– Do szczęścia nie potrzebuję twojego imienia. – Wywróciła oczami, sklejając usta w cienką linię. – Poza tym, nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. – Puściła mu oczko i odwróciła się do niego tyłem, wzdychając z irytacją.
– Ale ja lubię wtykać nosa w nieswoje sprawy! – Uśmiechnąwszy się, zrównał z nią krok i włożył do ust lekko zgniecioną babeczkę.
– To wtykaj nos w sprawy kogoś innego... – Przyspieszyła, starając się pozbyć natarczywego osobnika.
– Ale ja wtykam nos w twoje sprawy – uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie dając Toxikicie spokoju. Akurat trafił na nieciekawy moment, gdyż wadera wstała lewą nogą i nie miała na nic ochoty. Pobyt przy rzece miał ją uspokoić, a nie zsyłać na nią wścibskiego wilka.
– A co, jeśli się na to nie zgodzę? – Gwałtownie stanęła, odwracając pysk w stronę basiora, patrząc w oczy niewiele wyższego od niej wilka. Wpatrywała się w jego szare tęczówki, niemal zlewającymi się z równie szarymi białkami, wyczekując odpowiedzi.
– To... Masz... Problem... – Zbliżył swój pysk do niej, marszcząc brwi, jednocześnie się uśmiechając. W tym momencie Amaimon zaczął porządnie działać waderze na nerwy.
Toxikita wyprostowała się i zaczęła iść przed siebie, dumnie spoglądając w krajobraz przed nią. Postanowiła ignorować ów wilka, a przynajmniej się starała. Ten jednak nie wyglądał na takiego, który chciałby odpuścić, i to wprawiało waderę w jeszcze większe wątpliwości. Przeklęta wojna, gdyby miała swoje moce, z pewnością dawno by się go już pozbyła.
– To... Może mi się przedstawisz? – Zerknął na nią, lecz z jej strony odezwała się cisza. Wadera nie miała zamiaru rozmawiać z wścibskimi wilkami, których bardzo nie lubiła. – Halo, halo, jest tam kto?
Wciągnęła powietrze nosem, po czym wypuściła je ustami. Starała się uspokoić, choć wiadome było, że nie ma dnia, w którym Toxikita nie jest zła; zdenerwowana; wściekła; wkurzona; wzburzona; zirytowana; zażalona zaistniałą sytuacją. Cóż zrobić? Taka była i nic tego nie mogło zmienić.
– Rozumiem, że moja zajebistość cię zatkała, ale bez przesady! – wyszczerzył ząbki, spoglądając na pazury, którymi potarł futro na piersi. – Ale ze mnie fame...
– O bogowie, litości, bo zaraz nie wytrzymam...
– To powiedz w końcu, jak masz na imię!
– TOX. Wystarczy ci?! – warknęła groźnie na basiora, który zamiast przejąć się jej złością, był w coraz to lepszym humorze.
– Uuuuuu, kotek pokazuje pazurki – zarechotał, po czym został nieszczęśliwie przygwożdżony do ziemi.
Tak, jak się domyślasz, Toxikita rzuciła się na Amaimona, przygwożdżając go do ziemi. Mimo, iż była waderą, a on basiorem — w zupełności nic nie stało Tox na przeszkodzie w powaleniu go, gdyż mimo braku mocy, eksperymenty, jakie na niej dokonywano same w sobie dodawały jej dużo siły; pomimo tego, iż na silną nie wygląda.
Ku jej zdziwieniu, Amaimon w dalszym ciągu był cały rozchichotany, co jej się strasznie nie podobało.
– Ostrzegam, że jeśli nie przestaniesz za mną łazić, to się pogniewam – wysyczała, mrużąc oczy, ale czy Amaimon się tym przejął? Nie, ani drgnął, lecz to, co basior chciał jej powiedzieć, tego miała się dowiedzieć niebawem.
Amaimon? cx