7 lipca 2018

Od Harbingera cd. Kesame

Przepuściłem ją przed siebie i ostatni raz posłałem nikły uśmiech gwiazdom. W środku jaskini panował mrok, jedna z niewielu rzeczy, których się ostatnio zacząłem bać. Momentalnie poczułem, jak zmęczenie przejmuje władzę nad moim ciałem. Powoli podszedłem do posłania i czekałem, aż Kesame zajmie swoje miejsce. Wadera ułożyła się wygodnie, a ja kolejny raz niezgrabnie padłem obok niej.
– Powinnaś poprosić o większe łóżko – mruknąłem do jej ucha.
– Do tej pory spałam sama.
– Od dziś, chyba będzie inaczej.
– Jutro prawdopodobnie robimy wymarsz, więc już nie narzekaj, tylko śpij Harbi.


Za każdym razem, kiedy zostawałem u niej na noc, starałem się wstać, jak najwcześniej, aby nie narobić nam dodatkowych problemów. Tego dnia mój zegar biologiczny przestał działać albo byłem tak samolubny i leniwy, że po prostu nie chciałem od niej odchodzić. Trwaliśmy w zgodzie przez okrągłe dwanaście godzin i za nic w świecie nie miałem zamiaru tego przerywać. Wsłuchiwałem się w rytm jej serca. Wiedziałem, kiedy się obudziła. Od razu chciała uwolnić się z moich objęć.
– Zabierz głowę Har... Nie mogę oddychać.
Powoli uniosłem łeb i obróciłem się tak, że leżałem na plecach. Kesame koślawo zsunęła się na ziemię i założyła swój wspomagacz do chodzenia. Okropne ustrojstwo.
– Chcesz leżeć cały dzień? – zapytała radośnie, trochę melodyjnie?
– Marzę o tym, ale wiem, że nie mogę – westchnąłem. - Muszę coś zrobić, a skoro dziś jest wymarsz, nie wiem, czy zdążę na zbiórkę.
– Nie będę się mieszać w twoje sprawy, ale uważaj. Już nie jesteśmy u siebie.
– Tak wiem, ty też uważaj.
Skoczyłem na równe nogi i wyminąłem ją w wejściu bez słowa. Atmosfera między nami luźna, więc nie wysilałem się i po prostu byłem sobą.
– Do zobaczenia – rzuciłem na odchodne. Kesame lekko mi pomachała na pożegnanie i zniknęła w głębi jaskini.


Pierwszymi oznakami starzenia u wilka jest siwiejąca sierść, nikt nigdy nie wspominał o ciągłych zawrotach oraz bólach głowy. Czarni Magowie podobnie, jak wilki opętane zostawały trawione przez zło. Kolejną godzinę leżałem bez ruchu na skale i patrzyłem, jak z mojej łapy wydobywa się czarna, lepka ciecz. Każdego dnia w organizmie zbierało się jej coraz więcej i codziennie przez kilka godzin czekałem, aż całkowicie zniknie. Nie była to krew. Substancja miała gorzki smak i dziwnie barwiła jesienne liście. Czułem na sobie czyjeś spojrzenie. Powoli obróciłem głowę i wtedy zobaczyłem Grrog'a. Kruk siedział na suchej, dębowej gałęzi. Miał pustkę w oczach, był zwykłą kukłą, której istnienie nie miało sensu bez Seele. Ingreed już dawno powinna go stąd zabrać. Zwierzę straciło instynkt, duszę i prawdopodobnie zmysły. Cierpiało uwięzione w swoim ciele. Jeden zwinny skok i ptak spadł na ziemię. Był drętwy, jego skrzydła sztywno zwisały po bokach, gdy go uniosłem. Ostatnia szansa na ucieczkę nie została wykorzystana. Jego mięso było sine, a kości zbyt kruche. Otoczony przez małych mięsożerców znów poczułem się jak w domu. Nagle wszystkie stworzenia zerwały się do lotu, przerywając tym samym zbyt głośną ciszę. Coś je spłoszyło albo zainteresowało. Chwilę później do mojego nosa dotarł zapach krwi.

Kesame? Dopiero po ostatniej części opowiadania dotarł do mnie fakt, że to jest, to co trzyma mnie przy HG. Tajemnica, której sama nie znam.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template