- Ty jestes wilcek? - wypalił malec krzywo patrząc na pysk Irey, która wydała z siebie dziwny, ale raczej pokojowy pomruk. Po chwili zerwał się ostry wiatr, a malec się skulil. Do małej główki Zirey doszło, że najprawdopodobniej się zgubił. Jego licha kurteczka wyglądała na cienką, a noc zbliżała się dużymi krokami, więc wadera musiała śpieszyć się z odnalezieniem domu człowieka. Ruszyła w kierunku przeciwnym do swojej dziupli, miejąc nadzieję, że młody za nią podąży. Ten jednak dziwnie się na nią popatrzał, ale po pewnym czasie, wciąż jakby skulony potruchtał za wilkiem. Im dalej szła Zirey, tym bardziej czuła, że będą kłopoty, i że już lepiej byłoby zostawić to dziecko same na środku dzikiego lasu. Wadera nieustannie węszyła nosem przy ziemi, co jakiś czas upewniając się, czy malec nie zawieruszył się po drodze. Na szczęście jak na człowieka był mało problemowy. Po chwili Zirey gwałtownie się zatrzymała jeżąc zmierzwioną sierść na karku. Coś poruszało się w pobliskich zaroślach łamiąc suche patyki. Wadera zaczęła groźnie pomrukiwać, delikatnie rozszerzyła łapy i była w pozycji gotowej do ataku. Ujrzała odgarniającą gałęzie krzaków rękę człowieka. Powoli zaczęła się wycofywać, ale dorosły człowiek zdołał ją zobaczyć. Co gorsza nie wyczuł jej dobrych intencji. Zirey porwała się do ucieczki słysząc za sobą tylko urocze "Tataaa!"... Tia, bardzo urocze. Mgnęła przez ten sam las i niestety nie była sama. Goniły ją jakieś jazgotliwe czorty, chłapiąc swoimi zębiskami. Oczywiście nasłał je ten głupi człowiek - i jak tu lubić tą nieznośną rasę? Ratujesz im dziecko, a oni nasyłają na ciebie stado wściekłych psów. Wadera troszkę się bała. Było już ciemno, a sfora nie wyglądała na chętną do odpuszczenia. Ale chyba obydwu stronom brakowało już sił. Mało tego psy chyba ogarnęły, że są daleko od swojego właściciela. Po kolei się zatrzymały. Przez chwile jeszcze złowrogo patrzyły w stronę oddalającej się wadery, ale wkrótce zrezygnowały ze zdobyczy i pędem wróciły do swojego domu. Tymczasem Zirey, która jak zwykle wolała zachować wszelkie środki ostrożności, nadal jeszcze biegła. Dopiero po kilku dobrych minutach tego "maratonu" zwolniła, przedtem raz jeszcze upewniając się, czy psy aby na pewno przestały ją gonić. I rzeczywiście już nie był ich widać. Zmęczona wadera teraz tylko marzyła, by wygodnie położyć się w swojej przytulnej dziupli i zasnąć. Zresztą po kilku krótkich chwilach tak właśnie zrobiła, nie zapominając jednak o przygodzie z obrzydliwymi ludźmi.
9 lipca 2018
Od Zirey - Quest #3 (ogólne)
Deszcz nieprzerwanie padał. Ciężkie krople brzmiennie obijały się o brązowe liście gnijące na poszyciu lasu. Zimny, jesienny wiatr zawiewał do przytulnej dziupli Zirey. Wadera spokojnie leżała, wsłuchując się w dudniącą ulewę. Co jakiś czas wychylała łeb by nabrać ostrego powietrza. Nie wiadomo czemu, była s melancholijnym nastroju. Nieustający deszcz zaczął ją irytować. Nienawistynym spojrzeniem mierzyła złote korony drzew, które co chwilę traciły liście. Wadera nie mogła tak bezczynnie siedzieć. Agresywnie wstała i sprytnie zezskoczyła na miękką od gnijących liści ziemię. Natychmiastowo otrzepała się z pierwszych kropli deszczu, po czym wolnym truchtem oddalała się od domu. Żwawo przemierzała wilgotny las, w którym stopniowo znikały liściaste drzewa. Spacer zawsze działał na waderę rozweselająco i nawet paskudna pogoda nie mogła tego zmienić. Na jej mokrym pysku malował się delikatny uśmiech, a jej żądne piękna oczy ciekawsko badały każdy skrawek lasu. Deszcz powoli ustępował słońcu. Po chwili zapadła błoga cisza. Nie był jej jednak dany długi żywot, ponieważ zaraz zbudziły się ptaki, cieszące się ostatnimi promieniami słońca. Zirey ani się