- Co się stało? Powiedz, a postaram się ci pomóc - powiedziała z lekkim uśmiechem, patrząc mi w oczy. Pokiwałam głową, wzięłam wdech.
- Gdy poszłam do jaskini mojego opiekuna, Dragona, chciałam z nim pilnie porozmawiać. - w tym momencie wadera mnie uciszyła.
- A o czym? - spytała.
- O demonach... On jest sługą Śmierci, którą nikt nigdy nie widział. Lecz on ją zna i to bardzo dobrze! Ale chyba się zakochał w Nyksonie. Tak czule patrzyli sobie w oczy... Zrobiło mi się niedobrze. Musiałam wyjść. Musiałam się komuś wyżalić, mimo to, że jestem szczeniakiem. To dlatego jestem mniejsza od Ciebie. - wyjaśniłam. Nareszcie z kimś porozmawiałam o tym, co ja myślę. Wadera uważnie mnie słuchała. Ciągle patrzyła mi w oczy.
- A... Dlaczego patrzysz mi w oczy? - zmieniłam szybko temat.
- To jest najlepszy sposób na nową przyjaźń - powiedziała z uśmiechem.
- Ja tak nie umiem - szczerze powiedziałam. Zerwałam się i zaczęłam biec jak najszybciej mogłam. Wadera zrozumiała, że chcę się bawić. Pognała za mną równie szybko. Wskoczyłam na szeroką, dosyć równą skałę. Po chwili jednak skała kończyła się, a skrzydła nie były posłuszne. Jeśli nad tym nie przelecę, będzie koniec. Madness też to zauważyła, lecz wiedziała, że już nie wyhamuję. Gnała ile sił w łapach. Nie zdążyła... Jeśli nie doskoczę do drugiej skały, zginę. Dobrze o tym wiem. Postanowiłam przeskoczyć, mimo że od jednej skały do drugiej było jakieś 20-30 metrów. Zamknęłam oczy, pomyślałam o czymś miłym.
- Uwierz w siebie!!! - krzyknęłam przed skokiem. Madness powtórzyła jakby była echem. Gdy miałam być przyszykowana na najgorsze, poczułam podłoże.
- Bogowie!!! Dziękuję Wam!!! - wydarłam się z całej siły. Cała akcja była niebezpieczna nie tylko z wyglądu czy opisu, ale była niebezpieczna sama w sobie. Udało mi się otworzyć skrzydła i wzbić się w powietrze. Gdy wylądowałam przed waderą, rzuciłam się w jej ramiona. Przytuliłam się ze łzami w oczach.
- Albi, tak się martwiłam! Chciałam Ci pomóc - powiedziała. Obie byłyśmy roztrzęsione po tym całym zajściu. Popłakałyśmy się. Gdy się uspokoiłyśmy zaczęłyśmy iść w stronę watahy.
Madness?