15 lipca 2018

Od Chastera cd. Ariene

Zbudziło mnie nagłe - i niezbyt przyjemne - chluśnięcie zimną wodą.
- Wstawaj pan! Teraaz! - coś (albo ktoś) syknęło mi do ucha. Poczułem, że Ten Ktoś potrząsa brutalnie moją ręką? łapą? czymkolwiek kończynopodobnym, co było połączone z tułowiem.
Otrząsnąłem się błyskawicznie z resztek snu i wstałem niemal natychmiast, bez ceregieli zrzucając z siebie Tego Ktosia.
- Ej! Tak się nie robi! - zaprotestował gnom, gramoląc się z ziemi. - Odrobiny kultury! - Przez chwilę miałem zamiar przypomnieć mu, że dosłownie parę sekund temu brutalnie oblał mnie lodowatą wodą, ale dałem za wygraną.
- O co chodzi, Nie-Enrique? - zapytałem cierpliwym tonem mistrza Yody.
- Wreszcie się obudziłeś! - wrzasnął jakże oczywistą oczywistość. Czegoż innego się po nim spodziewać? - Wiesz, co robiłeś we śnie?
- Ja? Co? - przybrałem minę wyjątkowo idiotycznego niewiniątka.
- Nie, święta Kunegunda na latającym krokodylu Wróżki Zębuszki - parsknął. - Miotałeś się cały czas, wrzeszczałeś przez sen coś o jakiejś arenie w niebezpieczeństwie.. Myślałem, że coś cię opętało. Ledwo cię obudziłem. - Ziewnął szeroko, ukazując cały wachlarz krzywych, żółtawych zębów.
- Ee.. Dzięki za to? Naprawdę tak robiłem? - Nie-Enrique spojrzał na mnie wzrokiem „Kpisz czy o drogę pytasz?”.
- Dobra. To w ogóle dziwne, bo nie pamiętam, żeby coś takiego mi się śniło.. - Podrapałem się po głowie. Nagle zastygłem w bezruchu, sparaliżowany pewną myślą. Pewną bardzo niepokojącą myślą.
- Coś ci jest, koleś? - spytał z zaniepokojeniem. Przygryzłem wargę. To niemożliwe. To musi być niemożliwe.
- Co dokładnie mówiłem? - spytałem powoli, cedząc słowa. Nie-Enrique przekrzywił głowę jak zaciekawiony piesek.
- Mruczałeś coś o tym, żeby jakaś arena czy inna aronia uciekała, jakieś nieskładne wrzaski.. No i coś w stylu „Nie! Nie!” - Wrzasnął te słowa do nieba niczym rasowy aktor.
- Było coś jeszcze? - zapytałem z lekkim wahaniem.
- Ee.. Chwila.. - Zamrugał wyłupiastymi oczyma. - Chyba tak. Jeśli dobrze mi się wydaje, było też coś o ogniu.
Ogień. Ariene. Niebezpieczeństwo. Kawałki układanki powoli zaczęły się dopasowywać.
To niemożliwe, stwierdziłem w duchu. Zawsze byłem na niego odporny. To nie mogło się ot tak zmienić.
A może mogło? - wyszeptał cichy głosik w mojej głowie.
Zamknij się. - odpowiedziałem.

