– To tutaj – poinstruował mnie słowik. – Przyleciałem do mojego przyjaciela, ale zachowywał się zupełnie inaczej, no to myślę, że coś jest nie tak. No i okazało się, że nijaki pan ciemności użyczy sobie tego ciała, dopóki nie znajdzie zamiennika.
Pokiwałem głową i poprosiłem go, by zachował spokój i się nie wtrącał. Coś czułem, że za bardzo przejął się stanem swojego przyjaciela. Nie wygląda to na ciężki przypadek, łatwo pójdzie. Nie muszę się nawet zwyczajnie starać.
– Nie dotykaj mnie pan!
– Ale panie, ja pana nie tykam.
Łosoś rzucał się na wszystkie strony, ale i tak nie mógł już się ode mnie uwolnić lub po prostu nie chciał. W końcu zainteresował się nim inny osobnik niż jakiś malutki ptak. Widziałem, że ciało ryby już długo nie utrzyma. Duch nie dawał ani chwili wytchnienia, irytujący osobnik. Zakląłem pod nosem, widząc, że dręczyciel świetnie się bawi zaistniałą sytuacją. Wypowiedziałem parę ładnych słów, które tak naprawdę były rozkazem. Duch prychnął, kiedy zorientował się, że został oddzielony od "żywiciela". Fuknął na mnie, że zepsułem mu świetną zabawę i będę mu musiał za to zapłacić. Westchnąłem, po czym usiadłem i dokładnie mu się przyjrzałem. Lekko zaczerwieniony kolor, faktycznie trochę się za to wściekał. Ułatwił mi tylko robotę. Po paru chwilach już go nie było, a ja poczułem na sobie wzrok różowiutkiego znajomka.
– Dziękuję – wymamrotał nieśmiało i rzucił się na głębszą wodę, kierując się do wodospadu.
Rozejrzałem się wokół, nie miałem chyba jeszcze okazji zwiedzić tych terenów albo najzwyczajniej zapomniałem, jak tutaj jest. Położyłem się pod jednym z drzew, och... "Zbliża się jesień" – powiedziałem sam do siebie, kładąc łeb na łapach. Odpoczynek po wykonanej robocie jak najbardziej mi się zależy. Niestety, dopływ promieni słonecznych do mojego futra został zagłuszony przez wilczą sylwetkę. Otwarłem oczy, a następnie uniosłem wzrok. Ujrzałem Layrę, choć widziałem jej bok, a jej spojrzenie błądziło po całym otoczeniu, wiedziałem, że przyszła do mnie, a nie podziwiać widoki.
– Coś nie tak? – zapytałem. Burknęła, że nic, a mimo to nie potrafiłem przyjąć tego do wiadomości. – Na pewno? – Podniosłem się do siadu, ona natomiast zajęła miejsce przede mną i pomasowała się łapą po brzuchu. Gładziła w kółko swoją sierść, tak jakby chciała mi o czymś powiedzieć, nie mówiąc przy tym nic.
– Nie, to nic takiego – rzuciła. – To tylko małe Niffelheimiątka w moim ciele.
Rozumiem, czyli to tak. Nie potrafiłem stwierdzić, czy się z tego cieszę, czy nie. A jak jest z Layrą? Jeśli chce, oczywiście zajmę się nią i maluchami jak się pojawią, ale to naprawdę, jeśli chce. Nie będę się narzucał. Spojrzałem na jej pysk, nie zdradzał niczego. Nie wiedziałem, co wadera teraz czuje, więc trudno mi było podjąć jakiekolwiek próby działania. Nie byłem pewny, co też mam powiedzieć...
Layra?