponownie zamrugałem kilkakrotnie, machając nimi na prawo i lewo. Po chwili opanowałem się trochę. Ręce. To są ręce. Moje ręce. Ale jakim cudem, na Fenrira, ja mam dłonie a nie łapy! Jestem człowiekiem?! Spojrzałem na Corners, a w jej oczach dostrzegłem rozbawienie.
Usiadłem i jeszcze raz spojrzałem na swoje dłonie. Miałem zamiar wstać, ale przecież ludzie chodzą na dwóch nogach, prawda? Może nie było tego widać na mojej NOWEJ twarzy, ale byłem przerażony tym, czym teraz jestem.
- Core, możesz mi to wytłumaczyć? - zapytałem. Corners pokiwała głową.
- Zmieniłam cię w człowieka. - powiedziała i zaczęła zaglądać w swoje lusterko. Oparłem się o najbliższe drzewo i stanąłem na nogach, kurczowo trzymając się pnia. Spojrzałem na swoje stopy i poruszyłem palcami.
- Masz, załóż to. - powiedziała, po czym rzuciła mi wyczarowane przez nią zielone i niebieskie kawałki materiału. Chwyciłem go w zęby i zastanawiałem się, jak to na siebie włożyć. Usłyszałem śmiech kobiety.
- Czosz robie nie tak? - zapytałem z materiałem w zębach. Puściłem go, a Corners podeszła do mnie i podniosła z ziemi to zielone coś.
- Wiesz, ja bym chciał raczej najpierw nauczyć się chodzić...
- Pomóc ci? - zapytała łagodnie Core. Skinąłem głową, a ona podeszła do mnie i założyła moją rękę na swoje ramię. Corners zrobiła jeden krok, a ja niepewnie powtórzyłem jej ruch.

***

Trochę czasu spędziliśmy na nauczeniu mnie chodzić, ale w końcu się udało. Prawie normalnie się poruszałem na dwóch nogach. No i w końcu zacząłem ubierać to śmieszne coś. Na początku, tak jak powiedziała to Core, ubrałem to odwrotnie i dowiedziałem się, że to jest bluza. Później założyłem dolną część ubrania, czyli spodnie.
- Fajnie wyglądasz. - rzuciła przyjaźnie Corners.
- Ty też. - powiedziałem, uśmiechając się lekko. Mniej więcej się już przyzwyczaiłem do tego dziwnego ciała.
- Chcesz zobaczyć siebie? - zapytała, wyczarowując lutro. Skinąłem niepewnie głową i przybliżyłem nos do zwierciadła. Miałem jasne włosy i brązowe oczy. Uśmiechnąłem się. Wyglądałem śmiesznie.

Core? Hideś-człowieczek XD

28 września 2017

Od Corners CD Hide

Spojrzałam na martwe zwierzę, nie wiedząc co zrobić. Westchnęłam ciężko i podeszłam bliżej niego.
- Nie będzie. - mruknęłam i ugryzłam pierwszy kawałek.
Był miękki i soczysty. Hide natrafił na wyjątkową sztukę. Tak dobre mięso nie trafia się codziennie. Przynajmniej nie mi.
Chwilę błądziłam wzrokiem po trawie. Zatrzymałam się na drobnej stokrotce z różowymi końcówkami płatków. Dalej było ich tylko więcej.
Gdy z sarny zostały same kości, zaczęłam zrywać białe kwiatki. Z małą pomocą wydłużyłam ich łodyżki. Każdą z nich splatałam starannie uważając na nawet najmniejszy szczegół.
- Robisz wianek? - zapytał basior człapiąc w moją stronę.
Przytaknęłam lekko głową. Nie odpowiedziałam, ponieważ mój pyszczek zajął się trzymaniem białych kwiatków. Przymierzyłam do. Pasował. Zerwałam długie źdźbło trawy i związałam go. Biszkoptowy wilk uśmiechnął się, a ja zmarkotniałam.
- Co jest?
- Czegoś mi w nim brakuje. - stwierdziłam, zdejmując kwiaty z głowy - No tak, już wiem!
Nabrałam powietrza w płuca, by skupić się na płynącej we mnie magi. Zaczęłam tworzyć niewielkie, amarantowe różyczki. Ostrożnie usunęłam z nich kolce i wplotłam między stokrotki.
- Teraz jest idealnie.
Założyłam go ponownie.
- Pójdziesz ze mną do świata ludzi? - zapytałam.
Zmieniłam się w ludzką postać i poprawiłam wianek. Wyczarowałam małe lusterko. Gdy zobaczyłam w nim swoje odbicie westchnęłam ciężko.
- Dlaczego zawsze wychodzi mi bez szminki... - mruknęłam sama do siebie i pomalowałam sobie usta ostrożnie omijając kolczyk w wardze.
- Skończyły mi się fajki. - powiedziałam do Hide nie odrywając wzroku od swoich ust.

Hidewaldzie? Co ty na to? c:

27 września 2017

Wataha Wilków Dobra

Na naszym chacie pojawił się członek Watahy Wilków Dobra z prośbą o pomoc w reklamie watahy, która podupadła. Jako, że doskonale znam to uczucie, kiedy kochany blog nagle staje, mam do Was prośbę. Dołączajcie i piszcie. Może szykuje się fajna współpraca pomiędzy blogami?
To jak, wilcza rodzinko, pomożemy?

Image and video hosting by TinyPic

26 września 2017

Sojusz!

Zawarliśmy sojusz z blogiem Nadistoty i Stadem Wild Souls!

