Stworzenie z czerwonymi oczami rzuciło się na mnie. Przymiażdzyło mnie do ziemi, a ja zamknąłem oczy.
- Nie pamiętasz mnie Apocalypse? To ja, dawny ty... Pamiętasz jak uczucie nienawiści było rozkoszne? Poczuj to teraz...
Zacząłem się śmiać jak psychopata. Z mojego nosa i pyska lała się krew.
Uciekłem. W skorupie przeszłego ja krył się moje prawdziwe wcielenie.
Nie oszukujmy się - To ja. Cały ja. Morderca i... złodziej. Łowca dusz.
Wspiąłem się na klif i zacząłem wyć.
- Witaj świecie! To ja! Powrócił Apocalypse The White Demon!
Znowu zacząłem się śmiać. Racja... to rozkoszne jak kogoś nienawidzić, nie prawda?
Wkradłem się na tereny innej watahy. Zwiałem zanim ktoś zobaczt, że kilka wilków ma poderżnięte gardła. Prawie cały byłem we krwi.
Nie zauważalnie prześlizgnąłem się na tereny watahy Smoczego Ostrza do jaskini kogoś, kogo kiedyś kochałem. Wziąłem nóż i zbliżyłem się do śpiącej wadery.
- Dobranoc...
<Em... Nyks ? ZAŁAGODZISZ SYTUACJE DZIĘKUJE ?>