*~*~*

Jestem teraz wam winny chwilę wyjaśnienia. Nie-Enrique poznałem jakiś czas temu w wyjątkowo nieklasycznych okolicznościach. Jakich? Cóż, zaraz wam pokażę.
Przekręciłem się i ziewnąłem. Po całej nocy spędzonej na trawie bolało mnie chyba wszystko. Do moich nozdrzy dobiegł smakowity zapach smażonego mięsa. Leniwie otworzyłem ślepia, po czym zamrugałem.
Zapach pochodził z niewielkiego ogniska nieopodal, na którym wesoło buzował ogień. Jakieś myszy czy inne gryzonie obracały się na patyku. Jeszcze nie ogarniając, gdzie jestem, co się dzieje i jak się nazywam, skierowałem wzrok na pobliże ogniska. Jakiś gnomopodobny zielony koleś wielkości niemowlaka siedział na zaimprowizowanym siedzisku złożonym z kamienia i dokładnie ogryzał mysi szaszłyk.. Chwila. Zielony gnomopodobny koleś?
W ułamku sekundy otrzeźwiałem. Wydałem z siebie przerażony krzykopisk i odczołgalem się błyskawicznie kilka metrów dalej. Zielony Gnomopodobny Koleś niewzruszony żarł dalej szaszłyk. Wypluł mysią kostkę.
- No, wreszcie się obudziłeś. Mięso prawie zaczynało się przypalać - stwierdził z stoickim spokojem, jakby zakradanie się do czyjegoś obozowiska i robienia sobie na nim grilla było czymś normalnym. No, według mnie raczej nie.
- Kim jesteś? - spytałem, chcąc brzmieć groźnie. Z mego gardła wydobył się jednak tylko cienki pisk. Wspaniale.
- Przysłała mnie Zaria - stwierdził, jakby to wszystko wyjaśniało. I rzeczywiście wyjaśniało.
- Zaria? Jaka Zaria?
- Zaria Sanyo. Wiesz, twoja siostra. Błękitna wadera, piórka, długie, gęste fu-
- Zaria? Co z nią?! - wstałem błyskawicznie, przy okazji waląc głową w pobliski konar drzewa. Au. Zabolało. Gnom spojrzał cynicznie.
- Wszystko z nią dobrze. Kazała ci przekazać wiadomość. Ale najpierw zjedz ten szaszłyk.
- Dobra.
Zjadłem. Szaszłyk naprawdę był wyśmienity, ale stanowczo za mały.
- Masz więcej? - spytałem, oblizując się.
- Nie dla psa kiełbasa. - stwierdził brutalnie. Spojrzałem na niego urażonym wzrokiem.
- Koleś, ranisz moje marzenia.
- I dobrze. Zapomniałeś już o tej wiadomości?
- Ee.. Nie? - powiedziałem, licząc na to, że.. Właściwie to na co nie liczyłem?
- Nom. Idealnie. Jak już mówiłem, Zaria kazała ci przekazać, że nie może spotkać się osobiście w umówionym miejscu i przeprasza. Kazała także dać ci list. - Wyszczerzył żółtawe zęby i wyciągnął łapę z listem. Zawahałem się chwilę.
- A właściwie to jak masz na imię?
- Możesz mnie nazywać Nie-Enrique. - Oryginalnie, ale jak chce. - Nie musisz się przedstawiać, znam twoje imię.
- Aha.
Wyjąłem list z łapy Nie-Enrique i rozwinąłem ostrożnie, jakby w każdej chwili mógł wypaść z niego jakiś jadowity wąż czy inny gad. Nie wypadł. Za to miałem pilną wiadomość.

Alistairze. Wybacz, że nie przekażę tego listu osobiście, ale czas nagli. Nie mogę się spotkać. Nie teraz. Podążaj do Krypty Dusz i znajdź Zwój Cieni. Powinno tam być wszystko na temat Rubinu, w tym miejsce jego ukrycia. Tę wiadomość dostarczy ci pewien gnom imieniem Nie-Enrique. Możesz mu zaufać. Jest moim wysłannikiem i będzie cię eskortował. Żegnaj. Atra esterní ono thelduin.
Zaria


Starannie złożyłem list i odłożyłem go obok. Gnom spojrzał zaciekawiony.
- I co? - W odpowiedzi posłałem mu posępną minę.
- Jesteśmy na siebie skazani. Eskortujesz mnie.
- A-ale.. - zaprotestował. - Tego nie było w umowie!
- Ale w tym liście jest. Wybacz. Też mnie to nie cieszy.
- Bardzo pocieszające - parsknął ponuro.

