Posłałem krzywy uśmiech waderze, która stała przede mną.
- Dusza i ciało razem wzięte, ale dzięki, że pytasz — odpowiedziałem. Wydaje mi się, że te słowa zabrzmiały, jak żart, a wcale nim nie były. Przed dołączeniem do watahy kolejny raz nie mogłem opanować potwora, który chowa się głęboko w moim sercu. Demon uciekł i rozpętał piekło. Determinacja rośnie, jeśli czegoś bardzo chcesz, a ktoś z całych sił próbuje ci to zabrać. Tak samo było ze mną. Dusza, która jest dobra, walczyła z ciałem, które pragnie coraz więcej i więcej. Ogień trawił wszystko, co stanęło na mojej drodze, aż nagle pojawiła się bariera. Płomienie wraz z całą mocą zniknęły, pozostawiając po sobie tylko nieprzyjemny zapach palonego ciała. Wzdrygnąłem się i kolejny raz niecierpliwie machnąłem ogonem. Poparzenia nadal bolały, ale nie tak, jak wcześniej. Wszystko było inne. Kolejka bardzo powoli przesuwała się do przodu. W powietrzu unosił się ostry zapach cynamonu, okropieństwo.
- Ej! Zadałam ci pytanie.
Spojrzałem na swoją kolejkową towarzyszkę. Była niska, ale nie przesadnie. W jej oczkach tańczyły ogniki, które zwiastowały, że wadera jest prawdziwą chmurą burzową. Przypominała szczenię, ale nim nie była. Jednym słowem ciekawe stworzenie.
- Przestań się w końcu na mnie gapić — mruknęła.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem i w końcu się odezwałem.
- Jestem C (K). Przepraszam za moje maniery, ale dziś nie jestem w nastroju. Możesz powtórzyć swoje pytanie?
- Wpadłeś do wulkanu, czy po prostu jesteś na coś chory? - W jej głosie byłem w stanie usłyszeć nutę drwiny, ale była ona mocno przytłumiona prawdziwą ciekawością.
- Jestem uczulony na ogień, a tak się składa, że jest to moja jedyna moc — odpowiedziałem spokojnie, chociaż w środku gotowałem się na samo wspomnienie.
- To nieciekawie. Jestem Lukka — samica podała mi łapę, którą niezgrabnie uścisnąłem. Poczułem przyjemny chłód.
~~~
Mimo braku mocy, schronienia oraz przyjaciół czułem się bezpiecznie. Myśl o tym, że Tangens Caelum nie uwolni Demona była na tyle pocieszająca, że postanowiłem wybrać się na krótkie polowanie. Już wcześniej przebywałem na tych terenach, więc bez problemu znalazłem stado saren. Zaczaiłem się w wysokich szuwarach i czekałem, aż całkowicie stracą czujność. Szmery liści, melodia padającego deszczu. Wszystko było wyjątkowo rozpraszające. Zamknąłem oczy na chwilę, a kiedy je otworzyłem, moje stado zostało rozgonione przez tę samą waderę, którą spotkałem kilka godzin wcześniej u zielarki. Co to za sprawiedliwość? Wyskoczyłem z krzaków, ale po zwierzynie ani śladu. Na środku polany stała tylko mała wilczyca z ogromnym mieczem w pysku.
Lukka? Pisałam wszystko, co przyszło mi do głowy, z góry przepraszam za niespójności, liczę, że coś z tego będzie.