Od Kirameki

Obudziłam się z konkretnym bólem głowy, przeplatanym z przeraźliwym głodem. Wydarzenia z poprzedniej nocy, pamiętałam jedynie przez gęstą mgłę. Aby choć ciut odświeżyć sobie pamięć, rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w dziwnym, chłodnym, a co najistotniejsze-nieznanym mi dotąd jeszcze miejscu. Były kamienne ściany, gdzie nie dochodziła najmniejsza cząsteczka światła. Usłyszałam szelest, jakby ktoś przebiegł praktycznie za mym grzbietem. Szczątek zwierzęcia. Próbowałam się wsłuchać w to COŚ, jednak zagłuszyło mi nagłe, wilcze wycie. Nie potrafiłam skupić się na jednym punkcie. Z każdym słyszanym z zewnątrz szelestem przechodził mnie coraz gorszy dreszcz. Czy nie może nikt się wydzierać gdzieś dalej?!-fuknęłam w myślach.-Czy te cholerne liście nie mogą spadać dalej?!, lecz po drobnych przemyśleniach dało mi do myślenia, iż nikt nie wyłby bez powodu, więc w pobliżu może znajdować się jakiś smakowity kąsek.
Po raz kolejny, w czasie mojej nieuwagi, coś przebiegło z prędkością światła. Nawet nie zdołałam się odwrócić.
- Radziłabym ci się pokazać teraz!-krzyknęłam, aczkolwiek nie uzyskując odpowiedzi, moja złość tylko się rozbudziła. Nigdy nienawidziłam tego typu żartów ze strony wilków cieni, aczkolwiek intuicja mówiła mi, iż to jest inna istota niż wilk.
W pewnym momencie brzuch dosłownie skręcił mi się z głodu. Doznany ból od razu położył mnie na ziemi. Musiałam coś upolować. Żołądek boleśnie zaznaczał tę potrzebę. Z trudem wstałam. Ku szczęściu, jak przypuszczałam, stado jeleni nie osiadło zbyt daleko. Wyczołgałam się z jaskini.
Widząc słońce, odskoczyłam jak poparzona. Jeszcze chwilę wcześniej znajdowałam się w zupełnie ciemnej i odosobnionej dziurze.
Głębiej przyglądając się otaczającemu mnie środowisku, ujrzałam odrobinę śniegu, który powolutku się stapiał. Po przyzwyczajeniu się do klimatu, wszystko wyglądało tak pięknie, nawet te najprostsze oraz najzwyklejsze rzeczy; drzewa, krzewy, nawet śnieżnobiałe podłoże. Pomimo nieustającego cierpienia, byłam w stanie dostrzec ład w tej całej sytuacji. Wietrzyk przeszedł przez moje futerko, dodając trochę chłodu.
Podniósłszy się na cztery łapy, poczęłam polowanie. Wbrew pozorom, nie było aż tak źle. Sama wędrówka i zakradanie się do ofiary poszło całkiem, całkiem. Do momentu, kiedy musiałam zaatakować. Wybrawszy najsłabszego osobnika ze sfory, pobiegłam w jego stronę. Jako, że zwierzę posiadało chorą łapę, nie było w stanie uciec daleko. Kiedy rzuciłam się na jego grzbiet, ciało odmówiło posłuszeństwa. Czułam jak tracę panowanie nad samą sobą. Wystraszone jelenie staranowały mnie po drodze. Przed mymi oczami dominowała ciemność i nicość. Kompletny paraliż.
Straciłam przytomność.
~~~
Obudziły mnie nieznajome ślepia. Przyglądały się mi z zainteresowaniem.
- Kim jesteś?! - podskoczyłam zdenerwowana.-Co się stało?!
Nie widząc czemu poczułam, że mogę ufać owemu wilkowi. Czułam od niego przypływ dobrej energii, lecz w dalszym ciągu budził on u mnie liczne podejrzenia i pytania, na które brakowało mi odpowiedzi.
- Miałaś gorączkę i halucynacje. Już jest dobrze. Ciesz się, że cię znalazłem, bo inaczej nie wiem jak by się to wszystko skończyło.

Ktoś?

Od Groźby

Melancholia.
To słowo idealnie opisywało mój stan. Wpatrywałam się tępo w płynące po ścianie mojej jaskini refleksy słoneczne, wpadające przez nieduże otwory w sklepieniu. Wnętrze groty wyglądało, jakby w nim nikt nie mieszkał. Kurz i inne przeróżnego pochodzenia drobiny fruwały w powietrzu, nadając pomieszczeniu sennej i ciężkiej atmosfery. Cisza była wręcz przytłaczająca, niemalże namacalna, a po całej ziemi rozwleczone były nadpsute szczątki drobnych stworzeń. Moim najciekawszym zajęciem stało się wydmuchiwanie w powietrze obłoków pyłu, zalegającego grubą warstwą na wszystkich płaskich powierzchniach jaskini, a aktywność fizyczną ograniczyłam do przewracania się z boku na bok.
- Więc to już jedenaście lat, tak? - rzuciła uprzejmie zdumionym tonem jasnoszara wadera, siedząca w kącie - Jedenaście lat... czyli można by rzec, że ponad połowę życia masz już za sobą. Czyż nie mam racji, Groźbo?
- Przymknij się.
- Oho, cóż za maniery - zaszydziła Szara - Do tej pory sądziłam, że się dobrze dogadujemy, ale najwyraźniej tkwiłam w kłamstwie, co?
- Najwyraźniej - odburknęłam
Prawda była taka, że rzeczywiście, relacje moje i Szarej uległy diametralnej zmianie, od czasu mojej wizyty u Psychologa. Rozmowa zaczęła się od prośby, by Pluviam doradził mi jedynie na okoliczność mojego nawracającego z niemałą częstotliwością stanu niewytłumaczalnego przygnębienia. Skończyło się na jego absurdalnym stwierdzeniu, że Szara została przeze mnie po prostu wymyślona, wyimaginowana, że w żadnym razie nie jest ona prawdziwa. Jego zdaniem, owa wadera, z którą od blisko paru tygodni lubiłam toczyć dyskusje, miała być jedynie projekcją mojego mózgu. Tyle, że nie byłam w stanie pogodzić się z tym przypuszczeniem.
Czy gdyby Szara nie była rzeczywista, oznaczałoby to, że jestem wariatką?.. Bo w końcu kto normalny zadaje się z niewidzialnym wilkiem?
- Och, o co Ci znowu chodzi, Groźbo? - Szara przekrzywiła łeb, spoglądając na mnie - Czyżbyś przestała mnie lubić?
Milczałam. Jeżeli to co mówił Pluviam, było jednak prawdą, to nie miałam zamiaru dłużej podtrzymywać tej dziwacznej znajomości.
- Ach, skoro tak wygląda twoja postawa w zaistniałej sytuacji - zaczęła Szara ze smutkiem - Zmuszasz mnie do tego, przyjaciółko. Czy naprawdę chcesz, bym Cię ukarała?
- Nie możesz mi nic zrobić, nie jesteś… - szybko urwałam moją wypowiedź. Jeżeli czegoś nie ma, to zdecydowanie się z tym nie rozmawia!
- Cóż, nie pozostawiasz mi żadnego wyboru - Szara szybkim krokiem przebyła odległość, jaka dzieliła ją od wyjścia z jaskini - Naprawdę jestem Ci obojętna? W takim razie, bywaj, Groźbo! Do niezobaczenia!
I już po chwili jej ogon zniknął w wyjściu z groty. Przez chwilę trwałam w całkowitym bezruchu. A potem zerwałam się jak oparzona i rzuciłam w pogoń za Szarą.
- Czekaj! - wrzasnęłam, nie zważając na lekko zdumione spojrzenia znajdujących się nieopodal wilków - Nie zostawiaj mnie!
Gnałam ile sił w łapach, nie zważając na ból mięśni ani zmęczenie. Miałam wrażenie, że echo słów Szarej nadal kołacze mi się w mózgu. „Bywaj, Groźbo!”. Tym, co zmusiło mnie do zatrzymania nie było ani zwalające z nóg wyczerpanie, ani pojawiające mi się przed oczami mroczki. Z całym impetem wpadłam wprost na niczego nie spodziewającą się waderę, zwalając nas obie z łap.

Ariene?

24 września 2017

Dorośli!

Kolejne szczeniaki w watasze wkraczają w dorosłość!

wykonane przez właściciela

wykonane przez właściciela
[zdjęcie do zmiany]

Obrazek się robi.

Od Agresa

Agres nie miał najmniejszego zamiaru zakłócać spokoju panującej wokół niego nocnej scenerii. Stał się jasnym cieniem przemykającym w plamach księżycowego światła, jego biała sierść wydawała się niemal jaśnieć wśród ciemności. Co pewien czas błysk krwistoczerwonych tęczówek. Były to jedyne oznaki zdradzające obecność Agresa, sprawiającego wrażenie, że najchętniej rozpłynąłby się pośród otaczających go cieni nocy.
Przez ostatnie trzy dni basior ani nie jadł, ani nie pił, zbyt przerażony by opuścić swą niedawno odkrytą, względnie bezpieczną kryjówkę mieszczącą się w opuszczonej norze. Czuł się obserwowany, obserwowany przez cały świat. Nie mógł mieć pewności, że ktoś nie czyha na niego, tuż poza zasięgiem jego wzroku. Agres czuł na karku zbliżające się niebezpieczeństwo, za każdym razem gdy odważył się zatrzymać na dłużej w jednym miejscu. Paląca potrzeba przemieszczania się i ucieczki w końcu wypędziła basiora z jego schronienia.
Uszy Agresa z prędkością mrugnięcia powieki obróciły się w kierunku dźwięku niezidentyfikowanego pochodzenia, który udało im się wyłowić z pośród szmerów wiosennych traw i liści. Agres podskoczył, obracając się w miejscu i próbując przebić wzrokiem mrok. Spojrzeniem czerwonych oczy przeczesywał otoczenie w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia. W końcu dostrzegł ciemniejszy zarys wilka, a gdy postać wkroczyła w jasną plamę księżycowego blasku, oczom Agresa ukazała się wadera.

Dari?

23 września 2017

Od Valkoinena cd. Autumn

Z głową uniesioną w górze szedł dalej, obserwując bacznie wiewiórkę, która skakała między koronami drzew. Nie wyglądała na przestraszoną, a nawet podobało się jej to, że wzrok basiora za nią podąża. Nawet nie zorientował się, kiedy wystąpił z gąszczu i całość swojej skromnej osoby zaprezentował nieznajomej wówczas jeszcze waderze. Zastrzygła uszami i bacznie śledziła każdy ruch Valkoinena, będąc gotowa do ataku. Chrząknęła jeszcze, ponieważ przyuważyła, że ten jeszcze nie zdał sobie sprawy, że nie jest już sam. Przymrużył nieco oczy, kiedy oślepiło go słońce, które wyłoniło się zza chmur, następnie niebieskie ślepia skierowały się w stronę wilczycy. Uśmiechnął się do niej lekko, poznając w niej członka Watahy Smoczego Ostrza. Rozejrzał się wokół i zauważył wiszącą kłodę. Nie wiedział, co o tym sądzić, ale w chwilę moment zauważył, że szarawa wadera wydaje się zmęczona i poobijana. Jej futro było całe w piachu, a na grzbiecie widoczne lekkie zadrapania.
– Nic ci nie jest? – zapytał troskliwie, podchodząc do niej.
– Nie podchodź – burknęła nieco podejrzliwie, choć wyglądała na całkiem sympatyczną. – Nic mi nie jest, tylko trenowałam. – Uśmiechnęła się niepewnie.
– Trenowałaś? Rozumiem, rozumiem, że przerwałem. Przepraszam najmocniej, ale może mógłbym coś zaproponować na te otarcia – starał się mówić przyjaznym tonem, chcąc zachęcić do siebie nową znajomą.
– Nie, to nie pierwszy raz. Wyleczą się raz-dwa!
– Dobrze, nie będę nalegał. – Zaśmiał się, czując, że atmosfera odrobinę się rozluźniła. Zrozumiał, że pierwszy musi się przedstawić. Nie był pewny, czy przypadkiem nie stracił w jej oczach, przerywając jej trening. Imię na dobry początek... To nie taki zły pomysł. Ukłonił się, na chwilę spuszczając z niej wzrok. – Jestem Valkoinen, a panienka, jakie nosi imię?
