Mało komu chce się wychodzić, w taki wietrzny, ponury dzień. Ale dzisiaj pustą przestrzeń - całą pustą przestrzeń - wypełniała jakaś wesoła postać. Wszędzie weszła, wszystko obejrzała, każdy skrawek ziemi powitała uśmiechem i uznała za niezwykle radosny.
Obserwowałam ją bez emocji, trwając nieruchomo na skale. Tylko wiatr poruszał delikatnie moim jasnym futrem. Było mi tak dobrze. Szczerze mówiąc wolałabym wpatrywać się w dał, za wierzchołki drzew, ale i taka rozrywka mi nie przeszkadzała. Wszędzie panował spokój, przede wszystkim miałam go w sobie. Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia.
Zauważyła mnie. W końcu musiało to się stać.
- Hej! - zawołała - Zejdź tu do mnie, pokażę ci coś!
Skrzywiłam się nieznacznie. Nie chciało mi się stąd ruszać.
Wadera oglądała akurat jakieś odłamki skalne. Podniosła wzrok i krzknęła ponownie:
- Chodź! Musisz to zobaczyć! Spodoba ci się!
Chcąc nie chcąc zwlokłam się na dół.
- Spójrz - powiedziała, wskazując kamyczki - Po odłamaniu się lśnią!
Ech. Ekstra. Ta skała zawsze lśni się w środku.
- Nie sadzisz, że to piękne?
Wzruszyłam ramionami.
- Skały zawsze są ładne.
- Lubisz skały? - rozpromieniła się.
Zamknęłam oczy i podniosłam głowę w stronę wiatru. Spokój. Cisza.
- Ta..ak.
<Madness?>