śniło wracać - w pierzastym towarzystwie może wędrować nawet kilka lat. Wkrótce jednak do uszu wadery dobiegł dziwny odgłos, jakby śmiech. Obcy śmiech. Po lesie roznosiło się echo, więc Irey nie mogła znaleźć źródła dźwięku. Zaczęła węszyć w powietrzu i do jej nozdrzy doszła okropna woń... Bez wątpienia był to zapach człowieka. Wadera odruchowo pokazała kły, ale jej nastawienie złagodniało, gdy zamiast strasznego stwora ze strzelbą ujrzała małe dziecko. Ludzie - cóż za dziwne stworzenia. Ich dzieci są tak brzydkie, że nie da się na nie patrzeć. Wszędzie fałdy od nadmiaru tłuszczu i grube twarze. Istota, na którą niespodziewanie natknęła się wilczyca, była zajęta ganianiem kolorowego motyla. Przednia zabawa, ale dziecko było tak bardzo nią zajęte, że nie spostrzegło zbliżającego się wilka. Wadera chciała tylko bliżej poznać to dziwne stworzenie, dodatkowo badając je nosem. Dyskretnie, od tyłu zbliżała się do dziecka, a gdy zimnym nosem dotknęła jego ludzkiej ręki, oberwała ogniem po pyszczku. Najwyraźniej przerażona istota odruchowo uderzyła waderę, ale... ogniem?! Zirey była nieco oszołomiona. Nie dostała poważnych poparzeń, ale kilka razy zamaszyście kichnęła, właściwie nie wiadomo dlaczego. Dziecko wlepiało w nią swoje przerażone ślepia. Mimika człowieka zdradzała, że od środka zżera go strach, ale i ciekawość. Na szczęście wadera była nieco pokojowo nastawiona, choć mimo to był jeden problem. Jak niby ma porozumieć się z czymś takim jak to? Obrzydliwa kula fałdów z jednej strony odrzucała waderę, ale niewinność i strach tej małej istotki sprawiły, że Zirey chciała jej pomóc. Wilk delikatnie szturchnął chłopca łapą, po czym gwałtownie ją wycofał. Dziecko należało jednak chyba do odważnych, bo pierwsze podeszło do swojego nowego znajomego. Czyżby nagle przestało się bać? Na to wyglądało. Swoją bezwłosą dłonią badało mokre futro wilczycy, jak gdyby wilk wcale nie był groźnym dla samotnego dzieciaka zwierzęciem. Zirey jednak zachowała spokój - nie widziała potrzeby zabicia człowieka, a gdy nie ma potrzeby, to nie ma zabijania, i kropka. Podczas gdy chłopiec wciąż jeszcze głaskal waderę, ona zaczęła nosem wąchać włosy na jego głowie. Były ciemne i śmierdziały ludźmi.
- Ty jestes wilcek? - wypalił malec krzywo patrząc na pysk Irey, która wydała z siebie dziwny, ale raczej pokojowy pomruk. Po chwili zerwał się ostry wiatr, a malec się skulil. Do małej główki Zirey doszło, że najprawdopodobniej się zgubił. Jego licha kurteczka wyglądała na cienką, a noc zbliżała się dużymi krokami, więc wadera musiała śpieszyć się z odnalezieniem domu człowieka. Ruszyła w kierunku przeciwnym do swojej dziupli, miejąc nadzieję, że młody za nią podąży. Ten jednak dziwnie się na nią popatrzał, ale po pewnym czasie, wciąż jakby skulony potruchtał za wilkiem. Im dalej szła Zirey, tym bardziej czuła, że będą kłopoty, i że już lepiej byłoby zostawić to dziecko same na środku dzikiego lasu. Wadera nieustannie węszyła nosem przy ziemi, co jakiś czas upewniając się, czy malec nie zawieruszył się po drodze. Na szczęście jak na człowieka był mało problemowy. Po chwili Zirey gwałtownie się zatrzymała jeżąc zmierzwioną sierść na karku. Coś poruszało się w pobliskich zaroślach łamiąc suche patyki. Wadera zaczęła groźnie pomrukiwać, delikatnie rozszerzyła łapy i była w pozycji gotowej do ataku. Ujrzała odgarniającą gałęzie krzaków rękę człowieka. Powoli zaczęła się wycofywać, ale dorosły człowiek zdołał ją zobaczyć. Co gorsza nie wyczuł jej dobrych intencji. Zirey porwała się do ucieczki słysząc za sobą tylko urocze "Tataaa!"