– Autumn. – Dygnęła, próbując powstrzymać swój śmiech.
– Rodzice lubią jesień?
Nic nie odpowiedziała, ale to nie przeszkodziło w dalszej rozmowie, która tak naprawdę dobiegła końca. Właściwie, białasek nie wiedział, co w takiej sytuacji ma zrobić. Na początku zawsze jest trudno złapać wspólny temat. Przyjrzał się raz jeszcze jej sierści i dostrzegł, że wadera zaczyna się czuć niekomfortowo. Korzystając z tego, że pogoda była ładna, a i jego futro potrzebowało delikatnego odświeżenia zaproponował udanie się nad wodospady Dimrill. Woda nie powinna być zimna, a w dodatku spłucze brud, który jest jedyną paskudą.
– Lubię tam chodzić. Niby spokojnie, ale dzieje się tam całkiem dużo rzeczy.

Autumn? Nie bardzo wiedziałem, co napisać ;/

Od Toxikity cd. Alpina

- Zaczekaj.. Ja... Sama nie wierzę, że to mówię, ale.. Pójdę z tobą - na mój pysk wpełzł grymas pomieszany z zakłopotaniem. Alpin wpatrywał się we mnie, podejrzliwie. - No nie patrz tak na mnie! - fuknęłam, odwracając wzrok.
- Wiesz, że to nie mój problem, a ty w każdej chwili możesz sobie stąd pójść? - odparł, na co wywróciłam oczami.
- Ja mu pomoc oferuję, a ten to ma w dup..
- Dobra, dobra! Przyhamuj trochę - zachichotał. - Czyli piszesz się na to, tak? - dopytał.
- Tja - kiwnęłam głową.
- Super, no to zapraszam! - machnął łapą, bym za nim poszła.
Alpin kroczył w stronę jaskini, z której słychać było śmiechy, chichy oraz piski. No nieźle. Tox, w co ty się wpakowałaś? Niepewnym krokiem ruszyłam za basiorem, a nim się obejrzałam, stałam w jaskini zapełnionej rozbrykanymi szczeniakami. Miałam wrażenie, że pysk sam mi się otworzył ze zdziwienia. I chyba tak było, gdyż Alpin obdarzył mnie lekko rozbawionym spojrzeniem. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Żartujesz sobie?", na co ten ukazał swoje śnieżnobiałe kiełki, kręcąc głową na boki.
- E! Cisza! - powiedział podniesionym głosem, a w jaskini momentalnie zapadła cisza. - Dziękuję. Dobra, słuchajta mnie teraz, bo nie powtórzę - zmierzył wzrokiem kolejno każdego szczeniaka. - To jest Toxikita, będzie mi towarzyszyła tutaj przez jakiś czas.
Natychmiastowo spojrzenia szczeniaków trafiły na mnie. Nienawidzę tego. Zmarszczyłam brwi, czekając na dalszą część wypowiedzi Alpina, lecz nie raczył kontynuować. Większość wyglądała, jakby chciała zwiać stąd jak najdalej, inni, jakby mieli zemdleć, a reszta po prostu się bała. Przywykłam do tego, więc nie wywarło to na mnie jakiegoś "ogromnego" wrażenia. Jeden szczeniak podszedł do mnie, z lekko uchylonym pyszczkiem. Wlepiał we mnie swoje duże, ociekające słodyczą oczy, od których miałam ochotę się zrzygać.
- Dziwnie pani wygląda - zaczął, lustrując mnie całą. - Kim pani jest? - zapytał, przekrzywiając łebek.
- A co c.. - nie dokończyłam, gdyż karcący wzrok Alpina mnie powstrzymał. - Ech... To znaczy, chciałam powiedzieć, a co to za różnica, kim jestem, eheheh.. - zaśmiałam się sztucznie, spoglądając to na Alpina, to na szczeniaka stojącego przede mną.
- Ale ma pani ostre zęby! - zaczął merdać ogonem, na co się zdziwiłam. - A jakie oczy!
- Emm... Dzięki..? - nie za bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Pierwszy raz spotykam szczeniaka, który się mnie nie boi. Mały chciał coś jeszcze dodać, jednak jego entuzjazm nieco ugasił Alpin, który wszedł mu w słowo.
- Moi drodzy, zostawiam was pod opieką Toxikity, gdyż ja muszę wybrać się na mają wycieczkę po potrzebne mi ziółka do herbaty - mrugnął do mnie, a po chwili słychać było niezadowolone jęki szczeniaków. - Oo nie, tym razem wam nie ulegnę, idę i koniec kropka.
- No Ajpin, plosimy! - podeszła do niego waderka, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ajpin..? - nie mogłam się powstrzymać od cichego parsknięcia. Już wiem, czym go będę napastować..
- Nie. Zostawiam was z Tox, i tyle w temacie - powiedział surowym tonem, zerkając chwilowo na mnie, a niedługo później opuścił jaskinię z torbą obwiązaną wokół pasa.
Przesłodzone spojrzenia szczeniaków trafiły na mnie. W chwilę, każde z nich ustawiło się przede mną w dwuszeregu. Uniosłam brew do góry, nie rozumiejąc, o co im chodzi. Między mną a nimi panowała cisza. Większość z nich, na bank, chciało stąd uciec. No ale, cóż.
- Co teraz będziemy robić? - jako jedyny, zapytał ten sam basiorek, który "fascynował się" moim wyglądem.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami, a szczenięta wymieniły między sobą niepewne spojrzenia. - No dobra, umawiamy się tak. Wy idziecie się tam ze sobą bawić, i tak dalej, a ja będę spała. A wy, nie będziecie mi przeszkadzać.
- Ale.. - zabrał głos basiorek, jednak mój wzburzony wzrok skutecznie uniemożliwił mu dalszą wypowiedź..
~~~
Jakiś czas później, każde ze szczeniąt zajęło się sobą, a ja w spokoju mogłam odpocząć od natrętnej Nathing i AJPINA. Hah, zapamiętam to do końca życia. Ułożyłam się wygodnie na ziemi, kładąc łeb na łapach, a po chwili zaczęłam odpływać. Już było bardzo blisko ku objęciom Morfeusza, ale nie. NIE.
- A o nas, to już zapomniałaś? - odezwał się jakiś basior. Niechętnie uniosłam powiekę, patrząc na tego, który śmiał mnie wybudzić.
- Jasne, tam są drzwi, zawsze możesz stąd spadać - odparłam znudzona, po czym z powrotem zamknęłam oczy, odwracając się na drugą stronę, plecami do basiora.
- Nie wkurzaj mnie, lala, bo nie ręczę za siebie! - warknął drugi, trącając mnie łapą. Nie reagowałam.
Przez chwilę słyszałam jakieś szmery, nic poza tym, do momentu. Ten sukinsyn, ugryzł mnie w ogon! Poderwałam się z miejsca, napinając mięśnie. Stanęłam na przeciw konfidenta, który był ode mnie o dwie głowy wyższy.
- O proszę, nareszcie, dziwadło powstało - mruknął pierwszy. Spięłam się na określenie mojej osoby, co było.. co najmniej dziwne. - Tak, wiem, kim jesteś. Eksperymentem, wybrykiem natury, który w ogóle nie ma racji bytu! - uśmiechnął się drwiąco, a ja czułam, jak pazury pod wpływem napierania nimi o ziemię łamią się. - Myślisz, że mieliśmy jakąkolwiek litość, współczucie dla ciebie, kiedy oblewaliśmy cię żrącym - wrzasnął, na co szczeniaki w szybkim tempie zaczęły uciekać w głąb jaskini, widząc, co się dzieje.
Nie wytrzymując, przywaliłam z otwartej łapy basiorowi w pysk, tak, że polała się krew, a na jego poliku widniały trzy rany cięte po pazurach, które o dziwo, jeszcze wytrzymały.
- Przestań! Zamknij się! - zawarczałam. Z mojego pyska zaczęła wylewać się toksyczna substancja, a oczy zaczęły płonąć zielonym ogniem.
- Ty suk.. - nie dokończył, ponieważ otrzymał drugi, o wiele mocniejszy cios ode mnie. Szczeniaki piszczały z przerażenia, jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Mówiłem, ku*wa, mówiłem, by ją zabić, zanim uciekła! - warknął basior, a po chwili do jaskini wtargnęło pięciu kolejnych, umięśnionych basiorów. Dobrze wiedziałam, że nie ujdę z tego wszystkiego bez szwanku, a Nathing zaś będzie miała do mnie pretensje.
Zaczęłam rozglądać się po jaskini, szukając czegoś, czym ewentualnie mogłabym odwrócić uwagę basiorów. Mocy nie mogę użyć, bo szczeniaki również odczuwały by ich skutki, co nie byłoby dla nich korzystne. Cofnęłam się do tyłu, a wilki otoczyły mnie. Pierwszy raz nie wiedziałam, co mam robić. Dać się schwytać? Po moim trupie!
Tox, cho*era, róbże coś!
Próbuję!
To nie próbuj, tylko rób!
W końcu, wpadłam na pomysł. Może trochę mało rozsądny, ale jedyny. Wzięłam rozbieg, a po chwili puściłam się pędem przed siebie, przeskakując nad białym basiorem będącym naprzeciw mnie. Przebiegłam przez plac główny, jednak wilki nie miały zamiaru odpuścić gonitwy. Siedziały mi na ogonie. Przeskoczyłam żywopłot, lecz przy lądowaniu potknęłam się o wystający korzeń drzewa. Wywinęłam orła, jednak zaraz szybko się podniosłam. Bogowie, błogosławcie mnie za to, że nie odczuwam bólu! Zaczęłam z powrotem biec, widząc, jak wilki są tuż za mną. Miałam wrażenie, że coś jest z moją łapą nie tak, dziwnie mi się biegło. Kiedy spojrzałam na swoją łapę, ona.. była przekręcona.. w inną stronę. No to pięknie. Nagle, coś szarpnęło mną do tyłu. Upadłam wprost na pysk, a po chwili przeturlałam się kawałek, aż wylądowałam na plecach, przygnieciona przez jakiegoś grubasa.
- Zejdź ze mnie, grubasie! - szarpałam się, ale usłyszałam tylko bezczelny rechot z jego strony. - Głuchy jesteś, czy jak?! Złaź! - nie dawałam za wygraną.
Zza krzaków wyszło trzech, zdyszanych basiorów. Każdy z nich był cały w liściach, gałązkach, niektórzy to nawet zadrapani byli.
- Nareszcie cię mamy, 41 - uśmiechnął się zwycięsko największy z nich, podchodąc do mnie. - Możesz ją puścić - powiedział do grubasa, a ten, nareszcie ze mnie zszedł.
- Kim ty, do cho*ery, jesteś?! - wydarłam się, aż ptaki wzleciały w powietrze z koron drzew.
- Ja? Och, nie pamiętasz mnie.. - zaśmiał się drwiąco. - Jestem twoim stwórcą, Toxikito.
W tym momencie, czas, przestrzeń wokół mnie, zatrzymała się. Nic do mnie już nie docierało. Nawet to, że wstrzykują mi jakieś gó*no w kark. To ON. To ten ku*as, który mnie zabił, pozbawił życia, torturował..
Pierwszy raz. Pierwszy raz, ja.. Ja... Bałam się....
Nie wiedziałam, co ze mną chce zrobić, co mi zrobi, co ma zamiar zrobić watasze, skoro dowiedział się, gdzie tymczasowo "mieszkam". O bogowie, co ja narobiłam? Sprowadziłam na watahę niebezpieczeństwo, najemników, gotowych zmienić każdego wilka w coś takiego, czym jestem ja. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, wydusić z siebie. Moje moce.. Nie działały. Przez to gó*no, które mi wstrzyknęli, nie miałam nad nimi kontroli.
- C.. Coś ty mi zrobił..? - spojrzałam na niego, przerażona.
- To, co dawno powinienem - odparł, łapiąc mnie boleśnie za szczękę. Chwila, moment. Ja czuję.. Ból...
- C-COŚ TY MI ZROBIŁ?! - wrzasnęłam, nie wiedząc, co się ze mną dzieje.
Zrobiłam się strasznie słaba, i.. moja łapa.. Zaczęła niemiłosiernie mnie piec. Okropny ból, przeszywający cały ciało, poczynając od łapy, po czubek uszu.
