- I to jeszcze jak...
Wadera dała wyraźnie poznać po sobie zadowolenie z siebie, lecz po moich kolejnych słowach jej mina wyraźnie zrzedła.
- Brakuje tylko jednej rzeczy...
- Ale czego?
Zaniepokojona chodziła wokół rozglądając się za brakującą rzeczą, której wyczarować nie była w stanie.
- Tan, o co chodzi?! - z zniecierpliwienia zaczęła przebierać nogami.
- Tan? Tak mnie będziesz teraz nazywać?
- Znaczy jeśli masz coś przeciw... - mruknęła niepewnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Podoba mi się.
Posłałem jej nieśmiały uśmiech, a ona lekko przekrzywiając głowę odwzajemniła go, po czym znów wróciła do tematu brakującej rzeczy.
- To powiesz mi, czego brakuje, czy zamierzasz to trzymać dla siebie?
Przewróciłem oczami i chwilę milczałem, jednak po chwili patrząc się na gałęzie drzew cicho szepnąłem:
- Ptaki. Chodzi o ptaki.
Powoli poszedłem w głąb lasu, dając znak waderze, by nie ruszała się z miejsca. Po chwili wróciłem z całą gromadką skrzydlatych przyjaciół. Mad aż otworzyła usta z wrażenia, gdy mnie z nimi zobaczyła. Każdy wyjątkowo upierzony ptak usiadł na którejś z gałęzi. Dzięki temu powstała tęcza. Taka ptasia tęcza.
- No to idź po swoją przyszłą narzeczoną - powiedziała z szerokim uśmiechem.
Zadowolony ze wszystkiego powędrowałem do jaskini Liry, by zaprosić ją nad wodospady. Tak się tym wszystkim podnieciłem, że całkiem zapomniałem o pierścionku zaręczynowym. Cały w nerwach pobiegłem z powrotem do Madness.
- Co ci? - spytała zaskoczona, widząc zdyszanego mnie, biegnącego w jej kierunku.
- Zapomniałem! Zapomniałem!
- Spokojnie Tander, oddychaj.
- Jestem wilkiem z patyków, ja nie oddycham.
- Dobrze, więc nie oddychaj i zachował spokój. Dobrze. O czym zapomniałeś?
- O pierścionku...
- Hm... nie mogę go wyczarować, bo po jakimś czasie zniknie.
Podszedłem do drzewa i pogładziłem jednego z ptaków po brzuszku. Musiałem szybko coś wymyślić.
Mad?