Ale zaraz gwałtownie się zatrzymałam i zawróciłam z zawrotną szybkością. Jeszcze jedna, ważna rzecz... Basior stanął w miejscu, przyglądając mi się z obojętnością. Chwyciłam w zęby królika i już po chwili stałam obok białego wilka. Upuściłam trupa przed jego nogami.
- No weź! Zjedz! — uśmiechnęłam się szeroko.— Upolowałam go dla ciebie.
Spojrzał na mnie ze złością.
- Jeśli mnie otrujesz...
- Oh, nie przesadzaj. Jesz czy nie? — byłam coraz bardziej zirytowana, ale nie okazywałam tego. Uśmiech, spojrzenie w oczy - tego uczył mnie brat. Niech wilki ci ufają, mówił. Jeśli chcesz uszczęśliwiać świat, zacznij od zaufania. Jeśli będą ci ufać, będziesz mieć wpływ na ich samopoczucie. A przecież tego chcesz, prawda? Zawsze odpowiadałam, że tak. Bo czego innego mogłam chcieć? Śmierci wrogów? Nie miałam wrogów! Starałam się ze wszystkimi i wszystkim żyć w zgodzie. Nie zawsze mi się to udawało, ale raczej nikt nie darzył mnie nienawiścią.
Zaufanie... No właśnie! O tym chyba zapomniałam. Przecięłam pazurem brzuch królika, ukazując jego wnętrzności, krew i inne takie bzdety, bez których króliczek nie mógłby normalnie funkcjonować. Albo mógłby. Jako mój obiad.
- Masz. Możesz spojrzeć. Żadnych podejrzanych rzeczy. Chyba że flaki się do takich zaliczają. Albo serduszko... Albo wątroba... A tak poza tym, to mogę poznać twoje imię? Byłoby fajnie.
Spojrzałam mu w oczy.
Alvadore?