7 lipca 2018

Od Yostradus'a cd. Crystal

- Cry, wyciągnę Cię z tego, obiecuję, już nie daleko. - Było mi coraz ciężej nieść kamienny posąg Crystal. Powoli zaczynało brakować mi sił, lecz chęć uratowania ukochanej mi osoby napędzała mnie i przeganiała ból i zmęczenie. Nagle zauważyłem coś w oddali.
- Daliśmy radę. Udało nam się, Cry. - Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach.

~Parę godzin wcześniej~
Nie wiedziałem, co się stało. Ostatnie, co widziałem, zanim zemdlałem to waderę i jej łzy w oczach. Nie sądziłem, że gdy się obudzę, spotka mnie coś gorszego. Ocknąłem się, ból zniknął, ale … co z tego? Co z tego, że strzała, która przebiła moje serce, zniknęła, skoro następna utkwiła głęboko w nim? Nie mogłem znieść widoku skamieniałej Crystal stojącej obok mnie. Na jej twarzy widniał uśmiech … bardzo troskliwy uśmiech. Mimowolnie łzy zaczęły napełniać moje pełne strachu przed kolejnymi chwilami samotności oczy. Nagle coś zaszeleściło w krzakach.
- Kto tam jest, pokaż się! - Wyprostowałem się i otarłem łzy. Z gąszczu liści wyszła mała waderka. To był ten sam maluch, który zaprowadził nas do tej wioski. Popatrzyła na mnie.
- Naprawdę … współczuję. - Powiedziała bardzo smutnym i jakby pełnym winy głosem.
- Hej, mała. To nie twoja wina, że Cry … - Oczy znowu zaczęły mi się szklić. - … skończyła w tym stanie. - Poklepałem ją po jej małej główce. Ta jednak nie wyglądała na ani trochę szczęśliwszą.
- Nie powiedziałam wam, co za niebezpieczeństwa czają się w tym lesie. - Podniosła głowę. Jej oczy także były pełne łez. Musiało to być dla niej trudne. Najpierw jej rodzice, teraz Cry.
- Ja wiem, jak ją uratować. - Jej głos teraz brzmiał bardzo poważnie.
- Naprawdę?! Wiesz? - Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Tak, ale … - Mała waderka odwróciła wzrok ode mnie.
- No mów, nie ma chwili do stracenia. - Spojrzałem jej prosto w oczy.
- Wymaga to przejścia przez ten las. - Wskazała w głąb lasu. Westchnąłem.
- To moja wina, że Cry skończyła w takim stanie. - Spoglądnąłem jeszcze raz na skamieniałą waderę i jej ciepły uśmiech. Przeklinałem się w duchu. To przeze mnie ona tak skończyła. Dlaczego ona? Dlaczego się dla mnie poświęciła? Musiałem usiąść na chwilę i się uspokoić. Nie mogłem pozwolić na to, żeby emocje wzięły górę, bo do niczego by to nie doprowadziło.
- Dzięki, mała. Bardzo mi pomogłaś. To ja ruszam. - Wziąłem kamienną postać Cry na swoje plecy i po chwili zniknąłem wraz z nią w ciemnościach lasu. Nadal była noc, a wielkie korony drzew skutecznie zasłaniały światło księżyca. Po pewnym czasie straciłem poczucie czasu. Wydawało mi się, że idę już tak parę godzin, lecz tak naprawdę nie minęło nawet pół godziny.
Nagle usłyszałem lekki szelest w pobliskich krzakach. Podszedłem to sprawdzić, lecz wtedy oślepił mnie blask, a sekundę później eksplozja odrzuciła mnie wraz z Crystal na grzbiecie na pobliskie drzewo. Na szczęście skończyło się tylko na przebitej przez gałąź przedniej łapie. Mogło być gorzej ze mną … z Cry. Nie sądziłem, że mogą tutaj znajdować się pułapki. Tylko kto by je miał tutaj zastawiać i w jakim celu. Myślałem, że wilki nie chodzą tymi ścieżkami. Otrzepałem się z ziemi i zacząłem próbować iść w miarę prosto do mojego celu.
- Cry, wyciągnę Cię z tego, obiecuję, już nie daleko. - Było mi coraz ciężej nieść kamienny posąg Crystal. Powoli zaczynało brakować mi sił, lecz chęć uratowania ukochanej mi osoby napędzała mnie i przeganiała ból i zmęczenie. Nagle zauważyłem coś w oddali.
- Daliśmy radę. Udało nam się, Cry. - Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach.
Było to pokaźnych rozmiarów wzgórze, a na jego szczycie stał posąg. Byłem już tak zmęczony maszerowaniem i do tego ta łapa, z której sączyła się ciągle krew, że tylko adrenalina trzymała mnie na nogach. Jakoś wszedłem z Cry na wzgórze i postawiłem ją przy posągu.
Posąg ten przedstawiał wielkiego motyla. Pod nim było napisane:
„By dokonać cudów, zawsze potrzebna jest ofiara”.
Popatrzyłem na moją zakrwawioną łapę i pokropiłem z niej trochę krwi na posąg. Nagle posąg zaczął mienić się kolorami tęczy. Popatrzyłem na skamieniałą Cry i ona też zaczęła się lśnić.
Po chwili stała przede mną na pewno nie skamieniała, żywa wadera. Nie mogąc opanować moich emocji, szybko podbiegłem do niej i wtuliłem się w jej jakże delikatne futro. Noc się skończyła, a słońce zaczęło wschodzić na horyzoncie. Był to piękny widok.

Sorry, brak weny ;'(


Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template