16 lipca 2017

Od Kalisty Laguny Merlin do Taichi'ego

Dzień 1: Jakiś koleś kręci się w tych samych miejscach co ja. Zignorowałam. To pewnie przypadek.
Dzień 2: Unika kontaktu ze mną, ale ciągle się błąka tam gdzie byłam. Zainteresowałam się.
Dzień 3: Śledzę go. Okazuje się, że szybciej dołączył do watahy niż ja,
bo wilki go w większości witają gdy przechodzi obok. Spostrzegłam, że nic nie robi tylko łazi z głową w chmurach albo poluje. Tak w koło.
Zaczynam się nim nudzić.
Dzień 4: Mimo wszystko obiekt "czarno- fioletowy basior" dalej krąży w tych samych miejscach nie czyniąc nic nowego, a jednak jest zawsze tam gdzie ja się pojawiam... Zaczyna mnie irytować.
Dzień 5: Pierwsza próba rozmowy. - Kim jesteś? - spytałam stając mu na drodze. Zlustrował mnie tylko chłodnym wzrokiem w odpowiedzi, wyminął i pobiegł za sarną. Spostrzegłam, że ma bardzo niebezpiecznie tajemnicze oczy. Zignorowałam to jednak.
Dzień 5: Wilk o dziwo cały dzień leży smutny w cieniu wielkiego, starego drzewa. Przeprowadzam test. Położyłam się kilka metrów od niego, ale tak by mieć go na widoku i gapie się.
Po kilku minutach poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś na siłę przestawił mój wzrok na koronę drzewa. Moje kody zaczęły się skupiać na kształtach liści, na ich odcieniach, na ciszy... STOP.
Przecież wcale nie chciałam gapić się na drzewo! Miałam nie spuszczać wzroku z... czy on właśnie zaingerował w mój kod?! Warknęłam i zerknęłam na długouchego basiora. Emocje zniknęły z jego pyska. Niby nie ruszył się z miejsca, ale otworzył szeroko swoje szaro-niebieskie oczy i teraz on na mnie się gapił. Tak chcesz to rozwiązać? Dobra! Otworzyłam przestrzeń kodów. Zaczęła się między nami wojna niczym "kto pierwszy mrugnie", ale tutaj polegało to raczej na tym kto lepiej zablokuje umysł i ciało...
Był początkowo o poziom silniejszy, aż zaczęłam się pocić, ale nie poddałam się tak łatwo i wspomogłam się swoją maną, co niestety skończyło się na tym, że obu nas odepchnęło z potężnym hukiem. Jego na drzewo, a mnie... do rzeki.
Dzień 6: Tajemniczy basior "Ta" (bo tylko tyle z jego trudnego szyfru imienia wyciągnęłam) znowu wrócił do rutyny dnia.
Dalej łaził w moich okolicach i bezczelnie uważał się za silniejszego, bo gdy tylko obok przechodziłam spoglądał na mnie z wyższością. Oficjalnie należałam w końcu do watahy, bo Anabel przedstawiła mnie alfą, a oni mnie przyjęli.
Dzień 7: Wybuchłam.
Podbiegłam do basiora w porze obiadowej, popatrzyłam się w jego oczy myśląc tylko o "wspólnym polowaniu". Ku memu zdziwieniu kiwnął głową na zgodę i zaczął węszyć. Dobra, czyli może odczytać myśli... Złapaliśmy współpracując dwa soczyste jelenie. Jeden był mój, drugi był jego. Gdy się najadłam, stanęłam przed wilkiem i odezwałam się: - A więc "Ta". Jesteś deszyfrantem...
Uniósł dumnie łeb znad truchła po czym pokazał na twarzy grymas przypominający uśmiech. - Podobnie jak ty "Kal". - Odpowiedział opanowanym głosem. Kącik moich ust drgnął. Zna o jedną literę więcej z mojego imienia... - Może nasza znajomość nie zaczęła się zbyt miło, ale przejdziemy na współpracę? - Westchnęłam wyciągając łapę w jego stronę.

Taichi? XD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template