15 lipca 2017

Od Issue cd Destynea

- Kto to był? - Zapytałem, gdy tajemniczy, czarny wilczek wyszedł z biblioteki.
- Ona? T-to Destynea - Mruknął gryzoń z nadwagą.- P-pomaga mi w zap-pełnianiu książek inf-informacyjnych. T-tuła się p-po świecie, chyba ro-rozumiesz. A swoje o-odkrycia na bieżąco p-przekazuje skrybie. M-mi, to znaczy. 
To jedno z dłuższych zdań, jakie kiedykolwiek od niego wyciągnąłem.
- Rozumiem. Od dawna tu jest?
- Ń-nie.- Deddox zaczął kręcić głową.- Jest je-jeszcze nowa, w-więc nie wysyłamy jej n-na d-długie wędrówki. 
Z tego co właśnie podsłuchałem, zapuściła się aż za góry Menegroth. To śmieszna odległość, patrząc na to z lotu ptaka, ale można tam było wykopać interesujące minerały. Bardzo często sam się po nie wybierałem. 
Zamknąłem księgę z hukiem i odłożyłem ją na biurko, obok kałamarza Deddoxa.
- Do zobaczenia, przyjacielu! Miło było - Zawyłem i potruchtałem do drzwi wyjściowych.
Ciekawe czy sama coś ze sobą przyniosła. Może odkupię od niej jakiś nieoszlifowany diament, wciskając jej kit, że to najtańszy kwarc? Hah, czemu nie, dawno się tak nie bawiłem.
Ominąłem ten okropny posąg płaczącego anioła przy drzwiach, pokazałem mu jęzor i ostatecznie wyszedłem z biblioteki.
O, znowu ona. Ale martwa.
Odkrywca leżał na brzuchu z wystającym kikutem z prawego boku. W sumie, to z obu stron. Wadera wyglądała jak szaszłyk.
- Ratuj... - Zdołała wyszeptać, po czym położyła łeb na ziemi.
Chyba potrzebowała pomocy. I to bardzo...
(Trafne spostrzeżenie profesorze!)
Mógłbyś nie przeszkadzać w takiej sytuacji? Ja tu próbuję życie ratować!
(Z tego co wiemy obaj, twoja potencjalna wiedza o pierwszej pomocy skończyła jako podnóżek. Poza tym, nigdy nikogo nie leczyłeś.Na lecznictwie poprzez zioła też się nie znasz. Nawet pokrzywy od mięty nie odróżnisz...)
Dzięki za słowa otuchy, bardzo pomocne. 
(Zawsze służę pomocą, mój kochany idioto)
Ja też cię nienawidzę. Teraz mógłbyś być choć raz przydatny: proszę powiedz, wiem cokolwiek o budowaniu noszy? 
(Miałeś z tego doktorat, nie pamiętasz? Z alg morskich możesz również stworzyć paralotnię.)
Och,no tak. Na śmierć zapomniałem! Mamy tu tylko jakieś patyki?
(A po co ty ją w ogóle ratujesz? Myślałem, że nie lubisz być bezinteresowny)
W sumie, masz rację.

Stałem nad waderą jeszcze chwilę, po czym odszedłem zmieszany. Zrobiłem parę spokojnych kroków w stronę domu, zostawiając umierającą w tyle. Heh, jaki mamy dziś piękny dzień.
Czekaj...kryształy! Znowu o nich zapomniałem, przecież miałem ją jeszcze obskrobać przed zachodem słońca. Tyle, że.
Odwróciłem się. 
Martwa na pewno mi ich nie odda, ty idioto! Dobra, tylko jeden ostatni raz. To wcale nie jest bezinteresowna pomoc i marnowanie własnych zapasów energii oraz czasu.
(Oczywiście, że nie)
W końcu się na coś przydałeś!
Po czym poszedłem budować nosze.
***
Stałem przed małą dziurą w ziemi, przypięty do szerokich noszy jak koń pociągowy do sań. Jedyne co wiedziałem o uzdrawianiu to, że gość co się na tym zna, mieszka w tej jaskini. O ile można to nazwać jaskinią...
- Em...halo? - Włożyłem łeb do dziury i zawołałem. Echo poniosło moje słowa na sam dół.
- Co znowu?! - Mała, wredna istotka wychyliła się ze środka. Luma, całe szczęście.
- Potrzebuję pomocy, i to szybko.- Wskazałem na nosze za mną.
Mała, żółta waderka obejrzała Destyneę.
- Eutanazja jedynym ratunkiem.- Odparła z powagą po krótkich oględzinach.
Otworzyłem szerzej oczy, a Luma prychnęła śmiechem.
- Nabijam się tylko, spokojnie wielkooki. Jakoś sobie poradzę.
Po czym wskoczyła z powrotem do dziury.
- A ty dokąd? - Krzyknąłem do dziury
- Zostaw ją obok drzwi,możesz już iść do domu. Zajmę się nią za chwilkę, daj tylko skalpel skołować.

Destynea?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template