Spojrzałem tylko za nim. Jego wrzask aż ukłuł mnie gdzieś tam w środku. Było mi go szkoda, jak można mieć w sobie tyle smutku, przecież od magazynowania tego w sercu można eksplodować. Czarny basior zdążył już odlecieć, przeniosłem wzrok na moją róże. Co za ignorant, jak mu się nie podobała mógł powiedzieć a nie od razu deptać. Taki ma się szacuneczek do czyjejś pracy? Dobre sobie, pf. Nie podoba mu się róża? A może jej znaczenie? W sumie… Taka róża oznacza miłość. Kurde, mogłem pomyśleć wcześniej. Jaki ja jestem lekkomyślny, ale nie moja wina, że te kwiaty skradły moje serce aż do tego stopnia. Wziąłem kilka głębszych oddechów, przy każdym się krzywiąc. Koleś ma siłę, będę miał siniaki co najmniej miesiąc. Ugryziona łapa również bolała, ale przynajmniej nie krwawiła, z drugiej strony jednak wypadałoby ją przemyć, chociaż wodą. Westchnąłem, naprawdę chciałem by poczuł się lepiej, a wywołałem odwrotny efekt. Uniosłem się do góry i sunąc w powietrzu skierowałem się do pobliskiej rzeki, była to Valor. Usiadłem na jej brzegu, spojrzałem w toń wody. Jak zawsze przejrzysta i rześka. Delikatnie zanurzyłem w niej łapę by mogła obmyć bolące miejsca. Zimny strumień od razu przyniósł ulgę. Na około było ciemno, jedyne światło dawał księżyc przeglądający się subtelnych falach Valor. Zacząłem śpiewać cichutko pod nosem, potem troszkę głośniej, aż w końcu się nie krępowałem, Musiałem obudzić kilka ptaków bo słyszałem ich poćwierkiwanie w rytm mojej nuty. Ta piosenka nie była szczególna, była jedynie upustem uczuć kłębiących się w moim wnętrzu, trochę skołowania, trochę żalu i wspomnienie oczu basiora. Były głębokie, skrywały jakąś tajemnicę. Umilkłem na to wspomnienie. Nie zapytałem go o imię. Co prawda sam mogłem to sprawdzić, ale nie lubię grzebać w czyiś myślach bez zgody właściciela. Uh, mogę o nim mówić jedynie „on” albo „ten basior”. A to z pewnością istota, która zasługuje by odpowiednio ją nazywać. Ciekawe jakie miano nosi, pewnie do niego pasuje… Moje rozmyślania przerwał nagły plusk wody dość niedaleko. Ktoś postanowił wziąć zimną kąpiel, było słychać agresywne rozbryzgi wody jakby ktoś się na niej wyładowywał. Wyczułem aurę tej osoby, tak bardzo podobną do czarnego basiora. Podszedłem o kilka kroków, zmysły mnie nie myliły, to był on. Spuściłem lekko uszy. Obiekt moich rozmyślań miotał się w wodzie jakby z nią walczył, był cały skołowany i wkurzony, co najgorsze z mojego powodu. A przecież powinienem przynosić radość, a nie takie okropne uczucia. Poczułem ukłucie w sercu. Zawiodłem. Ale może jeszcze dałoby się to naprawić. Skoro nie spodobała mu się róża, może in ny kwiat go przekona. Zastanowiłem się chwilę który miałby odpowiednie przesłanie. I wtedy na myśl przyszła mi lilia, biała, nieskazitelna lilia. Kilkoma nutami delikatnej piosenki wyczarowałem na powierzchni wody właśnie taki kwiat. Pluskanie wody ucichło. Czerwone oczy były skierowane na mnie, a ich właściciel aż się trząsł. Czyżby mój widok był dla niego takim ciosem? Zrobiłem krok do tyłu i popchnąłem nosem lilie po powierzchni wody w jego stronę. On również się cofnął.
- Czy wiesz co oznacza ten kwiat? - zapytałem cicho, choć nie wątpię, że mnie usłyszał, wokół panowało napięcie tego pokroju, że można by usłyszeć rośnięcie trawy. - Ten kwiat mówi „Mam czyste intencje, życzę ci jak najlepiej”
Basior zastrzygł uszami i zmierzył mnie spojrzeniem pełnym pasji, ale nie takiej którą wolałbym zobaczyć. Czuło się jego tętniące mieszane uczucia. Czyżby aż tak nie lubił kwiatów? Cofnąłem się jeszcze o krok. Byłem gotowy na kolejny cios.
- Przepraszam – wyszeptałem.
Kivui? Przyjmiesz ten kwiat?