- Już mi nie uciekniesz, 41. Nigdy.. - zaśmiał się w okrutny sposób, a po chwili puścił moje poliki, w mało delikatny sposób. Opuściłam uszy wraz z ogonem.
Nie.. Ja tam nie mogę wrócić.. Nie mogę...
Poczułam coś mokrego na policzkach. Łzy. Ja nie chcę, nie mogę... Dlaczego ja płaczę?
Tox, ty bekso, ślamazaro, ty.. Ty...
Nie byłam w stanie myśleć. Płacz mi na to nie pozwalał. Cicho łkałam, a basior napawał się moim bólem. Toksyczne łzy skapywały na trawę, powodując jej obumieranie. Załamana, spojrzałam na basiora, starając się powstrzymać drżenie warg.
- Żałosne.. - prychnął. - Kiedy cię tworzyłem, nie byłaś taką.. życiową porażką - patrzał na mnie z pogardą, a jego "kumple" szydzili ze mnie za plecami. - Dobra, koniec tego cyrku. Zabieramy ją - powiedział, a za chwilę dwoje basiorów wzięło mnie pod ramię i zaczęło wlec po leśnej ścieżce, kompletnie nie zważając na wyboje, o które się nieprzyjemnie ocierałam ciałem. Nie wiem, dokąd mnie prowadzili, lecz czułam, jak siły opuszczają mój organizm, jak robi mi się słabo. Chwilę później, przed oczami pojawiły się czarne plamki, mroczki. Straciłam przytomność...
~~~
Obudziło mnie rażące światło. Powoli otworzyłam oczy, patrząc w inną stronę, niż na oślepiający strumień światła. Mogłam w ten sposób zorientować się, gdzie byłam. Po krótkim główkowaniu, stwierdziłam, że niestety nie wiem, gdzie jestem. Jedyne, co było mi wiadome, to to, że znajdowałam się na polanie. Ale nie takiej zwykłej, tylko.. Dziwnej. Wokół mnie porozstawianych było pełno jeszcze dziwniejszych, metalowych prętów, które łączył gruby drut. Ledwo, co się podniosłam, byłam strasznie słaba. Znaczy, nie czułam bólu w łapie, o tyle dobrze. Widocznie środek, powodujący cofanie mocy przestał działać. Podeszłam od jednego z prętów, chcąc go wyminąć i odejść z dziwnego miejsca, coś, jakby prąd odrzucił mnie do tyłu, nie pozwalając ruszyć się z kręgu na krok.
- O, proszę, hrabina się obudziła. - powiedział, a raczej zadrwił czyjś głos, w którego stronę prawie natychmiastowo się odwróciłam.
Zmarszczyłam brwi, ukazując ostre jak brzytwa kły. Basior przybrał postawę, jakby go to w ogóle nie ruszało, jednak jego oczy mówiły same za siebie.
- Dotknij mnie, a łapy z dupy powyrywam! - warknęłam, przybierając pozycję gotową do ataku.
- Pff - prychnął lekceważąco, lecz w głębi siebie dobrze wiedziałam, że wilk chciał stąd spieprzać jak najdalej, w podskokach.
Czym jestem? Mieszanką śmierci i wilka. Co ci mogę zrobić? Zabić, w okrutny i bolesny sposób. Przyjaźń? Pfi, co najwyżej, mogę sprawić, że będziesz cierpiał i fizycznie, i psychicznie. Miłość? Nie wchodzi w grę. Kim jestem? Jestem Toxikitą.
- Dobrze ci radzę, psie, nie wchodź mi w drogę. - zaczęłam kroczyć w jego stronę.
Z każdego miejsca, w którym postawiłam łapę, wydobywał się toksyczny odór. Odór, zdołający zabić całą planetę. Z każdym krokiem, basior coraz bardziej podkulał ogon, chcąc uciec, ale duma mu na to nie pozwalała. Nagle, wilk rzucił się na mnie, znienacka. Byłam nieprzygotowana na ten atak, nie miałam możliwości uniku. Przeturlałam się wraz z basiorem wgryzającym się w mój bark parę metrów, aż zaczęliśmy spadać. Spadaliśmy z urwiska. Co jakiś czas, obijałam się o skały. Z wilkiem było gorzej, słychać było strzelanie łamanych kości. Kiedy spadek się skończył, oboje wylądowaliśmy z hukiem w lesie. Niektóre kończyny basiora wygięte były w nienaturalny sposób, w innych miejscach kości nawet wystawały. Wokół niego, tworzyła się szkarłatna plama.
- P-proszę, pomóż.. mi.. - skomlał o pomoc, boleśnie konając. Podeszłam do basiora, trochę przykulając na tylną łapę. Nachyliłam się nad nim, mrużąc oczy. - W-wiem, że potrafisz... - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Zamiast jakiejkolwiek innej reakcji, zaśmiałam się. Pierwszy raz, od kilku lat, szczerze się zaśmiałam.
- A czy wy, mieliście dla mnie jakąkolwiek litość? Kiedy mnie porywaliście, torturowaliście?! - splunęłam basiorowi w pysk. - Nie.. nie mieliście. Niech objęcia śmierci zabiorą cię do Hadesu, gdzie zbłąkane dusze rozszarpią cię na kawałeczki - warknęłam mu prosto do ucha, po czym uśmiechnęłam się w nienaturalny sposób.
- C-co ty..?! - nie dokończył.
Z zawrotną prędkością, wbiłam się w kark wilka. Toksyna z moich siekaczy szybko i sprawnie wymieszała się z krwinkami basiora, uniemożliwając mu ruch. Wytworzyłam wokół siebie chmurę toksycznych opar, natychmiastowo dostającą się do zatok wilka. Zaczął się dusić, a oczy łzawić. Krzyczał o pomoc. Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Z mojego pyska zaczęła skapywać neonowa substancja. Łapą rozwarłam pysk basiora, łamiąc jego szczęki. Jednym kłapnięciem szczęk, odgryzłam mu język, który po chwili wyrzuciłam w krzaki.
- Cierp, tak jak ja cierpiałam.. - szepnęłam, pazurami ostro przejeżdżając po jego pysku, tworząc na nim trzy, długie i głębokie szramy, z których spływały stróżki krwi, plamiąc futro. - Dzisiaj miał być taki piękny dzień... - westchnęłam, a toksyny wyżerały jego organy od środka. Łzy leciały strumieniami po jego pysku, a ja nic z tego sobie nie robiłam. Satysfakcja wypełniała mnie całą, do momentu.
W krzakach dojrzałam znajomą sylwetkę. Nie panując nad sobą, zwróciłam pysk, z którego skapywała toksyczna substancja, w jego stronę. W stronę Alpina.


Alpin?

Od Valkoinena do Taravii

Wolnym krokiem wkroczył do biblioteki, po której ostrożnie zaczął się rozglądać. Spędzenie czasu wśród ksiąg nie wydawało się takim złym pomysłem, a to, że większość wilków w watasze nie ma ochoty na poznawanie kogoś takiego jak Valko, sprzyjało temu, aby ukrył się przed nimi wszystkimi właśnie tutaj. Czasem minął zwykłą postać, pozdrawiając ją skinieniem głowy. Tak naprawdę w jego interesie było poznanie innych, ale cóż zrobić, jeśli nie miał na to ochoty. Zaszedł do działu z opowieściami, baśniami i bajkami dla szczeniąt. Dostrzegł, że parę ksiąg przywędrowało z innych kątów pomieszczenia. Tutejszy pracownik lub chwilowy opiekun zbiorów na początku wspomniał o chaosie, który został po ostatnim najmłodszym pokoleniu. Szczenięta brały książki, ale często przychodziły tu w późnych godzinach i w pośpiechu próbowały coś tutaj ogarnąć, ale im nie wyszło. Czasem przywędrował ktoś obcy i nie zrozumiał, że wszystko ma tu swoje miejsce, do którego powinno wrócić. Uśmiechnął się na to ostrzeżenie, nie jest inspektorem i nie przyszedł badać porządku, a zagłębić się w literaturę, tym razem w ten odłam, którego odbiór został przeznaczony dla najmłodszych. Valkoinen lubił te książki ze względu na ich prostotę, tak jakoś wyszło, że mu się spodobały. No cóż, spisuje kroniki, więc czasem potrzebuje takiego odpoczynku. Przeciągnął się, zanim przystąpił do czytania.
– O, to bardzo rzadki widok – zagadnęła do niego wadera, która nie była byle jaką waderą. – Większość przychodzi tu, żeby czegoś się dowiedzieć. Niektórzy nie postrzegają książki jako sposób na rozrywkę, a czytanie szczenięcych bajek... No, nie powiedziałabym, żeby ktoś dorosły się nimi zainteresował. – Uśmiechnął się do niej, kiedy skończyła mówić. Nie był pewny, co miałby jej odpowiedzieć. Zapytać, co ona tutaj robi? Nie wypada. – Potrzebujemy pomocy w uporządkowywaniu nowych ksiąg, które dzisiaj przyszły, może pomożesz?
– Miałam właśnie czytać, ale to mi nie ucieknie. Poza tym pomoc alfom zawsze wyjdę na plus.
Miał też ukryty powód, ale jeszcze nie był co do niego pewny. Niektórzy rządcy wynosili się ponad swoich towarzyszy i odnosili się do nich jak szlachta do plebsu. Valko jeszcze nie był pewny, czego może się spodziewać po tutejszych władcach. Wilczyca poprowadziła go do reszty chętnych pomagierów i wskazała łapą skrzynkę, którą zajmie się basior.
– Zanim zaczniemy, mam pytanie. Na czym dokładniej polega moja praca? Kronikarz kronikarzowi nie jest równy, więc chciałbym się dowiedzieć, co u was robi takowy wilk. Ogół znam, spisywanie wydarzeń watahy, ale jednak... Wciąż mi mało.

Taravia? Nie umiem w wilczki ;/

Od Kio CD. Horo

- Ja... ja po prostu.... - zacięłam się. Zmarszczyłam lekko nosek i odwróciłam wzrok. - Ja po prostu nie lubię nieznajomych... - mruknęłam. Przypomniały mi się słowa mamy: Nie rozmawiaj z nieznajomymi. - A tak w ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać!
- To dlaczego rozmawiasz? - zapytał basiorek. Spojrzałam na niego z lekkim rozdrażnieniem. Czy wszystkie basiory są takie denerwujące? Westchnęłam i potrząsnęłam łebkiem.
- Nie wiem. - powiedziałam. - Ale skoro już rozmawiamy, mam na imię Kio. - przedstawiłam się niechętnie.
- Jestem Horo. - odpowiedział.

***

Rozciągnęłam się na legowisku, po czym rozejrzałam się po jaskini. Jak zwykle Autumn nie było już na posłaniu. Znowu ten trening. Czasami naprawdę jej nie zrozumiem. Podeszłam do mamy i dotknęłam nosem jej głowy. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie ospale.
- Która to godzina? - spojrzała na mnie ziewając.
- Późny ranek. - odpowiedziałam. Will omiotła wzrokiem mieszkanie.
- Gdzie Autumn? - zapytała, lekko zaniepokojona zniknięciem córki.
- Poszła na trening. - powiedziałam, po czym wtuliłam się w jej pokudłaczone futro. Odwzajemniła ten gest i wyszła na dwór. Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się. Minęło wiele dni odkąd ojciec odszedł od niej, lecz wiem, że ona nigdy go nie zapomni i codziennie będzie go wspominać.
- Kio, możesz coś upolować? - usłyszałam jej łagodny głos.
- Heej Kio. - mruknął ospale Mikke.
- Cześć, Mikke. - powiedziałam cicho i dodałam głośniej: - Tak, już idę.
- Gdzie idziesz? - zapytał mój kochany braciszek.
- Na polowanie. - puściłam mu oko i wybiegłam z jaskini. Poniuchałam w powietrzu i poszłam za świeżym tropem zwierzyny. Gdy doszłam na polankę nie zauważyłam ani nie wyczułam żadnego innego wilka. Tylko parę łań. W pewnym momencie poczułam już znajomy mi zapach. Odwróciłam się i zobaczyłam Horo.
- Cześć. - rzuciłam na powitanie.

Horo? Sorry, że tak długo czekałaś :| 

Od Autumn