... Tia, bardzo urocze. Mgnęła przez ten sam las i niestety nie była sama. Goniły ją jakieś jazgotliwe czorty, chłapiąc swoimi zębiskami. Oczywiście nasłał je ten głupi człowiek - i jak tu lubić tą nieznośną rasę? Ratujesz im dziecko, a oni nasyłają na ciebie stado wściekłych psów. Wadera troszkę się bała. Było już ciemno, a sfora nie wyglądała na chętną do odpuszczenia. Ale chyba obydwu stronom brakowało już sił. Mało tego psy chyba ogarnęły, że są daleko od swojego właściciela. Po kolei się zatrzymały. Przez chwile jeszcze złowrogo patrzyły w stronę oddalającej się wadery, ale wkrótce zrezygnowały ze zdobyczy i pędem wróciły do swojego domu. Tymczasem Zirey, która jak zwykle wolała zachować wszelkie środki ostrożności, nadal jeszcze biegła. Dopiero po kilku dobrych minutach tego "maratonu" zwolniła, przedtem raz jeszcze upewniając się, czy psy aby na pewno przestały ją gonić. I rzeczywiście już nie był ich widać. Zmęczona wadera teraz tylko marzyła, by wygodnie położyć się w swojej przytulnej dziupli i zasnąć. Zresztą po kilku krótkich chwilach tak właśnie zrobiła, nie zapominając jednak o przygodzie z obrzydliwymi ludźmi.
- Ty jestes wilcek? - wypalił malec krzywo patrząc na pysk Irey, która wydała z siebie dziwny, ale raczej pokojowy pomruk. Po chwili zerwał się ostry wiatr, a malec się skulil. Do małej główki Zirey doszło, że najprawdopodobniej się zgubił. Jego licha kurteczka wyglądała na cienką, a noc zbliżała się dużymi krokami, więc wadera musiała śpieszyć się z odnalezieniem domu człowieka. Ruszyła w kierunku przeciwnym do swojej dziupli, miejąc nadzieję, że młody za nią podąży. Ten jednak dziwnie się na nią popatrzał, ale po pewnym czasie, wciąż jakby skulony potruchtał za wilkiem. Im dalej szła Zirey, tym bardziej czuła, że będą kłopoty, i że już lepiej byłoby zostawić to dziecko same na środku dzikiego lasu. Wadera nieustannie węszyła nosem przy ziemi, co jakiś czas upewniając się, czy malec nie zawieruszył się po drodze. Na szczęście jak na człowieka był mało problemowy. Po chwili Zirey gwałtownie się zatrzymała jeżąc zmierzwioną sierść na karku. Coś poruszało się w pobliskich zaroślach łamiąc suche patyki. Wadera zaczęła groźnie pomrukiwać, delikatnie rozszerzyła łapy i była w pozycji gotowej do ataku. Ujrzała odgarniającą gałęzie krzaków rękę człowieka. Powoli zaczęła się wycofywać, ale dorosły człowiek zdołał ją zobaczyć. Co gorsza nie wyczuł jej dobrych intencji. Zirey porwała się do ucieczki słysząc za sobą tylko urocze "Tataaa!"... Tia, bardzo urocze. Mgnęła przez ten sam las i niestety nie była sama. Goniły ją jakieś jazgotliwe czorty, chłapiąc swoimi zębiskami. Oczywiście nasłał je ten głupi człowiek - i jak tu lubić tą nieznośną rasę? Ratujesz im dziecko, a oni nasyłają na ciebie stado wściekłych psów. Wadera troszkę się bała. Było już ciemno, a sfora nie wyglądała na chętną do odpuszczenia. Ale chyba obydwu stronom brakowało już sił. Mało tego psy chyba ogarnęły, że są daleko od swojego właściciela. Po kolei się zatrzymały. Przez chwile jeszcze złowrogo patrzyły w stronę oddalającej się wadery, ale wkrótce zrezygnowały ze zdobyczy i pędem wróciły do swojego domu. Tymczasem Zirey, która jak zwykle wolała zachować wszelkie środki ostrożności, nadal jeszcze biegła. Dopiero po kilku dobrych minutach tego "maratonu" zwolniła, przedtem raz jeszcze upewniając się, czy psy aby na pewno przestały ją gonić. I rzeczywiście już nie był ich widać. Zmęczona wadera teraz tylko marzyła, by wygodnie położyć się w swojej przytulnej dziupli i zasnąć. Zresztą po kilku krótkich chwilach tak właśnie zrobiła, nie zapominając jednak o przygodzie z obrzydliwymi ludźmi.
Etykiety
Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.
Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.
Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template
Sisters of The Template