31 lipca 2017

Od Glimmer

Zamachnęłam się mocno skrzydłami i w sekundę znalazłam się w powietrzu. Przez dłuższą chwilę rozkoszowałam się poczuciem pełnej swobody i wiatru targającego moje futro. Zachowywał się jakby chciał mnie porwać i unieść daleko stąd, ale ja nawet nie starałam się z nim zmagać. Poczułam jak gwałtowne podmuchy opływają gładko pierzastą powierzchnie moich skrzydeł. To właśnie dzięki nim wiatr był moim przyjacielem. Bez nich nie byłabym sobą. Dziwiłam się wszystkim stworzeniom, które były zmuszone przemieszczać się po lądzie, marnowały w ten sposób mnóstwo czasu. Wzniosłam się jeszcze wyżej, ponad chmury. Przymknęłam oczy rozkoszując się ostatnimi ciepłymi promieniami zachodzącego słońca, ślizgającymi się po moim futrze. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, była idealna. No prawie, bo zmartwienia najwidoczniej uznały, że za bardzo się odprężyłam. Jakie to zmartwienia? Głównie fakt, że po stracie ostatniej watahy nie zadomowiłam się nigdzie na stałe. Trwałam w niekończącej się podróży, odpoczywałam jak najrzadziej, wolałam pozostawać pod osłoną chmur. Poza tym w powietrzu zawsze czułam się pewniej i sprawiałam wrażenie, że z każdym machnięciem skrzydeł pozostawiam za sobą odrobinę strachu. Przecież nie mogę wiecznie uciekać, unikać innych wilków. W końcu będę musiała dołączyć do jakiejś watahy... Z niewesołych rozmyślań wyrwał mnie odgłos cichego szumu skrzydeł. Dużych, zdecydowanie nie ptasich skrzydeł. Błyskawicznie otworzyłam oczy, szykując się do ewentualnego uniku lub nawet walki.


Corners?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template