Otworzyłam oczy i wstałam z mojego legowiska. Słyszałam równe oddechy śpiących Kio, Mikke i Will. Spojrzałam na mamę i pomyślałam chwilę. Niedługo moje urodziny. Będę miała 2 lata i wyprowadzę się od matki. Z wielkim bólem będę ją opuszczać, ale nie mogę mieszkać z nią całe życie. Zrobiłam parę cichych kroków, tak, by nie obudzić Will i mojego rodzeństwa. Chwyciłam mój niewielki plecak zrobiony z najwytrwalszych liści które znam i zapakowałam do niego śniadanie. Poszłam dalej. Gdy znalazłam się parę metrów przed jaskinią puściłam się biegiem do lasu. Nie bałam się, że mama będzie się o mnie martwić, bo zostawiłam kawałek kory na którym napisałam, gdzie będę... chociaż w sumie i tak by się domyśliła. Z biegu przeszłam w trucht, gdy byłam już niedaleko miejsca moich treningów. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc kłodę wiszącą na mocnym sznurze zrobionym z wielu związanych ze sobą lian. W jej zawieszeniu pomogła mi siostra używając mocy związanych z grawitacją. Bardzo jestem jej za to wdzięczna. Położyłam moją torbę pod drzewem i podeszła do kłody. Jeśli chcę się nauczyć obrony, muszę zatrzymać tą kłodę.   Wspięłam się na tylne łapy i rozbujałam "kłodę treningową". Następnie odskoczyłam parę kroków w tył i ponownie wspięłam się na tylne łapy i wystawiłam przednie tak, by kłoda wleciała prosto w nie. Za pierwszym razem kłoda uderzyła we mnie z taką siłą, że wybiła mnie w powietrze. Wstałam z ziemi i otrzepałam się. Bolał mnie grzbiet, ale po za tym czułam się dobrze. Powtórzyłam to parę i razy i w końcu, w końcu mi się udało! Zatrzymałam tą kłodę! Co z tego, że cała byłam poobijana. Moja radość nie miała granic. Podskoczyłam wysoko w powietrze ze szczęścia. Za sobą usłyszałam szelest liści. Gwałtownie obróciłam się i poruszyłam uszami. Z krzaków wyłonił się nieznany mi basior. Miał białe futro oraz potężne skrzydła tego samego koloru.

Valkoinen?

Od Hiro do Yuki'ego

Spojrzałem na Yuki'ego. A to mała ślamazara mnie zaskoczyła. Choć, w sumie domyśliłem się, że nie potrafi polować mistrzowsko. Jedna wiewiórka dosłownie się rozsypała zanim ją chapnąłem.
- Khm - odchrząknąłem, z trudem przełykając rozkładającą się wiewiórkę. Będę miał niestrawność, ale to w końcu jedzenie - Yuki, podstawą jest żywioł. Jaki posiadasz?
Basior mrugnął dwa razy i odpowiedział bez problemu:
- Grawitacja. Potrafię lekko zaginać fizykę na poziomie...
- Dobra, tyle mi starczy - przerwałem mu łagodnie. - Siła? - przyjrzałem się mu - niewielka, prawda? A co z szybkością?
- Nie jest najgorzej. Ale nie każdą zwierzynę dogonię. A co to ma do rzeczy? - Yuki wstał i zaczął się kręcić po jaskini.
Przyjrzałem się mu, pomyślałem nad możliwościami.
- Mały, chodź tu. - Przygotowałem w sobie energię i, co ważniejsze, psychikę na to, co zaraz zrobię.
Basior zdziwiony podszedł do mnie i spojrzał na mnie pytająco. Skupiłem się, spojrzałem w jego jasne oczy i wysłałem wiązkę energii. Yuki zaskamlał zaskoczony. Dobrze wiedziałem, że teraz jego głowa niemal eksploduje bólem.
- To zaraz minie. Wiem jak się czujesz, jesteś skołowany i w ogóle. - Powiedziałem, gdy przeszedł mnie dreszcz. Zamknąłem oczy, przebiegłem się po jaskini i stanąłem w miejscu. Instynkt podpowiedział mi, że muszę obrócić się o dwadzieścia stopni w lewo. Zrobiłem to i otworzyłem oczy. Yuki leżał zszokowany dokładnie na wprost mnie. Działa. - To związanie - powiedziałem - dzięki temu nie zgubię Cię podczas polowania, będę wiedział gdzie się podziewasz. Choćby Cię do piekła zabrali. A teraz, jaśnie basiorku, zaprowadź mnie gdzieś, gdzie można znaleźć zwierzynkę. - Spojrzałem na niego. Odpowiedział mi wciąż skołowanym wzrokiem. Poczułem się głupio, powinienem mu powiedzieć o tym co go czeka.
- Ale zaczniemy od czegoś małego - rzuciłem po chwili. Z uśmiechem podszedłem do niego, pomogłem mu wstać i popchnąłem w stronę wyjścia z jaskini. - To norma, że nie jesteś w stanie nic powiedzieć. Powinno minąć za kilka sekund, to wina szoku.
Yuki patrzył na mnie przez chwilę, potem skinął głową i powoli ruszył na wschód.
- T-to tędy... - szepnął. Mruknąłem z aprobatą, już szykując się na tydzień katorgi podczas snu. - Już mi lepiej. Chodź, rozgrzejmy się - zakrzyknął Yuki, uśmiechając się lekko i zaczął biec truchtem. Pobiegłem za nim, bez problemu go doganiając.

Yuki?

21 września 2017

Od Obliviona CD. Kesame

Powoli szedłem przed siebie, a obok mnie równie powoli kroczyła Kesame. Czułem się dziwnie i nieswojo. Czułem bliskość innego wilka obok siebie, jego zapach i obecność. Kątem oka spojrzałem na waderę. Nie patrzyła na mnie, a przed siebie, od czasu do czasu spoglądając na boki. Jej futro lekko falowało przy każdym kroku, a oczy błyszczały.
- Dokąd idziemy? - zapytałem cicho.
- Nie wiem. - odpowiedziała. Jej głos był spokojny i przyjemnie się go słuchało. Teraz zdałem sobie sprawę, jak dawno z kimś rozmawiałem. Szliśmy przez las, rozmawiając o różnych rzeczach. W końcu dotarliśmy do bardzo ciekawego miejsca. Ze skał spływała lawa, a na najbardziej wysuniętej rosło piękne, kwitnące na różowo drzewo. Sam nie doszedłem do tego miejsca w watasze. Było tu strasznie gorącą, a widoczność zasłaniała gorąca mgła.
- Gdzie jesteśmy? - spojrzałem na moją towarzyszkę. Uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Jesteśmy przy drzewie Rees. Pięknie tutaj, prawda? - na jej słowa odwzajemniłem uśmiech i przytaknąłem. Poniuchałem w powietrzu. Powietrze było przesączone dziwnym zapachem, pewnie tej mgły. Zrobiło mi się trochę duszno, więc lekko oddaliliśmy się od tego niezwykłego miejsca. Wziąłem głęboki wdech. Chciałem zacząć rozmowę, ale Kesame była szybsza.
- Jakie jest twoje marzenie? - zapytała nieśmiało i cicho. Zamyśliłem się. Moje marzenie. Marzenie. Odwróciłem wzrok, po czym zamknąłem oczy, rozmyślając nad tym, czy jej to powiedzieć. Z każdym moim słowem wypowiedzianym do niej jej strata będzie bolała coraz bardziej. Nie zapomnę - w uszach rozbrzmiewał mi głos wadery. Ale czy to możliwe? Westchnąłem i obróciłem się w stronę Kesame. Zobaczyłem w jej oczach wyczekiwanie na moją odpowiedź.
- Chciałbym mieć przy sobie kogoś, kto będzie ze mną, w trudnych chwilach. Chciałbym mieć kogoś, kogo mógłbym pokochać, szczerze i mocno. Chciałbym, aby ta istota obdarzyła mnie miłością taką samą, jaką ja bym mógł ją obdarzyć. Chciałbym się zakochać... - każde zdanie wypowiedziane przeze mnie było coraz cichsze. Moje pazury coraz głębiej wdzierały się w ziemię. Przez moje myśli przeszło jedno słowo, które było przy mnie od szczenięcia... samotność.

Kesame? A jakie jest twoje marzenie? c:

20 września 2017

Od Kirameki cd. Hide

- Nie bij proszę - powiedział nieznajomy basior, który w ułamku sekundy wparował do moich skromnych progów. Przelotnie na niego spojrzałam, nie odzywając się.
- Hide jestem - kontynuował.
- Kirameki - odparłam serdecznie, miło było gościć jakąś sympatyczną duszę.
- Mogę tu zostać aż przestanie padać?
- Hm, czemu nie? - odrzekłam. - Herbaty?
- Chętnie!
- To... m-może po-o-wiesz mi coś o so-obie? - wymamrotałam nieco niewyraźnie, bo w pyszczku trzymałam dwie filiżanki.
- Jestem wilkiem materii, mam brata i siostrę, a z charakteru to raczej upodobniam się z optymistą. A ty? - spytał, na co z zaciekawieniem na mnie spojrzał.
W tym momencie zbytnio nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nigdy nie miałam pojęcia jak się opisać, a co dopiero jak się opisać żeby inni mnie zaakceptowali i nie wyśmiali się. Aby zabić chwilę niezręcznej ciszy utworzyłam "kulę ciepła", która momentalnie podgrzała wodę do napoju.
- W sensie, co byś chciał dokładnie wiedzieć? - rzekłam dopiero po chwili. Zalałam fusy gorącą wodą i gestem głowy pokazałam towarzyszowi aby się poczęstował.
- Może jak trafiłaś do watahy? Bo jakoś cię nie kojarzę - tymi słowami Hide trafił w mój czuły punkt, o którym zawsze najtrudniej mi było mówić. Do moich oczu powoli napływały łzy. Nie mogłam się przecież rozpłakać, ale na samą myśl o przeszłości budziła ona we mnie same pesymistyczne emocje. Uśmiechnęłam się sztuczne, ale wyglądało prawdopodobnie.
- Ta historia jest bardzo nudna i nie wydaje mi się abyś chciał jej słuchać.
- Wydaje mi się, że mamy czas, bo ulewa nie wygląda jakby sięgała końca. Do tego ja bardzo lubię opowieści! - wykrzyknął wilk z promienistym uśmiechem od ucha do ucha.

Hide?

Od Yukiego cd. Hiro

- Oto mój dom, wejdziesz? - zaprosiłem Hiro do swojej jaskini. Jednak wpuszczając go, zapomniałem o jednym, bardzo ważnym szczególe. W moim mieszkaniu panował istny bajzel! Zanim basior wkroczył na moje terytorium, szybko go wyprzedziłem i zagarnąłem łapkami wszystkie walające się śmietki i piórka. Gdy skończyłem, Hiro był już w środku i przyglądał mi się z lekko przekrzywionym łbem. Zastanawiałem się, co o mnie pomyślał, widząc cały ten syf. Uśmiechnąłem się, jakby nigdy nic się nie stało.
- Chciałeś coś do jedzenia, prawda? - wskazałem mu kilka porzuconych w kącie, martwych wiewiórek. Basior wziął jedzenie do pyska, usiadł na mojej kupce liści i zaczął jeść. Nadal go obserwowałem, śledząc wzrokiem blizny na jego ciele, których różowy kolor odcinał się od czerni jego futra, i myśląc o każdej nieopowiedzianej historii, z którym się wiązały.
Nie mając specjalnie wyboru, usadowiłem się zaraz obok Hiro.
- Smakuje? - spytałem, nie mając lepszego tematu do rozmowy. Nie chciałem mu też zbytnio przeszkadzać w jedzeniu.
Wilk skinął głową. No tak..nie wiem, czego oczekiwałem. Nawet, gdyby mu nie smakowało, i tak zapewne by przytaknął....z czystej uprzejmości. Podniosłem się i także zgarnąłem sobie wiewiórkę. Musiałem przyznać, że nie była zbyt dobra. Zerknąłem na Hiro ze współczuciem. Nie mam pojęcia, ile czasu temu upolowałem te zwierzęta, aczkolwiek jestem pewien, że było to co najmniej tydzień temu. Nigdy nie byłem zbyt dobry w polowaniu, przez co często głodowałem, zanim udało mi się cokolwiek złapać. Przez chwilę wydawało mi się, że widziałem, jak Hiro przyglądał się moim łapom, lecz gdy tylko mój wzrok napotkał jego czerwone oczy, on wrócił do jedzenia. Lekko przechyliłem głowę, stawiając uszy w pionie.

