- GAVIN!!! - krzyczałam przez kilka minut, a może godzin? Nie wiem. Usiadłam i zaczęłam płakać. Czułam ogromne zmęczenie i żal. W pewnej chwili oczy same mi się zamknęły.
***
Obudził mnie trzask gałęzi. Stanęłam i omiotłam wzrokiem pobliskie zarośla. Trzęsłam się jak galareta. Pojawił się cień wysokiego wilka. Zza krzaków wyszedł Gavin.
- Rebeliah? C- co tu robisz? - spytał z troską. Byłam przeszczęśliwa i wściekła zarazem, bo zobaczył mnie w tak niezręcznej sytuacji. Rozpłakałam się i wtuliłam w futro Gavina. On nie protestował i objął mnie.
- Jak mnie... znalazłeś?
- Poszedłem zobaczyć co u ciebie i zauważyłem linę znikającą w lesie. Podążyłem za nią, urwała się kilkadziesiąt metrów od tego miejsca. Potem znalazłem twoje odciski łap.
- Dziękuję, gdyby nie ty...
- Byłoby po tobie - dokończył. - Chodź, nie ma sensu tu sterczeć - odeszliśmy do mojej jaskini. Stanęliśmy pod nią. Zachodziło Słońce.
- Wiesz, lubię cię - odezwał się Gavin.
- Ja ciebie też. Nawet bardzo - odpowiedziałam z uśmiechem. Wpatrywałam się w niego. On we mnie.
- Może pójdziemy się wykąpać? Jesteś strasznie brudna po tej wycieczce.
- A twoje futro już nie jest złote - rzeczywiście wyglądał jakby pofarbował sobie nieudolnie futro. Parsknęłam śmiechem.
- Ej, co cię tak śmieszy?
- Berek! - pacnęłam go ogonem, a on zaczął gonić za mną. Biegaliśmy, skakaliśmy, wpadaliśmy na siebie. W tym czasie zdążyłam rozciąć sobie łapę, ale nie miałam zamiaru przerywać tych chwil. Po skończonej zabawie padliśmy jak dłudzy na trawę.
- Czy nie mieliśmy się umyć? - spytałam.
- Co racja to racja - uśmiechnął się Gavin. Poszliśmy do Centrum. Potem skręciliśmy w prawo, następnie w lewo. Doszliśmy do miejsca zwanego Zatoką Błękitnych Mgieł.
- Kto ostatni w wodzie ten głucholec! - krzyknął Gavin.
- Głucho - co? - spytałam, ale on już był w wodzie.
- Nieważne, chodź, woda jest cudowna!
Gavin?