-2350$ i ani grosza więcej!- kobieta była nieugięta. Po jej słowach zapanowała grobowa cisza, a wszystkie cztery pary oczu zwrócone były na tresera. Błądząc wzrokiem po krajobrazie przymknął oczy i lekko otworzył usta.
-Stoi.- wyciągnął rękę przechwytując plik z banknotami.- Ale skoro jeszcze chwilę tu jesteście, to odbierzecie je sobie za kilka dni.
Odszedł do warsztatu, a dzieci przytuliły rodziców. Nagle chłopczyk podbiegł do kojca Zirey.
-Jej damy na imię Kropka!- wykrzyknął i z uśmiechem wskazał na granatową waderę. Wadera nie wyglądała na ucieszoną z powodu nowego imienia, a wręcz przeciwnie - była zażenowana. Mama przykucnęła przy chłopcu i poczochrała Go po włosach.
-Chodź już. Wrócimy tu za niedługo, a do naszego powrotu Pan się nimi dobrze zaopiekuje.- chwyciła jego rączkę i całą czwórką poszli w stronę samochodu. Dzieci zanim usiadły na miejscach, radośnie pomachały w stronę wader. Auto odjechało i zamknięto za nim bramę. W stronę kojców wilczyc zmierzał treser. Zatrzymał się pośrodku i powiedział.
-Macie szczęście. Dużo szczęścia. -palił papierosa i splunął pod siebie.- Gdyby nie oni, inaczej by się to skończyło...
Odszedł w stronę stodoły z psami, zabierając przy okazji pozostałe szczeniaki. Jego współpracownik przyniósł waderom po misce wody. Co prawda, była to zwykła deszczówka, ale w tym momencie każda kropla była na wagę złota. Łapczywie wychłeptały zawartość naczyń. Słońce już w całości schowało się za drzewami, a mrok coraz szybciej ogarniał ich otoczenie. Temperatura lekko spadała na noc, a waderom zaczęło się robić zimno.
-Zirey? Czy Ci ludzie nas... Kupili? -zapytała Eilis z niedowierzaniem.
-Wydaje się, że tak.
-I co teraz? Mamy tak po prostu z nimi wyjechać?
Zirey? Tak po prostu odjedziemy?