Ruszył przed siebie, a wadera, kojarząca już jego zwyczaje, poszła za nim w stronę wraku statku. Weszli razem przez dziurę w burcie i chwilę kręcili się pod pokładem, a następnie wyszli po drewnianych schodach. Hermes oparł się przednimi łapami o dziób statku, wciąż pokryty ciemną farbą. Chwilę patrzył w ciemną toń, po czym odezwał się cicho:
– Zanim tu trafiłem, wiele przeżyłem. Pochodzę z nieprzyjaznych stron, gdzie każdy musiał chronić swe życie przed smokami. Broniłem swojej matki i czwórki rodzeństwa zawsze, gdy mieliśmy z nimi styczność. Smoki nie mogły dać nam rady, ale pewnego dnia im się udało. Tylko ja przeżyłem.
Basior urwał i sprawiał wrażenie kamiennego posągu. Jego klatka piersiowa prawie się nie poruszała, a mglisty wzrok patrzył na coś w oddali. Ponownie zagłębił się w swój świat rozmyślań. Postanowił przemilczeć parę faktów i to, w jaki sposób gadom udało się osiągnąć swój cel. Wspomnienia na zawsze wryły mu się w pamięć i teraz krążył po ich ścieżkach, na nowo je przeżywając.
– To bardzo smutne. – powiedziała cicho wadera.
Hermes nawet nie drgnął, wciąż pozostając w świecie własnych myśli. Wyciągnął papierosa i zapalił, wcześniej patrząc pytającym wzrokiem na Harytię. Wilczyca spojrzał na niego z tym, czego się obawiał – ze współczuciem. Widział jednak jej konsternację i to, jak analizowała całą historię. Nie zaprotestowała, gdy dym zaczął krążyć wokół nich i wdzierać się złośliwie do ich płuc wraz z każdym oddechem.
Nagle basior poczuł dziwną woń. Podniósł głowę, wąchając, gdyż oprócz morskiej wody i wiatru czuł coś innego. Odwrócił się wraz z Harytią i podeszli razem do kajuty pod sterem, skąd wydobywał się owy dziwny zapach. Powoli otworzyli drzwi, a ich oczom ukazały się gnijące szczątki wilka. Miał czarne futro i błękitne oczy zastygłe w wyrazie przerażenia. Hermes stłumił przekleństwo, a Harytia zszokowana patrzyła na zwłoki przed nimi.
Harytio? Było smutno, teraz jest strasznie. Co teraz nas spotka? :D