Leżałem na jednej z grubszych gałęzi drzewa na Wzgórzu Evendim. Słońce grzało niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że moje futro wręcz płonie, a ja sam zaraz się rozpuszczę. Zamknąłem oczy i począłem wachlować się ogonem. Zmarszczyłem brwi. Cóż, za dużo to nie pomogło.
- Oi. Nie za wygodnie ci?
- Ha? - spojrzałem w dół. Stała tam niska… wadera? - jakiś problem Puchatku?
- Uważaj, bo cię wiewiórki obrzucą orzechami cieciu, i nie nazywaj mnie Puchatkiem.
Ułożyłem się jak kot i wlepiłem ślepia w waderę.
- Uhuh a czemuż to miałyby mnie obrzucić orzechami? Puchatku? - wyszczerzyłem kiełki w złośliwym uśmiechu.
- Mam znajomości, a ty akurat zająłeś moje miejsce, więc masz przechlapane - odgryzła się.
- Tak? - przeciągnąłem się - a gdzie jest napisane, że to TWOJE miejsce?
- Nie musi być to nigdzie napisane, abyś wiedział gdzie są moje terytoria. Jeśli nie wiesz, musisz być głupcem.
Zamyśliłem się. Wadera wydała mi się interesująca. Nie każdy od tak sobie podchodzi do mnie i zaczyna pier*****ić o orzechach i prawić morały o terytoriach.
- Zabawna jesteś. Wiesz, że wiewiórki nie chodzą po jabłoniach? - wstałem i strąciłem ogonem jabłko wiszące tuż nad waderą, a ta sprytnie zrobiła unik.
- To miał być zamach?! - krzyknęła do mnie najwyraźniej wkurzona.
- Powiedzmy. Gdyby to jabłko uderzyło cię w ten zarozumiały łeb, może byś zmądrzała i przestała pyskować. Po za tym chciałem zobaczyć twoją reakcję, ciekawisz mnie Puchatku.
- Bez wzajemności. Ty za to mnie irytujesz i to dosyć mocno niewychowany kundlu. Po za tym gdybyś miał jakikolwiek tupet mówiłbyś mi po imieniu, a nie durnowatymi przezwiskami z du**y wyjętymi.
- Nie rób mi wykładów z tematów o których nie masz pojęcia panno obeznana w savoir vivre. Skoro jesteś taka mądra to mogłabyś zdradzić mi swoje imię Puchatku?
- Jako basior powinieneś zrobić to pierwszy.
Zaśmiałem się pod nosem. Co za mała zołza.
- Chinmoku.
- Luma.
Luma?