- Jeśli mogę spytać...Co ci się stało w łapy? - A więc jednak zauważył.
- Yy..masz na myśli pazury? - Tak, oczywiście, że chodziło mu o pazury. Dlaczego nawet spytałem?
- Mhm.. - Hiro po raz kolejny skinął głową.
- Nic. Po prostu taki się urodziłem. Nigdy ich nie miałem. - Wzruszyłem ramionami.
- Musi ci być strasznie trudno polować.. - powiedział chyba do siebie.
- Przyzwyczaiłem się. - stwierdziłem. Nagle coś mnie tknęło. Podniosłem wzrok.
- Ee...Hiro..Mam pytanie.
Basior nastroszył uszy, ale nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Pomógłbyś mi polować? - uśmiechnąłem się lekko w stronę czerwonych oczu, w których chyba po raz pierwszy było widać jakąkolwiek emocję. Wyglądało na to, że moje pytanie było na tyle niespodziewane, że wyrwało go z jego głębokich przemyśleń.

Hiro? :3 wybacz, że tak długo zwlekałam z odpisem.

19 września 2017

Od Shante CD Neron

Zaśmiałam się trochę nerwowo. Całus? Ha... Haha... HAHAHAHA!!! Ja chyba prędzej zejdę na zawał...
Spojrzałam na niego.
- T-To ja wolę chyba pytanie...
- Ale taki przyjacielski.
- Neron, pytanie.
- Shante, przestań... - stanął na przeciwko mnie.
- Ale o czym mi mówisz? Zmieniam, chce pytanie.
- Nadal ukrywasz w sobie emocje.
- Daj mi to cholerne pytanie - warknęłam cicho. Wstałam, prostując ogony - Zrozum. Nie zrobię tego.
- Bo się okłamujesz?
- Nie okłamuje!
- Dobra. Chcesz pytanie? Co do mnie czujesz? - to pytanie mnie zamurowało. Ledwo co stałam na prostych łapach. Wbiłam wzrok w ziemię. Co ja do niego czuję?
- M-Muszę iść - zaczęłam uciekać. To pytanie... Nie umiem na nie odpowiedzieć, nie potrafię. Próbowałam się zmienić w ducha, lecz nie mogłam. Miałam właśnie skręcić, gdy nagle Neron mnie zatrzymał, wpadając na mnie. Z hukiem wylądowaliśmy na ziemi.
- Aua...
- Shante? Wybacz... - pomógł mi wstać, aja szybko się odsunęłam.
- Neron, proszę...
- Nie. Musisz w końcu...
- CO? Co muszę?!
- Po prostu to powiedz.
- Nie wiem o czym ty mówisz!
- Shante powiedz to.
- ALE O CZYM TY DO MNIE MÓWISZ!?
- SHANTE, POWIEDZ TO.
- KOCHAM CIĘ! - ten moment trwał dla mnie jakby czas nagle zwolnił. Opuściłam uszy z ogonem, znowu przypominając sobie to, co dla mnie zrobił. Mój wzrok jakby zanikł w przestrzeni. Dlatego zawsze go widziałam, dlatego zawsze to go widziałam, kiedy myślałam, że dla mnie to będzie koniec.
Ale...
Kto by chciał taką jak ja?
Łzy zaczęły mi spływać po pysku.
- Shante, ja...
- Wiem. Nie przejmuj się... Ja i miłość? Ha... Haha... - zamknęłam oczy - Najlepiej p-po prostu zapomnij, że to mówiłam. - szybko moje ogony zrobiły parę ruchów i zniknęłam dla jego oczu. Szybko przeszłam przez bramę i zaszyłam się w kącie jaskini.
- Jak mogłam być taka głupia...? - schowałam pysk pod lapami. Chciałam zniknąć. Chciałam przestać istnieć. Zrozumiałam... Że go kocham, ale... Chyba sama wiem, że... Nie ja jestem dla kogokolwiek.

Neruuś? ;3

18 września 2017

Od Kesame cd. Obliviona

Skrzywiłam się nieznacznie, myśląc nad tym, co mogę powiedzieć.
- O sobie? - wymamrotałam. - Nic ciekawego. Flaki z olejem, powiedziałabym.
- Mimo tego chcę usłyszeć te flaki z olejem - uśmiechnął się lekko.
- Rozgadałeś się - rzuciłam i posłałam mu łagodne, ciepłe spojrzenie.
- Nie zmieniaj tematu - zmarszczył brwi, lecz nie był zły. Cieszyłam się, że choć trochę poprawiłam mu humor.
- No, skoro chcesz... - przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, co mogę powiedzieć. - Urodziłam się tutaj. Moich rodziców pewnie znasz - uśmiechnęłam się pod nosem - para alfa.
Skinął łbem, nie patrząc na mnie jednak.
- Nie mam zbyt wielu mocy, więc nie jestem zbyt ciężkim przeciwnikiem... Kiedyś myślałam nad odejściem i odcięciem się od watahy, ale w końcu zrozumiałam, że tu jest moje miejsce. Chyba... - dodałam ściszonym głosem.
Znów skinął łbem i nabrał powietrze, by po chwili wypuścić je powoli, z lekkim świstem. Przypatrywałam się mu, błądząc w jakiejś niezrozumiałej przestrzeni pomiędzy nami, w tej ciszy i spokoju, który nas teraz ogarnął. Jego spojrzenie napotkało moje i siedzieliśmy tak przed sobą, wpatrzeni w swoje oczy, próbując wyczytać coś więcej ze źrenic. Przeszłość, emocje?
Nie czułam nic, tak jakby ktoś odebrał mi wszystko. Po prostu skupiałam się na patrzeniu w jego błękitne oczy, z których również nic nie mogłam wyczytać.
- Ty też o mnie kiedyś zapomnisz.
Teraz dostrzegłam w oczach przejmujący smutek, który odebrał mi mowę. Nie znałam go długo, dopiero co usłyszałam jego imię i jedynie fragment historii, a myśl o tym, że mogę o nim zapomnieć, zmroziła w nim pewną cząstkę jego samego. We mnie chyba też.
Jak mogłabym zapomnieć? Dlaczego jego rodzina zapomniała? Co mam takiego zrobić, by nie przedłużyć jego łańcucha?
Już miałam zadać mu te wszystkie pytania, lecz coś sprawiło, że wypowiedziałam jedynie jedno zdanie.
- Nie zapomnę.
Zaśmiał się cicho, krótko i pochmurnie. Odwrócił wzrok, zapewne tak jak ja czując się niezręcznie.
- Przejdziemy się? - zapytał, a ja zgodziłam się, powoli ruszając w ślad za basiorem.

Oblivion?

Powitajmy Kirameki!

WhiteSpiritWolf
To, że milczę nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.

Imię: Kirameki
Pseudonim: Brak
Wiek: 6 lat
Płeć: wadera 
Charakter: Kirameki to połączenie trzech ras, z czego jej charakter jest dość wyjątkowy. Choć większość dominujących genów odziedziczyła po rodzinie ze strony matki parę cech zachowała po ojcu. Jest jednocześnie szlachetna jak wilk światła, roztrzepana jak wilk elektryczności oraz inteligentana niczym wilk umysłu. Jej samo imię po japoński znaczy "iskierka". Nie bez powodu została tak nazwana. Mało kto zna tak oddaną czy waleczną waderę jak ona, w której zawsze pozostaje płomyk nadziei. Woli zginąć niż się poddać, pozwolić kaleczyć siebie niż aby jej towarzysz odniósł rany. Niekiedy nazywano ją nawet psychopatką z tego powodu, lecz ona nigdy się tym zbytnio nie przejmowała i rzadko bierze sobie opinie innych do serca. Woli podążać własną drogą niż według zasad. Ogólnie jest typem urwisa, dlatego nuda w jej towarzystwie jest niemal niemożliwa. Mimo to jej zaletą jest rozważność. Stara się nie wybijać z tłumu ani swoimi "mądrościami" nie wyjść na idiotkę. Na początku znajomości może wydawać się nieco drętwa, lecz to tylko dlatego, że sprawdza na co sobie może pozwolić.
Wygląd: Jest to raczej wysoka wilczyca, o długich łapach. Szczupła i proporcjonalna, kobieca. Rzuca się w oczy, szczególnie przez futro które daje niebieskawy połysk oraz w tym samym kolorze duże gały. Niekiedy wydaje się dość puszysta, gdyż jej sierść jest dość długa. Ma znamię na brzuchu i w tym samym miejscu bliznę, lecz mało kto o tym wie.
Stanowisko: Tropiący (myśliwy)
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 4 | Zwinność: 7 | Szybkość: 3 | Magia: 10 | Wzrok: 3 | Węch: 8 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Elektryczności
Żywioły: elektryczność, umysł, światło
Moce:
- rażenie prądem 
- tworzenie kuli światła, która może służyć jednocześnie do ataku jak i jako oświetlacz 
- wytwarzanie z cząsteczek powietrza broni 
- dostarczanie elektryczności
- tworzenie piorunów
- podnoszenie przedmiotów za pomocą umysłu
- szybsza regeneracja
- umiejętność objawienia się w czyimś śnie
Rodzina: Matka Mokku, Ojciec Jidini, nie miała rodzeństwa
Partner: Na razie nie ma nikogo na oku
Potomstwo: Brak
Historia: Kirameki urodziła się 12 maja. Z początku mogłoby się wydawać, że będzie szczęśliwym dzieckiem; jedynaczka, córka alf, niebrzydka, lecz to były tylko pozory. Jej matka nie zaszła w ciąże z tym basiorem, który wydawał się i zachowywał jak ojciec wadery. Choć na początku nie budziło to większych podejrzeń, z czasem już wiadomo było, iż dziecina wcale nie jest w stu procentach wilkiem elektryczności. Gdy Jidini dowiedział się o zdradzie swojej partnerki wraz ze wściekłością odszedł z watahy i zapowiedział, że jeszcze się zemści. Wraz z tą tragedią, Mokku stała się do po poznania. Żyła w ciągłym lęku i stresie. Bała się każdego szelestu, a jej agresja wzrosła. Niestety przepowiednia się sprawdziła. Po dwóch długich latach, pewnej nocy wysłaniec Jidiniego porwał Kirameki, a resztę stada wymordowali jego słudzy. Pozostali przy życiu tylko nieliczni, którzy się rozeszli. Wilczyca została przez rok trzymana w uwięzi u niegdyś swego ojca. Pewnej nocy udało jej się zwiać, lecz resztę życia spędziła na ucieczce. Tak dotarła do Watahy Smoczego Ostrza.
Przedmioty: srebrny medalion-jedyna pamiątka po rodzicach
Właściciel: Kokoszanel
Ocena: 3/0

Dorastają!

Trzy szczeniaki właśnie otrzymały swój dorosły formularz! :D

Naviira

J-C

Nowy basior - Valkoinen!

NukeRooster
Czasem bywa tak, że inni się nie zmieniają, tylko ściągają swoje maski.

Imię: Valkoinen
Pseudonim: Pewnie będą to jakieś zdrobnienia lub skrócenia imienia, no nie ma nim nic przeciwko.
Wiek: 9 lat
Płeć: Basior
Charakter: Dobrze zachowujący się basior o nienagannych manierach. Na nikogo nie patrzy z góry, z każdym próbuje stać na równi. Odznacza się niebywałą odwagą i śmiałością, zachowując przy tym swoją skromność. Nie przepada za tym, jak go chwalą bądź mówią o nim aż nazbyt dobrze. Sam woli się tym zajmować. Dla niego to czysta radość komuś podziękować za niesamowitą pracę, a przy okazji pochwalić jego wytrwałość i wysiłek. Z pozorów wyglądać może na jakiegoś złego typa spod ciemnej gwiazdy, miewa czasami takie sytuacje, w których nic do niego nie dociera i zamyka się we własnym świecie — jednak nie trzeba się tego bać. Nie często zdarza się, gdy o kimś źle mówi i ma ochotę każdemu "dowalić" tak by już się nie podniósł. Na co dzień jest miłym i pomocnym wilczkiem, który chętnie porozmawia praktycznie na każdy temat. Na całe szczęście jest typem osoby, która, nawet jeśli nie chce, a musi, robi wszystko niemalże do stanu doskonałego. Co trzeba, to trzeba, nie ma wyboru. Jak się okazało, mimo swojego obowiązku pracy, czasu posiada naprawdę dużo. Pożytkuje go w dość przewidywalny sposób — odpoczywa i leniwi się tam, gdzie tylko może.
