Słońce chyliło się ku zachodowi. Od wschodu nadciągały kolejne deszczowe chmury. Było już trochę zimno, a do tego wszystkiego zaczął wiać arktyczny wiatr. To są właśnie uroki późnej jesieni. Zirey niepewnie spoglądała na ciemniejące niebo. Noc jest jak najbardziej przyjemna, ale ta zapowiadała się nieciekawie. Obłoki na niebie pędziły jak nigdy, więc już za chwilę będziemy mieli lodowaty deszcz. Mała mżawka byłaby nawet miła, ale wadera podświadomie czuła, że nadciąga nocna ulewa. Zaczęło pokrapywać mroźną wodą. Jedna taka kropelka spadła na wilgotny nos Irey. To było co najmniej nie przyjemne. Wadera kręcąc głową, truchtem podbiegła do reszty stada. Jednak gdy zaczęło jeszcze bardziej padać, postanowiła, że troszkę oddali się od pozostałych i będzie maszerować przez pobliski, iglasty las. Tam było stosunkowo sucho, ale małe igiełki i tak przepuszczały trochę wody. Plus był taki, że pod łapami nie było mokrych, gnijących liści, na których łatwo byłoby się poślizgnąć. Jednak wedle wilków minusem mogła być piaskowa breja, zmieszana z błotem. Ale to tylko "wedle wilków", i choć Zirey niewątpliwie jest wilkiem, to jej jednak podobała się ta delikatna maź pod opuszkami łap. Można było się po niej bezszelestnie poruszać, lecz w taką ulewę i tak nikt raczej nie słyszał nic, oprócz lejącego deszczu. Deszczu, który w zasadzie zaczął przeszkadzać waderze, a gdy coś jej się nie podoba, stara się o tym zapomnieć. Także Irey włożyła wszystkie swoje siły (psychiczne, rzecz jasna), aby tylko myśleć o czymś innym. Także nieustannie idąc, znów głowę miała w obłokach, wyobrażając sobie nadzwyczajne rzeczy. Chyba odleciała, przestała kontaktować ze światem zewnętrznym. Pozwoliła sobie nawet od czasu do czasu przymykać oczy, nucąc jakąś pogodną piosenkę. I tak sobie spokojnie szła w rytmie przyjemnej nuty, aż nagle serce jej stanęło. Nawet nie zdobyła się na wydanie przeraźliwego krzyku. Jej oczy wyraźnie się rozszerzyły. Oto zza jednej iglastej gałązki wyłonił się szary łeb jakiegoś stwora. Jego sierść była mokra i brudna w bagiennym, zielonkawym błocie. Woda kapała z jego futra. Ciężko o spotkanie takiego nie kolorowego stwora. Przez głowę wadery przeszła myśl, że jest to jakiś pies należący do ludzi, którzy lada moment mogą się tu pojawić. Nie wiadomo jednak czemu, wadera po chwili milczenia odrzuciła ten czarny scenariusz, choć nadal troszkę się bała.
- Yyy... Cz-cześć? - wyjąkała niepewnie, patrząc na spokojny wzrok basiora. Był tak spokojny, że aż morderczy.
TC?