Nie spodziewałam się takiej oferty.
- No pewnie - odparłam jak gdyby nigdy nic.
Basior popatrzył na mnie, a ja na niego. Tak patrzyliśmy, nie wiedząc co dalej. Uśmiechnęłam się szeroko, jeszcze nikt nigdy mnie nigdzie nie zaprosił! Byłam ogromnie uradowana!
- To może zaplanuję jakieś atrakcje? - zaproponowałam z zapałem.
Oracle uniósł brew, dając mi znak, bym kontynuowała.
- No na przykład... - sięgnęłam myślami do czasów, kiedy mieszkałam na pustyni - Możemy iść i nałapać sobie skorpionów! - wykrzyknęłam uradowana
- Nałapać czego? - basior nie dowierzał
- No skorpionów! Żeby je później zjeść; na żywca... - westchnęłam z rozmarzeniem.
- A to nie jest aby ohydne albo nie bezpieczne? Albo jedno i drugie?
- I właśnie o to chodzi! - uśmiech nie schodził mi z pyszczka - Jaka byłaby z tego zabawa, bez tego dreszczyku emocji, że skorpionowi jednak uda się cię ukąsić, nim pozbawisz go ogona? Czym by to było bez konieczności wkopywania się w piach?
- A czy nie możecie po prostu użyć mocy? - spytał.
- Nigdy! - powiedziałam z lekkim oburzeniem - To tradycja, skorpiony trzeba wykopywać ręcznie, bo najlepsze sztuki chowają się głęboko i są szybkie.
- Dobra... - najwyraźniej nie zamierzał się ze mną dalej spierać o te, zapewne jak dla niego idiotyczne zwyczaje - Tyle, że tutaj nie ma skorpionów.
- Nie ma? - oklapłam.
- Ale są jelenie - próbował mnie trochę pocieszyć.
- Dobre i to, coś się wymyśli - ponownie się uśmiechnęłam.
Szliśmy w kierunku watahy w milczeniu przez pewien czas, kiedy przypomniałam sobie o czymś ważnym.
- Oracle, znasz tu może kogoś, kto mógłby zrobić dla mnie nową złotą obręcz? Bo wiesz, skończyłam już trzy lata i według tradycji... - poczułam się okropnie głupio, on pewnie ma już po dziurki w nosie moich tradycji - ... według tradycji z każdym rokiem powinnam dokładać na ogon jeszcze jeden taki pierścień - dokończyłam bardzo szybko, na jednym wydechu.
Oracle?