Oracle wystarczyło lekko tylko popchnąć, żeby małą się zajął, nie chciałam jednak zostawiać ich bez pewności, że to zrobi. Pozwolił jej się sobą porządzić (szczeniaki to uwielbiają) i napchał w młodą słodyczy, to jak ma nie być szczęśliwa.
Oracle też chyba zauważył, że niektórzy są łatwi do sterowania. Cóż, nie przejęłam się zbytnio jego sztuczką, w końcu sama też zastosowałam cios poniżej pasa. Ważne, że zrobił, to co miał zrobić - zaopiekował się Taiyō, to mi wystarczy.
Kiedy wyszłam z jaskini Oracle deszcz już dawno przestał padać. Nadal nikt nie wyszedł ze swojej przytulnej norki, nie licząc oczywiście JEJ. Stała koło swojego prowizorycznego schronienia, w którym przebywała w trakcie ulewy, trzymając w zębach jakąś zdobycz.
- Hej! Przestało padać, więc wyszłam zapolować. Jesteś głodna? - zawołała już z daleka.
Rzeczywiście, dawno już minęła pora obiadowa. U Oracle nie było żadnego poważniejszego posiłku, ale mała zapewne zapchała się kanapką, głodna nie będzie. Ja natomiast byłam głodna jak wilk. Którym zresztą jestem. Toteż zjadłam obiad, którym mnie uraczyła. Ona sama nic nie przełknęła, tłumacząc, że już jadła.
Gdy skończyłam wykrzyknęła radośnie:
- Chodź, pójdziemy na spacer! Znam śliczne miejsce, pokażę Ci. A słyszałaś ten żart...
Cóż, wygląda na to, że jestem skazana na jej towarzystwo.
<Madness? Pisałam już do Ciebie, ale chyba nie zauważyłaś>