*teraz*

- Ah, i jeszcze jedno. Masz list - stwierdził Nie-Enrique beztrosko.
- List? Jaki list?
- Sam nie wiem. Nie umiem go odczytać. Zresztą.. Sam zobacz.
- Zaglądaleś do niego?! - kaszlnąłem niezbyt dyskretnie. Gnom odchrząknął.
- Po co od razu z takimi tekstami? - stwierdził z oburzeniem. - Ja tylko.. yy.. kontrolowałem stan tekstu!
- Tak, jasne - mruknąłem cynicznie, sięgając po list. Potem znieruchomiałem.
- Czy to nie jest przypadkiem elficki?
- Ja tam nic nie wiem. Nie czytam po ichniemu - mruknął Nie-Enrique, nadal oburzony. - A co?
Mruknąłem cicho, przeciągając delikatnie pazurem po tekście. Dawno nie uczyłem się tej mowy. Niektórych słów po prostu nie rozumiałem, jednak reszta układała się w zgrabną całość. Niesamowite.
- I co? Jakieś nowe wieści? - zapytał gnom, gdy skończyłem lekturę.
- Nawet lepsze. - Zwinąłem list w rulon. - To Ariene. W wielkim skrócie - znalazła mnie, nie wiem, jakim cudem, i proponuje spotkanie.
- Ariene? - ożywił się gnom. - Ariene? Ta Ariene?
- Ta Ariene. - Na to potwierdzenie wyszczerzył zęby.
- To na co czekasz? Leć do niej! Na kiedy masz to spotkanie?
- Na.. - Zawahałem się. - W południe tego dnia. To miejsce jest jakąś godzinę stąd. - Zlustrowałem niebo uważnym spojrzeniem. - To oznacza, że muszę wyjść już teraz.
- I dobrze. - Obdarzył mnie uśmiechem bliżej nieokreślonego psychopaty. - Możesz iść, ja popilnuję obozu. No, śmiało!
- Ale nie zniszczysz wszystkiego, prawda?
- Może odrobinę.
- Zgadzam się.
Było prawie południe, kiedy w końcu dotarłem na miejsce. Zamrugałem oczami. Czarnobiałe futro.. To ona. Tak, na pewno ona. Rozpoznała mnie. Przyspieszyłem kroku, chcąc znaleźć się jak najbliżej.
I wtedy rozpętało się piekło.
Przed oczami błysnęły mi czerwone łuski. Smok Ognia. Gorzej. Dwa Smoki Ognia. Dwa niesamowicie wściekłe Smoki Ognia. I my w środku.
Pierwszy smok odwrócił się do mnie. Spojrzałem w jego wściekle czerwone oczy i zrozumiałem jedno. On się nie podda. Jest ogarnięty żądzą zabijania, która zaślepiła wszystkie jego instynkty. Chce nas tylko rozszarpać na strzępy.
Nie pamiętałem reszty. Pamiętałem tylko płomienie. Ogień. Trawił mnie żywcem, pożerał od środka. Chciałem krzyczeć, wrzasnąć coś, uciekać, ale nie mogłem. Byłem uwięziony w własnym ciele, nie mogąc się ruszyć.
Chłód wody stał się przy tym niezwykle kojącym zjawiskiem.
Wstałem błyskawicznie, otwierając oczy. Przez chwilę mocno dyszałem, nie wierząc własnemu ciału. Płonąłem. To nie był sen. To było wspomnienie, wizja, uświadomiłem sobie. Nie-Enrique stał przy mnie, patrząc niepokojąco.
- Chaster? Co się dzieje? - Zwróciłem na niego przerażone oczy.
- Nie jest dobrze.
- Co się stało? MÓW! - wrzasnął. Zbyt dobrze znał mnie, by myśleć, że jestem taki przerażony z powodu zwykłego koszmaru.
- Miałem.. wizję, chyba tak można to określić. Wizję tego dnia.
- I jak się to skończyło?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Chcę.
- Spłonąłem żywcem.

*~*~*

- Jestem gotowy! - wrzasnął z dała Nie-Enrique. - Daj mi ten list!
Ścisnąlem mocno niewielki kawałek papieru. Niesamowite, jak pewne rzeczy mogą być ważne dla kogoś.
- Obiecaj mi, że doniesiesz go Ariene.
- Nie ma sprawy. - Wyczuł moje wahanie i umilkł na chwilę. - Boisz się? - zapytał nieufnie.
Zaśmiałem się histerycznie.
- Nie boję się. Jestem po prostu przerażony.
- Będzie dobrze. - Poklepał mnie po plecach.
- Dzięki.

Droga Ariene.
Możesz mieć mieszane uczucia z powodu tego listu, ale prawda jest taka, że musisz postąpić zgodnie z nim. Obaj widzieliśmy to samo. Jestem tego pewny. Myślę, że wiem, jak tego uniknąć. Spotkajmy się w moim.. obozie? Tak, chyba tak można to nazwać. Ten list dostarczy pewien gnomopodobny koleś, znany pod imieniem Nie-Enrique. Możesz mu ufać. Doprowadzi cię prosto do celu. 
Chaster.


<Ariene?>
Dla tych, którzy zrozumieli ten tekst na końcu listu Zarii. Hej, ja też jestem fanką!

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template