Jego niebieskie oczy, ten różowy nos i łobuzerski uśmiech. Tak to było
to co kocham najbardziej. Moje oczy świeciły w blasku zachodzącego
słońca, uśmiech nie schodził z pyska, tylko jedno mnie gryzło. Jak mu
wyznać to co do niego czuję. Czy to jest odpowiedni moment? Nie, na
pewno nie. Po za tym, wątpię, że on odwzajemnia moje uczucia.
Przypomniały mi się każde dobre chwile spędzone w towarzystwie basiora.
Wspólne imprezy, i lądowanie w łóżku. Szkoda, że nic się z tego nie
pamięta, ponieważ zawsze byliśmy naje**ani. Jesteśmy po prostu bardzo
dobrymi przyjaciółmi, nic więcej, a szkoda. Nie miałam ochoty na żadną
dziką imprezę, miałam ochotę na wieczór spędzony tylko i wyłącznie w
obecności Hannibal'a. Dobry film, Hannibal, koc. Idealny wieczór się
zapowiadał. Gdyby było tak codziennie... weź się w garść Cavaleria,
ciesz się z tego co masz. Szliśmy w milczeniu raz po raz posyłając sobie
ciepłe spojrzenia i delikatne uśmiechy. Czas pokazał, że Hannibal nie
jest aż takim oschłym wilkiem jakim się wydawał. Pierwsze rozmowy były
skąpo ozdobione słowami, pierwsze polowanie pozbawione rozmów,
obserwowanie gwiazd w milczeniu. A teraz? Teraz wszystko jest inne,
przyjemne, cudowne. Han okazał się najlepszym basiorem pod słońcem.
Rozmowy nie miały końca, a podczas polowań płoszyliśmy zwierzynę przez
nasze salwy śmiechu. Uśmiechy nigdy nie schodziły z pysków. Wszystkie
chwile spędzone z nim, były o wiele lepsze niż wiele minut spędzonych w
Zakonie. Sama myśl o tym, że Cinnabar mógł mnie zabić, wywoływała na
moim ciele dreszcze.
- Hannibal?
- Co jest? - Zapytał.
- Wiem, że chcesz wiedzieć jak umarłam, jeżeli zechcesz mogę Ci opowiedzieć nawet teraz - westchnęłam.
- Jeśli nie będzie sprawiało Ci to bólu, to chętnie wysłucham Twojej opowieści.
- Cóż więc, zaczynajmy. Wyruszyłam w długą podróż, jej celem był mój
były Zakon... Zakon Śmierci. Byłam tam doradcą władcy, dokładniej
Cinnabar'a. Lecz gdy wróciłam okazało się, że Cinnabar nie mógł znieść
myśli o tym, że go porzuciłam. Nie potrafił zaakceptować tego, że należę
teraz do watahy. Dla niego należenie do watahy było poniżeniem.
Przebywanie z tym samym gatunkiem, pokochanie kogoś tego samego gatunku.
Tak... wyczuł, że kogoś kocham, nawet nie wiem jak. To go najbardziej
zabolało. Okazało się, że niestety ale Cinnabar zakochał się we mnie na
zabój. Postanowił mnie zgładzić. Zabił mnie mieczem wbitym prosto w
serce, w którym znajduje się pewien wilk - powiedziałam, a łzy napłynęły
do oczu.
Hannibal?