Przez chwilę nie ruszałam się, jedynie przyglądając się walce dwóch swoich mężów. Mój oddech, nadal niespokojny, stawał się coraz płytszy. Jęknęłam, opierając się bokiem o konar drzewa. Nieprawdziwego, ale równie stabilnego. Uważnie śledziłam ich walkę.
Powieki znów stały się zbyt ciężkie, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak głęboka była rana na łopatce i jak wiele przez nią straciłam krwi. Powoli osuwałam się, ale widząc, jakie Zero posyła mi spojrzenie, wstałam. Nie miałam siły walczyć, ale mogłam zrobić coś lepszego.
Zamknęłam na chwilę oczy, próbując się skupić. Jednak doskakujący do mnie Zero przeraził mnie na tyle, że ze skupienia nici.
- W porządku? - zapytał, a ja wpatrywałam się w niego.
- Odsuń się od niej - warknął drugi.
Zacisnęłam zęby. Cholera, zgubiłam męża.
- Halo, Tav...
- Odsuń się! - cofnęłam się o krok, panicznie wertując wygląd basiorów.
Choleracholeracholerachleracholera...
Zamrugałam, czując pulsujący ból głowy. Myśl, myśl...
W przypływie nagłego geniuszu spojrzałam na czerwone grzywki basiorów. Fałszywka ma przyciętą.
- Ok, Zero. Zakończmy to - uśmiechnęłam się w stronę stojącego obok basiora. Skinął łbem i zaczął podchodzić do drugiego basiora. Tamten napiął mięśnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam w nich ból i niezrozumienie, przez co poczułam się niesamowicie źle. Odpowiedziałam jedynie obojętną miną.
Chwyciłam leżący na ziemi sztylet i, całkowicie spokojna, sunęłam za idącym przede mną basiorem.
- Taravio... Zadaj jakieś pytanie. To naprawdę ja - zaczął bezsilnie. - Proszę.
- Spokojnie. Ja wiem, kto jest kim - odparłam cicho, ale nadal wrogo. - Umiesz się bronić, prawda?
Idący obok mnie basior zaśmiał się i posłał mi radosne spojrzenie. Widziałam, że chciał już to skończyć, więc jedynie zmierzyłam go przyjaznym spojrzeniem.
Przełknęłam ślinę i wymierzyłam sztylet w stojącego naprzeciw mnie basiora. Ten warknął i przyglądał się wilkowi obok mnie.
Kiedy brałam zamach, Zero stojący obok wrzasnął przeraźliwie i upadł na ziemię, krwawiąc. Wpatrywałam się w jego lekko przyciętą grzywkę.
- Wiedziałaś?
Uśmiechnęłam się, nie odwracając wzroku od krwawiącego wilka, który teraz powoli przybierał swoją postać. Z jego boku wystawał przekrwiony sopel lodu, a jego ciało powoli sztywniało.
- Odzyskałam moc niedługo po tym, jak zabiłeś fałszywą Taravię. Bo zrobiłeś to, tak?
Przytaknął, a ja podeszłam do niego i oparłam czoło o jego pierś. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tylko jednym mężem.
Świat wokół rozsypał się i przed naszymi oczami pojawił się portal. Zero przyjrzał się mojej ranie, która powoli się zamykała.
- Idziemy?
- To nie ja go otworzyłam.
Zmarszczył brwi i widziałam, że myśli nad tym intensywnie.
- Wydaje mi się, że właśnie przeszliśmy przez pierwszy poziom.
- OK - zaczął, mierząc portal wzrokiem - Czyli to nie jest portal do naszego świata.
- To wygląda na jakąś chorą grę.
- Właśnie tak.
- Gramy dalej? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Pff... A mamy wyjście?
Prychnęłam i ruszyłam do portalu. Oślepiające światło pochłonęło mnie w całości, a potem...
Zero? No i co było poootem?