Tam bowiem zauważył wilka, dokładnie waderę. Zgarbiona, niepewnie podeszła do brzegu i schyliła się, by się napić. Wyglądała niezwykle smutno i samotnie, jednakże uwadze Hermesa nie umknął i jej przyjemny wygląd. Zmrużył oczy, kiedy oddaliła się w cień i gdy ujrzał wyraźnie, jak wilczyca się oddala, wreszcie się ruszył.
Postanowił bezszelestnie pójść za wilczycą z czystej ciekawości. Szedł skrajem lasu, w pewnej odległości od niej. W pewnym momencie miał wrażenie, że odkryła jego obecność, bo przyspieszyła, przez co basior na chwilę stracił ją z oczu. Podejrzewał, że zaniepokojona ma zamiar dołączyć do reszty watahy, która tłumnie przechodziła w inne miejsce, więc postanowił zaprzestać śledzenia nieznanej wadery. Jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdą, i tak ją znajdzie prędzej czy później. Gwałtownie skręcił, wybierając drogę na skróty i pobiegł na przełaj. Po drodze jednak wpadł do lisiej nory i wylądował głucho na ziemi, z której wzbił się kurz. Podniósł się z boku, na który upadł i wygramolił z dziury, kolejny odcinek pokonując na wszelki wypadek truchtem.
Dołączywszy do innych wilków, szedł zasępiony i zirytowany, gdyż dopiero wtedy odkrył, że wiele z liści tytoniu pogniotło się lub wypadło. Idąc, marszczył brwi i powoli posuwał się naprzód z tyłu całego stada. Wydawał się wyłączony ze świata, błądząc wśród swoich myśli. Mimowolnie wspomniał dawnego przyjaciela, potem i partnera, przez co skrzywił się i przyspieszył. Wyminął kilka wilków, jednak gdy tylko zmienił przedmiot rozterek na neutralny, znów zwolnił.
Nagle wpadł na niego któryś z wilków. Basior zatrzymał się wyrwany z zamyślenia i patrzył, jak owy osobnik powoli odwraca łeb, a następnie odskakuje wystraszony. To wadera, którą wcześniej zauważył przy wodopoju i za którą podążał, dobiła do niego, teraz kuląc się pod wpływem jego spojrzenia. Po krótkiej chwili jednak upadła u łap Hermesa i zamarła, czym bardzo zaskoczyła wilka. Chwilę później odczuł, że wilczyca jest przerażona do granic możliwości. Ze łzami w oczach wyszeptała słowo przeprosin, ledwo słyszalne, jednak słuch basiora był dość wyostrzony i je wyłapał.
Hermes nie zdążył zareagować, bowiem poczuł, jak ktoś wpada na niego od tyłu. Spojrzał na niego surowo, a gdy usłyszał przepraszające słowa, zwrócił uwagę znów na waderę, która wykorzystała chwilę nieuwagi basiora i uciekła. Rozglądnął się w jej poszukiwaniu, jednak nawet jego wzrost nie umożliwił mu dostrzeżenia wilczycy. Wśród kłębowiska różnych kolorów i rodzajów sierści szukał białej z ciemniejszymi końcówkami, kręconej jak jego, lecz inne wilki albo zasłaniały waderę, albo ta uciekła gdzieś daleko. Basior przyspieszył, dorównując grupie, w której znajdowało się najwięcej współtowarzyszy, jednak nie wypatrzył w niej poszukiwanej. Nieco zdezorientowany jeszcze raz się rozejrzał, aż zobaczył wilczycę na szarym końcu grupy. Szła ostatnia ze zwieszonym łbem, znacznie oddalona od innych osobników. Wpatrywała się w ziemię i basior z powodu odległości nie był pewny, czy ta nie płakała. Wysunął się na bok i zaczekał, siadając, nie chciał bowiem znów spłoszyć wilczycy. Gdy wszyscy przeszli, Hermes ujrzał ową waderę. Kiedy zbliżyła się do niego, nadal go nie zauważając, wilk wstał i podszedł do niej, nadal na wszelki wpadek zachowując dystans. Wtedy też wilczyca podniosła wzrok na niego, momentalnie się spinając. W jej oczach znów błyszczały łzy.
– Nie bój się mnie. – powiedział cicho, jednak jego głos brzmiał wyraźnie. – Nic się nie stało, że na mnie wpadłaś.
Wadera najwyraźniej czuła się zasmucona, bo zgarbiła się jeszcze bardziej. Kiedy szła, jej łapy drżały i były stawiane z niepewnością. Mimo to w skupieniu wpatrywała się w basiora, obserwując jego sylwetkę.
– Powiedz mi, jak masz na imię? – zapytał, kiedy zauważył, że sama z siebie się nie odezwie.
– A – szepnęła cicho po chwili, ale mimo to jej głos zadrżał.
– Dlaczego się mnie boisz? – spytał Hermes, podejmując próbę wyciągnięcia czegokolwiek z niej.
Wilczyca spojrzała na niego, a z jej oczu pociekła łza. Hermes westchnął, po czym postanowił się oddalić. Nie chciał wywołać u niej takiej reakcji.
– Mam na imię Hermes. Miło Cię poznać, A – rzucił na odchodnym.
Wilk wciąż szedł z tyłu, jednak dołączył do małej grupki kilku wilków. Kątem oka obserwował nowo poznaną waderę, która nadal szła na końcu i co jakiś czas patrzyła w jego stronę. Emanowała smutkiem i w dalszym ciągu stawiała niepewne kroki, jednak napięcie z niej zniknęło. Czuła się swobodniej, tego Hermes był pewny. Zastanawiało go, skąd wzięło się u niej takie przygnębienie.
Po kilku godzinach marszu wataha osiedliła się i postanowiła zostać na owym terenie parę dni. Wilki rozeszły się, by znaleźć sobie dogodne miejsce przed nadejściem wieczoru. Hermes także podjął poszukiwania. Oddalił się znacznie od stada, aż znalazł się w świerkowym zagajniku. Obok jednego z drzew znalazł dość dużą norę pokrytą srebrzystym igliwiem. Chciał spędzić w niej parę nocy, jednak tuż obok niej ujrzał stojącą tyłem do niego smukłą sylwetkę wadery. To A obwąchiwała kryjówkę, a gdy wraz z wiatrem wyczuła czyjąś obecność, odwróciła się, znów się spinając. Powoli zaczęła się cofać, by ustąpić mi miejsce w dziurze. Zbliżyłem się do wilczycy, obserwując jej reakcję. Nie była aż tak przerażona jak wcześniej, jednak unikała spojrzenia mi w oczy. Kiedy znalazłem się tuż obok jej skulonej sylwetki, postanowiłem trochę ją uspokoić.
– Nie denerwuj się, nie zajmę Ci tej nory. W pobliżu powinna być jakaś jeszcze.
A z zaskoczeniem spojrzała na mnie i bardzo cicho szepnęła:
– Parę drzew dalej jest podobna.
A? Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na odpis, byłam nieobecna. Hermesa zaciekawiła postać A, może nie zejdzie przy nim na zawał.