- To... Może ja się oddalę. - zaproponowałem. Nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie. Czułem jak Zefir gapił się na mnie. Czułem to w kościach.
Ja.
To.
Czułem.
To.
Bolało. I to Bóg wie czemu.
*Nazajutrz.*
Obudziłem się lekko ospały. Leżałem dobra i godzinę patrząc się w sufit. W końcu ześlizgnąłem się z kanapy, drapnąłem słuchawki i począłem iść na polowanie. Polowanie na trujące rośliny. Cóż... Hehe. Nie istotne. Zgłodniałem...
- Alwer! Alwer! Ch*lera, gdzie on jest?! - krzyknąłem. Był to wartościowy demon, aczkolwiek gubił się czasem. Ktoś mi podłożył kosę. Na szczęście złapał mnie jeden z cieni. Wzniósł się później nad ziemię i ruszył na mojego *prychnięcie* wroga. To był Zefir.
Zefir? DAWEJ MNIEM TĄ WOJNĘ!