7 lipca 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd Anabel

Siedziałam w miejscu zastanawiając się gdzie zniknął tajemniczy "Is" (bo tylko tyle udało mi się odszyfrować z jego kodu imiennego), który mnie tu nad rzekę "przyprowadził". Od wody powiewała chłodna, kojąca para. Słońce grzało moje szaro-brązowe futro coraz mocniej zakręcone od potu. Byłam trochę senna, ale nadal czujna... Przekręciłam prawe ucho nieco do tyłu. - Zobacz. - Wykryłam cichy głos. Należał do jednej z dwóch wader, których odbicie nagle dostrzegłam na falującej, lustrzanej powierzchni rzeki. Udałam, że ich nie widzę.
- Może chodź do niej. - Usłyszałam delikatną odpowiedź drugiej, skrzydlatej. Gdy były wystarczająco blisko szybko zamrugałam powiekami by widzieć w przestrzeni kodów. Przydałoby się coś o nich dowiedzieć. Wszystko naokoło nabrało w moich oczach niebieskich barw pełnych różnych, białych ciągów szyfrów. Najciekawsze łańcuchy kodów ciągnęły się z prądem rzeki. (Pytasz, dlaczego? Dlatego, że oprócz samego kodu rzecznej, podkreślę, H2O znajdowały się tu plątaniny wszystkiego w niej dosłownie odbitego, promieni słonecznych, życia na jej dnie i słabe więzy postaci gdzieś z powierzchni na drugim końcu rzeki. Oczywiście mogłabym dostać oczopląsu od widzenia wszystkiego na raz, więc podzieliłam se widok na warstwy. Każdą mogę uruchomić lub przysłonić jednym ruchem łapy... no, ale o tym innym razem.)
- Cześć jestem Cynthia. - przywitała się niebieska wadera. Spojrzałam na nią i w tym samym momencie dostrzegłam jak na jej czole cyferki migiem zmieniają się w litery tworzące słowo, a po trzech sekundach krążą już odsłonione z resztą plątaniny. Czyli mówiąc prościej odszyfrowała przede mną swoje prawdziwe imię. Gdzieś przy jej sercu krążył se banalny kodzik, który odszyfrowałam znikomym ruchem palca.
-7-7-A-N-I-O-Ł-7- 
Ach to jej rasa? Czyli nie grozi mi nic złego z jej strony...
Przeniosłam wzrok na białą.
- Ja jestem Anabel. - Odezwała się, a ja ujżałam ten sam efekt z imieniem co przed momentem u Cynthii. Od niej jednak nie musiałam nic odszyfrowywać.
Wystarczyło mi wciąż działające zaklęcie "aury zamiarów" Czuć było na kilometr ciepłą, przyjazną aurą, troche jak u szczeniaka, ale jednak nie... W każdym razie od niej też nic mi nie grozi.
- Jestem Kalista Laguna Merlin, ale możecie mówić mi po prostu Kalista. - Przedstawiłam się skinając powoli głową i wróciłam do rzeczywistości. Świat znowu nabrał zwyczajnych odcieni.
By mówiły mi Kalia zecydowanie za mało się znamy, a pełnego imienia to szybko zapomną, więc niech zostanie na pierwszym imieniu.
- Czemu siedzisz tu sama? - Spytała Cynthia.
- Tak jakoś... - Odpowiedziałam wymijająco. (Przecież nie wytłumaczę im ,że wyrywały mnie z rozmyślań typu "Dlaczego woda jest niebieska?"
albo, że śledziłam takiego jednego basiora i tu go zgubiłam...)
- To teraz możesz siedzieć tu sama z nami. - uśmiechnęła się Anabel po wymówieniu paradoksu. Nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu. Ku memu zdziwieniu po chwili wadery zaśmiały się synchronicznie do mnie.
- Może coś porobimy? - spytała biała ogarniając się.
- Hmm... - wydałam z siebie niski pomruk wynikający z zamyślenia. Analizowałam sytuację. Wadery skupiły na mnie całą swoją uwagę, jesteśmy blisko głębokiej części rzeki, prąd jest słaby, mamy gorące lato... - Ahah!
Błyskawicznie objęłam umięśnionymi przednimi łapami koleżanki i odbiłam się z wyskokiem od brzegu, ciężarem powalając zaskoczone wadery do chłodnej wody, z mocnym pluskiem. Gdy się wynurzyłyśmy, Cynthia z posklejanymi piórami od przezroczystej cieczy z trudem wypłynęła na brzeg i natychmiast się otrzepała z wody. Nie była jednak obrażona, ale uśmiechnięta. Po prostu mokre skrzydła jej ciążyły w wodzie i ledwo trzymała sie na powierzchni. Anabel zaś donośnie się śmiała i chlapała mnie wodą po pysku.
Widocznie spodobała jej się ta "zabawa".
Po jakimś czasie dołączyłyśmy do Cynthii na brzeg.
Strzepałam z czupryny krople wody a ogon wykręciłam jak szmatke łapami. W słońcu błyszczałam teraz jeszcze mocniej niż przedtem. Wylizałam łapy z kropelek i dopiero wtedy dostrzegłam rozdziawione szczęki wader.
- Coś nie tak? - Uniosłam brew
- To ty masz taką sierść naturalnie? Nigdy nie widziałam takiej...
- Trwałej z wody? - Dokończyłam i uśmiechnęłam się zarumieniona. Obie pokiwały głowami. No tak. Niby wiele razy zachwycano się moimi włosami i dziwiono, że nie były podkręcane, ale ja wciąż reaguje taka zakłopotana... Podrapałam się odruchowo po szyi i zmieniłam temat.
- Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałam. Cynth znowu przytaknęła.
- Takie ślicze loczki. Moge dotknąć? Prooosze - Anabel jednak nie załapała tak jak Cynthia, że czuję się troche niekomfortowo.
- Um... no możesz - Nachyliłam się totalnie zaburaczona. Nikt nigdy mnie o to nie pytał, a zawsze tego chciałam doświadczyć...
Wadera już wyciągała łapę do mojej grzywki gdy niespodziewanie (przez to, że mnie rozproszyła, nie wyczułam jego obecności)
Wyskoczył między nas czarny basior wszystko psując.
- Wybacz kochanie, ale Anabel na twoje nieszczęście woli chłopców - uśmiechnął się szyderczo. Natychmiast odskoczyłam obnarzając kły.
- Alec! - krzyknęła Ana.
Może był przystojny, ale wyczówałam od niego problemy. - Słucham?! Chyba cie pogięło! - Warknęłam, Cynthia się odsunęła i drgnęła. Czy ten koleś uważa mnie za lesbijke?!

Anabel? Alex? Cynthia? Sorka, że krótko, potem jeszcze się rozkręcę...

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template