Kiedy podwszłam bliżej zauważyłam dwa wilki koło jednego z budynków. Jeden szary ze skrzydłami, a drugi czekoladowo-niebieski.
- Pomożesz mi w końcu? - zawołała wadera, pchając jakiś głaz.
- Już idę! - zawołał basior i natychmiast znalazł się przy niej.
Kiedy podeszłam oboje spojrzeli na mnie jakby zaskoczeni. Pierwszy odezwał się basior:
- Em... Hej Nathing. Przyszłaś nam pomóc?
Przyjrzałam mu się uważniej. Thomas, syn Zero. Taravia niezbyt ciepło go przyjęła. Z resztą, nic dziwnego. Black Fire wyciął jej niezły numer.
- Nathing? - spytała szara - To ty jesteś betą? Ja mam na imię Scar.
- Wiem - skinęłam głową. W końcu jestem betą. - Co wy tu robicie?
- Wiesz... Ktoś tu musi posprzątać.
No tak. Zostawiliśmy po sobie niezły bałagan.
- To... Pomogę wam.
Przenosili głazy, które pdłamały się w czasie walk na jedną kupę gruzu. Każdy kamyczek przypominał mi o czymś: ten odłamał się, kiedy na budynku lądował Czarny. A ten gdy rzucił Lumą o skałę... Nie podobały mi się te wspomnienia ani tym bardziej to, że znów sobie te wszystkie wydarzenia przypominałam. Skrzywiłam się. ,,Znów uciekasz od niewygodnych tematów Nathing... Typowe" - drażniłam się ze sobą. A przecież w głębi duszy wiedziałam, jak delikatny jest ten temat...
<Louis Thomas Redgeed? Chyba nie pozwolisz mi samej takich ciężarów dźwigać? (; >