- To co robimy, młoda? - Zapytałem z nieszczerym uśmiechem. Wiedząc, że Nathing najpewniej zacznie mi prawić o tym, że dziecko nie powinno wymyślać sobie zajęć, zgromiłem ją morderczym wzrokiem.
- W sumie to nie wiem, samo patrzenie na Waszą kłótnie, dostarcza mi dużą ilość rozgrywki - zachichotała, a jej śmiech przybrał mnie o dreszcze. Szczerze? To ta mała była nawet fajna, ale nie, że ją polubiłem.
- Może obejrzymy coś? Masz ochotę? Albo zrobimy mega wielką kanapkę z piankami i kremem czekoladowym? - Zapytałem szczerząc się w stronę gotującej się białej wadery.
- Zróbmy tą kanapkę, dobrze brzmi - zadecydowała i posłała mi ciepły uśmiech. Nie wiedząc co dalej powiedzieć po prostu skierowałem się do kuchni. Wilczyca zeskoczyła z pufa i potruchtała za mną, oczywiście za nią jak cień podążała Nathing. Wyjąłem z lodówki wszystkie potrzebne składniki, a zamiast kromek chleba, użyłem do tego przepysznych krakersów. Taiyõ stała na taborecie po mojej lewej stronie, zaś Nathing śledząc każde moje poczynania, stała po prawej. Posmarowałem jedną kromkę kremem czekoladowym, zaś Taiyō smarowała inne dwie kromki.
- Musimy zrobić trzy, żeby ten gbur się rozweselił - warknąłem, ale zaraz po tym się uśmiechnąłem. Żółta wadera bardzo dobrze sobie radziła. Otworzyłem paczkę ze smacznymi piankami. Zaczęliśmy układać różne wzory, zjadając przy tym pół opakowania. Gdy kanapki były już gotowe udaliśmy się do salonu, gdzie rozsiadliśmy się na kanapie. Chwyciliśmy za kanapki, widać było że młodej smakowała.
- No to teraz pytanie klucz. Kto jest lepszy: ja czy Nathing? - Uniosłem brew.
Taiyō? No dawaj.