- Takie są moje obawy... - odparła Zirey w zamyśleniu spoglądając przed siebie. Czarne wizje przyszłości wybudziły ją z transu.
- Tu jest zimno. - stęknęła granatowa wadera.
- Masz rację. Zimno...
- Może dobrze, że ci ludzie chcą nas stąd zabrać? Treser wygląda groźniej. - stwierdziła Zirey opierając się o metalowe kraty.
- Może i dobrze, ale ja nie wiem czy wytrzymam towarzystwo bachorów... -mruknęła Eilis wpatrując się w puste niebo. Słońce zaszło za horyzont. Zirey ciężko wzdychnęła i położyła się w wygodnej pozycji, by móc zasnąć. Waderę obudził tukot metalowych kółek o nierówną ziemię. Jakiś facet znów pchał pamiętny wózek, tym razem z dziwną breją. O dziwo najpierw kierował się w stronę odosobnionych kojców wilczyc. Eilis już nie spała, wyglądała jedynie na znudzoną. Mężczyzna wsadził do klatek miski z dziwną papką i pojechał dalej. Codziennie to samo parszywe jedzenie. Świetnie. Zirey niepewnie wpatrywała się w swój posiłek. Była już trochę głodna, ale ostatecznie stwierdziła, że nie zniży się do takiego poziomu.
Mijały nudne godziny, bezczynnie przesiedziane w klatkach. Nikt nie przyszedł, nie można było pobiegać. Czasem tylko zawitał zimny, jesienny wiatr. Nie było nawet ogrzewającego słońca, jedynie ciemne chmury, z których cudem nie padał deszcz. Kolejny dzień się kończył, choć trwał krótko, jak w jesień. Waderom kompletnie nie chciało się spać, lecz cóż w tym dziwnego? Cały dzień przeleżały na zimnym podłożu. Zirey była znudzona i zrozpaczona.
- Przyjadą? - zapytała, choć w jej głosie nie było żadnych uczuć.
- Kto?
- Ci, którzy nas kupili.
- Nie mam pojęcia.
I tu konwersacja się skończyła. Czego wymagać? Obydwie wadery głowy zajęte miały własnymi myślami. Irey po kilku długich chwilach udało się zasnąć.
Następnego dnia wstała dość wcześnie. Mgła jeszcze nie opadła. Jej towarzyszka - jeszcze, a może i już - spała. Zaczął kropić zimny i nieprzyjemny descz. Nagle z warsztatu wyparował zdenerwowany treser, kurczowo dopinając guziki swojej kamizelki.
- Wstawać! - krzyknął ostro. Eilis gwałtownie się zerwała.
- Co się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Ni..Nie wiem. - Zirey opanował niepokój. Treser gwałtownie zbliżał się do wader. Uzbrojony był w gumowy kij i dwie smycze. Najpierw wszedł do klatki skulonej Zirey. Wadera bała się go zaatakować, więc pokornie czekała na jego poczynania. Zapiął jej smycz i przywiązał do klatki, po czym nie zamykając za sobą drzwi, wyszedł. Wziął drugą smycz i wszedł do Eilis. Wadera również nie miała zamiaru się sprzeciwiać, choć kilka razy ostrzegawczo warknęła. I wtedy nadjechało auto, to samo co przed wczoraj, tylko tym razem podpiętą miało przyczepkę z kojcem. Wysiadła z niego cała familia. Treser był jeszcze bardziej podirytowany, szybko zapiął Eilis i udał się do zbliżających się ludzi.
- Na co panu ten gumowy kij? - zapytała kobieta.
- C-co? To? Ach, chodzi pani o kij... To... to taki gryzak.
Kobieta chyba tego nie łyknęła i pewnie odpięła Zirey odprowadzając ją do przyczepki. Wadera była na tyle oszołomiona, że nie wiedziała co robić, i po prostu nie robiła nic. Ocknęła się dopiero w zamkniętym kojcu na przyczepce. Ta klatka była chociaż większa, ale tylko jedna. W jej kącie leżały dwa kawałki mięsa... Zirey łapczywie się do nich dorwała. Tymczasem ojciec dzieci odpiął drugą waderę i poprowadził ją do kojca. Samochód odpalił i zaczął jechać, wraz z waderami na przyczepce.
Eilis? Gdzie jedziemy?