- Tavi... - mruknął, a ja jedynie oparłam łapę na jego czole. - Co ty wyrabiasz?
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Nie próbuj mieszać mi w głowie.
- Pff, przecież i tak byś mi na to nie pozwolił...
- Ktoś idzie - zakomunikował, nie patrząc jednak w tamtą stronę. - I to nie z watahy.
- Owszem.
Odwróciłam się, przywdziewając uśmiech przeznaczony dla nowych, obcych wilków. Zero stał obok skrywając wszelkie uczucia.
Wyprostowałam się i uniosłam dumnie łeb, żeby wydać się trochę większa. Na szczęście wilczyca zbliżająca się do nas nie wyglądała na wiele wyższą.
- Witajcie - zaczęłam, podchodząc.
Skinęli głowami na powitanie. Basior nieufnie przyglądał się stojącemu obok Zerusiowi, a czerwone oczy wadery wydawały się wywiercać we mnie dziurę. Jęknęłam w duchu, przypominając sobie formułkę.
- Nazywam się Taravia i jestem alfą tutejszej Watahy Smoczego Ostrza. Co was sprowadza?
- Jedynie przechodzimy - odparł szary, skrzydlaty basior.
Zero poruszył się niespokojnie, lecz tylko ja to zauważyłam.
- Jesteście może głodni? Może przenocujecie?
Wadera cicho zaśmiała się, nadal na mnie patrząc.
- Tak - odezwała się - może nawet zostaniemy trochę dłużej. To nie kłopot, prawda?
- Oczywiście, że nie. Możecie zostać tyle, ile chcecie. Naturalnie nie sprawiając kłopotów - chrząknęłam, wymieniając z mężem porozumiewawcze spojrzenie. Nie dbałam nawet o to, czy to zauważą.
- Pokażemy wam miejsce, w którym możecie odpocząć - Zero ruszył wolnym krokiem w kierunku centrum. - Opowiecie nam coś o sobie?
Yin? Dark?