- Wiem.
Po pysku Harbingera przeszedł cień uśmiechu, a mnie już któryś raz ogarnęło dziwne uczucie, że ani trochę go nie znam. Nigdy nie był czarno-biały, wciąż zmieniał swoje barwy i poprawne odgadnięcie jego intencji zwykle graniczyło z cudem.
Wpatrywałam się w matowe kości, które upstrzone grudkami ziemi wiły się w dole niczym węże. Tak przynajmniej mi się wydawało.
- Jestem ciekaw co to było, skoro zostały z niego same kości - mruknął ojciec, obchodząc naokoło ciało mojego starszego brata. Przez chwilę przyglądałam się pochylonemu basiorowi i starałam sobie przypomnieć wszystkie szczegóły gęstawej cieczy. Bursztynowy kolor i słodki zapach. Kto by pomyślał, że w tak krótkim czasie dosłownie go rozpuści?
Druga ofiara leżała dalej, w krzakach. Wilk o jasnym futrze, Rache Feuer, znieruchomiał wśród wysokich traw, pyskiem brodząc w błocie i krwi. Mętne oczy zastygły w wyrazie przerażenia wymieszanego z wyrafinowanym zadowoleniem. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy owad z bliżej nieokreślonego gatunku wspiął się po jego szyi i uparcie pełzł naprzód.
- Zamierzasz powiedzieć cioci? - zapytałam, lecz zaraz poprawiłam się, czując w ustach dziwny posmak wypowiedzianych słów. - Znaczy, ekhem, Kesame.
Harbinger najpierw uniósł ucho, słysząc pierwszy tytuł. Potem przekręcił w moją stronę pysk i odszukał wzrokiem moje spojrzenie. Nie był zmieszany, ale lekko niepewny. Choć nie byłam szczeniakiem, jako jedyna wiedziałam teraz o wszystkim, nawet, jeśli on nie zdawał sobie z tego sprawy. Mogłam być niebezpieczna.
Tak, Kesame nie jest już tylko ciocią. Ani alfą. W jego życiu stała się czymś więcej już dawno, ale teraz widać to wyraźniej.
Krzywy uśmiech przyozdabia mój pysk.
- Powiedzieć - zaczyna, trochę się waha, co niezmiernie mnie cieszy. Postawny basior zaplątany w sieć własnych koszmarów i nadziei. - Powiedzieć o czym?
Znów uśmiech. Nić porozumienia pomiędzy ojcem i córką.
- Kompletnie mnie nie znasz - oznajmiam lekko, jakbym mówiła o pogodzie. Nie jest to jednak oskarżenie; w moim głosie nie pobrzmiewa obrażony ton naburmuszonej nastolatki. - Ja ciebie także.
W milczeniu przytakuje, zgadza się stuprocentowo, ale nie jest zły czy urażony. To fakt, pomimo którego i tak czuję silną więź z tym wilkiem o zranionej duszy.
- W takim razie może się poznamy? - proponuje, a w jego oku na ułamek sekundy pojawia się iskierka podekscytowania, zmieniająca go w szczeniaka. Potem wszystko wraca do normy i zastanawiam się, czy to nie była jedynie moja chora wyobraźnia.
- Z chęcią, tatusiu - kłapię językiem i odwracam się, aby dokończyć zbieranie kości. Kiedy napotykam czaszkę, czuję w żołądku znajome ukłucie. Większość wilków odwróciłaby wzrok od jeszcze ciepłej kości, lecz ja uparcie wbijam w nią spojrzenie. Świat nagle nabiera barw, kiedy kładę na niej łapę.
Spojrzenie basiora przeszywa mój bok. Choć zdaje się, że nie zwracam na niego uwagi, tak naprawdę moje myśli krążą pomiędzy całą naszą rodzinką.
- Pochowamy go obok Ingreed? - pytam, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Ingreed. Matka, mama. Mamusia.
Ojczulku?
Trochę bawię się formą i dlatego wtryniłam tam czas teraźniejszy, ale tym się nie przejmuj c':