- Co ma sens? - Zwróciła się do mnie.
- Wszystko, my. Może damy sobie w takim razie chwilę odpocząć?
- Taak! Wielki pan kolejny raz ma zamiar sobie gdzieś iść. Może teraz chcesz się utopić?! - Zaczęła się gorzko śmiać. - No jak tak bardzo chcesz, to proszę.
Mam już tego dość. Za każdym razem bałem się, że ją stracę. Zaprzątała moje myśli i niszczyła mnie od środka.
- Nie Ingreed. Może pora się teraz obudzić? Przez siedem lat wydawało mi się, że żyjesz pod kloszem. Może w końcu uwierz w siebie i przestań się użalać. Masz koszmary? Też je mam. Codziennie, kiedy zasypiam, widzę ten sam obraz. Chcesz wiedzieć jaki? Ciebie Ingreed. A raczej to, co z ciebie zostało. Nie unikaj tematu.
Zaczęła płakać. Prawda boli, bardzo.
- Zależy mi na tobie, jeszcze tego nie rozumiesz? Pragnę widzieć cię codziennie roześmianą, ze mną przy boku, ale nie żyjemy w bajce. Sama bardzo dobrze wiesz, że zostało mi około pięciu lat. Skoro ci na mnie zależy, to wykorzystajmy ten czas jak najlepiej.
- J-Ja... chcę.
- Przepraszam. Czyli mam rozumieć, że twoje koszmary są rzeczywiste i zawsze jak się budzisz twoje obrażenia się zgodne z tymi, które uzyskałaś we śnie?
- Tak.
- Nie ty jedna. Wracamy?
Resztę drogi rozmawialiśmy o lekkich rzeczach.
- Dlaczego nie chcesz mieszkać w centrum?
- Sam nie wiem, ale dziś mam tutaj coś do zrobienia. Widziałaś może Kesame?
- Chyba jest w sklepie.
- To do zobaczenia Ingreed.
Miałem już wyjść kiedy...
- Harbinger? Przyjdź wieczorem, proszę.
- Oczywiście.
***
W sklepie nie zastałem nikogo. Po dziesięciu minutach czekania już miałem iść, kiedy w końcu pojawiła się Kesame.- Ooo! Cześć Harbinger! Co cię do mnie sprowadza? Kolejny prezent dla siostry?
- Nie. Tym razem chodzi o mnie.
- Nie mów mi, że nosisz diademy!
- Przestań się śmiać. Mam do ciebie interes.
Waderze zaświeciły się oczy.
- Jaki?
- Chciałbym z powrotem mieć swoje obręcze na uszach.
- To nie problem. Chodź zaraz, się tym zajmiemy.
Weszliśmy w głąb pomieszczenia. Na stoliku leżały różne ozdoby.
Kesame podsunęła mi pod nos całkiem nowe, złote obręcze.
- Wybieraj.
- Trzy na lewym i dwa na prawym.
- Oki.
***
- Wyglądasz nieziemsko.- Nie musisz mi tego mówić, ja to wiem.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Zbieram się, do zobaczenia niebawem.
***
(Te magiczne wilki chyba mają kilka cech ludzkich, c'nie? Liczę na to... default smiley xd)Słońce kolejny raz zniknęło za chmurami. Lunął deszcz. Kochane centrum. Im bliżej, tym więcej błota. Już w progu przywitał mnie chorobliwy śmiech In.
- I po to była ci potrzebna Kesame?
- Tak.
- Pasują do ciebie.
- Wszyscy mi to mówią. Masz dziś bardzo dobry humor...
- Tak, bo... coś sobie uświadomiłam.
- Co?
- Wszystko.
Podeszła do mnie i cmoknęła w nos. Nie zdążyła odejść, bo jednym ruchem przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie. Uciekaj. Proszę.
Kolejny raz mnie pocałowała.
- Nigdzie. Się. Nie. Wybieram.
- Odważna dziś jesteś. To przez księżyc?
- Nie. To tylko i wyłącznie twoja wina.
Wszystko wydawało się słodkie. W pomieszczeniu zrobiło się gorąco. Ingreed co jakiś czas szeptała pod nosem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Niewinne pocałunki stały się czymś silniejszym.
- Ingreed, nie możemy. Jeszcze nie.
Oparłem swoje czoło o jej. Słychać było tylko nasze nierówne oddechy.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Ostatnio zdecydowanie za dużo razy przepraszamy.
Nachyliła się do mojego ucha i chwyciła kolczyk w zęby. Lekko szarpnęła, ale zaraz potem wróciła na swoje miejsce.
- Wiesz. Podjęłam też pewną decyzję. Bardzo ważną.
- Jaką?
- Powiem ci, ale nie teraz. Chcę coś w zamian.
- A co?
Ingreed? Pozostawię to bez komentarza. PS. Jaki kolor szelek wybrałaś dla psa?