- Hej. - szybko otworzyłam oczy i pospiesznie wstałam z podłogi. Przede mną stał Gavin. Jego złote futro powiewało na wietrze, a oczy błyszczały jak dwa klejnoty... Nie, to tylko przyjaciel, nie masz co się nad nim rozpływać - szybko skarciłam się w duchu.
- Cześć.
- Masz ochotę gdzieś wyjść? - wyjście. Gavin. Ja. Byłoby cudnie, ale nie poznałam szczegółów, więc wolałam się upewnić.
- Zależy gdzie. - no, nie mogłam tego głupiej sformułować, lecz Gavinowi to nie przeszkadzało.
- Miriyu i Harbinger chcą iść na polowanie, jesteś zaproszona.
- Ale to chyba rodzinne wyjście? - chciałam iść z Gavinem, ale jego ojca unikałam jak ognia. Miriyu w sumie też, ale w mniejszym stopniu.
- Och... Idziesz, czy nie? Dostałaś zaproszenie i powinnaś być wdzięczna. - powiedział udając złość i oburzenie. I co miałam zrobić? Gdybym przyszła uznaliby mnie za drętwą nudziarę, gdybym nie przyszła - za tchórzofretkę.
- Oj, dobrze. Z resztą co mi szkodzi... - i odeszliśmy.
***
W milczeniu patrzyłam na całą rodzinę Gavina.
- Może zrobimy wyścig? - zaproponowała Miriyu.
- Ja chętnie. - zgodził się Harbinger. Gavin kiwnął głową. Teraz ich oczy zwróciły się ku mnie.
- Ech... Oczywiście, nie mam nic przeciwko - skłamałam. Miałam pełno powodów, aby być przeciwko.
- 3... 2... 1... start! - krzyknęła Miriyu. Wystrzeliliśmy jak z procy. Harbinger był zdecydowanie najszybszy, a ja, Gavin i jego siostra mniej więcej na równi. Teraz nikt nie patrzył na mnie złowrogo, więc poczułam się wolna jak ptak. Moje nogi zaczęły pracować szybciej, nabierałam prędkości zostawiając za sobą resztę, kilka metrów przede mną biegł Harbinger. Wpadliśmy na małą polankę i zatrzymaliśmy się. Oddychałam miarowo, nie zmęczyłam się bardzo, dlatego nie padłam jak zwykle na trawę.
- Nieźle, synku. - rzucił zza ramienia ojciec Gavina. ( o ile wilki mają ramiona c: )
- Ekhem... Rebeliah.
- A, to ty. - Spojrzał na mnie. Jego oczy przewiercały mnie na wylot i czułam się okropnie skrępowana. W tej samej chwili dotarli Gavin wraz z Miriyu.
- Byłem pierwszy!
- Nie, ja byłam szybciej!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nieważne - odezwał się ojciec ich obojga. - Zaraz powinny tu przyjść jelenie. - polowanie. Jedna z niewielu dziedzin, w których byłam dobra. Czekaliśmy...
***
Na polance pojawiły się dwa młode jelonki, razem ważyły pewnie tyle, ile dorosły.
- Szczęście nam dzisiaj nie dopisało... - powiedział Harbinger. - Ja biorę pierwszego z Miriyu, ty z Rebeliah - drugiego. - odezwał się do Gavina.
- Jeżeli nie chcesz tego robić, to tylko powiedz... - szepnął z zakłopotaniem.
- Poradzę sobie. Chyba i tak nie ma to dla mnie większego znaczenia... - podeszliśmy cicho i dyskretnie do jelonka. Zaszliśmy go od tyłu, tak, że nie mógł nic poradzić na niebezpieczeństwo. Potem to była formalność. Skoczyliśmy na niego i wbiłam mu kły w kark, gdy Gavin go przytrzymał. Patrzyliśmy potem na Harbingera, który z Miriyu zasadzał się na większego i bardziej oddalonego samczyka. Biedak nie zdawał sobie sprawy ze śmierci towarzysza. Kiedy byli od niego oddaleni o jakieś 2 -3 metry siostra Gavina zahaczyła łapą o powykręcany korzeń. Chyba zwichnęła kostkę.
- Auć! - jęknęła cicho. Za waderą pojawił się cień czegoś dużego. Spięłam się i zdenerwowana pokazałam jej dyskretnie, aby się wycofała. Nie zauważyła tego. Stworzenie wyszło z lasu, i nad bezbronną siostrą Gavina górował zapewne ojciec maleństw, dopiero przez nas upolowanych.
- Uważaj! - wrzasnęłam do niej. Szybko obróciła się w stronę zwierza, który stanął na tylnych kopytach ( taaak, jelenie są niezwykle niebezpieczne). Nie mogła go zagryźć, ani odepchnąć przez zranioną łapę, więc instynktownie rzuciłam się na zwierzę. Odepchnęłam go, po czym stoczyłam się razem z jeleniem z niezbyt stromego wzgórza, ale za to usianego wystającymi korzeniami i ostrymi skałami. Obraz migał mi przed oczyma, a jeleń uderzył w końcu w skałę. Leciałam szybciej i szybciej, w pewnym momencie poczułam ból narastający w prawej łapie.
- Cho***a! Rebeliah?! - słyszałam jak przez mgłę głos Gavina. Czy biegł po mnie? Czy może liczył na happy end? Nagle, wyskoczyłam jak z rampy do wijącej się przez zieloną dolinę rzeki.
Miriyu? Przepraszam z tą powtórkę,
ale chciałam ukazać tą sytuację z jej perspektywy...