Obudziłam się koło południa i udałam się na śniadanie. Zjadłam rybę bo tylko to umiałam złapać i poszłam się powłóczyć na łąkę, bo co innego mogę robić? Na razie nie mam znajomych, to znaczy nie oficjalnie, bo ktoś musiał mnie przyjąć co nie? Leżałam na tej łące dobrą godzinę aż wyczułam ciekawy zapach, z którym kiedyś musiałam mieć styczność. Był taki...metaliczny? Tajemniczy zapach doprowadził mnie do skraju lasu, gdzie kończy się terytorium WSO. Mój naszyjnik zaczął migać. "Nie mrugaj bo koś mnie zauważy!" pomyślałam, bo w tym momencie zauważyłam wilka, którego wcześniej nie wyczułam na terenie WSO. "Pewnie Jest intruzem albo szuka pomocy...chociaż nie wygląda na zmęczonego." zakradłam się kilka kroków bliżej nieznajomego i schowałam się między drzewem, a kilkoma jeżynowymi krzakami. Teraz mogłam się przyjrzeć nieznajomemu...
Był to czarny Basior. Na oko miał około 4/5 lat i był dobrze zbudowany. To od niego czuć metaliczny zapach. Zwróciłam szczególna uwagę na blizny na ciele i......krew? Tak był ubrudzony od krwi....świeżej krwi. Postanowiłam się wycofać i poinformować alfę, ale coś mi nie wyszło...
Desperacko rozglądałam się dookoła, ale wszędzie były drzewa. " Te przeklęte drzewa. postanowiłam wzbić się w powietrze i rozejrzeć się z góry...."Chyba o czymś zapomniałam" w tym momencie zobaczyłam zbliżający się do mnie cień.
-No to klops...-wyszeptałam i odwróciłam się do Basiora
-Witaj mały Klopsie… Co utaj robisz... -zrobił przerwę i spojrzał na mnie z wyższością -...tak całkiem sama? -Teraz zrozumiałam w jak wielkie bagno weszłam idąc za zapachem krwi. W tym momencie myślałam tylko o dwóch rzeczach...
Pierwsza: Powiedzieć prawdę?
Druga: Jak zwiać i nie wkopać się bardziej?
Na pierwsze pytanie odpowiedź brzmi "Zdecydowanie Nie", a na drugie "Jeszcze nie wiem" I co ja mam teraz zrobić? Postanowiłam odpowiedzieć na zaczepkę Basiora z bardzo nietypowym dla mnie sposobem.
-Rodzice mówią by nie rozmawiać z nieznajomymi.-odpowiedziałam z zachwytem wyczuwając szok Basiora na moja odpowiedź.
-Jestem Alkali, Pan piekielnych krain oraz chaosu i nie jestem już nieznajomym- "Ściemnia z tym chaosem i krainami przecież każdy wie że władają nimi Fenrir, Ifryt, Serir i Varen. Czyli nasi bogowie."
Patrzył na moją reakcję, najwidoczniej oczekiwał z mojej strony strachu i podziwu, ale nie! Ja mu powiedziałam o bogach, czyli dokładnie to co myślałam o nich. przed chwilą. Wyczułam u niego złość. po chwili milczenia nas obojga Alkali dodał- Jednak ze mną rozmawiasz. Chyba nie słuchasz rodziców dzieciaku.
-Słucham ich- uśmiechnęłam się chytrze co widocznie zaskoczyło basiora. wykorzystałam okazję i energicznie ruszyłam skrzydłami wzbijając się w powietrze i tworząc chmurę pyłu. "Punkt dla mnie". Wyleciałam ponad korony drzew z myślą, że basior został na dole i rozglądałam się wokoło. W dali dostrzegłam góry, które należą do terytorium WSO. Chciałam lecieć do domu, ale mój naszyjnik znowu zaczął migać! „Nie no znowu?!” odwróciłam się za siebie i co zobaczyłam? Alkaliego na drzewie! „Co na drzewie?” Skoczył w moim kierunku. Chciałam zrobić unik, ale nie zdążyłam. To ci los. Wilk był zdecydowanie większy ode mnie więc bez problemu spadłam na ziemię i złamałam skrzydło! „Dobra co powiesz na remis? 1:1. Może być? Tak? To ja pójdę do domu…” Nie. To tylko moje sarkastyczne myśli, tyle dobrego, że żyję. Basior wstał i odsunął się. Po chwili zapytał.
- Ładnie tak dorosłym robić żarty Smarkaczu?!-Podniosłam się i wstałam naprzeciwko Alkaliego. Strasznie bolało mnie skrzydło. Powoli zaczęłam się cofać w kierunku terytorium WSO. Jeszcze kilka kroków, płytki potoczek i będę na miejscu. Basior najwidoczniej nie zauważył że się cofam. Szybko się odwróciłam i zaczęłam biec jak najgłębiej w Terytorium mojej watahy….ale, ale zawsze jakieś jest. Zrobiłam błąd bo obejrzałam się za siebie i zobaczyłam mojego nowego znajomego (wyczujcie sarkazm). Biegł za mną i nawet mocy telepatii nie musiałam używać aby wiedzieć, że jest wściekły. W pewnym Momocie potknęłam się. (Kojarzycie reklamę z Plusa? To ten Momęt) „Brawo Ja” - pomyślałam. Szybko wstałam i nim się obejrzałam leciałam na drzewo obok. Teraz bolało mnie wszystko. Alkali podszedł do mnie i wysyczał przez zaciśnięte zęby…
-Nikt nie będzie ze mnie robić idioty!! Słyszysz?! Nikt! I już na pewno nie będzie robić idioty ze mnie żaden zapchlony szczeniak!- ostatnie zdanie wykrzyczał tak że aż ptaki uciekały z okolicy. W tym Momocie usłyszałam czyjeś kroki…
Po chwili podbiegła jakaś wadera, która pachniała znajomo. „Pewnie jest z WSO”. Zawołała
- Zostaw ją! - Po tych słowach Alkali jakby nigdy nic zamienił się w czarną mgłę i znikł.
- Nic Ci nie jest? - zapytała po chwili
- Przeżyję chyba mam coś na to w jaskini. W najgorszym wypadku pójdę do medyka. Dziękuję za pomoc.-uśmiechnęłam się do wadery. Odwzajemniła uśmiech, a następnie udałyśmy się do swoich jaskiń rozmawiając po drodze na różne tematy. „Chyba mam się do kogo zwrócić o pomoc” z taką myślą zasnęłam.