– To Amulette Talismane, w skrócie Amutali.
– Ładne imię. – Odłożyłem szczeniaka do boku Layry. – Mam dwóch synów?
– Mamy! – warknęła. – Nie zapominaj o mnie.
Przeprosiłem ją za to, w sumie nie dowierzałem, że to się właśnie stało. Teraz będę musiał ich pilnować, bo nie sądzę, żeby ich mamusia miała rezygnować z "wolności", no nie do końca. Córeczkę miałem przeuroczą i już miałem nadzieję, że nie sprawi mi zawodu, kiedy stanie się pełną wdzięku waderą. Z kolei moi synowie... Ojej. Oni to mi się jednak nie udali do końca, chociaż byli odrobinę do siebie podobni. Mieli prawie identyczną gamę kolorów i kształt ich czaszki był podobny. Czaszka...
– Mały defekt – powiedziała wyrocznia, – ale wciąż uważam, że jest moim słodkim synkiem. Geny po tatusiu. – Zarumieniła się przy tym nieznacznie.
– Wybacz, nie spodziewałem się, że mam takie geny... Nadałaś im imiona? – Pokręciła głową. – W takim razie ten będzie Rammstein.
– Rammstein?
– Kojarzy mi się z katastrofą, no trochę trafnie, jeśli odniesiemy się do jego wyglądu.
– Jesteś okropny... A co z naszym najstarszym?
– Najstarszy? Nie wygląda... – Ach, chyba będzie dominować nad resztą rodzeństwa, że pierwszy. – Zeth... To z kolei imię dzielnego wojownika, który był zaraz po Devonte wielką legendą moich stron, poza tym też był najstarszy z miotu.
Wadera pokiwała głową, powtarzając cicho imiona wszystkich szczeniąt. Widziałem, że jest zmęczona, więc nie chcąc jej przeszkadzać, zapowiedziałem, że jutro pomogę się jej przenieść do jaskini. Ku mojemu zdziwieniu, zapragnęła udać się do mnie. W takim wypadku uzgodniliśmy, że szczenięta będą mieszkać u mnie. No cóż, ona nosiła i urodziła, to ja mam się nimi zająć...
~Tak trochę miesiąc później czy coś.~
Otworzyłem oczy, jednak ciemność mnie nie opuściła. Na moim pysku rozgościła się Amulette, na brzuszku bojował Zeth. Och, jak dobrze już rozpoznawać swoje maleństwa po wadze. Moje kochane grubaski.
– Pokonaliśmy potwora! Nasi obywatele będą nam wdzięczni! – zakrzyknęła wojowniczo waderka.
– Księżniczko, powinnaś uważać! Nigdy nie wiadomo, czy potwór nie przyszykował dla nas zasadzki.
– Pokonam go, dla dobra narodu! Dziękuję za troskę generale Pączek!
Ruszyłem się, co sprawiło, że postacie księżniczki i generała straciły równowagę, co przyczyniło się do tego, iż opuściły moje ciało w trybie natychmiastowym. Zacząłem się bawić z Amutali i Zethem, odpychając ich od siebie, kiedy już do mnie dobiegli. Było to piekielnie męczące, a czasami nawet bolało. Łapali za moją sierść i szarpali, jakby chcieli mi ją zerwać. Harcowanie skończyło się, kiedy przyszła Layra.
– No to możemy zasiadać do obiadu – rzuciłem, wołając jeszcze Ramma.
Layra?
Jakieś skargi co do wychowania Niffelheima, o którym nie masz zielonego pojęcia? 8]