- Po coś mnie tu przywlókł, kmiocie? - wykrzyknęłam z wyższością.
- Żeby się trochę tobą pobawić, nędzny pomiocie - zaśmiał się kpiąco, po czym chwycił pumę, odgryzł jej głowę, a następnie ogołocił ją do kości czaszki, które rzucił w moją stronę. - Dla ciebie, żebyś mi nie zdechła z głodu, pomiocie.
Kiedy drugi raz zwrócił się do mnie w ten - bądź, co bądź poniżający - sposób, myślałam, że roztrzaskam mu łeb, zawalając strop, jednak wszystkie moje zaklęcia rzucane w skały tłumiła niewidzialna bariera. On, widząc to, śmiał się piekielnie. Widać było, że bawi się świetnie, patrząc na uwiązaną bestię w cyrku.
- Wypuść mnie, cymbale! Nie wiesz kim jestem?
- Jakbyś czytała mi w myślach - zaśmiał się szyderczo tak, jakby miał zaraz pęknąć.
- Liria, królowa Helipiry. Jeśli zechcę, zniszczę cię.
Blefowałam, odkąd stałam się tym, czym jestem, nie mam władzy, wciąż dzierży ją moja matka i nie wiem, czy kiedykolwiek znów będę ją miała.
- Bardzo zachęcające - mówił nadal z głupkowatym uśmieszkiem na pysku. - Ty też nie wiesz, z kim masz do czynienia. Arioch, samo zło we własnej osobie.
- Skoroś takie zło, to sam go teraz doświadczysz.
Krew wzburzyła się se mnie i całą sobą uderzyłam w pole siłowe, które natychmiast zostało przerwane. Po potężnym skoku wylądowałam, przewracając Ariocha na grzbiet, po czym przycisnęłam jego szyję łapami do ziemi.
- Jak myślisz, co teraz zrobię?
Arioch?