Wygląd: Duży. Jest naprawdę duży. Nieco bardziej przy kości, ale wciąż szczupły, przez swoją zgrabność czasem nawet mylony z przerośniętą waderą. Jego wielkość potęgują potężne skrzydła pokryte białymi piórami. Posiadacz gęstej sierści... No i tym się może poszczycić, bo reszta jest już... Zwyklejsza od reszty. Jego futro to matowa sztywność i bardzo szybko ogrzewa swojego właściciela, czasem jednak można doznać miłego, miękkiego "dywaniku", ale to tam czasem. Umaszczenie Valkoinena jest po prostu białe, podkuszę się, żeby powiedzieć brudnobiałe, ale doskonale widać podkreślone czarnym kolorem niektóre elementy jego pyska. Wiecznie ruchliwy nosek niczym mały węgielek oraz duże, niebieskie oczy. Ubogi design, ale każdemu się zdarza. Będzie zachwycać swą prostotą.
Stanowisko: Kronikarz
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 7 | Zwinność: 7 | Szybkość: 8 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Eteru
Żywioły: Grawitacja, materia, światło
Moce: Uważa, że ma całkiem przydatne umiejętności, które mogłyby pomóc przejąć panowanie nad światem, ale hej, nie to jest fajnego w mocach. Valkoinen doskonale czuje się jako stwórca, choć wilkiem materii nie jest, potrafi zmaterializować wszystko, o czym pomyśli. Uważa, że jest mocno powiązany z kosmosem, a przez to dzięki pomocy swoich żywiołów jest w stanie stworzyć ciało, przypominające planetę. Może być tyci, tyci lub naprawdę ogromna, w zależności od chęci basiora. W dodatku na jego rozkaz może się poruszać lub przyciągać do siebie kogoś innego. Całkiem przydatne, kiedy chce się kogoś skrzywdzić albo uziemić. Zmiana czyjejś grawitacji również nie jest problemem, więc często sprawdza się jako bezdotykowy podnośnik lub "wgniatacz" do podłoża. Trzeci żywioł jako coś pojedynczego umożliwia wytworzenie własnego światła, co się przydaje w najciemniejszych miejscach.
Rodzina: Tak właściwie... Wszystko, co żyje na terenach Watahy Smoczego Ostrza, jest jego rodziną. Możecie w to nie uwierzyć, ale tutaj wychowywał się przez większość czasu. Cóż... Wszystkie tereny mają swoje tajemnice i sekrety... Przywiązanie do tego miejsca wynika nie tylko z wychowania, ale również z polecenia ojca. Pierwszy basior WSO, ktoś kojarzy? Nie... Rodziciel Valkoinena nazywał się Lavi, a oprócz niego wyróżniał jeszcze dziadka Botana oraz siostrę Internę.
Partnerka: Kocha wszystkich i dla każdego znajdzie się miejsce w jego serduszku. Kto wie? Może ktoś zdoła rozgościć się tak, że starczy miejsca tylko dla jednego osobnika.
Potomstwo:
Historia: Urodzony w tutejszej jaskini, więc właściwie był tutaj od zawsze. Czasem zdarzyły się wyjątki w postaci eskapad po różnych zakątkach świata, w końcu musiał podróżować i spisywać to, co udało mu się dostrzec. Tworzył historię, nie dlatego, że chciał, ale musiał. Oczywiście było to dla niego przyjemność i rozrywka, ale cóż można powiedzieć innego, skoro od zawsze na nim to ciążyło. Przypatrywał się wielu wojnom, opisywał nie jeden pokój, był świadkiem niezliczonej ilości ceremonii, a jednak tak jego przeszłość przepełniona jest nudą. Nie ma też o czym się rozpisywać, dorastał w miarę przyzwoitych warunkach, a o wyrządzonych krzywdach stara się zapomnieć. No, prawie połowa życia już za nim.
Przedmioty: Diamentowa broszka przewieszona na białej chuście, która obwiązuje lewą łapę basiora.
Właściciel: Kotoko
Ocena: 3/0

Od Neytiri

Idąc lasem tanecznym krokiem, nuciłam pod nosem piosenkę. Oswoiłam się z terenami watahy już po dwóch tygodniach, co było dla mnie nie lada wyczynem, i szczerze mówiąc, byłam z siebie dumna. Nie na co dzień mam okazję zwiedzać coś nowego, a co dopiero zapamiętywać miejsca w tak krótkim czasie. Wracając, szłam tak przez dłuższy czas, aż nie usłyszałam brzdęków metalu. Zaciekawiona, zwróciłam łeb w stronę hałasu. Niepewnie zaczęłam kroczyć w tamtą stronę. Neytiri, po jakie licho się narażasz? Kiedy brzdęki były dość.. Bardzo słyszalne, przystanęłam w miejscu, siadając na kostce brukowej, którą wcześniej już wyczułam, stąpając po niej. Przekrzywiłam lekko łeb, unosząc nos w górę i starając się wyczuć jakiś zapach. Do moich nozdrzy dotarł zapach.. dymu, a także zapach innego wilka. Basiora. Wpięłam pazury w bruk, nieprzyjemnie dla ucha nimi haratając. Wtem, dźwięk ustał, a aura bijąca od basiora zmieniła się.
- Mm.. Kim jesteś? - mruknął, odstawiając narzędzie obok, co mogłam wywnioskować po innym brzdęku.
- Na..nazywam się... - trudno było mi się wysłowić. Nieśmiałość przejmowała znaczną część mnie, a umysł pesymisty dawał się we znaki. - N-nazywam się Neytiri! - pisnęłam cichutko, pozwalając grzywce zasłonić mój pyszczek.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której słychać było tylko nasze oddechy, pomieszane z odgłosem palącego się ogniska. Presja rosła z każdą chwilą, każdą sekundą. Dlaczego nic nie mówi? Już miałam ponownie zabrać głos, chociaż i tak bym nie potrafiła nic z siebie wydusić.
- Ranzatsu - odparł, po dość długim czasie.
- H-huh..? - uniosłam łeb ku górze, unosząc lekko brwi.
- Jestem Ranzatsu - powtórzył. Jego aura wyrażała.. nic, kompletnie nic. Obojętność, jeśli ma się to do uczuć zaliczać. - Co cię tu sprowadza? - dopowiedział.
- Ech.. Ja... - nie potrafiłam złożyć jednego zdania w całość. Siła emanująca od basiora, skutecznie powodowała, że mój jedyny promyczek śmiałości zanikał. - Przepraszam, że ci przeszkadzam.. - wydusiłam.
- Nie przeszkadzasz, spokojnie - miałam wrażenie, że właśnie w tym momencie się uśmiechnął. Świadczyła o tym również jego aura, która uległa zmianie. Z obojętnej, przeszła na pozytywną, można powiedzieć, że szczęśliwą.
Czyżby moje "odwiedziny" miały na niego aż tak pozytywny wpływ? Basior musiał być przez długi czas sam. Zapadła niezręczna cisza. Nikt nie chciał się odezwać. Zaczęłam ocierać się łapą o łapę, starając się wymyślić jakiś sensowny temat rozmowy, jednak jak na złość moje myśli świeciły pustkami. Niefajnie. W końcu, wyczułam ruch powietrza. Ranzatsu przemiścił się w inne miejsce, zaczął odchodzić. Mimowolnie, podążyłam za nim.
- Przepraszam, że pytam, ale.. Czym się zajmujesz? - zrównałam z nim krok, co mogłam wyczuć poprzez stykające się nasze łapy.

Ranzatsu?

Od Leona cd. Dari

- Dari? Dari, halo?! Ej, nie rób sobie ze mnie jaj! - poderwałem się z miejsca, potrząsając waderą. Na nic, zemdlała. - No pięknie. A pytałem się, czy coś piła.. - burknąłem, oglądając z każdej strony leżącą wilczycę.
Westchnąłem, rozglądając się za jakimkolwiek źródłem wodnym. W głowie kreował mi się dość głupi pomysł, ale skuteczny, by ocucić waderę. Spojrzałem jeszcze raz na zemdlałą i ruszyłem w stronę pobliskiego strumyka. Za pomocą jednej z moich mocy, skupiłem swój wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie przede mną. Po chwili, w miejscu, gdzie niedawno nic nie było, powstała lewitująca, drewniana misa. Chwyciłem ją w pysk i zanurzyłem w wodzie, napełniając nią środek naczynia. Prędko, lecz ostrożnie wróciłem z misą w pysku do nieprzytomnej Dari. Zanim pomyślałem, wylałem całą zawartość misy na waderę. Momentalnie podskoczyła, krztusząc się. Poklepałem ją łapą po plecach, jednak ona szybko ją zrzuciła.
- Ty głupi jesteś?! - wydarła się na mnie, krzywiąc pysk.
- Możliwe, aczkolwiek wolę bardziej określenie "nadzwyczaj błyskotliwy" - wyszczerzyłem się.
- Jak woda w kiblu.. - mruknęła, wytrzepując się z nadmiaru wody z futra, przez co najeżyło się i odstawało we wszystkie strony.
Wyglądała teraz jak połączenie mokrego mopa i pudla. Ach, moja szczerość. Nim się zorientowałem, zacząłem się niepohamowanie śmiać. Nie mogłem tego powstrzymać, po prostu.. No nie mogłem! Kiedy Dari w miarę uspokoiła swoją burzę loków i spojrzała na mnie spod byka, jednak na jej pysku widać było cień rozbawienia spowodowanym moją głupawką...

Dari? C:

Od Hiro

Spojrzałem za siebie i z delikatnym uśmiechem pożegnałem zranioną waderę. Była kimś w rodzaju posłańca, natknąłem się przypadkiem na nią w momencie, gdy polowałem.
Odwzajemniła uśmiech i udała się do swojej jaskini, a ja odszedłem trochę. Eh, robota eskorty ma swoje plusy i minusy.
A do tego bycie dobrym wilkiem, same problemy.
Zamknąłem oczy i przywołałem wydarzenia sprzed paru godzin.

***

Była atakowana na polanie przez dwa nieznane mi wilki. Jeden z nich właśnie ugryzł ją w lewą przednią łapę. Krew powoli spływała na ziemię. Zdawało mi się, że była z naszej watahy, więc leniwym krokiem wyszedłem spod osłony drzew i skierowałem się w ich stronę. Zmierzchało powoli, toteż cienie drzew ciągnęły się po całej polanie. Drugi wilk, o brunatnym futrze, będący właśnie za jej plecami właśnie skoczył, obnażając kły.
Cmoknąłem cicho i wysłałem ku niemu swój cień. Brunatny basior spadł po prostu na ziemię i zastygł w bezruchu. Samymi oczyma rozejrzałem się w jego otoczeniu - dostrzegłem duży kamień. Z sadystycznym uśmiechem pobiegłem w kierunku takim, aby brunatny basior biegł w stronę skały. Jego towarzysz spojrzał na niego i zastygł zaskoczony. Wzdrygnął się, gdy drugi wilk uderzył głową w kamień i stracił przytomność, padając na śnieg w bezruchu.
- Czy to fair tak atakować samotną waderę? - Zapytałem chłodno i tak cicho, że drugi atakujący niemal dostał zawału, po czym odwrócił się do mnie.
Wadera cofnęła się pod drzewo, nie mniej przestraszona. - Ma'am, zamknij oczka. - Powiedziałem i powoli zacząłem się zbliżać do drugiego basiora, po czym...eee....

***

- Cholerka, nie pamiętam co było dalej. - Otworzyłem oczy i westchnąłem cicho. Nawet nie pamiętałem imienia wadery, wiem tylko że wygrałem z napastnikiem. - Mimo, że sam oberwałem - Polizałem kilka razy drobną ranę na prawej przedniej łapie, po czym udałem się nad wodospad.
Mimo mrozu, woda wciąż płynęła ze skał i spływała do nie tak małego oczka wodnego. Zbliżyłem się i zacząłem chłeptać lodowadą wodę, nie zwracając uwagi na otoczenie. W końcu jestem na terenie watahy, co może mi się...
