Po tym, jak basiorek odszedł wzburzony jej postępowaniem, przeszła kawałek dalej i ułożyła się wygodnie na dużym głazie, gdzie jej futerko mogło łapać przyjemnie je grzejące promienie słoneczne. Jej relaksacja nie trwała jednak długo, gdyż po chwili do jej uszu dotarł dźwięk czyichś kroków. Otworzyła jedno oko i spojrzała w stronę tajemniczego jegomościa, aż ujrzała tego samego szczeniaka, co przedtem. Zniechęcona Gia ułożyła się na boku, opierając się na łokciach i patrzyła na podchodzącego do niej wilczka z ku jej zdziwieniu, martwym królikiem w pyszczku. Uniosła jedną brew, nieco zdziwiona nagłą zmianą postawy basiorka.
Kiedy był już obok niej, wypuścił z pyszczka królika, który spadł nieopodal jej głowy. Przyniósł jej podwieczorek? To jej się podobało, nawet bardzo. Czyżby właśnie uzyskała służącego?
– Czemu zabiłeś królika? Przecież żal ci było myszy... – zapytała, z lekka zdziwiona, patrząc na basiorka, który w tym samym momencie obejrzał się za zachodzącym słońcem, aż ułożył się obok niej na skale. Gia już chciała zaprotestować, lecz basiorek zabrał głos.
– Przepraszam za tą mysz... Czasami tak reaguję, bo moi rodzice zginęli w mojej obronie... Zaatakował nas niedźwiedź. Ona miała rodzinę, ja miałem rodzinę. Los tej myszki był podobny do losu moich rodziców... – Pojedyncza łezka spłynęła po jego futrzastym policzku, a Gii nagle zrobiło się głupio.
Sama postawiona była w bardzo podobnej sytuacji, tyle że jej rodzice się jej wyrzekli, aczkolwiek nie przejmowała się tym. Zapewne dlatego, że jej rodzice być może gdzieś tam sobie żyją, a jego... Już nie.
– Wiesz... Przykro mi, nie wiedziałam – powiedziała, nie wierząc w to, co mówi, a mówiła to z grzeczności; nie ze współczucia. Po co ma martwić się o jakiegoś szczeniaka?
No właśnie, po jakie licho?
~*~
Jakiś czas później, po wspólnym przegadaniu paru minut, zrobiło się ciemniej. Gwiazdy na niebie zaczęły do nich mrugać, układając się w ciekawe kształty, które z przejęciem basiorek przedstawiał waderce. Gia czuła się pierwszy raz w watasze rozbawiona, ciekawie się jej z nim rozmawiało, lecz w jej główce kreował się bardzo przykry dla basiorka plan. Miała zamiar nakrzyczeć na niego, oskarżyć o pogryzienie, obrażanie i nakłamać o nim złych rzeczy swojemu o trzy miesiące starszemu bratu, a jak wiadomo; silniejszy, masywniejszy Wilk Skał potrafił sobie „porozmawiać” z takimi zwyrodnialcami, jak wymyślny basiorek.
Jej nikczemne rozmyślenia przerwało czyjeś warczenie — jak się okazało po odwróceniu głowy w stronę właściciela ostrzegawczego warczenia, przed nimi stawił się brązowy, o wiele wyższy od Gii — nie mówiąc o basiorku — wilczek, którym był jej brat, Lunar.
– Och, braciszku, jakie to szczęście! – Zerwała się ze skały i podbiegła do Lunara, ocierając się łebkiem o jego pierś. – Ten tutaj groził mi, że jak się z nim nie pobawię, to mnie pobije! – zaskomlała, a Lunar ukazał ostre ząbki. Jego kryształ na czole zaczął niebezpiecznie świecić, o czym znaczyła jego złość na basiorka.
Ten natomiast, kompletnie zszokowany nagłym obrotem spraw, zaczął się cofać.
– Nie zbliżaj się do mojej siostry... – Lunar zaczął kroczyć ku basiorkowi, który również się cofając, niemal potknął się o wystający kamień. – Zrozumiałeś?! – warknął głośniej, a basiorek pokiwał głową i uciekł w las.
Zadowolona z siebie Gia przytuliła się do boku brata, który również objął ją pyskiem i polizał po policzku. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zraniła swoim zachowaniem nowo poznanego szczeniaka.
Cynamon? Ostrzegałam, że Gia nie jest typem sympatycznej duszyczki.