- Jak tam zdrówko?- Zdążyłem wypowiedzieć między gwizdnięciami.
- Całkiem, całkiem...- wadera patrzyła na mnie lekko zmieszana. - My się znamy?
- Ty mnie nie. Za to ja wręcz przeciwnie.- Wyszczerzyłem pięknie ząbki.
Destynea uniosła jedną brew.
- Chyba nie myślisz, że zostałaś magicznie przeteleportowana pod stół operacyjny?
To było rzecz jasna pytanie retoryczne. Wadera otworzyła szerzej oczy, a ja w odpowiedzi zaśmiałem się gardłowo.
- Nie musisz dziękować.
Obszedłem ją szybko i dyskretnie rozejrzałem się wokół, po pomieszczeniu. Gdzie ona może chować kosztowności?
- Nie zapytasz mnie może, skąd wiem gdzie mieszkasz?- Postanowiłem ostatni raz jeszcze skorzystać z oszołomienia Destynei.
- To było dziecinnie proste, wszystko dzięki twojemu chirurgowi.- Kontynuowałem bez jej specjalnego pozwolenia.- A ja przyszedłem zobaczyć jam się masz po operacji. Wiem jak trudno jest żyć z włócznią w jednym płucu.
Nie wiedziałem.
Zrzuciłem mój plecak z grzbietu i zacząłem grzebać w jego trzewiach.
- Kawy czy herbaty?
Z faktu iż podglądałem przyjęcia towarzystwie mojego profesora, znam jako tako zasady ludzkiego sawuar wiwru. Tak naprawdę to nie nauczyłem się żadnych innych, więc zostańmy przy tym. Psorek poduczył mnie nawet jak trzymać kubek bez przeciwstawnych kciuków, on to ma mózg.
Wyjąłem dwie, nieco zakurzone filiżanki z chińskiej porcelany oraz mały, żelazny imbryk podróżny. Kawa powinna znajdować się w młynku...czy ja wziąłem go ze sobą?
Desty? Przykrótkie trochę, ale robię co mogę :'D