Spojrzałam na nią z uśmiechem. Czułam się taka mała i samotna, zasypiając w nocy, miałam wrażenie, że ściany się zbliżają, chcąc mnie zgnieść i zmiażdżyć. Mimo że spałam tyłem do wejścia i z mocno zaciśniętymi oczami, to po prostu się bałam. Samotność mi nie służy. Strach to jedna z wielu moich słabości. Ale słabości czynią wilka wilkiem, jak to mówił mój brat.
- Tak, czemu nie! — ucieszyła się. Weszłyśmy obie do środka. Pachniało tu lawendą i mięsem. Dwa moje ulubione zapachy.
- Masz ochotę na sarenkę? — zapytałam, ciągnąć martwe zwierzę za zmasakrowaną nogę do Albi. - Wybacz, że taka pocharatana, ale byłam wściekła, bo sarenka szybka była, długo musiałam ją gonić, więc za karę zafundowałam jej tortury i pogryzłam ją... No, to smacznego.
Przerwałam truchło na pół i jedną połowę podsunęłam szczeniakowi. Zatopiłam zęby w mięsie i szarpałam jego kawałki, najpierw zapychając pysk, a potem połykając. Po chwili cała byłam w zakrzepłej krwi, z resztą tak samo jak posadzka dookoła mnie. Albi jadła kulturalnie, drobnymi ząbkami rwąc mięśnie. Gdy byłyśmy po posiłku ułożyłyśmy się do snu, ponieważ był już wieczór. Objęłam Albi łapami.
- Dobranoc, mała — powiedziałam.
Albi?