- Co tu robisz?! Kim jesteś? - Usłyszałem za sobą ostry głos i przewróciłem oczami. Wyprostowałem się powoli i zacząłem obracać do intruza z morderczo chłodnym wzrokiem. Zdaje mi się, że w porównaniu do mojego wzroku w tamtej chwili, oczko z którego piłem zimną wodę to gorące źródła.
Kto tym razem przeszkadza mi w życiu? Nie mogę mieć choć dnia spokoju, z dala od innych?

Ktosiu? ^^

17 września 2017

Od Hide CD. Corners

Nerwowo spojrzałem na waderę tulącą się do mnie. Zupełnie nie wiedziałem, co mam zrobić w takiej sytuacji. Po chwili objąłem ją i mocniej przytuliłem do siebie.
- Wiesz, Core, przyjaciół też można kochać. Kochać szczerze i mocno nie trzeba tylko takich wilków, na widok których masz motyle w brzuchu  i rumienisz się. Przyjaciele są tak samo ważni. I cię kochają. Nawet jeśli ci tego nie mówili. - odsunąłem lekko Corners, by spojrzeć w jej szmaragdowe oczy. Miałem zamiar otrzeć jej łzy i powiedzieć tę parę słów. Zdziwiłem się, gdy spostrzegłem, że jej pyszczek jest suchy. Słowa które wypowiedziała były przepełnione smutkiem, ale ona nie płakała. Teraz jednak nie było to ważne. - Dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi mogę powiedzieć ci te dwa słowa, które tak bardzo pragniesz usłyszeć. Kocham cię, Core. - powiedziałem, posyłając jej uśmiech dodający otuchy. Corners zamrugała kilkakrotnie i uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuję Hide. - wyszeptała. Domyślałem się, że Cre chciałaby coś więcej. Chciałaby miłości gorącej i pełnej uczucia. Niestety nie umiem jej tego zapewnić. Nie czuje do niej takiego uczucia. Z Corners łączą mnie jedynie silne więzi przyjaźni, nic więcej. Wziąłem w płuca powietrze, po czym wypuściłem je z cichym świstem. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na sarnę leżącą niedaleko mnie.
- Jadałaś już śniadanie? - zapytałem. Pokręciła przecząco głową. - To może byśmy zjedli? - wzrokiem pokazałem martwe zwierzę.

Corners? 

Od Dari CD. Leon

- No to, proszę za mną! - Leon machnął łapą, którą prawie mnie uderzył i ruszył w inny kierunek, a ja za nim. Choć Leon ma duże ego, to mi nie będzie to przeszkadzało, bo mój kochany imbecyl (czyt. Darius) ma tak gigantyczne ego, jak cały świat (może troszeczkę przesadziłam).
Spojrzałam ze smutkiem na moje jedzenie, które chciałam sporzyć. Gdy tak szliśmy, zrobiło mi się słabo, ale nie tak mocno, żeby mu o tym powiedzieć.
Zaczęłam trochę dziwnie chodzić jakbym była pijana. Leon spojrzał zdziwionyna mnie i się odezwał:
- Coś się dzieje?
- Nie nic, spać mi się chce - skłamałam.
- Mhm... Piłaś?
- Nic nie piłam, chyba że woda się liczy.
- Doprawdy? Bo coś widać jakbyś pijana była - zaśmiał się.
- Ze mnie się śmiejesz? Ze mnie?! - Leon przestał się śmiać i spojrzał na mnie przestraszony, a ja na niego jakbym miała się na niego rzucić i go zabić.
Przeszliśmy obok jakiegoś wodospadu. Piękne widoki, to były cudowne miejsca, Alfa się postarała żeby znaleźć takie miejsca. Zatrzymaliśmy się, żeby odpocząć, ponieważ o to poprosiłam, Leon się na szczęście zgodził. Usiadłam, a Leon obok mnie. Byliśmy na wzgórzu, jak mniemam Evendim. Zrobiło mi się szaro przed oczami, zbyt szaro. Ciężkie powieki mi się zamykały. Upadłam... słyszałam jak Leon coś mówił, chyba do mnie, ponieważ widziałam jego rozmazaną twarz. Zamknęłam oczy i zemdlałam.

Leon? Co zrobisz ze śpiącą Dari? C:

Od Raffaela cd. Kaliksty Laguny Merlin

Dzień zapowiadał się cudownie. Gruba, puchata warstwa śniegu okraszana delikatnymi promieniami zimowego słońca. Ledwo co ognista gwiazda przedzierała się przez mgłę, by choć trochę oświetlić ten mroźny krajobraz. Cudowne, rześkie powietrze aż zachęcało do wyjścia z jaskini i rozkoszowania się dniem. Przeciągnąłem się, wstawiając koniuszek nosa na zewnątrz. Ubrałem białe rękawiczki i delikatnie poprawiłem muszkę, która przez podmuch wiatru zmieniła swoją dotychczasową pozycję. Powolnym, dostojnym krokiem ruszyłem na poranny spacer. Trzeba utrzymywać sylwetkę, przynajmniej na zamku było warto. Z entuzjazmem obserwowałem każdego małego, bezbronnego ptaszka, szukającego ciepłego miejsca na gniazdko. Każdy płatek śniegu miał zupełnie inną konstrukcję, jakby ktoś nade mną bawił się w wycinanki. Mój brzuch zaczął się upominać o strawę, głośno protestując. Przymrużyłem oczy i wciągnąłem powietrze nosem, by wyczuć zapach potencjalnej potrawy. Zapach zająca unosił się w powietrzu, dając znak, że ofiara jest dość blisko, na tyle, by jednym skokiem ją dopaść i zabić. Dokładnie wybrałem kierunek i odbiłem się mocno od ziemi, by już samym uderzeniem pozbawić życia zająca. I tak też było. Biedny, nawet nie zdążył się zorientować, kiedy już leżał martwy na ziemi. Przysiadłem i zdjąłem rękawiczki, by nie ubrudzić ich krwią. Uderzyłem ognistą kulą w kupkę suchych gałęzi, by rozpalić ognisko. Kiedy płomienie wesoło tańcowały na zimnym wietrze, rzuciłem na nie zająca, by się upiekł. Do moich uszu doszedł cichy dźwięk wilczego chodu, poprzedzany nagłymi skokami. Nasłuchiwałem, kiedy zaraz przede mną pojawiła się średniego wzrostu wadera o szarawym futrze. Długa gęsta grzywka opadła na jej oczy, zasłaniając tym samym szaro-niebieskie ślepia. Wielce urocza samica.
- Witam Panią — uśmiechnąłem się, pośpiesznie wstając. Podszedłem powoli do wadery i chwyciłem jej delikatną łapkę. Ucałowałem ją, obdarzając ją szarmanckim uśmiechem.
Policzki wadery zmieniły kolor na czerwony, a ona sama delikatnie się zaśmiała, przymykając oczy. Jakże cudownie kobiety wyglądają, kiedy się rumienią.

Kaliksta? :3

OD Nerona CD Shante

- Wyzwanie - usłyszałem dumne słowa z ust wadery. Po Shante raczej spodziewałem się pytania. Zresztą, teraz muszę się przestawić na tę pewną siebie samicę. Zamyśliłem się. W mojej głowie pojawiły się najróżniejsze pomysły, lepsze i te gorsze. Nie do końca umiałem wybrać, więc postawiłem na pierwszą myśl.
- To zwiąż te ogony, na początek coś prostego - zaśmiałem się, patrząc z podekscytowaniem na waderę. Ta mruknęła tylko coś cicho i jednym ruchem chwyciła ogony w łapy. Związała je w luźny supełek, by było wygodnie. Ogony jednak po chwili odskoczyły jak sprężyny,wracając na swoje miejsce. Patrzyłem na to z zaciekawieniem, zastanawiając się, czy ogony wiąże się łatwo, lub czy da się je ułożyć w zgrabny warkocz.
- Teraz ty. Pytanie czy wyzwanie? - spytała, wpatrując się we mnie złocistymi oczami. Co by tu wybrać? Pytanie, a może wyzwanie. Najpierw na spokojnie, żeby Shante też mogła się dowiedzieć czegoś o mnie.
- Pytanie - szepnąłem cicho, bacznie obserwując każdy ruch samicy. Ta namyśliła się, odwracając wzrok w stronę nieba. Po chwili na jej pysku pojawił się lekki uśmieszek.
- Masz jakąś waderę na oku? - zapytała, przymrużając oczy. Na jej pysku zawitał grymas zdziwienia.
- Eee...ja? - spytałem, udając, że nie usłyszałem pytania. Po chwili westchnąłem, by odpowiedzieć na te nurtujące pytanie.
- Mam - mruknąłem, posyłając Shante oczko.
- A tak w ogóle, jak myślisz. Co jej się spodoba? Co ty byś na jej miejscu chciała dostać? - spytałem pełny powagi. Chciałem wiedzieć, by dostać od niej jakieś wskazówki.
- Coś niebieskiego - odparła, a w jej oczach pojawił się smutek. Spuściła głowę, wbijając wzrok w ziemię. Zerknąłem na nią ukradkiem, by zobaczyć jej reakcję. Przejęła się.
- Mniejsza, pytanie, czy wyzwanie? - szybko zapytałem, by zmienić dotychczasowy temat.
- Znowu wyzwanie - odparła, podnosząc wzrok na wysokość mojej głowy.
Może skorzystam na tej grze? Na pewno będę miał świetny dzień, Shante może i zniszczony, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Mam nadzieję, że sprawi jej to taką radość, jak i mi.
- Proszę o całusa - palnąłem, nastawiając pysk w jej stronę.


Shante? Nikt nie mówił, że będzie łatwo default smiley xd

16 września 2017

Od Corners CD Hide

Patrzyłam uważnie na grupę bawiących się szczeniaków. Chciałabym wrócić do tego czasu beztroski, kiedy to jeszcze wszystko wydawało się proste. Kiedy nie wiedziało się o tym, co złe. Wszystko było takie perfekcyjnie idealne. Wstałam z wilgotnej trawy i ruszyłam przed siebie. Tym razem nie towarzyszyła mi muzyka. Jakoś... nie miałam ochoty jej słuchać?
Błękitne niebo lekko pokryte lekko ciemnymi chmurami sprawiało, że odczuwałam dziwny chłód, jednak nie był on spowodowany temperaturą powietrza. Zamknęłam oczy, by lepiej wsłuchać się w ciszę. Niemalże słyszałam, jak delikatny, wiosenny wietrzyk muska moje futro. Żaden inny odgłos tego nie zagłuszał. Żaden śpiew ptaków, szelest liści, ani odgłos kroków. Nic.
- Czy to nie dziwne? - zapytał niepewnie Aiden.
Wzruszyłam ramionami. Nie byłam pewna odpowiedzi.
- Hide... - szepnęłam - Idzie tu.
Miałam rację. Po krótkiej chwili ukazał mi się biszkoptowy basior, z sarną w pysku.
- Dźendoory. - powiedział.
- Cześć. - powiedziałam bez życia, jakby coś wyssało ze mnie szczęście.
Poczułam, jak brązowe spojrzenie basiora świdruje mój umysł dogłębnie. Mimo iż wiedziałam, że moja blokada umysłu, którą wyczarowałam jakiś czas temu jest zbyt silna, by on mógł ją zniszczyć, jednak czułam, jakby poznawał moje najskrytsze myśli i pragnienia. Przyjrzałam mu się dokładnie. Dopiero teraz zauważyłam jego czarną końcówkę ogona. Wcześniej nie zwracałam na nią uwagi. Mój umysł zaprzeczył jej istnieniu, tworząc inną, wykreowaną postać basiora.
Zobaczyłam, jak odkłada zdobycz na ziemię, nie spuszczając ze mnie brązowego spojrzenia.
- Coś się stało, Corners? Chcesz porozmawiać? - spytał niepewnie podchodząc bliżej mnie.
Bez większego namysłu zerwałam się z miejsca i wtuliłam się w futro wilka. Dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
- Nikt nigdy nie powiedział mi, że mu na mnie zależy. Nigdy nie usłyszałam tego głupiego "kocham cię", nawet od rodziców. - chlipnęłam - Ja pragnę tylko jednego. Chciałabym być kochana. Przez kogokolwiek... Mam dość bólu Hide.
Pociągnęłam nosem. Byłam pewna, że zalazłam się łzami. Tak jednak nie było. Czyżbym już nie umiała płakać?

Hide?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template