- Airov? - spojrzał na mnie jednym okiem, nie przestając iść na przód - Czuję wilki.
Po tych słowach jego łapy zatrzymały się. Poruszył śmiesznie nosem, wąchając uważnie powietrze.
- To wataha. - rozpromienił się.
- A co, jeśli nas zjedzą? Albo złożą w ofierze bogom?
- Wtedy... uciekniemy. - i zaczął zmierzać za zapachem.
Postanowiłam przemilczeć fakt, iż nie umiałam biegać. Robiłam to bardzo wolno i zawsze kończyło się potknięciem o korzeń lub inne przeszkadzające rzeczy, które las rzucał mi pod nogi.
Zatrzymaliśmy się przy krzakach, uważnie obserwując zza nich watahę. Jej członkowie wydawali się mili.
- To chyba wędrowna wataha. - mruknął cicho basior.
- Po czym to wnioskujesz? - wlepiłam w niego złoto lawendowe oczka.
- Większość z nich ma ze sobą jakieś rzeczy. - wskazał na podręczne, skórzane torby - Trzymają się w zwartej grupie, starają się nie rozdzielać.
Przytaknęłam lekko głową.
- Rozdzielmy się. - zaproponował - Ja pójdę w prawo, ty w lewo. Zobaczymy, jak dużo ich jest.
Niechętnie przystałam na tą propozycję. Nie chciałam się rozdzielać, jednak Airov'a nie łatwo było przekonać. Ruszyłam więc w lewo, cały czas patrząc za siebie, na oddalającą się sylwetkę mojego towarzysza.
- Jak myślisz Gerald... - zwróciłam się do kamienia - te wilki są miłe?
- Jeśli do nich nie podejdziesz, nigdy się nie dowiesz.
Popatrzyłam na różne postacie. Niektóre miały ciemne futra i grymas na twarzy. Inne, śmiały się wesoło, podczas rozmowy z innymi. Mój wzrok przykuła wadera, o beżowej barwie sierści. Zdawała się przyjazna. Mówiła coś do roślinek, które ze sobą niosła. Usiadła w słońcu, by się ogrzać. Powoli do niej podeszłam. Ostrożnie, z lekko podkulonym ogonem, zmierzałam w jej stronę. Zielone oczy wadery spojrzały na mnie.
- Nie bój się. - uśmiechnęła się miło - Nie zrobię ci krzywdy. Jak się nazywasz?
- Roki.
Dopiero teraz, gdy byłam bliżej niej, dostrzegłam kameleona. Był w odcieniu jej sierści, idealnie się w nią wtapiając.
- Ja jestem Lumen. A to jest Riku. - wskazała na zwierzaka, siedzącego na jej grzbiecie - Choć tu mały.
Skierowała w jego kierunku łapę. Wszedł na nią i zmienił kolor. Teraz, lśnił bielą, miejscami zakłóconą przez fioletowe i niebieskie wzory.
- Piękny. - pogładziłam delikatnie jego ogon. Był bardzo długi, chyba nawet dłuższy od mojego.
Jakaś zimna, biała kuleczka wylądowała na mojej łapie. Spojrzałam w niebo. Zimowy puch opadał powoli na ziemię, tańcząc wesoło w powietrzu.
- Pierwszy śnieg. - rozpromieniłam się, na myśl o turlaniu się w nim i lepieniu śmiesznych stworków.
- Jest już późno. Rodzice pewnie się o ciebie martwią.
- Nie mam rodziców. - mruknęłam, chowając nos w łapki.
Lumen zbliżyła się do mnie i objęła łapą. Zrobiło mi się cieplej.
- Co się z nimi stało? Może ich znajdziemy? - pogładziła czule moje futro.
- Nie pamiętam, jak wyglądają. Od zawsze ich nie było.
Airov?
Przepraszam, jeśli pojawiły się tu jakieś błędy,
ale w czasie pisania tego, mój mózg był w Shire na śniadaniu z Frodem.